Bywa, że, wbrew pozorom, czyjaś brutalna siła ukrywa wewnętrzną niemoc, a wewnętrzna moc wcale nie boi się bezsilności.
*
Średniowieczny rycerz był przeciwieństwem rzymskiego gladiatora, robiąc prawy użytek z męstwa i sztuki władania bronią, stając w obronie sprawiedliwości, bezbronnych i słabych. I rycerstwo starało się być temu wierne, z wyjątkiem rycerzy rozbójników i rabusiów. Takim stał się baron Rudolf z kilkoma ciurami podobnymi sobie, mający swój zamek u podnóża Alp i opuszczający go dla łupu i ściągania niegodnych danin z pastuchów, kmieci, wędrownych kupców. Rozpoznawano go po starym hełmie, w jakim walczył jego pradziad, zwany Kudłatym Niedźwiedziem, a który on wkładał jak jakiś talizman. Po którymś wypadzie jego ciurów zastał w komnacie, pomiędzy łupami, porwaną skądś dziewczynę. Była piękna i nad wyraz zgrabna w potarganym odzieniu i z półdzikim spojrzeniem. Kiedy zbliżył się do niej zachwycony i zaśmiał się, jako pan branki, ta nagle zwinęła się w sobie i uderzywszy pięściami, obaliła na ziemię. Dopadł ją jednak, związał, bawiąc się tym spojrzeniem ostrym jak sztylet. Potem zniósł ją, przywiązał do końskiego siodła i ruszył ku dolinie. Na postoju popuścił więzy ją krępujące, pozwalając zrobić kilka kroków. Pewny był, że nie umknie, bo jako łowca i tropiciel był mistrzem. Kiedy jednak znikła w krzakach, odnaleźć jej nie mógł ani tego dnia, ani następnego. Dziwnych uczuć zaczął doświadczać: wstydu, żalu, złości, pragnienia i pożądania. Czuł, jakby ono go opętało, więc całymi dniami włóczył się po okolicy, chcąc ją wytropić i pochwycić. Bez skutku. Któregoś ranka, jadąc przez skalisty wąwóz, usłyszał jakiś śpiew. Kierując się w stronę, skąd dochodził, natrafił na ścieżkę wiodącą do chaty wtulonej między skały. Wtedy zsiadł z konia i zajrzał do środka. Klęczał tam w mniszym odzieniu, wznosząc w górę ręce i śpiewając, jakiś starowina. Wokół niego nie było nic, co można byłoby zrabować. Starzec odwrócił się i wciąż śpiewając, zbliżył się do drzwi. „Kim jesteś i czego szukasz, bracie?” - spytał Rudolfa, który rzekł: „A tyś kim, stary grzybie?”. Ten jednak przewiercił go jakby czarnymi oczami i powiedział: „Hełm nosisz Kudłacza, więc pewnie jesteś tym zbójem, nie rycerzem, lecz rabusiem, gwałcicielem. Wczoraj mówili mi o porwanej dziewczynie…”. Rudolf dopadł starca, potrząsnął nim, rycząc: „Jak śmiesz, dziadu! A gdzie ta dziewka? Mów, bo ci łeb rozpłatam!”. Starzec jednak z dziwną siłą wyrwał się z jego łap, podbiegł do ściany, zdjął z niej krzyż i dziwnie potężnym głosem wykrzyknął: „Przez krzyż Zbawiciela, klątwę na ciebie rzucę i wyklną cię wszyscy jak psa!”. Rudolf zbladł trupio i wyjąkał: „Ty? Mnie?”. I zaczął cofać się ku koniowi. Dopadł go krzyk starca: „Wracaj i czyń pokutę, bo inaczej użyję swej władzy i przeklnę!”. Na to Rudolf coraz ciszej: „A kimżeś ty jest?”. A starzec odpowiedział: „Jam baron Godo, brat twojego ojca. Powiadali, żem poległ, ale jam uszedł z takiej rodziny łupieżcy, by Bogu służyć i bronić tych, których łupicie!”. Rudolfowi miecz wypadł z ręki, bo miał przed sobą gwiazdę rycerstwa w mniszym odzieniu. Osunął się na kolana, słysząc nad sobą twarde słowa: „Odbędziesz pokutę! Odpasz miecz, zrzuć hełm… Boso pójdziesz za koniem do klasztoru”. Rudolf przypadł do stóp starca. Niebawem szedł za koniem, z pustelnikiem w siodle, jako ukorzony pokutnik po drogach, na których był postrachem.
*
Czyżbyśmy zapomnieli lub przestali wierzyć, że ponad tępą siłą, tupetem, bezczelnym rozbojem jest jeszcze moc, której one się lękają? Nie ludzka przecież, ale zbawienna, tam gdzie rządzą niesprawiedliwość i żądza.
Pomóż w rozwoju naszego portalu