Reklama

Z ziemi obiecanej... na dno?

Tym spośród młodych Polek i Polaków, którym udało się utrzymać, ale zaczynają z niewielką tylko garścią funciaków w kieszeni, przychodzi często wspólnie wynajmować mieszkania. To jest wyzwanie dla duszpasterzy. Chociaż - jak zauważa ks. Krzysztof Tyliszczak - frekwencja nowej emigracji na Mszach św. w Londynie może zaskakiwać. - Wśród 14 stałych parafii największa, na Ealingu, liczy od 32 do 50 tys. Polaków i cieszy się 35-procentową frekwencją na niedzielnej Eucharystii, a mamy tam tylko 4 księży - podkreśla. Przyznaje też, że obecna fala emigracji tchnęła nowe życie w polskie ośrodki duszpasterskie. Przykładowo w parafii liczącej 2000 wiernych 700 osób przyjechało z Hajnówki. Mają swojego proboszcza, który świetnie rozumie ich religijne oczekiwania

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Liczba 3 milionów Polaków, którzy w ciągu ostatnich kilku lat opuścili kraj w poszukiwaniu pracy, jest już przysłowiowa. W samej Wielkiej Brytanii od maja 2004 r. do grudnia br., by legalnie pracować, zarejestrowało się 700 tys. Polaków. Trudno oszacować, ile osób było zatrudnionych na czarno. - Polacy znaleźli pracę głównie w usługach, zwłaszcza w hotelarstwie i gastronomii, w przemyśle i rolnictwie. W pierwszych miesiącach naszego członkostwa w Unii na Wyspy Brytyjskie wyjechały przede wszystkim osoby w wieku od 18 do 34 lat, w ogromnej większości niemające nikogo na utrzymaniu - mówi Emilia Klepacka, córka polskich emigrantów w Anglii, dyrektor Światowego Przymierza Młodzieży w Brukseli, organizacji zajmującej się obroną godności człowieka. - Chęć wyjazdu deklarują przede wszystkim mieszkańcy małych miast, którzy nie widzą dla siebie przyszłości w rodzinnych miejscowościach - podkreśla Klepacka.
Z badań przeprowadzonych przez Polish Psychologists’ Club wynika, że znaczna część młodych emigrantów to rzutka i operatywna grupa społeczna. Napotykają na wiele problemów, ale traktują je jako kolejne etapy drogi życiowej. Zdają sobie sprawę z problemów społecznych, różnic kulturowych, pokoleniowych i roli indywidualizmu w grupie. Nie integrują się w pełni z zastałymi strukturami społecznymi, choć ich nie odrzucają. Liczą głównie na siebie i nie oczekują specjalnej pomocy od innych, są raczej ambitni, udowadniają światu, że potrafią być samodzielni. Co ciekawe, nie chcą mówić o sobie, że są emigrantami, tylko obywatelami Unii Europejskiej. Młodych Polaków na Wyspach Brytyjskich charakteryzuje również otwartość na przemieszczanie się, brak sprecyzowanych planów życiowych i w dużej mierze gotowość do powrotu do Polski. Część wyjeżdżających to pracownicy sezonowi i studenci.
Młodzi zaangażowali się też w tworzenie różnych organizacji non profit, mających pomóc w integracji i niesieniu wzajemnego wsparcia. Inni przystąpili do już istniejących organizacji, takich jak Instytut Polskiej Akcji Katolickiej czy Koło Członków Indywidualnych Zjednoczenia Polskiego. Powstały też nowe gazety tworzone przez Polaków: „Goniec Polski”, „Cooltura”, „Polish Express”, „Nowy Czas”. Działają stacje radiowe i zalążki programów telewizyjnych.

Reklama

Żadna praca nie hańbi?

Poważnym problemem są sytuacje, gdy ktoś podejmuje pracę poniżej swoich, często wysokich, kwalifikacji. Nikogo już nie dziwi, że osoby z wyższym wykształceniem „stoją na zmywaku”, noszą bagaże gościom hotelowym czy popychają wózki bagażowe na lotnisku.
Kamila jest po filozofii. Wstydzi się jednak podać nazwisko, a nawet miasto, z którego pochodzi, cóż z tego, że ma doktorat. - Mieszkam w Leeds. Od dwóch lat roznoszę gazety. Zarabiam trzy razy tyle, co w Polsce, gdybym pracowała np. jako nauczyciel etyki czy wykładowca. Przez jakiś czas nie potrafiłam spojrzeć sobie w oczy, teraz to przeszło, ale wstyd pozostał - żali się. Owszem, osoby z wykształceniem mają szansę na świetną pracę, ale pod warunkiem, że to są informatycy, programiści, ekonomiści itp. - Oni zrobili furorę na brytyjskim rynku pracy, zarabiają krocie i potrafią pracować po 12-14 godzin dziennie - tłumaczy ks. Krzysztof Tyliszczak, kanclerz Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii. Jest to jednak grupa Polaków, która ze względu na wysokie dochody, charakter pracy, najbliższe otoczenie - które przeważnie stanowią obcokrajowcy - daleka jest od integracji. Nawet jeśli w tym gronie znajdą rodaków, to często porozumiewają się po angielsku.
Dla wielu młodych, zwłaszcza dla tych, którzy nie znają języka, wyjazd na Wyspy to przeważnie dwa, trzy lata życia w złych warunkach, ciężkiej, mało płatnej pracy. - Kiepska znajomość języka to pięta achillesowa emigracji - przekonuje Klepacka. Lekcje angielskiego są darmowe dla pracujących, ale żeby znaleźć pracę, przydaje się język. I mamy błędne koło. Brak właściwego przygotowania do wyjazdu dla niejednego emigranta skończył się na ulicy, gdzieś pod London Bridge czy na trawniku przed brytyjskim Parlamentem. Oszukani, bez pracy, pieniędzy i domu. - Największą tragedię przeżywają ludzie, którzy pozrywali wszelkie mosty w Polsce, powiedzieli, że w kraju nie ma dla nich przyszłości i nadziei. Potem przychodzą do księży i domagają się pomocy, a gdy proponuje się im bilet do domu, to nie chcą wrócić, bo się wstydzą - wyjaśnia ks. Tyliszczak. Dodaje też, że niektórzy z nich w wyniku załamania lądują na angielskich oddziałach psychiatrycznych.

Dochodzi nawet do samobójstw

W sposób szczególny nowa polska emigracja dotyka rodzin. Nie chodzi tylko o często wielomiesięczne rozdzielenie małżonków - które owocuje osamotnieniem, spadkiem poczucia bezpieczeństwa, niekiedy rozwodami - ale także często o tragiczną sytuację dzieci. Jeszcze dobrze, gdy wyjeżdżają całe rodziny. Dzieci mają szansę uczyć się wielu języków oraz otwartości na inne kultury. Chociaż poważnym problemem bywa edukacja seksualna w brytyjskich szkołach i nikły wpływ rodziców na przekazywane tam treści. Pomijam już wręczanie dziewczynom tabletek wczesnoporonnych, a nawet aranżowanie przez szkolne pielęgniarki aborcji, bez wiedzy rodziców.
Częściej zdarza się jednak, że wyjeżdża jeden z rodziców lub oboje, a dziecko pozostaje w kraju. - Są przypadki, że matka odprowadza dziecko do domu dziecka, szantażując, że jeżeli nie zostanie przyjęte, to zostawi je np. na dworcu - mówi dr Anna Fidelus z Fundacji Pomocy Rodzinie. Stwierdza też, że w powszechnej percepcji dom dziecka ciągle wydaje się odpowiednim miejscem w takiej sytuacji, bo jest to okazja do przekazania odpowiedzialności. Rodzice wolą zostawić dziecko w placówce niż u kogoś bliskiego, ponieważ wydaje im się, że ciągle kochają dziecko, i są zazdrośni o uczucia najbliższych. Uważają, że dom dziecka jest neutralny, że dziecko nie pokocha tam nikogo, a do osób w rodzinie mogłoby się przyzwyczaić. Porzucają dziecko, ale egoistycznie nie chcą, aby ktoś zajął ich miejsce. Tak czy inaczej konsekwencje pozostawienia dziecka są bardzo dotkliwie. - Bardzo silny jest związek między odrzuceniem dziecka a jego zachowaniem przestępczym, z czego rodzice nie zdają sobie sprawy. Dziecko pozostawione żyje w ciągłym lęku i chaosie. Obawia się, co będzie jutro. Nie jest w stanie rozwijać się prawidłowo i właściwie funkcjonować. Często obwinia się, że to właśnie z jego powodu rodzice - bądź jeden z rodziców - wyjechali za granicę. U niektórych ten lęk objawia się nieśmiałością, brakiem aktywności w poznawaniu świata, trudnościami w nauce, zaburzeniami snu, bólami głowy. Dzieci te nie wykazują woli do integracji z osobami z najbliższego otoczenia, nawet w przypadku rodzica, który został. Atakują nawet rodzica, który pozostał, i oskarżają za zaistniałą sytuację. Dochodzi też do samobójstw - wyjaśnia Anna Fidelus.
Ks. dr Paweł Landwójtowicz, kierownik diecezjalnej poradni rodzinnej w Opolu, podkreśla konieczność daleko idącej opieki nad rodzinami dotkniętymi emigracją. - W Opolskiem tradycja wyjazdów za granicę ma kilkadziesiąt lat. Niektóre wioski wręcz opustoszały. Bardzo duży jest odsetek osób, które odczuwają skutki rozłąki. Dlatego trzeba wprowadzać trzyetapowy system pomocy. Po pierwsze profilaktyka - dotrzeć do ludzi, którzy planują wyjazd. Po drugie terapia - gdy zaczyna się coś psuć w małżeństwie, pomóc w rozwiązywaniu konfliktów: zorganizować trening komunikacji, pomóc w odbudowywaniu więzi itd. Po trzecie rehabilitacja, czyli pomoc tym, którzy podejmują decyzję o powrocie, wówczas bowiem zaczynają się problemy: trzeba się zaaklimatyzować, często zrekonstruować związek - mówi ks. Landwójtowicz.
Ostateczny bilans zysków i strat łączących się z emigracją to jednak kwestia czasu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2007-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Procesja fatimska

2024-05-17 13:29

Marek Białka

    Od wielu lat w Kościele katolickim organizowane są nabożeństwa ku czci Matki Bożej Fatimskiej połączone z procesją różańcową.

    W tym roku przypada 107. rocznica objawień maryjnych, które rozpoczęły się 13-go maja 1917 roku i trwały do 13-go października tego samego roku w portugalskiej Fatimie. Matka Boża objawiła się trojgu pastuszkom spokrewnionym ze sobą. Franciszek „tylko” widział anioła i Maryję, lecz ich nie słyszał. Hiacynta widziała i słyszała. Natomiast Łucja widziała, słyszała i rozmawiała z aniołem i Matką Bożą. Obie dziewczynki relacjonowały Franciszkowi to co słyszały.

CZYTAJ DALEJ

Reforma podstaw programowych. Czy rośnie nam szparagowe pokolenie?

2024-05-17 07:23

[ TEMATY ]

szkoła

korepetycje z oświaty

Red.

Andrzej Sosnowski

Andrzej Sosnowski

MEN obiecało ściąć treści podstaw programowe dla 18 przedmiotów. Najwięcej emocji wciąż wywołują propozycje zmian z historii i języka polskiego. Resortowa gilotyna nie oszczędziła ani chrztu Polski, ani Sienkiewicza obecnego w kanonie lektur nawet w czasach PRL. Czy w konsekwencji wyrośnie nam "szparagowe pokolenie" nie znające nawet Szekspira? 13 maja br. zakończył się termin konsultacji publicznych.

Rollercoaster konsultacji społecznych i publicznych 

CZYTAJ DALEJ

O ducha służby, miłosierdzia - rozpoczęły się rekolekcje pracowników Służby Zdrowia

O ducha służby, miłosierdzia, cierpliwości i pokoju modlą się na Jasnej Górze w przededniu Pięćdziesiątnicy, czyli uroczystości Zesłania Ducha Świętego, uczestnicy dwudniowych rekolekcji środowiska medycznego. Odbywają się one po raz 44., zostały zapoczątkowane przez bł. ks. Jerzego Popiełuszko. - Uczył nas, nawet swoją postawą, jak mieć serce dla człowieka - mówią pielęgniarki, które pamiętają pielgrzymki z bł. ks. Jerzym.

Maria Labus z Katowic dyplom pielęgniarski otrzymała w 1958r. Jedną z pierwszych pielgrzymek, które zapamiętała to ta, której towarzyszył bł. ks. Jerzy. - To śmieszne co powiem, ale wydawało mi się, że to taki młody ksiądz – przyznała przytaczając jednocześnie swój obraz błogosławionego księdza kiedy siedział na stopniach ołtarza z ręką na policzku. - Cichutki, nigdy nie wiedział dlaczego się go ludzie czepiają o kwestie polityczne – opowiadała pielęgniarka dodając, że bł. ks. Popiełuszko kierował się sercem i służbą Bogu.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję