Reklama

Święty prostoty i Bożych tajemnic

25 maja przypada 120. rocznica urodzin św. Ojca Pio. Warto zatem na nowo przyjrzeć się tej wyjątkowej postaci w dziejach Kościoła katolickiego czasów współczesnych

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Chyba nie ma na świecie katolika, który nie słyszałby o tym włoskim Świętym. Sługa Boży Jan Paweł II, wygłaszając w San Giovanni Rotondo przemówienie z racji stulecia jego urodzin, dziękował Panu, że obdarował naszą generację „w tych tak pełnych udręczeń czasach” kimś takim, jak św. Ojciec Pio. Inni mówili o nim, że jest „człowiekiem naznaczonym przez Boga”, „świętym pośród ludzi”, „więźniem konfesjonału”, „ojcem wszystkich i każdego z osobna”, „przyjacielem na codziennej drodze” czy też „człowiekiem, który żył na krzyżu”, gdyż całe jego życie naznaczone było cierpieniem. Dlatego też tak bardzo rozumiał ludzi schorowanych, inicjując wielkie dzieło - Dom Ulgi w Cierpieniu.
Wielu nazywało go „żywą Ewangelią”, ponieważ na wzór swojego duchowego ojca (św. Franciszka z Asyżu) realizował na co dzień nauczanie Jezusa z Nazaretu, z którym łączyła go szczególna więź, choćby z racji łaski stygmatów. Cechowało go wielkie umiłowanie drugiego człowieka. Dzięki wrodzonej empatii, potrafił postawić się w sytuacji praktycznie każdego, niejako z nim współodczuwając. Był zawsze skromny, rozmodlony, skory do pomocy, ciepły, serdeczny, a kiedy trzeba - to i stanowczy. Największą wagę przywiązywał do modlitwy, czego wyrazem było m.in. organizowanie tzw. Grup Modlitwy.

Z nizin na wyżyny

Francesco Forgione, bo tak nazywał się Święty, przyszedł na świat 25 maja 1887 r. w wielodzietnej, ubogiej wiejskiej rodzinie w miejscowości Pietrelcina (obecnie prowincja Benevento należąca do regionu Campania, którego stolicą jest Neapol). W tej mocno nasłonecznionej, znajdującej się ok. 300 m n.p.m. okolicy dojrzewało jego życiowe powołanie. Biografowie odnotowują, że już od piątego roku życia miewał różnorakie wizje, zatapiając się w modlitwie i oddając rozmyślaniom o Bogu.
W 1903 r. wybrał habit franciszkański Ojców Kapucynów, przyjmując imię Pio (pochodzi ono od łacińskiego słowa „pius” i oznacza „pobożny”, „czuły”, „tkliwy”, „przywiązany”). Siedem lat później, po odpowiednim przygotowaniu w zakonie oraz na studiach, otrzymał święcenia kapłańskie. Podczas I wojny światowej był nawet na froncie, niosąc nie tylko duchową pomoc potrzebującym. Zapadł jednak na zdrowiu (choroba płuc), z którym właściwie przez całe życie miał wielorakie problemy. Wtedy lekarze przewidywali, że będzie żył co najwyżej... dwa tygodnie. Całe życie był na diecie niskokalorycznej i cierpiał na wiele dolegliwości.
Przełożeni skierowali go w 1916 r. do klasztoru w San Giovanni Rotondo (obecny region Puglia, prowincja Foggia), przydzielając mu funkcję wychowawcy. Pozostał tam do końca swoich ziemskich dni. W tym miejscu, które położone jest ponad 550 m n.p.m., w odległości 20 km od Monte Sant’Angelo, doświadczał wielu mistycznych uniesień. Po jednym z nich 20 września 1918 r. otrzymał stygmaty. W rozumieniu katolickiej teologii są one wyrazem i fizycznym rezultatem umiłowania Jezusa i Jego krzyża. Wraz ze śmiercią rany się zagoiły. Łaska stygmatów i nawiedzające go wizje ściągały do klasztoru tłumy wiernych oraz przedstawicieli mediów. Dlatego też intensywniej późniejszym Świętym zaczęły się interesować zarówno władze zakonne, jak i kościelne (przez jakiś czas nie mógł nawet m.in. publicznie sprawować funkcji kapłańskich). Rzesze wiernych ściągały szczególnie na sprawowane przez niego Eucharystie, do których starannie się przygotowywał i które bardzo przeżywał. Zmysłowo bowiem wręcz doświadczał tajemniczej obecności samego Boga.
Nieopodal Góry św. Anioła często wpadał też w religijne ekstazy. Ponadto doznawał objawień, miał wiedzę na temat innych, której - po ludzku sądząc - nie powinien posiadać. Za jego przyczyną dochodziło również do wielu cudownych uzdrowień. Ludzie, którzy go znali, świadczą także o tym, że został obdarowany m.in. zdolnością bilokacji oraz przewidywania przyszłości dla poszczególnych osób. To wszystko sprawiło, że stał się bardzo popularny, choć wcale tego nie pragnął. W każdym razie przed jego śmiercią (23 września 1968 r.) medialny szum wokół niego nieco przycichł. Nasz rodak zaś - Jan Paweł II beatyfikował go 2 maja 1999 r., a trzy lata później - 16 czerwca ogłosił świętym.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Ojciec Pio i Karol Wojtyła

Pewnie nigdy nie dowiemy się, co takiego usłyszał ks. Karol Wojtyła w 1947 r., kiedy po raz pierwszy spotkał się podczas swojego ziemskiego życia z Ojcem Pio, przebywając w Italii z racji studiów. Ci, którzy wtedy z nim byli, relacjonują, że był „wstrząśnięty” (niektórzy twierdzą, że Święty przepowiedział mu, kim będzie i co go spotka) po spowiedzi u bardzo sławnego już wtedy kapucyna, który miał ponoć pojednać z Bogiem ponad 2 mln (!) penitentów.
W każdym razie przyszły papież, jako biskup krakowski, wysłał do niego dwa listy w sprawie modlitwy i podziękowania za uzdrowienie dr Wandy Półtawskiej z choroby nowotworowej. Mówił o Świętym jako o „ideale kapłana”, w którym „znajdują wyraz i potwierdzenie dwa elementy (…), a są nimi możliwość konsekrowania Ciała i Krwi Pańskiej oraz odpuszczania grzechów”.
Dla Ojca Pio sakrament pojednania i pokuty był niejako przedłużeniem Ofiary składanej na ołtarzu, gdyż w nim penitent doświadczał miłosiernej miłości wypraszanej wcześniej we Mszy św. On ją tylko przekazywał dalej, pośrednicząc pomiędzy Bogiem a człowiekiem. Właśnie realne uobecnienie wydarzeń z Kalwarii powodowało, że każdy kontakt ze Świętym stawał się jednocześnie niejako przepustką do innej rzeczywistości, którą jest doświadczanie obecności Boga twarzą w twarz (por. końcowe rozdz. 1 Kor).
Zarówno Ojciec Pio, jak i Papież „z dalekiego kraju” mogą stanowić wzór do naśladowania nie tylko dla kapłanów, lecz również dla tych, którzy na serio traktują wyznawaną przez siebie wiarę.

Wielkość Ojca Pio

Święty z Pietrelciny fascynuje współczesnego człowieka swoją prostotą. Przede wszystkim jednak dzięki łasce stygmatów namacalnie unaocznia Jezusową mękę. Można powiedzieć, że był on do końca i na zawsze zespolony z Panem. Świadectwa zaś podziwu i czci, jakimi był darzony, wyobraża choćby potężna kilkumetrowa szafa z tysiącami listów z prośbą o pomoc. On znał ich treść, choć ich... nie otwierał.
Św. Ojca Pio cechowały zdolności ponadnaturalne (np. znajomość języków obcych, których się nie uczył). Budziły one u ludzi wielkie zaciekawienie, ale przeważnie w końcu dochodzili na pewnym etapie swojego życia do konfesjonału, którego był on „więźniem”. Wcześniej przychodzili na sprawowane przez Ojca Pio Msze św., gdzie widzieli jego zjednoczenie z Panem. Wierni przez kilka godzin trwali w skupieniu. W sprawowanej przez Ojca Pio Eucharystii widzieli człowieka, który naznaczony znakami męki Zbawiciela z wielką czcią po raz kolejny urzeczywistniał swoimi krwawiącymi dłońmi Jego jedyną ofiarę.
Pewien watykański dostojnik po Mszy św. sprawowanej przez Świętego powiedział: „…w ciągu 22 lat mojego kapłaństwa nigdy nie uczestniczyłem we Mszy św. z takim skupieniem jak dzisiejszego ranka. Mówię to dlatego, że czuję potrzebę tego w mojej duszy”. Jeden zaś z bawarskich księży wyznał: „Uczestnicząc we Mszy św. celebrowanej przez Ojca Pio, zobaczyłem Jezusa Chrystusa, który stał się ponownie, po dwudziestu wiekach, żywy!”.
Święty był zawsze blisko drugiego człowieka. Doskonale go rozumiał. Spalał się z miłości. Jak każdy, popełniał też błędy i miał swojego spowiednika. Czasem mawiał, że nie może darować sobie jednej gafy, którą kiedyś popełnił. Otóż swego czasu przyszła do niego pani w średnim wieku, prosząc o modlitwę, ponieważ nie mogła w małżeństwie znieść brzydoty swojego męża, do którego już zaczęła odczuwać wręcz wstręt. Święty nie mógł w żaden sposób jej pocieszyć. W końcu posłużył się przykładem pewnego człowieka, który znany był z wyjątkowej brzydoty, mówiąc do niej: „Może i jest bardzo brzydki, lecz z pewnością nie aż tak jak Bastiano”. W odpowiedzi usłyszał: „Ale ja właśnie za Bastiana wyszłam za mąż!”.
Prawdopodobnie nikt nie jest w stanie wyczerpująco scharakteryzować osobowości tak niezwykłego człowieka, jakim był św. Ojciec Pio. Miał czas dla wszystkich. Znał ich myśli. Był z ludu i dla ludu. Jednocześnie doświadczał tego, co dla zwykłego śmiertelnika zazwyczaj jest nieosiągalne, roztaczając wokół siebie przyjemną woń świętości (tzw. osmogeneza). Prosząc go o wstawiennictwo, upodabniajmy się do Jezusa, którego prawdziwym naśladowcą przez całe swoje życie pozostawał ubogi spadkobierca ideałów św. Franciszka z Asyżu.

2007-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Papież: Pan uczy nas ufnego zasiewania Ewangelii

2024-06-16 12:37

[ TEMATY ]

Anioł Pański

Vatican Media

Pan uczy nas „ufnego zasiewania Ewangelii tam, gdzie jesteśmy, a następnie czekania, aż zasiane ziarno wzrośnie i wyda owoce w nas i w innych” – powiedział Papież Franciszek w rozważaniu przed południową modlitwą „Anioł Pański”.

Ojciec Święty podkreślił, że jako chrześcijanie powinniśmy zasiewać Ewangelię, „nie zniechęcając się i nieustannie wspierając się i pomagając sobie wzajemnie, również tam, gdzie, pomimo wysiłków, wydaje się nam, że nie dostrzegamy natychmiastowych efektów”. Papież zapewnił: „Często bowiem, również wśród nas, pomimo pozorów, cud już trwa i w swoim czasie wyda obfite owoce!”

CZYTAJ DALEJ

ME 2024 - rozpędzona kadra Probierza kontra osłabiona potęga z Holandii

2024-06-15 13:03

[ TEMATY ]

Euro 2024

PAP/Leszek Szymański

Reprezentacja Polski po ośmiu kolejnych meczach bez porażki, na razie bez Roberta Lewandowskiego, kontra osłabiona licznymi absencjami, ale wciąż mocna kadrowo Holandia. Biało-czerwoni w niedzielę o godz. 15 w Hamburgu rozpoczną swój piąty udział w mistrzostwach Europy.

"Ten mecz może nie jest kluczowy, ale bardzo ważny. Wiemy, że Holandia posiada dobrych zawodników, nawet światowej klasy. Ale nie boimy się ich. Wychodzimy na boisko, żeby wykonać swoją robotę" – zapowiedział napastnik reprezentacji Polski Krzysztof Piątek.

CZYTAJ DALEJ

Rodzina najpiękniejszą wspólnotą. Rubinowy jubileusz papieskiej parafii w Lublinie

2024-06-16 08:13

Katarzyna Artymiak

Parafia Świętej Rodziny w Lublinie potocznie jest nazywana papieską parafią, a to dzięki wizycie papieża Jana Pawła II w 1987 roku w Lublinie i Mszy św. sprawowanej przez naszego Rodaka przy budującej się wówczas świątyni na Czubach. Niemym świadkiem tych wydarzeń po dziś dzień jest metalowy krzyż, który miał widnieć na frontonie kościoła, ale ostatecznie pozostał na tym samym miejscu, co podczas historycznej liturgii. W tym roku parafia świętuje 40-lecie. Z tej okazji odbyły się misje prowadzone przez ojców misjonarzy Świętej Rodziny.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję