Reklama

Mroki Przeszłości

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Z ks. inf. Marianem Mikołajczykiem - wikariuszem generalnym i kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Częstochowie, autorem książki "Władza ludowa a diecezja częstochowska. Lata 1944-89" i rozprawy doktorskiej nt. "Problemy religijno-moralno-społeczne diecezji częstochowskiej w latach 1945-89 wynikające z ówczesnej sytuacji politycznej" - rozmawia Ewa Oset

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

EWA OSET: - W swoich pracach zajmuje się Ksiądz Infułat Kościołem częstochowskim w czasach zniewolenia...

KS. INF. MARIAN MIKOŁAJCZYK: - Czas ten obejmuje lata panowania w Polsce ustroju narzuconego przez alianckie umowy konferencji w Teheranie i Jałcie. W wyniku obu konferencji Polska i inne kraje Europy Środkowej po II wojnie światowej zostały włączone w sferę wpływów Związku Radzieckiego, a to oznaczało zarówno zależność polityczną od wielkiego sąsiada, jak i ekonomiczną oraz ideologiczną. Nie zapominajmy, że panująca w ZSRR ideologia marksistowsko-leninowska niejako z definicji była nastawiona na walkę z każdą religią, a szczególnie katolicką, która była w Polsce wyznaniem ponad 90% obywateli.

Reklama

- Jak społeczeństwo polskie ustosunkowało się do narzuconego mu w 1945 r. systemu politycznego? Przecież system ten był obcy jego mentalności, jego kulturze, religii.

- Nowy system nie został wybrany przez naród drogą referendum czy w wolnych wyborach. Został mu narzucony przemocą. Jest stwierdzone, ponad wszelką wątpliwość, że pierwsze wybory po II wojnie światowej w Polsce, w styczniu 1947 r., były aktem wielkiego terroru, oszustwa i kłamstwa. Jak społeczeństwo przyjęło ten system? Było zmęczone wojną, poniewierką, wszystkim tym, co niosła okupacja hitlerowska. Nie zawsze zdawało sobie sprawę z tego, że przychodzi nowa okupacja, zwłaszcza że nowa władza nie od razu odkryła prawdziwe oblicze. Nazywała siebie demokratyczną. Np. w centralnej procesji Bożego Ciała w Warszawie w 1946 r. Prymasowi Polski niosącemu Najświętszy Sakrament asystowali minister komunikacji i wiceminister obrony narodowej. Istniały i działały organizacje religijne, wydawane były czasopisma katolickie, funkcjonowały szkoły prowadzone przez zakony. Władzy był potrzebny czas do umocnienia się i do uznania przez inne państwa. Nic więc dziwnego, że społeczeństwo początkowo było zdezorientowane, co do prawdziwych intencji rządzących. Można mówić o szerokim wachlarzu postaw społecznych Polaków wobec władzy komunistycznej: od zdecydowanego oporu za cenę męczeństwa, zsyłek na Syberię, niszczenia kariery własnej i dzieci, po kolaborację, zdradę, współpracę z reżimem, utrwalanie władzy. Największa część społeczeństwa wybrała stanowisko pośrednie - kierując się chęcią przetrwania, zamknęła się w swoim prywatnym świecie.

- Nie wszystkie grupy zawodowe były jednakowo narażone na konfrontację z reżimem...

- Były pewne funkcje, które niejako z definicji mogły być pełnione tylko przez ludzi należących do PZPR, którzy przez fakt należenia do partii, a zwłaszcza jej kierowniczych komórek, musieli zrezygnować z oficjalnych związków z Kościołem. Byli to dyrektorzy zakładów pracy, oficerowie Ludowego Wojska Polskiego, milicji, prokuratorzy. Ludzie ci, jeśli nie umieli zrezygnować z pracy w tych instytucjach, a byli wierzący, skazywali się na życie podwójne. Oficjalni ateiści nieoficjalnie jeździli do kościoła odległego od miejsca zamieszkania, pod osłoną nocy zawierali sakramentalne związki małżeńskie, chrzcili dzieci, przerzucali na żonę odpowiedzialność za uczęszczanie dzieci na katechezę czy przystąpienie ich do Pierwszej Komunii św. W najlepszej sytuacji byli robotnicy i rolnicy. Robotników pracujących na wielkich budowach socjalizmu, jak to się wtedy mówiło, nikt nie pytał o przekonania religijne. Byli państwu potrzebni. Umieli się upominać o katechezę dzieci czy budowę kościoła. Jeździli do urzędu wojewódzkiego albo do komitetu partii, nawet do Komitetu Centralnego PZPR, by walczyć o parafię lub kościół. Płacili grzywny, ale pozostawali sobą. Podobnie i rolnicy. Byli na swoim. Nikt nie miał prawa wtrącać się w ich wiarę, w ich praktykowanie religii. Na nich mógł Kościół polegać.

- A w jaki sposób odbywała się indoktrynacja dzieci i młodzieży?

- W przekazywaniu ideologii marksistowskiej udział miała, niestety, duża grupa nauczycieli. Nie chciałbym tu wprowadzać uogólnień, bo wśród nauczycieli byli też ludzie uczciwi, ale wielu przekazywało na lekcjach, godzinach wychowawczych, tzw. apelach, które zastąpiły modlitwę przed lekcjami, "jedynie słuszną" linię partii. Podręczniki szkolne przesiąknięte były ideologią wówczas panującą. Szczególny zamęt w umysłach czyniły podręczniki historii fałszujące dzieje Polski, Europy, a szczególnie Kościoła (tłumaczone w czasach mojej nauki szkolnej z języka rosyjskiego). Na koloniach i obozach dzieci nie tylko nie mogły uczestniczyć w niedzielnej Mszy św., ale były karane za modlitwę poranną i wieczorną, za noszenie medalika czy krzyżyka.

- Jak sprawdzali się w tamtym czasie księża?

- Chylę czoło przed większością z nich. Byli oni bowiem prawdziwymi bohaterami na co dzień, zdolnymi często do aktów heroizmu. Za swą wierność powołaniu i biskupowi, a także za troskę o wiernych byli przez władze szykanowani, poniżani, upokarzani i różnorako karani: od grzywny, przez odmowę paszportu, po zabór mienia i niesprawiedliwe podatki. Tworzyli nowe parafie, budowali kościoły, katechizowali dzieci i młodzież. Uczyli religii w miejscach nieprzystosowanych do tego celu, kosztem własnego zdrowia, bez żadnej zapłaty, czasem bez zwykłego "dziękuję".

- A księża patrioci?

- W tamtych czasach rzeczywiście był problem tzw. księży patriotów. Księży, którzy w jakiś sposób "dogadywali się" z władzą i współpracowali z nią dla określonych korzyści materialnych czy dla spokoju. Oblicza się, że takich księży w każdej diecezji mogło być do 10% ogółu duchowieństwa. W nieszczęściu szczęście, że najprawdopodobniej żaden z nich nie donosił na swoich parafian.

- Czy uważa Ksiądz Infułat, że szykanowanie i prześladowanie Kościoła zakończyło się wraz z upadkiem systemu komunistycznego?

- Niestety, Kościół nie przestał być na cenzurowanym po czerwcu 1989 r. W wyniku "grubej kreski" i dość dziwnej polityki obozu solidarnościowego w rękach ludzi związanych z systemem komunistycznym pozostały główne środki przekazu, w tym telewizja publiczna. W świadomości naszego społeczeństwa istnieje "nabożny" stosunek do tego, co "w telewizji powiedzieli". Stąd też część Polaków uwierzyła, że przyczyną licznych nieszczęść są "czarni", na których usługach pozostawać mieli kolejni prawicowi politycy. Mogę zapewnić, znając wiele spraw z autopsji, że jest to kłamstwo i manipulacja opinią publiczną. Taką manipulacją mającą na celu niszczenie jest również ostatnio wyemitowany przez Program I TVP film Jerzego Morawskiego o Radiu Maryja.

- Są jednak ludzie, którzy tęsknią za komuną, za czasami Gierka...

- Ta tęsknota pojawiła się chyba w niespełna rok po pierwszych wolnych wyborach do Sejmu w czerwcu 1989 r. Tęskniący za komuną nie chcieli albo nie umieli przyjąć do wiadomości, że pierwsze lata sekretarzowania Edwarda Gierka nie wrócą, że efektem życia za kredyt zaciągnięty przez Gierka były puste półki w latach 80. i astronomiczny dług, który spłacać będzie jeszcze obecne pokolenie ludzi młodych. Tęskniący za komuną nie mają świadomości, że PZPR i partie komunistyczne w innych krajach oddały władzę nie dlatego, że wielkodusznie chciały z niej zrezygnować i przekazać społeczeństwu, ale dlatego, iż zrozumiały, że doprowadziły kraj do ruiny, z którą nie umiały sobie poradzić. Dlatego niektórzy zanim oddali władzę, w tajemnicy przed społeczeństwem, wysłali swoje dzieci na studia do Stanów Zjednoczonych czy do krajów Europy Zachodniej. Dlatego władze komunistyczne rozpoczęły proces prywatyzacji zakładów pracy, banków, by przejąć je na własność, zanim naród się ocknie, zanim zrozumie, co się stało. Funkcjonariusze partyjni wiedzieli, ku czemu to wszystko zmierza, i spadli jak kot na cztery łapy, nie ponosząc szkody.

- Jest takie łacińskie powiedzenie: "Historia est magistra vitae" - Historia jest nauczycielką życia. Czy prace Księdza Infułata niosą to przesłanie także współczesnym?

- To mądre powiedzenie, o którym Polacy nie chcą pamiętać. Nie chodzi o to, żeby ciągle rozpamiętywać naszą bolesną przeszłość, nasze klęski, niepowodzenia, szukać winnych, składać na nich całą odpowiedzialność za naszą skomplikowaną rzeczywistość. Chodzi o to, abyśmy z naszego trudnego wczoraj umieli wyciągać wnioski, abyśmy umieli uczyć się na niepowodzeniach, błędach.

- Dziękuję za rozmowę.

Książkę pt. "Władza ludowa a diecezja częstochowska. Lata 1944-89" można zamówić w Redakcji Niedzieli: ul. 3 Maja 12, 42-200 Częstochowa.

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Droga nawrócenia św. Augustyna

Benedykt XVI w jednym ze swoich rozważań przytoczył wiernym niezwykłą historię nawrócenia św. Augustyna, którego wspomnienie w Kościele obchodzimy 28 sierpnia.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

W siedzibie MEN przedstawiono szokujący ranking szkół przyjaznych osobom LGBTQ+

2024-04-24 13:58

[ TEMATY ]

LGBT

PAP/Rafał Guz

„Bednarska" - I społeczne liceum ogólnokształcące im. Maharadży Jam Saheba Digvijay Sinhji w Warszawie zostało najwyżej ocenione w najnowszym rankingu szkół przyjaznych osobom LGBTQ+. Ranking przedstawiła Fundacja "GrowSpace" w siedzibie Ministerstwa Edukacji Narodowej.

Ranking w gmachu MEN został zaprezentowany po raz pierwszy.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję