Reklama

Prawna analiza debaty wokół zapłodnienia in vitro

Ludzka godność albo tzw. kompromis

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Prowadzona obecnie w Polsce dyskusja nad stosunkiem prawa do zapłodnienia in vitro jest niewątpliwie spóźniona o co najmniej 30 lat. Nie umniejsza to wszakże jej znaczenia, jako że wymiana argumentów ma na pewno większą wartość niż milczenie, zaś brak stanowiska prawodawcy w tytułowej kwestii może kształtować błędne przekonanie, że powinna ona pozostać poza obszarem regulacji prawnych. Obecnie przedmiotem prac legislacyjnych w Sejmie RP jest pięć projektów ustaw dotyczących zapłodnienia in vitro. Cztery z nich uznają tę interwencję za prawnie dopuszczalną. Warto więc przyjrzeć się bliżej systemowi prawa, który zezwala na zapłodnienie in vitro, uwzględniając przy tym kontekst Konstytucji RP.

Czy in vitro jest bezpieczne?

Nie ulega wątpliwości, że zapłodnienie in vitro stwarza dla ludzkiego embrionu sytuację różną od prokreacji naturalnej. Embrion in utero znajduje się już w środowisku korzystnym dla jego dalszego rozwoju. Dalszy los embrionu in vitro uzależniony jest od umieszczenia go w organizmie kobiety - zdarzenia, które z różnych przyczyn może nie nastąpić. Jeśli zaś nie nastąpi w pierwszym tygodniu od poczęcia, embrion utraci zdolność do implantacji, co uniemożliwi jego dalszy rozwój. Medycyna potrafi temu zapobiec przez odpowiednio wczesne zamrożenie embrionu in vitro, co jednak wprowadza w jego życie epizod pustki czasowej i naraża go na niebezpieczeństwo śmierci. Zakaz tworzenia większej liczby embrionów niż ma być umieszczonych w organizmie kobiety na pewno zmniejszyłby liczbę embrionów pozostających w warunkach pozaustrojowych po zakończonym cyklu in vitro. Jak pokazują doświadczenia Niemiec, Szwajcarii i Włoch, nie dałby jednak gwarancji, że każdy embrion zostanie umieszczony w organizmie kobiety. W wymienionych państwach ustanowiono takie zakazy, a w Niemczech i Włoszech milcząco zezwolono nawet na adopcję embrionu przez inną kobietę niż matka genetyczna. Mimo to w każdym z nich odnotowano rocznie od kilkudziesięciu do kilkuset embrionów pozostających po cyklach in vitro. Przyczyną nieumieszczenia embrionu w organizmie matki może być bowiem nie tylko tworzenie embrionów nadliczbowych, ale i np. śmierć matki, pogorszenie się jej stanu zdrowia, odmowa przeprowadzenia transferu ze strony lekarza czy rezygnacja przez matkę z cyklu in vitro. Nie trzeba przy tym dowodzić, że umieszczenie embrionu w organizmie kobiety wbrew jej woli stanowiłoby zamach na ściśle osobistą sferę ludzkiej intymności.
Na tym jednak nie koniec. Z literatury medycznej wynika, że dla ludzkiego embrionu niebez-pieczne są już same właściwości środowiska pozaustrojowego. Nawet w opracowaniu poświęconym technicznej stronie zapłodnienia in vitro można przeczytać: „W istocie ludzka macica jest lepszym inkubatorem niż cokolwiek obecnie w ludzkich klinikach in vitro” („Theriogenology”, 2002, s. 104-105). Także i procedura przenoszenia embrionu do organizmu kobiety wiąże się z ryzykiem, że embrion pozostanie i zakończy życie w kataterze, za pomocą którego przeprowadza się tę interwencję („Human Reproduction”, 2002, s. 1149). Inną jeszcze kwestią jest wpływ poczęcia in vitro na stan zdrowia tych dzieci, którym uda się przeżyć stadium embrionalne („Human Reproduction”, 2008, s. 1-7).

Paradoks poczęcia in vitro

Wszystko to prowadzi do wniosku, że o ile embrion in utero przebywa już w korzystnym dla niego środowisku, o tyle embrion in vitro ma najwyżej szansę, że się w nim znajdzie. Szansa ta jest na pewno większa przy rezygnacji z tworzenia embrionów nadliczbowych, ale nadal jest to tylko szansa, zaś prawo nie dysponuje środkami pozwalającymi na wyeliminowanie tej nierówności. Poczęcie człowieka w warunkach z istoty swej dotkniętych niebezpieczeństwem dla jego dalszego życia, niebezpieczeństwem spowodowanym tymi właśnie pozaustrojowymi warunkami, jest równoznaczne z potraktowaniem człowieka w sposób instrumentalny. Dlatego system prawa, który zezwala na zapłodnienie in vitro, odmawia poszanowania godności ludzkiego embrionu. Z góry uniemożliwia też sobie zapewnienie mu skutecznej ochrony życia, akceptując najtragiczniejszy chyba paradoks współczesnej biomedycyny: oto interwencja będąca przyczyną zaistnienia człowieka jednocześnie stanowi dla niego śmiertelne zagrożenie, niewystępujące przy poczęciu naturalnym. Próba szukania tzw. kompromisu między poszanowaniem godności ludzkiego embrionu a ograniczoną nawet dopuszczalnością zapłodnienia in vitro jest z góry skazana na niepowodzenie. Zawsze prowadzić będzie do poświęcenia jakiejś - mniejszej albo większej - liczby ludzkich embrionów na rzecz wartości o randze niewątpliwie niższej - wolności w sferze prokreacji czy pragnienia posiadania dziecka. A z ludzką godnością tak samo sprzeczne jest poświęcenie kilkudziesięciu tysięcy ludzi jak choćby jednego człowieka.

Godność dla wybranych?

W Polsce obowiązek poszanowania godności człowieka nakłada na władze publiczne art. 30 Konstytucji. Wyłączenie spod tego przepisu ludzkiego embrionu byłoby sprzeczne z istotą ludzkiej godności. Jej podstawową cechą jest bowiem powszechność, co oznacza, że godność przysługuje po pierwsze każdemu, po drugie - jednakowo, a wymóg jej poszanowania nie dopuszcza wyjątków. Jeśli godność cechuje każdego człowieka, to musi pojawiać się z chwilą jego zaistnienia. Skoro więc biologia wykazuje, że odrębny organizm ludzki powstaje z chwilą połączenia się gamet, to już wtedy pojawia się jego godność. Jeśliby nawet prawodawcy ta biologiczna racja nie przekonała, to należy od niego wymagać zastosowania reguły „in dubio pro persona”, co jest równoznaczne z traktowaniem ludzkiego embrionu tak samo, jak przy niewątpliwym uznaniu jego godności. System prawa odwołujący się do ludzkiej godności nie może bowiem pozwolić sobie nawet na ryzyko instrumentalizacji lub zabicia człowieka. W przeciwnym razie prawodawca postępuje jak myśliwy, który nie będąc pewny, czy szmery w zaroślach to znak zbliżania się dzika czy innego myśliwego, strzela w ich kierunku. Wynika stąd, że system prawa, który zezwala na zapłodnienie in vitro, a jednocześnie deklaruje poszanowanie godności człowieka sam sobie zaprzecza.

Prawo silniejszego

W państwie gwarantującym poszanowanie ludzkiej godności już sam problem z rozstrzygnięciem o dalszym losie embrionu, który nie został umieszczony w organizmie kobiety, powinien prowadzić do zakazu zapłodnienia in vitro. W przeciwnym razie aprobuje się sytuację, w której nie wiadomo, jak postąpić, aby nie potraktować człowieka przedmiotowo. Ryzykuje się też - jak pokazują doświadczenia państw obcych - uruchomieniem swoistej równi pochyłej, prowadzącej do uczynienia z embrionów, które utraciły szansę na umieszczenie w organizmie kobiety, materiału badawczego, bo skoro i tak muszą umrzeć, to dlaczego nie mogłyby „przysłużyć” się realizacji jakiegoś szlachetnego celu… Dochodzi się tu do gwarancyjnej funkcji prawnego uznania ludzkiej godności, która zapewnia, że nikt, komu przysługuje cecha człowieczeństwa, nie zostanie potraktowany przedmiotowo. Jeśli zatem system prawa opiera się na zasadzie poszanowania ludzkiej godności, to prawodawca, ustalając dowolnie jej zakres podmiotowy lub treść, pozbawia tę zasadę skuteczności. Można to ująć tak: odkąd prawodawca odmawia uznania godności człowieka w stadium embrionalnym, żaden inny człowiek (w tym też i przeciwnik ochrony ludzkiego embrionu) nie może być pewny, czy nie będzie kiedyś następną ofiarą legislacyjnej arbitralności. System prawa, który zezwala na zapłodnienie in vitro, podaje zatem w wątpliwość godność każdego człowieka, zwłaszcza tego, który z jakichkolwiek przyczyn jest słabszy od innych.

Autorka pracuje w Katedrze Prawa Karnego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Prezydent: dziękuję strażakom za służbę ludziom i Rzeczypospolitej

2024-05-04 15:06

[ TEMATY ]

prezydent

Karol Porwich/Niedziela

Prezydent Andrzej Duda

Prezydent Andrzej Duda

Prezydent Andrzej Duda podziękował w sobotę strażakom za służbę ludziom i Rzeczypospolitej. Podczas centralnych obchodów Dnia Strażaka przypomniał, że tylko w 2023 r. strażacy podjęli pół miliona interwencji, podczas których udzielali wszechstronnej pomocy.

Prezydent wraz z małżonką Agatą Kornhauser-Dudą wzięli w sobotę udział w Centralnych Obchodach Dnia Strażaka, które odbyły się na Placu Marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie. W uroczystości uczestniczyli również m.in. marszałek Sejmu Szymon Hołownia oraz szef MSWiA Marcin Kierwiński.

CZYTAJ DALEJ

Św. Florian - patron strażaków

Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! - modlili się niegdyś mieszkańcy Krakowa, których św. Florian jest patronem. W 1700. rocznicę Jego męczeńskiej śmierci, właśnie z Krakowa katedra diecezji warszawsko-praskiej otrzyma relikwie swojego Patrona. Kim był ten Święty, którego za patrona obrali także strażacy, a od którego imienia zapożyczyło swą nazwę ponad 40 miejscowości w Polsce?

Zachowane do dziś źródła zgodnie podają, że był on chrześcijaninem żyjącym podczas prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana. Ten wysoki urzędnik rzymski, a według większości źródeł oficer wojsk cesarskich, był dowódcą w naddunajskiej prowincji Norikum. Kiedy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan, udał się do swoich braci w wierze, aby ich pokrzepić i wspomóc. Kiedy dowiedział się o tym Akwilinus, wierny urzędnik Dioklecjana, nakazał aresztowanie Floriana. Nakazano mu wtedy, aby zapalił kadzidło przed bóstwem pogańskim. Kiedy odmówił, groźbami i obietnicami próbowano zmienić jego decyzję. Florian nie zaparł się wiary. Wówczas ubiczowano go, szarpano jego ciało żelaznymi hakami, a następnie umieszczono mu kamień u szyi i zatopiono w rzece Enns. Za jego przykładem śmierć miało ponieść 40 innych chrześcijan.
Ciało męczennika Floriana odnalazła pobożna Waleria i ze czcią pochowała. Według tradycji miał się on jej ukazać we śnie i wskazać gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Z czasem w miejscu pochówku powstała kaplica, potem kościół i klasztor najpierw benedyktynów, a potem kanoników laterańskich. Sama zaś miejscowość - położona na terenie dzisiejszej górnej Austrii - otrzymała nazwę St. Florian i stała się jednym z ważniejszych ośrodków życia religijnego. Z czasem relikwie zabrano do Rzymu, by za jego pośrednictwem wyjednać Wiecznemu Miastu pokój w czasach ciągłych napadów Greków.
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię”.
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa”, czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem). W XVI w. wprowadzono w Krakowie 4 maja, w dniu wspomnienia św. Floriana, doroczną procesję z kolegiaty na Kleparzu do katedry wawelskiej. Natomiast w poniedziałki każdego tygodnia, na Wawelu wystawiano relikwie Świętego. Jego kult wzmógł się po 1528 r., kiedy to wielki pożar strawił Kleparz. Ocalał wtedy jedynie kościół św. Floriana. To właśnie odtąd zaczęto czcić św. Floriana jako patrona od pożogi ognia i opiekuna strażaków. Z biegiem lat zaczęli go czcić nie tylko strażacy, ale wszyscy mający kontakt z ogniem: hutnicy, metalowcy, kominiarze, piekarze. Za swojego patrona obrali go nie tylko mieszkańcy Krakowa, ale także Chorzowa (od 1993 r.).
Ojciec Święty z okazji 800-lecia bliskiej mu parafii na Kleparzu pisał: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi”.

CZYTAJ DALEJ

Ludzie o wielkim sercu

2024-05-04 15:21

Ks. Wojciech Kania/Niedziela

Z okazji wspomnienia św. Floriana w Sandomierzu odbyły się uroczystości z okazji Dnia Strażaka.

Obchody rozpoczęła Mszy św. w bazylice katedralnej, której przewodniczył Biskup Sandomierski Krzysztof Nitkiewicz. Eucharystię koncelebrował ks. kan. Stanisław Chmielewski, diecezjalny duszpasterz strażaków oraz strażaccy kapelani. We wspólnej modlitwie uczestniczyli samorządowcy na czele panem Marcinem Piwnikiem, starostą sandomierskim, komendantem powiatowym straży pożarnej bryg. Piotrem Krytusem, komendantem powiatowym policji insp. Ryszardem Komańskim oraz strażacy wraz z rodzinami.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję