Na wesele na trzeźwo zdecydowaliśmy się, bo wraz z mężem mamy podpisaną krucjatę. Na dodatek chcieliśmy pokazać ludziom, że bez alkoholu też da się dobrze pobawić. Co prawda wielu wieściło nam totalną klęskę, a właścicielka sklepu monopolowego, znajdującego się naprzeciwko domu weselnego, specjalnie przedłużyła czas swojej pracy. Jak się później okazało musiała go i tak wcześniej zamknąć, bo nie miała klientów. Ostatecznie wyszło na to, że alkohol wcale nie jest konieczny do tego, aby wesele uznać za udane - wspomina Ala Gruszecka z Bielska-Białej.
I to właśnie dla takich małżeństw, jak Roman i Ala Gruszeccy, powstała idea „Wesela Wesel”. Z roku na rok peregrynuje ona po całej Polsce i trafia we wciąż nowe miejsca. Średnio, jak wyjaśnia Agata Gorczowska, absolwentka Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika w Bielsku-Białej, bierze w niej udział ok. 300 osób.
- Najwięcej par małżeńskich przybyło na „Wesele Wesel” do Warszawy w 2004 r. Wtedy bawiło się tam 700 osób. Okolicznościowy bal odbył się w Pałacu Kultury - mówi A. Gorczowska.
W ramy programowe tego typu imprezy zawsze wpleciony jest nie tylko wątek zabawowy, ale i formacyjno-edukacyjny. W Krakowie, w dniach 2-5 sierpnia, o ten drugi człon zatroszczono się organizując cykl wykładów, które poprowadzili Marcin i Beata Mądrzy, Marta i Marek Babikowie, ks. Jan Reczek oraz zapewniając przybyłym uczestnictwo we Mszy św. celebrowanej przez kard. Stanisława Dziwisza w katedrze Wawelskiej.
- „Wesele Wesel” to zabawa dla wszystkich członków rodziny. Przy jej tworzeniu nie można zapominać ani o rodzicach, ani też o ich dzieciach. I jedni i drudzy muszą się tutaj dobrze czuć - twierdzi Agata Gorczowska, koordynatorka krakowskiej odsłony bezalkoholowego przedsięwzięcia.
W grodzie Kraka organizatorzy zagwarantowali najmłodszym uczestnikom „Wesela Wesel” zabawy z wodzirejem i animacje, a ciut starszym - zwiedzanie muzeum lotnictwa i warsztaty tematyczne. Gimnazjalistom i licealistom zaproponowano udział w grze strategicznej „Cuder”, uczącej odpowiedzialności za dokonywane wybory. Wszystko to po to, aby rodzice mieli dla siebie jak najwięcej czasu i mogli w spokoju wziąć udział w skierowanej do nich ofercie. Kulminacją krakowskiej odsłony „Wesela Wesel” był bal, na którym królował szyk i elegancja, a gdzieniegdzie ślubne suknie pań, które zdecydowały się odświeżyć je na ten wyjątkowy wieczór. Z racji 18. odsłony przedsięwzięcia, na jego uczestników czekał polonez, tort, desery lodowe i wodzirej. Dla najmłodszych przygotowano specjalną salę, w której mogli oni oczekiwać przybycia swych rodziców.
- Sprawa trzeźwości narodu polskiego jest dla mnie szczególnie ważna, dlatego jestem częstym gościem na „Weselu Wesel”. Tak było i tak jest, że wesela bezalkoholowe są wyzwaniem rzuconym tym, którzy nie wyobrażają sobie zabawy bez procentów. A to trzeba zmieniać. Ludzie często się tłumaczą, że na weselu wypić trzeba, bo tak wypada. Bzdura. Pije się dlatego, bo się chce, a nie dlatego, że się musi. Ja w 1981 r., w czasie niezwykle ciężkim dla naszej ojczyzny, zdecydowałem się na wesele bezalkoholowe. Na kartki kupowałem żywność, owoce cytrusowe, które dotarły do Polski z „bratniej” Kuby. Nie było wtedy wodzirejów, a mimo to wszystko poszło jak należy. Obowiązki animatorów wzięli na siebie znajomi z Krucjaty Wyzwolenia Człowieka i z Duszpasterstwa Akademickiego. To oni, z gitarą w ręku, zadbali o dobry nastrój wśród biesiadników. Moją drogą poszli później dwaj starsi synowie, których wesela również były bezalkoholowe, a wszystko wskazuje na to, że także i mój najmłodszy syn, który niedługo wstąpi w związek małżeński, pójdzie tym śladem - wspomina Józef Gacek z Szaflar.
W Krakowie, ludzie, którzy zdecydowali się na bezalkoholowe przyjęcia ślubne, świętowali przez cztery dni. Nic w tym niezwykłego, bo zwyczajowo czynią tak rok w rok. Na dodatek praktykują to elegancko ubrani, w wytwornych wnętrzach i przy dobrej muzyce. Ich wesele powtarza się wciąż od nowa. Jakże niewielu z nas ma podobne doświadczenia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu