Na łamach żydowskiego pisma Midrasz, wydanego w Warszawie,
Konstanty Gebert pisze m.in.: "Odejście Andy Rottenberg (z dyrektorowania
w Muzeum "Zachęty" - przyp. M. M.) to chyba pierwszy w III RP przypadek
dymisji wymuszonej antysemicką nagonką".
Przypomnijmy więc fakty: Anda Rottenberg sama podała
się do dymisji po tym, jak najwyraźniej zaniepokojony jej działalnością
jako dyrektorki tegoż Muzeum minister K. M. Ujazdowski przydał jej
do pomocy Radę Programową. Tego najwyraźniej p. Rottenberg znieść
nie mogła i podała się do dymisji. Decyzję o przydaniu p. Rottenberg
do pomocy Rady Programowej min. Ujazdowski podjął po fali krytyki
i oburzenia wobec tego, co A. Rottenberg w "Zachęcie" wyrabiała -
chodziło o prezentowanie tam kiczu na cudzy rachunek, bo na rachunek
podatnika. Trudno wyobrazić sobie, aby w takiej sytuacji minister
Ujazdowski postąpił inaczej. A postąpił bardzo łagodnie, przydając
do pomocy Dyrektorce Radę Programową; przecież mógł ją po prostu
odwołać ze stanowiska jako nieudolnego urzędnika. Jak więc widać
- powody dymisji były całkiem inne niż "antysemicka nagonka", jak
to przedstawia Konstanty Gebert.
Podczas gdy przez prasę przewalała się fala oburzenia
na poczynania A. Rottenberg, jeden z posłów oświadczył: "Takie pomysły
p. Rottenberg niech realizuje w Izraelu". Czy była to aby naprawdę "
wypowiedź antysemicka"? Być może poseł ów uważa, że w Izraelu w muzeach
państwowych łatwiej jest pokazywać kicz jako sztukę. W Związku Sowieckim
na przykład w muzeach nagminnie pokazywano kicz jako sztukę, mówili
o tym sami Rosjanie, i nikt im z tego powodu "antyrosyjskości" nie
zarzucał.
Z drugiej strony, trudno też zgodzić się z sytuacją,
by samo tylko pochodzenie żydowskie broniło kogokolwiek przed słuszną
krytyką i odwołaniem ze stanowiska...
Pomóż w rozwoju naszego portalu