Nigeria to najludniejszy kraj w Afryce. Do tego bogaty w surowce naturalne, przede wszystkim w ropę naftową - jest trzecim pod względem wielkości eksporterem tego surowca na rynek amerykański. To dlatego Amerykanie z niepokojem obserwują rozwój wydarzeń w tym podzielonym między chrześcijan i muzułmanów kraju. Niedawno do środka Afryki wysłał reportera „Christian Science Monitor”.
Media często donoszą o starciach chrześcijańsko-muzułmańskich w Nigerii. Dwa największe miały miejsce w styczniu i marcu. Media traktują je jako wojnę religijną, ale sprawa nie jest tak prosta i wcale nie różnica wiary jest tu powodem walk. Chodzi przede wszystkim o władzę, a w tle stoją różnice plemienne. Najlepiej widać to w stanie Plateau. Niby od marca nie było już żadnych starć, bo centralne władze zwiększyły obsadę wojskową stanu i wprowadziły godzinę policyjną, ale za to niemal codziennie ginie ktoś zamordowany skrytobójczo. Muzułmanie i chrześcijanie zamknęli się w swoich gettach, bo tylko tam mogą się czuć bezpiecznie. Chrześcijanie należą do etnicznej grupy Beromów. Muzułmanie to Hausa i Fulani. Beromowie uważają się za tubylców, a przedstawicieli dwóch innych plemion traktują jak intruzów. Muzułmanie są z kolei przekonani o dziejącej się im krzywdzie. Żądają większej reprezentacji w sferze publicznej, co wiąże się z władzą i pieniędzmi. I to właśnie jest prawdziwa przyczyna konfliktów, które od czasu do czasu wstrząsają Nigerią.
(pr)
Pomóż w rozwoju naszego portalu