Reklama

Pro i contra

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

A korupcja kwitnie

We Francji mamy kolejny przykład tego, że na Zachodzie nie patyczkują się ze złapanymi na korupcji prominentami. 78-letni Roland Dumas, b. długoletni minister spraw zagranicznych i b. przewodniczący Trybunału Konstytucyjnego, jedna z głównych postaci Republiki Francuskiej, został skazany na dwa i pół roku więzienia, z czego dwa w zawieszeniu, oraz milion franków grzywny (według M. Rapackiego: Dumas i Elf, Gazeta Wyborcza z 31 maja). Dużo wcześniej, w połowie lat 90., w tejże Francji sam premier Pierre Beregowoy, oskarżany o korupcję, popełnił samobójstwo. Skomentował to jakże dosadnie Jan Olszewski: "Gdyby polscy politycy stosowali podobne kryteria honoru, większość z nich byłaby na cmentarzu" . Na razie mamy dwa zgony w bardzo podejrzanych okolicznościach: Sekuły i Dębskiego. Ogromna część polityków-aferzystów czuje się jednak zupełnie bezkarna w Polsce. A tymczasem, jak piszą Anita Błaszczak i Artur Morka w tekście Smarowana gospodarka (Rzeczpospolita z 2-3 czerwca): "Z roku na rok Polska uznawana jest za coraz bardziej skorumpowany kraj. Milion dolarów na koncie w Szwajcarii oferował inwestor dyrektorowi prywatyzowanego przedsiębiorstwa za pomoc w tej transakcji. Urzędnicy państwowi biorą od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy dolarów za załatwienie kontraktu czy koncesji. Według Banku Światowego, polskie firmy przeznaczają na łapówki do 2,5% rocznych przychodów - do tylu się przyznają". Wprost w tekście Sprawiedliwość nierychliwa (nr z 27 maja) pisze z kolei, że w Polsce: "Gangsterskie fortuny pozostają nienaruszone po aresztowaniu i skazaniu ich właścicieli".

Liberał oskarżony o przekręty

Bertold Kittel i Anna Marszałek piszą w tekście Gra akcjami zakładów mięsnych (Rzeczpospolita z 2 czerwca) o aresztowaniu na trzy miesiące w Gdańsku Andrzeja Voigta, byłego członka Rady Nadzorczej II Narodowego Funduszu Inwestycyjnego. Prokuratura zarzuca mu, że wraz ze wspólnikiem doprowadził do milionowych strat Zakłady Mięsne w Kędzierzynie. Voigt zrobił błyskotliwą karierę polityczną po 1989 r. Według autorów Rzeczpospolitej, "na początku lat 90. współtworzył Kongres Liberalno-Demokratyczny. Dostrzegł go Janusz Lewandowski i ściągnął do ówczesnego Ministerstwa Przekształceń Własnościowych, gdzie zajmował się m.in. kontaktami z inwestorami zagranicznymi i promocją inwestycji zagranicznych". Dobrze pamiętam, że już ówczesna działalność Voigta ściągnęła na niego ostrą krytykę w programie Elżbiety Jaworowicz Sprawa dla reportera. Za swój demaskatorski program, dotyczący Voigta, red. Jaworowicz o mało nie wyleciała jednak z pracy, okazało się, że Voigt miał tak potężnych protektorów. Warto może przypomnieć tych, którzy tuszowali wówczas z wrzaskiem początkowe sprawy Voigta, ułatwiając mu w ten sposób późniejsze potężniejsze zamachy na kasę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Niemiec piętnuje "polskie zbrodnie"

