W Częstochowie, niedaleko Jasnej Góry, przed gmachem głównym Akademii Polonijnej przy ul. Pułaskiego, 8 października odsłonięto pomnik ostatniego Prezydenta RP na Uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Ryszard Kaczorowski był nie tylko wielkim patriotą i mężem stanu, był także harcerzem, wielkim protektorem i patronem Akademii Polonijnej w Częstochowie, lubił to miasto i lubił tu przyjeżdżać. Ten konfrater Klasztoru Jasnogórskiego znalazł się także w gronie honorowych obywateli miasta Częstochowy.
Wszystko to zapewne sprawiło, że harcerze, studenci, kombatanci i mieszkańcy Częstochowy wyszli z propozycją postawienia temu wielkiemu Polakowi pomnika. Senat Akademii Polonijnej i jej założyciel na wniosek wspomnianych środowisk nadali tej propozycji kształt ostateczny. Postać Prezydenta wyrzeźbił Wojciech Batko, a dzieło wysokości 2,5 m stanęło na skwerze noszącym imię Bohatera.
Uroczystość osłonięcia pomnika zbiegła się z uroczystością inauguracji nowego, 20. już, roku akademickiego w Akademii Polonijnej. Dr Maria Urbaniec z Akademii Polonijnej w Częstochowie mówiła: - Doniosłość obu tych wydarzeń, a w szczególności odsłonięcie pomnika prezydenta Kaczorowskiego, jest nie tylko oddaniem hołdu tej osobistości, ale również ważnym przedsięwzięciem, kształtującym świadomość narodową młodego pokolenia Polaków.
W głównej auli uczelni spotkali się więc znamienici przedstawiciele świata nauki, parlamentarzyści i samorządowcy, ludzie kultury i sztuki, osoby zasłużone dla Akademii i miasta. Gościem specjalnym była wdowa po prezydencie Ryszardzie Kaczorowskim - pani Karolina Kaczorowska, która dziękowała za ten niezwykły hołd. Swoistym wprowadzeniem do uroczystości odsłonięcia stał się wykład prof. dr. hab. Wiesława Jana Wysockiego, członka Rady ds. Kombatantów przy Prezydencie RP „Prezydent Ryszard Kaczorowski i jego misja na uchodźstwie i w kraju”.
Czy można zapanować nad wstydem? Podobno jeśli mocno wbije się paznokcie w kciuk, to czerwona twarz wraca do normy. Ale od środka wstyd dalej pali, choć może na zewnątrz już tak bardzo tego nie widać. Jeśli ktoś się wstydzi, że zachował się jak świnia, to w sumie dobrze, bo jest szansa, że tak łatwo tego nie powtórzy. Tylko że ludzkość tak jakoś coraz mniej się wstydzi rzeczy złych.
Ludzie wstydzą się: biedy, pochodzenia, wiary, wyglądu, wagi… I nie jest to wcale wynalazek dzisiejszych napompowanych, szpanujących i wyzwolonych czasów. Takie samo zażenowanie czuł pewien Wincenty, żyjący we Francji na przełomie XVI i XVII wieku. Urodził się w zapadłej wsi, dzieciństwo kojarzyło mu się ze świniakami, biedą, pięciorgiem rodzeństwa i matką - służącą. Chciał się z tego wyrwać. Więc wymyślił sobie, że zostanie księdzem. Serio. Nie szukał w tym wszystkim specjalnie Boga. Miał tylko dość biedy. Rodzice dali mu, co mogli, ale szału nie było, więc chłopak dorabiał korepetycjami, jednocześnie z całych sił próbując ukryć swoje pochodzenie. Dlatego, kiedy ojciec przyszedł go odwiedzić w szkole, Wincenty nie chciał z nim rozmawiać. Sumienie wyrzucało mu to potem do późnej starości.
Paryski epizod z niedopowiedzianym uściskiem dłoni – ten, w którym Emmanuel Macron ostentacyjnie nie przywitał Donalda Tuska, a rządowa telewizja w likwidacji zrzuciła to na „kilkuminutowe spóźnienie” – był sceną symboliczną.
Nie chodzi o protokół. Chodzi o treść spotkania i komunikat, który z niego popłynął: tzw. „koalicja chętnych” ogłosiła, że „wkład, który mamy dzisiaj, jest wystarczający, aby móc powiedzieć Amerykanom, iż jesteśmy gotowi wziąć na siebie zobowiązania”. Minęły cztery tygodnie i ten sam Donald Tusk, od lat pierwszy w unijnym szeregu do szturchania Stanów Zjednoczonych, zaczął użalać się, że „USA przerzucają odpowiedzialność na Europę”. Gdybym chciał być złośliwy, powiedziałbym, że może przez tamtą „obsuwę” nie usłyszał, co uzgodniono. Nie będę. Przypomnę tylko jego własne deklaracje z początku roku o Europie „stającej na własnych nogach”. W polityce pamięć jest obowiązkiem – zwłaszcza gdy rachunki za wielkie słowa przychodzą szybciej, niż kończy się konferencja prasowa.
Biskup San Miniato, Giovanni Paccosi, ogłosił, że ks. Marco Billeri, prezbiter diecezji toskańskiej, został mianowany przez Ojca Świętego jego drugim sekretarzem osobistym.
Wyświęcony w 2016 roku, ks. Billeri kontynuował studia w Rzymie, uzyskując doktorat z prawa kanonicznego. Mianowany sędzią Trybunału Kościelnego Toskanii oraz obrońcą węzła małżeńskiej przy Trybunale Diecezjalnym w San Miniato i Volterra, był również ceremoniarzem biskupim i sekretarzem Rady Kapłańskiej. Do tej pory pełnił funkcję wikariusza parafii św. Szczepana i Marcina w San Miniato Basso.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.