Dobry Boże, dlaczego nie uratowałeś tej Ani z Gdańska? - pytał nastolatek po pogrzebie czternastolatki
Głos pierwszy:
Kiedyś ktoś znany z telewizji powiedział, że młode pokolenie należy przygotować do życia w nowych warunkach ekonomicznych. A my - dorośli, rodzice, wychowawcy - uznaliśmy, że ma rację.
Ktoś inny dodał, że „młodość musi się wyszaleć” i nie wolno pętać jej osobowości nudnymi zakazami i nakazami, bo to źle wpływa na rozwój emocjonalny, spłyca sferę odczuwania, blokuje wewnętrznie. Powiedzieliśmy: racja…
Potem ktoś udowadniał, że rodzice, nauczyciele i dyrektorzy szkół nie powinni karać dzieci za złe zachowanie. A władze szkolne szybko dodały, że żadnemu nauczycielowi nie wolno dotknąć ucznia, kiedy ten źle się zachowuje, bo nie chcemy przecież złej opinii o szkole i nie chcemy być ciągani po sądach.
Ktoś następny przekonał nas, że większość dorosłych Polaków nie dostrzega różnicy między klapsem a biciem. Na wszelki wypadek zgodziliśmy się więc, że jakakolwiek forma karania dzieci jest niedobra… uwierzyliśmy w cudowne właściwości bezstresowego wychowania…
Wkrótce ktoś inny począł wołać, że swobody obywatelskie polegają na tym, by robić, co się chce, gdzie się chce i w dowolny sposób. I wszelkie te swobody należą się także nieletnim. Kazano nam zdawać egzamin z naszej „fajności” i pozwalać dzieciom na imprezy suto polewane piwem i okraszane narkotykami. Bardzo chcieliśmy - my, dorośli - być fajni. Powiedzieliśmy: nie ma sprawy…
Ktoś inny twierdził, że wolność słowa i obrazu pozwala na obecność w każdym wiejskim kiosku i osiedlowym spożywczaku tuzinów pism z rozebranymi paniami, bo przecież nasze dzieci mają za wysoko wywindowaną poprzeczkę wstydu. Zawstydzeni, postanowiliśmy nie reagować…
Gdy znany dziennikarz przekonywał nas, że skoro lubimy oglądać na ekranach akcję, nie powinniśmy wytyczać sobie sztucznych granic przyjemności patrzenia na „mocne” sceny - przytaknęliśmy. Gdy w godzinach największej oglądalności emitowano brutalne filmy, byliśmy zadowoleni, że dzieci „czymś się zajęły”; a poza tym życie jest okrutne, więc niech się uczą zawczasu.
Gdy zaczęła nas niepokoić muzyka dochodząca z pokoi dzieciaków, ktoś kolejny - tym razem spec od muzyki - pisał we wszystkich popularnych gazetach, byśmy dali sobie spokój, bo i tak nie pojmiemy gustów młodych… I daliśmy sobie spokój… Skoro to ma być zabawa, to nie zawracajmy sobie tym głowy.
Inni spece użyli tych samych argumentów, by przekonać nas, iż zasada „niewtrącania się” dotyczy także gier komputerowych, internetu, kręgu przyjaciół, sposobu na spędzanie wolnego czasu. W zasadzie wszystkiego. Dla świętego spokoju powiedzieliśmy: dobrze…
Wielu ważnych, wpływowych i światowych ludzi przekonywało nas, że w wychowaniu istotne są świadomość ciała, pewność siebie i robienie tego, na co ma się akurat ochotę - i zgodziliśmy się z tym. Asertywność uczyniliśmy półbogiem…
Pozwoliliśmy naszym nastoletnim córkom na nieprzyzwoite stroje, a naszym małoletnim synom - na wulgarne traktowanie kobiet…
Nie chcieliśmy, by Kościół wtrącał się do tego, jak wychowujemy dzieci, jak traktujemy najbliższych, jak szanujemy drugiego człowieka. Uznaliśmy, że „oni” - księża - nie mają pojęcia „o prawdziwym życiu i nie mają prawa nas pouczać!”.
A powiedziano kiedyś: Zbieramy to, co zasialiśmy.
I zapytajmy teraz sami siebie: Dlaczego nasze dzieci nie mają sumienia? Dlaczego nie potrafią odróżniać dobra od zła? Dlaczego bez zmrużenia powiek dręczą swoich rówieśników, biją słabszych i starszych, nie szanują nauczycieli - nie szanują nikogo ani niczego? Dlaczego mają tak przerażająco puste dusze?
Głos drugi:
Zdumiewające, jak łatwo jest ludziom obrzucać Boga błotem i następnie zastanawiać się, dlaczego świat zmienia się w piekło...
Zastanawia, że tak łatwo wierzymy prasie i telewizji, a tak mało temu, co napisano w Piśmie Świętym.
Dlaczego każdy chce iść do nieba, pod warunkiem, że nie będzie musiał wcześniej wierzyć w Boga ani myśleć, mówić czy postępować według nakazów Biblii?
Dlaczego ktoś, kto mówi: „wierzę w Boga”, wciąż idzie za podszeptami diabła, który - tak na marginesie - też wierzy w Boga?
Dlaczego tak łatwo przychodzi ludziom wysyłanie za pośrednictwem internetu czy SMS-ów tysięcy głupawych dowcipów do znajomych, a tak szybko, jakby wstydząc się, wymazują z pamięci treści dotyczące wiary i Boga?
Zatrważa fakt, że w sytuacji, kiedy niemoralność, brutalność, wulgarność buszują wolno w przestrzeni medialnej, tak żałujemy miejsca na publiczne dyskusje o Bogu, wstydzimy się przyznawać do Boga w szkołach czy zakładach pracy…
Zasmuca, gdy pobożny w niedzielę katolik zapomina o swoim chrześcijaństwie w pozostałe dni tygodnia.
Zasmuca, że tak trudno przechodzi nam przez gardło zdanie: „Tego zabrania mi moja wiara”.
Zasmuca, gdy zastanawiamy się, komu ten tekst pokazać, by nie narazić się na kpiny otoczenia…
Zasmuca, że bardziej boimy się tego, co pomyślą o nas ludzie, niż tego, co pomyśli o nas Bóg.
A jeśli, po przeczytaniu tego tekstu, puścisz wszystko to mimo uszu, nie narzekaj potem na zły świat i złych ludzi. Nie gderaj na młodych i na księży. Nie wołaj wielkim głosem, gdy dojdzie do dramatu: Gdzie byli nauczyciele, rodzice, Kościół?! Zapytaj swojego sumienia, na ile swoją biernością, bylejakością, swoim umiłowaniem świętego spokoju jesteś winny temu wszystkiemu, co dzieje się wokoło. Nie udawaj kogoś, kim nie jesteś…
Pomóż w rozwoju naszego portalu