Tym, którzy mają jeszcze zbyt wiele iluzji na temat Niemiec jako rzekomego "adwokata Polski", gorąco polecam tekst Pawła Lisickiego Jak odkłamywać historię (Rzeczpospolita z 6 czerwca). Lisicki omawia najnowsze wystąpienie Gerharda Bartodzieja, prezesa Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej, zrzeszającego rząd krajowy Nadrenii Północnej-Westfalii, Fundację Konrada Adenauera i Fundację im. Friedricha Eberta. Krytykując Polaków za ciągłe "zrzucanie winy na innych", Bartodziej stwierdził, że Polacy chcą niesłusznie uchodzić, za "ofiary wojny", głosząc: " A więc wieczna rola ofiary i zrzucanie odpowiedzialności za to, co złe, na innych, a najwygodniej na Niemców, Żydów i Rosjan. To przecież oni wywołali wojnę i są winni milionów jej ofiar, ograbili Polskę z majątku, dóbr kultury i pozbawili życia najlepszych synów narodu" - ironizuje Bartodziej.
Polemizując ze stwierdzeniami Bartodzieja, Lisicki pisze: " Nie znam nikogo przytomnego, kto twierdziłby, że Żydzi wywołali wojnę. ( ...) Natomiast twierdzenie, iż ´Niemcy wywołali wojnę i są winni milionów jej ofiar, ograbili Polskę z majątku, dóbr kultury i pozbawili życia najlepszych synów narodu´, uważam, wbrew temu, co sugeruje Bartodziej, po prostu za prawdziwe. Wygląda na to, że pan Bartodziej, korzystając z debaty wokół Jedwabnego i przeciwstawiając się zamazywaniu historii, postanowił odkłamać ją w taki sposób, że Niemcy stali się ofiarami wojny razem z Żydami. Jaką rolę przypisał Polakom, nietrudno zgadnąć". Przypomnijmy jeszcze raz, że człowiek, który głosi te wszystkie antypolskie absurdy, jest prezesem Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej. Ładny prezes, ładna współpraca.
Do całej, tak bulwersującej, sprawy nawiązała również Teresa Kuczyńska w tekście Bojownicy współpracy polsko-niemieckiej ( Tygodnik Solidarność z 15 czerwca). Przypomina ona m.in., że: "W dalszym ciągu swego oświadczenia Bartodziej stawia na jednej płaszczyźnie Katyń i Jedwabne jako symbole odkłamywania historii, w której to ofiara okazuje się oprawcą (...)". Wojna nie może być usprawiedliwieniem dla zbrodni popełnionych na Żydach i Niemcach - konkluduje Bartodziej, stawiając Niemców w rzędzie ofiar na równi z Żydami, a Polaków na pozycji sprawców całego zła. Mówi też Bartodziej, że gdyby nie wojna, której - według niego - winni są Polacy, to i tak Niemcy znaleźliby się w polskich obozach, a Żydzi w Jedwabnem zostaliby wymordowani. To pełne buty i nieukrywanej nienawiści do Polaków oświadczenie Bartodziej opublikował, podpisując się jako prezes Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej w Gliwicach. Domu, otwartego w ubiegłym roku z wielką galą, przy udziale najwyższych władz polskich i niemieckich, z premierem Buzkiem na czele.

Reklama

Niemowa Bartoszewski

Dlaczego o całej aferze, z patologicznym wręcz w swym antypolonizmie oświadczeniem Bartodzieja, milczy polskie MSZ, łącznie z jego szefem W. Bartoszewskim? Czy dlatego, że min. Bartoszewski boi się, że gdyby napiętnował - jak przystało na szefa MSW - obłąkańczy tekst prezesa
Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej, mógłby w przyszłości nie być już tak szczodrze honorowany niemieckimi wyróżnieniami. A jest na nie bardzo łasy; parę lat temu bez żenady przyjął nawet medal ku czci Gustawa Stresemanna, niemieckiego ministra spraw zagranicznych z lat 20. najzajadlejszego wówczas niemieckiego rewizjonisty i wroga Polski. Bartoszewski, ostatnio zawsze "niemowa", gdy chodzi o przeciwstawienie się antypolonizmowi, jakoś nie odchodzi od nawyku gadulstwa, gdy chodzi o sprawy, w których lepiej byłoby, by się powstrzymał od pochopnej, szkodzącej Polsce wypowiedzi. Było nią stwierdzenie Bartoszewskiego w wywiadzie dla niemieckiego pisma, że "nasz kraj może złagodzić swoje stanowisko, zgodnie z którym przez 18 lat po naszym wejściu do Unii Europejskiej obywatele krajów UE nie będą mogli nabywać w Polsce ziemi". Jak przypomina Rzeczpospolita z 11 czerwca, Polska " dotąd konsekwentnie domagała się 18-letniego okresu ochronnego". Pytanie, kto upoważnił min.
Bartoszewskiego do wypowiedzi tak radykalnie godzącej w nasz podstawowy postulat przy negocjacjach z UE?

Reklama

Żydzi-aferzyści z Jedwabnego

W Kulisach z czerwca ukazał się szokujący tekst Danuty i Aleksandra Wroniszewskich Odkrywanie tajemnicy. Ta para autorów przed laty ( w 1988 r. na łamach łomżyńskiego tygodnika Kontakty) po raz pierwszy w Polsce napisała o sprawie mordu na Żydach w Jedwabnem. Według komentarza redakcji Kulisów, "Wroniszewscy natrafili wtedy na zaskakujące kryminalno-finansowe aspekty tej sprawy, które mogły mieć wpływ na późniejsze relacje żydowskich świadków. Ujawniamy je po raz pierwszy". Z nowego tekstu Wroniszewskich wyłaniają się przede wszystkim informacje kompromitujące jednego z głównych oszukańczych świadków Grossa - Eliasza Grądowskiego, w czasie wojny drobnego złodziejaszka, a w pierwszych latach po wojnie aferzysty na większą skalę, przywłaszczającego sobie mienie po różnych zabitych Żydach. Jak piszą Wroniszewscy w podrozdziale artykułu zatytułowanym: Afera z mieniem: "Innymi pobudkami kierował się z pewnością Eliasz Grądowski, występując w 1949 r. przed sądem jako świadek oskarżenia. Opisywał udział wymienianych z nazwiska Polaków w pogromie oraz rabowanie pożydowskiego mienia, chociaż w latach 1940-45 przebywał w głębi Rosji, zesłany po przyłapaniu na kradzieży. Organom ścigania znane już były jego machlojki, związane z bezprawnym przejmowaniem mienia pożydowskiego w powiecie łomżyńskim.
Na sprawę tę natknęliśmy się przy okazji zbierania materiału o barwnym i kontrowersyjnym oficerze wydziału śledczego Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa w Łomży - Eliaszu Trokenheimie. W styczniu 1949 r., gdy jego koledzy zatrzymywali Polaków podejrzanych o pomocnictwo w spaleniu jedwabieńskich Żydów, on odpowiadał przed Sądem Wojskowym w Białymstoku. Prokurator zarzucił mu m.in., że wiedząc o bezprawnej działalności grupy Żydów przywłaszczających pożydowskie nieruchomości, nie tylko nie przeszkodził w kontynuowaniu przestępstwa, lecz użył swych wpływów i stanowiska, by za łapówki od aferzystów wspierać ich działalność. Pierwsze skrzypce w tej sprawie grali mieszkający w Białymstoku Eliasz Grądowski i Chaim Sroczko".

Wandale z Yad Vashem

Magdalena Michalska pisze w tekście Barbarzyństwo (Gazeta Wyborcza z 13-14 czerwca) o wandalizmie izraelskich złodziei fresków Bruno Schulza z Drohobycza. Według Michalskiej: "Przedstawiciele Yad Vashem zabrali ze ścian ponad 50% malowideł Schulza. Zniszczyli całą kompozycję i zamysł artystyczny ich twórcy (...) - To barbarzyństwo - powiedział Borys Woźnicki (dyrektor Lwowskiej Galerii Obrazów - J.R.N.) po zobaczeniu efektów pracy Yad Vashem". Wcześniej Gazeta Wyborcza z 4 czerwca wydrukowała rozmowę Joanny Szczęsnej z legalnym spadkobiercą Schulza - Markiem Podstolskim. Podkreślił on, że: "Schulz był polskim pisarzem i za takiego się uważał (...) Bruno Schulz zresztą wystąpił z gminy żydowskiej (...)".
Ostro napiętnowała działanie grabieżców z Yad Vashem mieszkająca w Drohobyczu Dora Kacnelson, córka rabina z Białegostoku i wiceprzewodnicząca reformowanej gminy żydowskiej, emerytowana wykładowczyni literatury. Maja Narbutt i Piotr Kowalczyk piszą w korespondencji z Drohobycza pt. Żyd i na dodatek pisał po polsku (Rzeczpospolita z 4 czerwca), że Kacnelson "nigdy nie oczekiwała, że nieszczęsnego Żyda zastrzelonego na ulicy skrzywdzą już po śmierci Żydzi z Izraela ( ...) - Bezczelni. Nie liczą się z nikim i z niczym. Rabują to, co nie jest ich. Niszczą nas, którzy tu zostaliśmy. Już niedługo nie będzie żadnego śladu po tym, że były tu polskie kresy - mówi nienaganną polszczyzną pani Kacnelson". Część Żydów, m.in. głośny izraelski prawnik i pisarz Uri Huppert, usiłowała wybraniać grabież fresków Schulza, dokonaną przez pracowników słynnego renomowanego instytutu Yad Vashem. Potępił ją jednak nawet Stanisław Krajewski, uchodzący za czołową dziś postać wśród polskich Żydów, w tekście Wstyd za Yad Vashem, pisząc m.in.: "Dotychczas myślałem, że instytut Yad Vashem jest czystą, nieposzlakowaną instytucją. Dokumentuje Zagładę, upamiętnia jej ofiary, składa hołd ´Sprawiedliwym wśród Narodów´. Cóż może być bardziej szacownego (...) Nawet jeśli to, co uczynili wysłannicy Instytutu, było ćwierć- czy półlegalne, ich czyn budzi we mnie głęboki sprzeciw. Kojarzą się z nim słowa takie jak: kradzież, przemyt, zawiedzione zaufanie. I - arogancja. Jest mi wstyd".

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

150 minut do potęgi

2024-05-11 09:02

[ TEMATY ]

Samuel Pereira

Materiały własne autora

Samuel Pereira

Samuel Pereira

Centralny Port Komunikacyjny to nie tylko projekt infrastrukturalny, lecz także manifestacja polskiej determinacji i ambicji. W kraju, gdzie przez lata samo mówienie o potrzebie rozwoju i byciu na równi z zachodem było kwestionowane. Gaszenie polskich ambicji pustymi hasłami o „megalomanii”, „mocarstwowości” i „machaniu szabelką” to zmora ostatnich 35 lat. Dziś sama idea CPK stanowi punkt zwrotny, jako symbol odrzucenia kompleksów na rzecz przyszłościowych inwestycji.

Zacznijmy od faktu, że projekt CPK to nie tylko lotnisko, ale cała, rozległa sieć kolei, którą może zobrazować jedna liczba: 2,5 godziny, czyli 150 minut. Tyle zajmowałby dojazd do Centralnego Portu Komunikacyjnego (CPK) i Warszawy z każdej aglomeracji w Polsce.

CZYTAJ DALEJ

Dwaj polscy misjonarze oblaci zatrzymani przez władze Białorusi

2024-05-11 11:43

[ TEMATY ]

Białoruś

Karol Porwich/Niedziela

Władze Białorusi zatrzymały wczoraj dwóch polskich duchownych, misjonarzy oblatów, posługujących w tym kraju. Władze zakonne proszą o modlitwę w intencji swoich współbraci, którzy są duszpasterzami w diecezjalnym sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Szumilinie. Podstawą zatrzymania miała być rzekoma dywersyjna działalność na szkodę białoruskiego państwa.

W specjalnym komunikacie Polska Prowincja Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, do której jurysdykcji należy oblacka Misja na Białorusi, potwierdziła informacje o zatrzymaniu przez władze dwóch misjonarzy oblatów w diecezji witebskiej. Są ojcowie Andrzej Juchniewicz OMI i Paweł Lemekh OMI.

CZYTAJ DALEJ

Bp Przybylski do nowych diakonów: bądźcie mądrzy mądrością Boga, a nie świata

– Dzisiaj bardzo potrzeba mądrych diakonów w tym świecie takim rozbitym, relatywnym. Bądźcie mądrzy mądrością Boga, mądrością Bożych przykazań, a nie mądrością tego świata. Bądźcie mądrzy mądrością Kościoła, a nie jakąś własną mądrością – powiedział bp Andrzej Przybylski.

Biskup pomocniczy archidiecezji częstochowskiej 11 maja w archikatedrze Świętej Rodziny w Częstochowie udzielił święceń diakonatu trzem seminarzystom Wyższego Międzydiecezjalnego Seminarium Duchownego w Częstochowie.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję