Senat uchwalił odrzuconą przez Sejm głosami SLD i UW poprawkę,
aby parlamentarzyści ujawnili swój majątek oraz wszystkie źródła
dochodów. Jeśli poprawkę przyjmie Sejm, oświadczenia majątkowe posłów
i senatorów trafią do izb skarbowych, gdzie zostaną sprawdzone. Nie
byłoby w tym fakcie nic nadzwyczajnego, gdyby nie towarzyszyła temu
prawdziwa heca wyborcza. Zaczęło się bowiem od posłów partii "Prawo
i Sprawiedliwość", którzy pragnąc za wszelką cenę zaćmić innych jakimś
pomysłem, pokazali przed kamerami swoje oświadczenia majątkowe, czyli
to, co rzekomo inni zamierzali ukryć. Media włączyły się w tę wątpliwej
wartości operę żebraczą i rozpoczął się w całym kraju konkurs na
najbiedniejszych i najskromniejszych polityków. Doszło do licytacji
majątków premiera, ministrów i posłów, bo jedni przed drugimi zaczęli
ujawniać, co posiadają, a efekt tego jest raczej żałosny. Ludzie
niewiele się dowiedzieli prawdy, trochę jednak zaczęli zazdrościć,
więcej zaś zastanawiać się, dlaczego ten czy ów nic nie ma - czy
dlatego, że jest nieudacznikiem albo może rozrzutnikiem?
Co bowiem można sobie pomyśleć o pośle kilku już kadencji,
który nie zbudował domu, mieszka kątem u matki i jeszcze oświadcza,
że nie ma żadnych oszczędności? Pytanie: Czy można się chlubić tym,
że jest się gołym? Czy ubóstwo ma być receptą na uczciwość? A skąd
pewność, że ten ktoś nie ulokował gdzieś w zachodnim banku swoich
oszczędności? Ponieważ ten nieprzyzwoity spektakl szczerości trwa
nadal, warto poświęcić nieco uwagi temu i innym chwytom wyborczym.
Zastanówmy się, cóż to znaczy w czyimś oświadczeniu,
że posiada nieruchomość, dom? Znam posła, który nie ma żadnych oszczędności,
ale za jego dom można by spokojnie i dostatnio spędzić całe życie
na Karaibach. Dom więc domowi nierówny, działka działce też, tym
bardziej zaś spółka spółce. Ponadto niektórzy posłowie napisali,
że posiadają kosztowności, antyki, broń... I słowa o tym, ile to
jest warte. A przecież mogą to być przedmioty o ogromnej wartości,
przewyższające wartość niejednego domu. Hipokryzji więc co niemiara
w tej rozdmuchiwanej uczciwości. Ponadto, napiszmy wręcz, jeśli ktoś
będzie chciał skłamać, może uczynić to bez problemu, bo prawdziwej
wielkości majątku nikt nie jest w stanie sprawdzić, chyba że prokurator,
a i ten dopiero po długich i żmudnych badaniach.
Ujawnianie majątków posłów nie jest receptą na złodziejstwo,
w istocie bowiem okazało się jeszcze jednym chwytem wyborczym i,
niestety, przyćmiło bardziej istotny element życia politycznego ostatnich
dziesięciu lat, mianowicie sprawę korupcji, czyli ciągnięcia do władzy
i polityki ludzi, których interesują tylko pieniądze. Opinia społeczna
od lat jest niepokojona aferami, na których budżet państwa, a więc
wszyscy płacący podatki stracili miliardy złotych. Tylko odkrywana
dzisiaj skutecznie działalność mafii i gangów wskazuje na ogromne
wyłudzenia od państwa podatku VAT czy pranie brudnych pieniędzy.
Minister Marek Biernacki mówi o powiązaniach z mafią niektórych polityków.
Na ich ujawnienie czekamy. Międzynarodowa Organizacja Celna szacuje,
że wskutek korupcji celników do budżetu nie trafia ok. 5 miliardów
zł rocznie. Nie będę przypominał, kto dawniej, niech odpoczywa w
pokoju, kierował Głównym Urzędem Ceł, przysparzając majątku jednej
z partii. Nie wyjaśnione do końca dawne afery: FOZZ-u, węglowa, papierosowa,
alkoholowa, czy obecne: światłowodu położonego przy gazociągu jamalskim,
zakupu haubic, przepychanki wokół PZU - to tylko niektóre przykłady
mętnych powiązań polityków z biznesem. To należy ujawnić. Ileż z
tych afer zaciążyło na początkach naszej wolności, ile spółek nomenklaturowych
obłowiło się na państwowym majątku? Ile prywatyzacji zakładów dokonano
ze stratą dla budżetu państwa? Wykryta ostatnio złodziejska sprzedaż
Stoczni Gdańskiej aż woła o pomstę do nieba!
Kto jest temu winien? Z pewnością miniony system oraz
pojedynczy człowiek wywodzący się z dawnego systemu, a więc złamany
moralnie, skażony chęcią posiadania za wszelką cenę. Nie ma tutaj,
oczywiście, prostych odpowiedzi. Natomiast nie można dać się zawojować
tym wszystkim, którzy w imię prowadzonej kampanii wyborczej mają
coraz to nowe pomysły, aby pokazać, jak to sami są czyści, jak szlachetne
mają intencje. Oto bowiem SLD rozesłała do UOP, policji i prokuratora
generalnego listy z nazwiskami ponad tysiąca swoich kandydatów z
zapytaniem, czy nie są przeciw nim prowadzone jakieś postępowania
sądowe. Partia zapewne chce pokazać, jacy u nich wszyscy muszą być
czyści. Tymczasem kandydaci oświadczyli już wcześniej na piśmie,
pod groźbą ukarania za poświadczenie nieprawdy, że wobec nich nie
toczy się postępowanie karne. Dlaczego więc partia chce ich dodatkowo
sprawdzić? Wyborczy chwyt, nic więcej, ponieważ nikt w tak krótkim
czasie nie jest w stanie sprawdzić, czy 1020 osób weszło w konflikt
z prawem. Ponadto zwracanie się do policji w tej sprawie świadczy
o nieznajomości prawa, ponieważ policja nie może ujawnić, jakie i
przeciw komu prowadzi działania operacyjne.
Chwytem "Prawa i Sprawiedliwości" jest umieszczenie w
programie wyborczym zasady wierności tradycji i moralności. Jak w
takim razie pogodzić to z faktem, że niektórzy kandydaci tego ugrupowania,
podobnie jak kandydaci Platformy Obywatelskiej, wypowiadają się za
zliberalizowaniem prawa do aborcji? Zapewne nie chodzi im o moralność
chrześcijańską.
Najbardziej jednak zamulają wyobraźnię wyborców sondaże
opinii społecznej. Uważam, że zamiast badać i podawać rzeczywiste
preferencje, to je wymyślają i kształtują. Sam widząc, jak lecą w
dół sondaże AWSP, tracę ochotę na kandydowanie w wyborach. Myślę
sobie, czy warto podejmować taki wysiłek, skoro wszystko właściwie
jest już z góry przesądzone? Wniosek - przez publikowanie sondaży
można skutecznie wpłynąć na wynik głosowania. Skłania się bowiem
pewną grupę wyborców do głosowania niezgodnie z przekonaniem, innym
zaś odbiera ochotę do wzięcia udziału w wyborach, twierdząc, że ich
głos niczego nie wniesie. To są świadomie wypracowane i zamierzone
manipulacje. Sondaże podawane w takiej formie są swego rodzaju bezkarnym
zamachem na demokrację.
Jakie jeszcze czekają nas wyborcze chwyty - nad tym pracują
sztabowcy bogatych partii, korzystając szeroko z zachodnich doświadczeń.
Jeden z nich w przypływie szczerości powiedział: "Niewyrobieni politycznie
ludzie łatwiej zniosą słodkie kłamstwa i czcze obietnice niż ziarenko
prawdy".
Pomóż w rozwoju naszego portalu