Reklama

Zapowiedź

Po prostu Polak

Niedziela Ogólnopolska 4/2005

Mira Bodak

Jerzy Junosza Kowalewski na Jasnej Górze

Jerzy Junosza Kowalewski na Jasnej Górze

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Świadek

Najpierw szukałam okazji, aby przedstawić postać Jerzego Kowalewskiego. Później stwierdziłam, że jego losy są tak bogate w zdarzenia, tak bardzo związane z polską historią, że żaden pretekst nie jest potrzebny, by je opowiedzieć.
Kiedy widzę i słucham ludzi mówiących do mnie z telewizyjnego okienka, zastanawiam się, czy naprawdę Polacy zasłużyli na to, żeby byle kto, byle jak opowiadał im bzdurne, często plugawe historyjki. Zdecydowana większość bywalców szklanego ekranu nie ma do zaoferowania nic prócz tego, co zawdzięczają Stwórcy, czyli twarzy, ewentualnie ciała w całości. A przecież to nieprawda, że nie ma ludzi mądrych, wrażliwych, dobrych. Ludzi prawdziwych i uczciwych. Do tego właśnie grona zaliczyć można z pewnością spotkanego przeze mnie zupełnie przypadkiem, w miejscu, gdzie zwłaszcza w sierpniu podobnych jemu bywa naprawdę wielu - na Jasnej Górze, mężczyznę. Ma 81 lat, jest czynnym przewodnikiem wycieczek zagranicznych. Warszawiakiem z urodzenia, szlachcicem herbowym po mieczu i po kądzieli. Zna biegle pięć języków, jest niezwykle miły i uprzejmy. Jerzy Junosza Kowalewski, bo to o nim będę pisała, to nie tylko świadek historii, ale przede wszystkim żywy dowód działania Bożej Opatrzności. Czy mogłam nie zapisać tego, co usłyszałam?

Więzień

Reklama

Wszystko zaczęło się w 1939 r. Wrócił ze szkoły w Szwajcarii. Właśnie zdał maturę. Był koniec sierpnia. W domu w Warszawie nie zastał ani mamy, ani taty. Idąc ich śladem, zaciągnął się do wojska. We wrześniu walczył pod dowództwem gen. Franciszka Kleberga. Co było dalej, wszyscy wiedzą, również o tym, co stało się 17 września. Sowieci dopadli ich w Brześciu. Miał wiele szczęścia. Z trzema kolegami udało im się zbiec z transportu. Wrócił do Warszawy. Dom nadal był pusty. Natychmiast odnalazł dawnych znajomych. Wciągnęli go do konspiracji. Przysięgę na wierność Bogu i Ojczyźnie przyjmował od niego płk Mieczysław Dobrzański, brat stryjeczny „Hubala”.
Walczył w Związku Walki Zbrojnej. Po kilku miesiącach z wojennej tułaczki wróciła mama. W kwietniu 1941 r. został aresztowany przez gestapo i umieszczony na Pawiaku. Kiedy Niemcy wtargnęli nocą do mieszkania, do końca nie wiedział, kogo przyszli aresztować. Oboje z mamą nie mieli pojęcia o swojej działalności w podziemiu. Wzięli jego. Noc na Pawiaku, przesłuchania w alei Szucha, powrót na Pawiak. Tak wyglądały tamte dni. Przez pewien czas, skutkiem intensywnych przesłuchań, przebywał w więziennym szpitalu. Nie był do końca przytomny, więc nawet nie miał świadomości, że człowiek, który daje mu pić, karmi, pomaga we wszelkich czynnościach, to Ojciec Maksymilian, obecny święty. Wtedy wiedział tylko, że ten głos, te słowa to źródło ogromnej siły. Tyle w nich było wiary i nadziei, że nabrał absolutnej pewności, że wszystko będzie dobrze. Ta siła pozostała w nim na wszystkie dni wojny. Na Pawiaku był jeszcze prawie rok.
W 1942 r., wiosną, przewieziono go do Oświęcimia. Dostał numer 31 119. Trafił tam w czasie, kiedy rtm. Pilecki organizował ruch oporu. Zaangażował się w ten ruch. Chyba tylko dzięki temu przetrwał, nawet eksperymenty pseudomedyczne, którym był razem z innymi poddawany. W Auschwitz żyli jak jedna wielka rodzina. Nie było różnic narodowościowych, wyznaniowych, żadnych. Do dziś spłaca dług wszystkim, którzy mu wtedy pomagali. Również dlatego oprowadza teraz wycieczki po tych oświęcimskich ścieżkach bólu, łez i krwi. Wespół z dwoma więźniami (obozowym nr. 77 - Tadeuszem Pietrzykowskim, bokserem, i nr. 253 - Pogonowskim) w maju 1942 r. z okruszków więziennego chleba zrobili różaniec. Modlili się na nim. Później podarowali go Matce Bożej. Jest na Jasnej Górze. Po Oświęcimiu Kowalewski był jeszcze w Gross-Rosen i Dachau. Ten ostatni etap zakończył z dniem wyzwolenia obozu przez 42. Dywizję „Tęczową”, dowodzoną przez gen. Patona. Kilka tygodni spędził w amerykańskim szpitalu wojskowym. Kiedy poczuł się lepiej, wstąpił do 2. Korpusu Polskiego i dotarł do Włoch.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Emigrant

Któregoś dnia, całkiem przypadkiem, na jednej z rzymskich ulic spotkał swojego ojca. Za jego namową, a właściwie pod jego presją, zapisał się na Uniwersytet w Rzymie i rozpoczął życie studenta. Trwało to dwa lata. Później swoje kroki skierował do Anglii, ale że miał dość wojennej Europy, a do Polski bał się jeszcze wracać, wyruszył do Argentyny. Nie znał tamtejszego języka, więc podjął pracę jako pasterz. Po 7 miesiącach, kiedy zaczął się już swobodnie porozumiewać z Argentyńczykami, znalazł pracę w Instituto Diagnostico i Frataniento (coś w rodzaju ośrodka diagnostycznego) w Buenos Aires. Tam spotkał Ewitę Perón (żonę prezydenta J. D. Peróna, aktorkę, działaczkę polityczną). Władał biegle 5 językami, był przystojny, miły, elegancki. Nie mógł nie zwrócić na siebie uwagi. Zaproponowała mu pracę w Ministerstwie Spraw Socjalnych. Przepracował tam 7 miesięcy, czyli do czasu, kiedy otrzymał z Międzynarodowego Czerwonego Krzyża informację, że jego ukochana mama żyje i mieszka w Warszawie. Pierwszym napotkanym polskim statkiem popłynął do kraju. Był rok 1949. Dla niego wojna skończyła się właśnie wtedy. Ówczesne polskie władze nie były zadowolone z jego powrotu i dawały mu to odczuć przez wszystkie lata socjalistycznej Polski.
Dziś, mimo swoich 81 lat, nadal pracuje. Pilotuje wycieczki zagraniczne. Właściwie nie ma wyjścia. Choć bardzo lubi swoją pracę, jest ona przede wszystkim podstawowym źródłem utrzymania jego rodziny.

Korzenie

To mógłby być koniec opowieści o młodości Jerzego Junoszy Kowalewskiego. Mógłby, gdyby nie kilka jeszcze uzupełnień, które do końca pozwolą zrozumieć, skąd „brali” się ludzie bezwarunkowo poświęcający swe życie ojczyźnie, do końca wierni zasadom i ideałom.
Matka pana Jerzego - Halina Trentowska-Kowalewska herbu Leliwa, płk WP, pracowała w kontrwywiadzie. Była działaczką POW. Skazana przez bolszewików na śmierć, wspólnie z mężem i dwojgiem znajomych, jako jedyna z tej grupy cudem ocalała (pozostali 10 lipca 1919 r. zostali rozstrzelani w Winnicy na Ukrainie). Walczyła w Powstaniu Warszawskim w zgrup. Litwina, miała pseudonim Leliwa - Halszka.
Ojciec pana Jerzego, drugi mąż jego mamy, był porucznikiem Wojska Polskiego. Walczył w czasie I wojny światowej u gen. Żeligowskiego; w czasie II wojny światowej bił się we Francji, Wielkiej Brytanii, Palestynie, Libii, we Włoszech. Zmarł w Anglii.
Widziałam zdjęcie ze spotkania rodzin wojskowych - legionistów i peowiaków - w Belwederze. Rzecz cała miała miejsce 19 marca1927 r. Pan Jerzy miał wtedy 4 lata. Jest w samym środku zdjęcia. Siedzi na kolanach marszałka Józefa Piłsudskiego.
Wszystko, co napisałam wyżej, to zaledwie fragment tego, co usłyszałam. Jest to jednak wystarczająco dużo, żeby można było wyrobić sobie opinię na temat człowieka, wartości, jakim hołduje, i czasów, w jakich przyszło mu żyć. Wydaje mi się, że najlepszym podsumowaniem będą słowa hiszpańskiego dziennikarza Luisa Diez Tejon, który po powrocie z Polski do swego kraju, zainspirowany osobą bohatera tekstu, który oprowadzał jego grupę po Auschwitz, napisał w gazecie El Comercio list otwarty do Jerzego Kowalewskiego. Tak brzmi jego fragment: „Mogę Panu powiedzieć, że nie potrzebuję nawet dwóch palców, by wskazać liczbę nazwisk, przed którymi mogę się bezwarunkowo skłonić. W Pana wypadku nie mam wątpliwości... Oprowadzał mnie Pan po obozie bez śladu nienawiści na Pańskiej twarzy i bez żadnych dalszych ustępstw wobec wspomnień... Chociaż z całych sił walczył Pan ze wspomnieniami, stwierdził Pan, że jest to przegrana walka, ponieważ zapomnienie nie jest przyjacielem, nad którym można zapanować...”.

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Grecja: Tysiące osób opuściło Santorini w obawie przed trzęsieniem ziemi. Chaos w porcie

2025-02-04 11:06

[ TEMATY ]

Grecja

trzęsienie ziemi

Santorini

chaos

port

PAP/EPA

Chaos w porcie na greckiej wyspie Santorini

Chaos w porcie na greckiej wyspie Santorini

9 tys. mieszkańców i turystów opuściło grecką wyspę Santorini w związku ze wzmożoną aktywnością sejsmiczną w regionie i w obawie przed wystąpieniem silniejszego wstrząsu. We wtorek nad ranem w porcie zapanował chaos. Linie lotnicze organizują dodatkowe rejsy.

W okolicach Santorini na Morzu Egejskim od kilku dni zarejestrowano setki trzęsień ziemi. We wtorek nad ranem najsilniejsze z nich miało magnitudę 4,9. W okolicy sąsiednich wysp Amorgos i Anafi w ciągu 50 minut we wtorek odnotowano sześć trzęsień ziemi. Najmocniejszy wstrząs miał siłę 3,9.
CZYTAJ DALEJ

„Błażejki”. Dlaczego święci się świece we wspomnienie św. Błażeja?

2025-02-03 10:45

[ TEMATY ]

błażejki

św. Błażej

BP Archidiecezji Krakowskiej

3 lutego przypada wspomnienie św. Błażeja, patrona chorób gardła. Związana z nim jest tradycja, która staje się w wielu parafiach coraz bardziej popularna. Mowa o udzielaniu błogosławieństwa, poprzez dotknięcie gardła skrzyżowanymi świecami, zwanymi „błażejkami”. Jakie jest jego źródło? Wyjaśniamy.

3 lutego w liturgii wspominamy św. Błażeja. Z tą postacią wiąże się konkretne błogosławieństwo, do którego tego dnia zachęca Kościół. – Zawsze, jeśli chcemy rozpatrywać jakieś błogosławieństwo związane ze świętym, gdzie przypisany jest też jakiś znak lub przedmiot, to trzeba popatrzeć na jego życiorys. Gdzieś z niego, z tego, co miało miejsce w życiu tego człowieka, kiedy Pan Bóg w jakiś sposób szczególnie zadziałał przez niego, wynika ten obrzęd, który w historii miał miejsce i później po jego śmierci w jakiś sposób jest powielany — wyjaśnia ks. dr Ryszard Kilanowicz, liturgista i ceremoniarz Archidiecezji Krakowskiej.
CZYTAJ DALEJ

Bal dla singli po raz 6.

2025-02-04 21:31

Archiwum Karmelitańskiego Balu dla Singli

Uczestnicy 3. edycji balu.

Uczestnicy 3. edycji balu.

Jesteś osobą stanu wolnego i chcesz poznać innych wartościowych ludzi? Masz na to szansę już 8 lutego podczas 6. Karmelitańskiego Balu dla Singli.

– W dzisiejszych czasach bali jest jak na lekarstwo. Mamy sylwestra, może karnawał lub wesela, gdzie można pięknie się ubrać i w konwencji „balowej” pobawić. Zazwyczaj bale oglądamy na filmach, a większość z nas chętnie założyłaby strój wieczorowy i wybrała się na taką zabawę – przekonuje Maciej Romaniszyn, organizator Karmelitańskiego Balu dla Singli.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję