Reklama

Z notatnika kapłana

Wyjątkowy ślub

Niedziela Ogólnopolska 32/2009, str. 22

GRAZIAKO

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Uroczystości ślubne w zdecydowanej większości są pełne radości i przepychu. Nieraz na tyle przesadnego, że - jak napisał jeden z włoskich bloggerów - „świątynię zamienia się w wesołe miasteczko”. Są jednak i takie ceremonie ślubne, które pomieszane są z cierpieniem. Mnie dane było asystować - tak mówi się poprawnie, choć brzmi to nieco tajemniczo - w jednej z nich. Nie było wspaniałej ślubnej sukni ani przepychu graniczącego często z kiczem. Narzeczona umierała na szpitalnej sali, a mąż wypowiadając słowa: „że Cię nie opuszczę aż do śmierci” - nawet nie starał się powstrzymywać łez. Mnie też cisnęły się do oczu, bo odczuwałem jak nigdy świadomość, z jaką wypowiadane były słowa małżeńskiej przysięgi. Aż dostałem gęsiej skórki.
Ale od początku. W Wielki Piątek, chyba siedem lat temu, chodziłem po szpitalu, roznosząc Komunię Świętą. Chorych było niewielu. Praktycznie tylko ci, którym stan zdrowia absolutnie nie pozwalał nawet na przepustkę. Stany ciężkie albo na początku rekonwalescencji. Gdy wszedłem do jednej z sal, napotkałem leżącą kobietę. W średnim, jak to się określa, wieku - koło pięćdziesiątki. Jeden rzut oka wystarczył, aby poznać, że jej choroba jest poważna. Przezroczysta niemal cera, wychudzone i wyniszczone ciało. Przedstawiłem się, zaproponowałem spowiedź i Komunię św. Kobieta słabym głosem przedstawiła mi sytuację - ma tylko ślub cywilny. - Czy mogę skorzystać z sakramentów? - zapytała. Odpowiedziałem, że tak, bo w sytuacji ciężkiej choroby Kościół dopuszcza taką możliwość dla osób żyjących w niesakramentalnym związku. Widziałem, że się ucieszyła. Zapytała, czy mogę przyjść jutro, bo chce się dobrze przygotować do spowiedzi. Nie była u niej przez lata. Ustaliliśmy godzinę i poszedłem dalej. Nic nie zapowiadało czegoś wyjątkowego, co miało zdarzyć się już wieczorem tego dnia. W Wielki Piątek - przejmująca Liturgia Męki Pańskiej. Zawsze myślę podczas niej o chorych w szpitalu, dźwigających niczym Chrystus krzyż, często niewyobrażalnego cierpienia. Po skończonej ceremonii do zakrystii przychodzi mężczyzna w średnim wieku. Przedstawia się. Okazuje się, że jest mężem tej kobiety, z którą rozmawiałem do południa w szpitalu. Pyta, czy nie mógłbym przyjść teraz do szpitala, bo żona jest już przygotowana na spowiedź. Idziemy. Po drodze mówi ni to do mnie, ni do siebie: - Ale człowiek młody był i głupi. Byliśmy na dorobku, odkładaliśmy ślub, bo chcieliśmy, żeby był uroczysty, i tak zeszło, że ślubu nie wzięliśmy. A teraz żona umiera - zakończył ze smutkiem w głosie. - To państwo nie mają przeszkód, żeby wziąć ślub? - pytam nieco zaskoczony. - Nie mamy - słyszę w odpowiedzi. A chcielibyście wziąć, gdyby była taka możliwość? - A możemy? - odpowiada pytaniem na pytanie. - Tak! - odpowiedziałem, ale zaraz w głowie włączył mi się dzwonek alarmowy „biurokraty”, bo co prawda w chwili, w której twierdząco odpowiedziałem na jego pytanie, byłem pewny odpowiedzi, to parę sekund później wystraszyłem się. Wiedziałem co prawda ze studiów, że w sytuacjach wyjątkowych - a ta do nich należała - można ominąć wszelkie zwykłe procedury i zastosować wyjątkową formę, no ale chodzi o uszanowanie sakramentu i choćby moralną pewność trzeba mieć. A ja? Pewności, że obydwoje są ochrzczeni nie mam żadnej. Tego, że nie są np. po rozwodzie - również. Czasu, żeby dłużej badać sprawę, także nie ma za wiele. „Muszę zapytać kogoś bardziej doświadczonego” - myślę i umawiam się na Niedzielę Zmartwychwstania. - Zaproszę dzieci - mówi wyraźnie poruszony mężczyzna, w chwili, w której smutek z powodu choroby żony miesza się u niego z radością, że nareszcie będą mężem i żoną w oczach Boga, przed którym wkrótce jego żona stanie.
Ślubu udzieliłem. Płakali wszyscy. Po wszystkim poprosiłem mężczyznę, że gdyby zdarzył się cud, należałoby spisać akt. Już go więcej nie spotkałem. Cud się nie zdarzył. Za dwa dni, chodząc po szpitalu, salę zastałem pustą.
Chodząc po kolędzie, często spotykam młodych, którzy żyją bez ślubu. Coraz częściej. Pytani, próbują podawać wyświechtane argumenty. Pierwsze - że ich nie stać. Zbijam je z miejsca. - O kościół nie musicie się martwić. Jak powiecie księdzu, że nie macie pieniędzy na ślub, udzieli bez żadnej ofiary. Ale to tylko wymówka. Prawdziwy powód jest prozaiczny. Po prostu brak wiary w Boga i Jego łaskę. To okrutna prawda, ale jestem przekonany, że tak jest.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Litania nie tylko na maj

Niedziela Ogólnopolska 19/2021, str. 14-15

[ TEMATY ]

litania

Karol Porwich/Niedziela

Jak powstały i skąd pochodzą wezwania Litanii Loretańskiej? Niektóre z nich wydają się bardzo tajemnicze: „Wieżo z kości słoniowej”, „Arko przymierza”, „Gwiazdo zaranna”…

Za nami już pierwsze dni maja – miesiąca poświęconego w szczególny sposób Dziewicy Maryi. To czas maryjnych nabożeństw, podczas których nie tylko w świątyniach, ale i przy kapliczkach lub przydrożnych figurach rozbrzmiewa Litania do Najświętszej Maryi Panny, popularnie nazywana Litanią Loretańską. Wielu z nas, także czytelników Niedzieli, pyta: jak powstały wezwania tej litanii? Jaka jest jej historia i co kryje się w niekiedy tajemniczo brzmiących określeniach, takich jak: „Domie złoty” czy „Wieżo z kości słoniowej”?

CZYTAJ DALEJ

Ks. Michał Olszewski pozostanie w areszcie. Sąd odrzucił zażalenie

2024-05-23 09:56

[ TEMATY ]

Ks. Michał Olszewski

Archiwum parafii NSPJ w Bydgoszczy

Ks. Michał Olszewski

Ks. Michał Olszewski

W środę Sąd Okręgowy w Warszawie utrzymał w mocy postanowienia sądu I Instancji o zastosowaniu tymczasowego aresztowania wobec trójki podejrzanych w śledztwie dotyczącym nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości – wśród nich wobec ks. Michała Olszewskiego.

PUBLIKUJEMY TREŚĆ KOMUNIKATU PROKURATURY KRAJOWEJ

Informacja o postanowieniach Sądu Okręgowego w Warszawie w sprawie nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości

CZYTAJ DALEJ

76 lat temu został zamordowany rtm. Witold Pilecki

2024-05-25 08:53

[ TEMATY ]

historia

rtm. Witold Pilecki

pl.wikipedia.org

76 lat temu, 25 maja 1948 r., w więzieniu mokotowskim komuniści zamordowali rtm. Witolda Pileckiego, uczestnika wojny polsko-bolszewickiej, kampanii 1939 r., oficera AK, więźnia Auschwitz. „Przez całe życie pracowałem dla Polski” – pisał w liście do komunistycznego dyktatora Bolesława Bieruta.

Witold Pilecki pochodził z rodziny szlacheckiej o tradycjach niepodległościowych. Jego dziad Józef Pilecki został zesłany na Syberię za udział w Powstaniu Styczniowym, a majątek rodzinny na Nowogródczyźnie uległ częściowej konfiskacie. Jako uczeń gimnazjum związał się z ruchem harcerskim. Pod koniec I wojny światowej wstąpił do oddziałów samoobrony, które na przełomie 1918 i 1919 r. przejęły władzę w mieście, a następnie broniły go przed bolszewikami. Następnie walczył w oddziale ułanów dowodzonym przez legendarnego „Łupaszkę”, czyli rtm. Jerzego Dąmbrowskiego. W 1920 r. podczas wojny polsko-bolszewickiej bronił Warszawy.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję