Reklama

Pełnia życia

Ks. Jerzy Majka z parafii Oleśnica w dekanacie Stopnica na misjach pracuje od 2002 roku. Czy to na Białorusi czy w Peru przekonuje się, że misje prowadzi Pan Bóg. - Misje oznaczają spotkanie z innymi ludźmi, dzielenie z nimi ich życia. Trzeba być otwartym na drugiego, ciągle się uczyć i przezwyciężać samego siebie - mówi ks. Jerzy

Niedziela kielecka 32/2012

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jego droga do kapłaństwa nie była „standardowa”. Wychował się wraz z pięciorgiem rodzeństwa w tradycyjnej katolickiej, rolniczej rodzinie we wsi Borzymów. - W dzieciństwie - głównie dzięki wysiłkom Mamy i Babci - traktowałem Kościół i sakramenty jako ważny element mojego życia. Wraz jednak z rozluźnianiem się więzi łączących mnie z domem rodzinnym (nauka w szkole zawodowej, internat, a potem wyjazd na Śląsk do pracy w kopalni), osłabła również potrzeba sakramentów, do tego stopnia, że zacząłem traktować Kościół jako element tradycji, a nawet folkloru, głównie zresztą wiejskiego - mówi ks. Jerzy Majka. Momentem zwrotnym w jego życiu był nieszczęśliwy wypadek, po którym z połamanymi nogami znalazł się w szpitalu.
- Leżąc w szpitalu, doświadczyłem kruchości życia, zetknąłem się z cierpieniem, zacząłem stawiać podstawowe pytania o sens swojego życia. Zrodziła się jakaś, jeszcze nie w pełni uświadomiona, potrzeba bliskości Boga. Zapragnąłem wstąpić do zakonu.
Nie mając jednak wielkiego rozeznania w zgromadzeniach, w wieku 27 lat zdecydował się na wstąpienie do kieleckiego Seminarium. - Po drugim roku zrozumiałem jednak, że Kościół ma mi do zaoferowania coś o wiele wspanialszego, nie ucieczkę od życia, ale pełnię życia, tylko że ta pełnia oznacza również wyrzeczenia, oznacza cierpienie - mówi dzisiaj. Nie będąc pewien, czy na owe wyrzeczenia jest gotów, czy rzeczywiście chce stać się naśladowcą Jezusa Chrystusa również w Jego krzyżowej drodze, powrócił znowu do pracy w kopalni, aby ponownie przemyśleć swoje powołanie.
- Pamiętam wiosenny poranek 1997 r. w drodze do pracy, gdy nagle skończyły się moje wątpliwości. Zrozumiałem, że chcę być księdzem diecezjalnym, że takie jest moje powołanie.

Dlaczego nie ja?

Zainspirowany postacią swojego rodaka ks. Marka Bzinkowskiego, pochodzącego z parafii Oleśnica, a pracującego wtedy na Ukrainie, o misjach zaczął myśleć jeszcze w Seminarium, na początku - „romantycznie” o Afryce. - Poruszał mnie apel papieża Jan Paweł II, kiedy mówił o potrzebie ewangelizacji na krańcach świata. Pytałem wtedy siebie: „dlaczego nie ja?”. Jestem zdrowy, mam siły, mogę coś zrobić dla Kościoła. Zdawałem sobie jednak sprawę z braku doświadczenia.
Po czwartym roku, wybrał się na Ukrainę, na rekonesans do parafii Hołozubińce, gdzie pracował jego rodak ks. Marek. Podczas pobytu pomagał także w parafii katedralnej w Kamieńcu Podolskim. Rok po święceniach kapłańskich zwrócił się prośbą do biskupa o pozwolenie na powrót na Ukrainę. - Dziwnym zbiegiem okoliczności w kilka minut po mojej rozmowie z ordynariuszem, zadzwonił do niego bp Władysław Blin z Białorusi, pytając o misjonarzy. Ordynariusz pomyślał wtedy o mnie. Po krótkiej rozmowie telefonicznej z bp. Blinem zdecydowałem się na wyjazd do parafii Uszacz na Białorusi.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Na Białoruś

Na początku musiał poznać sytuację w tamtejszym Kościele, która jest zróżnicowana. Do dziś bowiem jeszcze bardzo wyraźnie widać granicę przedwojennej Polski, która dzieli Białoruś na Wschodnią i Zachodnią. Szczególnie jest to widoczne, jeśli chodzi o życie religijne mieszkańców.
- Białorusini - jak w ogóle wschodni Słowianie tzn. Rosjanie, Białorusini, Ukraińcy, którzy sami siebie określają terminem „ruski” - są bardzo religijni, pomimo spustoszeń komunizmu i ateistycznej propagandy. Na Białorusi wschodniej jednak ta naturalna wiara i religijność, która może manifestować się w kulcie ikony (obrazów), w obrzędach pogrzebowych (kulcie zmarłych), używaniu święconej wody, udziałem w pielgrzymkach, nie przykłada się na więź z Kościołem czy potrzebę sakramentów. Wyjątkiem jest tu sakrament chrztu świętego - przyjmowany jako swego rodzaju Boże błogosławieństwo i trochę na wszelki wypadek. Dotyczy to zresztą tak Kościoła katolickiego, jak i prawosławnego. Na Białorusi Zachodniej ta więź z Kościołem jest dużo silniejsza. Ilustruje to już sama statystyka. Na Białorusi Zachodniej w niedzielnej Mszy św. uczestniczy ok. 15 proc. wiernych, na Wschodniej ok. 3 proc. - opowiada.

Reklama

Trzeba wychodzić do ludzi

- Pobyt na Białorusi uświadomił mi ogromną potrzebę religijnego wychowania dzieci, zwłaszcza przygotowania do I Komunii św. Te osoby, które jeszcze przed wojną uczestniczyły w przygotowaniu do I Komunii, chodziły na niedzielną Mszę św., spowiadały się. Gdy w drugiej połowie lat 80. na nowo zaczęły być otwierane kościoły, zaczęli przybywać księża, te osoby miały do czego wrócić. Przychodząc na Mszę, przyprowadzały ze sobą wnuki, troszcząc się o ich religijne wychowanie. Na Białorusi Wschodniej ten pokoleniowy przekaz wiary został przerwany i osoby starsze, które nie miały w dzieciństwie doświadczenia Kościoła, nawet jeśli deklarowały, że są katolikami, nie odczuwały potrzeby Mszy św., potrzeby sakramentów - tłumaczy.
Taka specyfika wpływa także na charakter pracy duszpasterskiej. Potrzebne jest duszpasterstwo otwarte. Nie można się ograniczyć tylko do odprawiania Mszy św. w kościele i oczekiwania, że ludzie przyjdą, bo nie przyjdą. Trzeba samemu wychodzi do ludzi, szukać różnych sposobów dotarcia do nich. Szczególnie ważna jest tu praca z dziećmi i młodzieżą, potrzebne też było przełamywanie bardzo silnego na Wschodzie stereotypu: „Polak - katolik; ruski - prawosławny”. Tłumaczenie, że „katolicki” znaczy powszechny, a więc dla wszystkich, a nie tylko dla Polaków, że ruski też może być katolikiem i nie musi wyrzekać się swojej narodowości.
Ks. Majka dostrzegał dużą potrzebę troski o dzieci i młodzież. Wraz z parafianami organizował wizyty w dziecięcym pogotowiu opiekuńczym. Pomógł zorganizować wypoczynek grupie dzieci w Kaczynie. W parafii zorganizował chórek parafialny, który prezentował się podczas festiwali pieśni bożonarodzeniowej, odwiedził wraz z nim również niektóre parafie naszej diecezji. Regularnie w wioskach w prywatnych domach sprawował Mszę św. Angażował się w budowę domu parafialnego i remont zniszczonego przez komunistów kościoła.
- Białorusini, być może w rezultacie tragicznych doświadczeń historii, są dosyć zamknięci w sobie i nieufni, ale jeśli do kogoś się przekonają, potrafią być serdeczni i pomocni - podkreśla. Był zbudowany postawą i zaangażowaniem parafian przy odbudowie kościoła. Kościół nie posiadał dachu ani sklepienia, które zapadło się do wewnątrz. Cały ten gruz, zmieszany ze śmieciami, które okoliczni mieszkańcy wysypywali tam przez dziesięciolecia, parafianie usuwali własnymi rękami. Odremontowanie kościoła znacznie przekraczało możliwości tej kilkudziesięcioosobowej grupki miejscowych katolików i potrzebna była pomoc z zewnątrz, z Polski, z Niemiec. Najwięcej środków pochodziło z niemieckiej Fundacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie. Parafianie jednak w miarę swoich sił i możliwości starali się pomagać zarówno przy remoncie kościoła, jak i budowie domu parafialnego.

Reklama

Posłany do Peru

W 2010 r., po rocznym przygotowaniu w Centrum Misyjnym w Warszawie, ks. Majka wyjechał na misje do Peru, do Wikariatu Apostolskiego San Ramon. To teren dawnej misji franciszkańskiej obejmujący głównie tereny tropikalnej dżungli w dorzeczu Ukayali, posiada jednak również kilka parafii położonych między dżunglą i górami; do takich parafii należy Huancabamba, gdzie obecnie posługuje. Parafia obejmuje obszar 1000 km2, który zamieszkuje 6 tys. mieszkańców. Do małych odległych wiosek wiodą jedynie dwie drogi przejezdne dla samochodów terenowych, pozostałe trzeba pokonywać motocyklem lub na piechotę. Wynika stąd również specyfika pracy. Do niektórych ksiądz może dotrzeć jedynie raz na rok, z konieczności więc katechizacja i ewangelizacja jest ograniczona. Wielu katolików z odległych wiosek nie zna nawet podstawowych modlitw, a ich więź Kościołem ogranicza się do udziału w fieście.

Reklama

Spontaniczna wiara i fiesty

- Peruwiańczycy i ogólnie Latynosi są bardzo religijni. To, co chyba najbardziej mnie zaskoczyło po przybyciu na ten kontynent, to żywa i spontaniczna wiara jego mieszkańców, która manifestuje się niemal na każdym miejscu i na wszelkie możliwe sposoby. Choćby w samych nazwach miejscowości, ulic, szkół, a nawet klubów sportowych. W mojej parafii niemal połowa nazw miejscowości to imiona świętych. Szkoła nosi imię NMP z Góry Karmel. Obrazy i figury świętych można spotkać praktycznie wszędzie. Na autobusach, ciężarówkach, samochodach osobowych mają ponaklejane religijne hasła w rodzaju „Jezus ufam Tobie”. Na ulicy, w autobusie, na bazarze można usłyszeć rozmowy na tematy religijne i niekoniecznie są to plotki na temat księży - mówi.
Owa spontaniczność wiary, choć na pierwszy rzut oka tak piękna i imponująca, ma też niestety i swoje słabe strony. Często jest to bowiem wiara oparta tylko na uczuciach, jakiejś fascynacji czy zauroczeniu lub bardzo bliska magii. Nie ma zakorzenienia w znajomości nauki Kościoła, w znajomości podstawowych prawd wiary chrześcijańskiej, w znajomości Jezusa Chrystusa i jego Ewangelii, dlatego łatwo ją wykoślawić, a nawet uczynić z niej karykaturę wiary.
Jako przykład ks. Jerzy podaje to, co w jego parafii, ale nie tylko, stało się z tzw. świętami patronalnymi (las fiestas patronales). Latynosi bardzo lubią zabawę, fiestę, muzykę, taniec, kolorowe, połączone ze śpiewem i tańcem procesje. Misjonarze nie walczyli z tą skłonnością do zabawy, wręcz przeciwnie, starali się ją wykorzystać w celach ewangelizacyjnych. Ponieważ odległości od wiosek są na ogół duże, mieszkańcy wioski nie chodzą na Mszę św. do kościoła parafialnego, lecz każda wioska ma swoją kapliczkę i patron kaplicy jest również patronem wioski; i w dniu jego święta urządza się fiestę. Wioska co roku wybiera osobę odpowiedzialną za przygotowanie fiesty tzw. mayordomo. W ramach wspólnego poczęstunku podawano tradycyjne, własnego przygotowania piwo kukurydziane - cziczę. I przez lata, a nawet stulecia funkcjonowało to dobrze. Ludzie ci na swój sposób, przez muzykę i taniec, czcili Boga. Przez udział w takim święcie mieli poczucie przynależności do większej wspólnoty Kościoła katolickiego. Dla myordomo organizacja takiej fiesty była zaszczytem, ale również niemałym wydatkiem, aż do momentu gdy ktoś odkrył, że na fieście niekoniecznie trzeba stracić, a można jeszcze zarobić. I cziczę zastąpiono piwem z browaru. Nie podawano go jednak za darmo, ale sprzedawano z odpowiednią marżą oczywiście. I z czasem w wielu wioskach fiesty straciły swój charakter religijny, a przekształciły się w zwykłą pijatykę. I choć nadal się je urządza, księdza już się nie zaprasza, a procesja przekształciła się w coś w rodzaju karnawałowej zabawy.
Niebezpieczeństwo jest tym większe, że uczestnicy takiej procesji i następującej po niej pijatyki uważają, że uczestniczą w katolickim święcie, że na tym polega katolicka wiara. Niezwykle ułatwia to działanie sektom, które oskarżają katolików o rozpijanie społeczeństwa i bałwochwalstwo przejawiające się w kulcie figur i obrazów. Dziś już niemal w każdej wiosce na terenie jego parafii znajduje się jedna lub więcej kaplic różnych wyznań i sekt. W jednej tylko wiosce Lanturachi, która liczy ok. 50 domów, takich kapliczek - domów modlitwy, jest aż 7. I choć prawie 90 proc. mieszkańców parafii zostało ochrzczonych w Kościele katolickim, dziś za katolików uważa się tylko niespełna 30 proc.

Z Dobrą Nowiną od wioski do wioski

Nie zaniedbując tradycyjnych metod duszpasterskich, ks. Jerzy szuka nowych sposobów głoszenia Dobrej Nowiny i podobnie jak na Białorusi za priorytetową uznaje pracę z dziećmi i młodzieżą. Wspierają go siostry zakonne, z którymi stara się odwiedzać wiejskie szkółki i prowadzić systematyczną pracę z dziećmi, włączając do pracy nauczycieli. W parafii działa również Pastoral Juvenil - duszpasterstwo młodzieży. - W tym roku na Boże Narodzenie dzięki pomocy dzieci z kółka misyjnego z mojej rodzinnej parafii, udało się zorganizować akcję „Dzieci dzieciom”. Dzieci z Polski - dzieciom z Peru i dzieci z Huancabamba - dzieciom z wiosek. Dzieci z Huancabamba, która jest siedzibą parafii pod kierownictwem sióstr przygotowały jasełka, a za pieniądze, jakie otrzymałem od dzieci z Polski, mogliśmy zorganizować wyjazd z pokazem jasełek przynajmniej do niektórych wiosek mojej parafii. Pokaz kończył się śpiewem kolęd i poczęstunkiem, składającym się tzw. panetonu (drożdżowe ciasto z bakaliami) i gorącej czekolady. W najbliższym czasie ks. Majka planuje założenie świetlicy środowiskowej w parafii dla ubogich dzieci i młodzieży, aby miały miejsce do nauki i zabawy. Pomoc zadeklarowały siostry. - Chciałbym, aby dzieci z ubogich rodzin czy ze środowisk patologicznych miały takie same szanse w edukacji, jak ich rówieśnicy lepiej sytuowani finansowo - mówi, mając nadzieję, że jeszcze w tym roku w zaadaptowanym garażu powstanie miejsce dla dzieci.

W następnym numerze sylwetka Agnieszki Pacholec, rzeczniczki XXXI Pieszej Pielgrzymki Kieleckiej na Jasną Górę, wolontariuszki m.in. „Szlachetnej Paczki”

2012-12-31 00:00

Ocena: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Legenda św. Jerzego

Niedziela Ogólnopolska 16/2004

[ TEMATY ]

święty

św. Jerzy

I, Pplecke/pl.wikipedia.org

Święty Jerzy walczący ze smokiem. Rzeźba zdobiąca Dwór Bractwa św. Jerzego w Gdańsku

Święty Jerzy walczący ze smokiem. Rzeźba zdobiąca Dwór Bractwa św. Jerzego w Gdańsku

Św. Jerzy - choć historyczność jego istnienia była niedawnymi czasy kwestionowana - jest ważną postacią w historii wiary, w historii w ogóle, a przede wszystkim w legendzie.

Św. Jerzy, oficer rzymski, umęczony był za cesarza Dioklecjana w 303 r. Zwany św. Jerzym z Liddy, pochodził z Kapadocji. Umęczony został na kole w palestyńskiej Diospolis. Wiele informacji o nim podaje Martyrologium Romanum. Jest jednym z czternastu świętych wspomożycieli. W Polsce imię to znane było w średniowieczu. Św. Jerzy został patronem diecezji wileńskiej i pińskiej. Był także patronem Litwy, a przede wszystkim Anglii, gdzie jego kult szczególnie odcisnął się na historii. Św. Jerzy należy do bardzo popularnych świętych w prawosławiu, jest wyobrażany na bardzo wielu ikonach.

CZYTAJ DALEJ

Zwykła uczciwość

2024-04-23 12:03

Niedziela Ogólnopolska 17/2024, str. 3

[ TEMATY ]

Ks. Jarosław Grabowski

Piotr Dłubak

Ks. Jarosław Grabowski

Ks. Jarosław Grabowski

Duchowni są dziś światu w dwójnasób potrzebni. Bo ludzie stają się coraz bardziej obojętni na sprawy Boże.

Przyznam się, że coraz częściej w mojej refleksji dotyczącej kapłaństwa pojawia się gniewna irytacja. Pytam siebie: jak długo jeszcze mamy czuć się winni, bo jakaś niewielka liczba księży dopuściła się przestępstwa? Większość z nas nie tylko absolutnie nie akceptuje ich zachowań, ale też zwyczajnie cierpi na widok współbraci, którzy prowadzą podwójne życie i tym samym zdradzają swoje powołanie. Tylko czy z powodu grzechów jednostek wolno nakazywać reszcie milczenie? Mamy zaprzestać nazywania rzeczy w ewangelicznym stylu: tak, tak; nie, nie, z obawy, że komuś może się to nie spodobać? Przestać działać, by się nie narazić? Wiem, że wielu z nas, księży, stawia sobie dziś podobne pytania. To stanie pod pręgierzem za nie swoje winy jest na dłuższą metę nie do wytrzymania. Dobrze ujął to bp Edward Dajczak, który w rozmowie z red. Katarzyną Woynarowską mówi o przyczynach zmasowanej krytyki duchowieństwa, ale i o konieczności zmian w formacji przyszłych kapłanów, w relacjach między biskupami a księżmi i między księżmi a wiernymi świeckimi. „Wiele rzeczy wymaga teraz korekty” – przyznaje bp Dajczak (s. 10-13).

CZYTAJ DALEJ

Co nam w duszy gra

2024-04-24 15:28

Mateusz Góra

    W parafii Matki Bożej Częstochowskiej na osiedlu Szklane Domy w Krakowie można było posłuchać koncertu muzyki gospel.

    Koncert był zwieńczeniem weekendowych warsztatów, podczas których uczestnicy doskonalili lub nawet poznawali tę muzykę. Warsztaty gospelowe to już tradycja od 10 lat. Organizowane są przez Młodzieżowy Dom Kultury Fort 49 „Krzesławice” w Krakowie. Ich charakterystycznym znakiem jest to, że są to warsztaty międzypokoleniowe, w których biorą udział dzieci, młodzież, a także dorośli i seniorzy. – Muzyka gospel mówi o wewnętrznych przeżyciach związanych z naszą wiara. Znajdziemy w niej szeroki wachlarz gatunków muzycznych, z których gospel chętnie czerpie. Poza tym aspektem muzycznym, najważniejszą warstwą muzyki gospel jest warstwa duchowa. W naszych warsztatach biorą udział amatorzy, którzy z jednej strony mogą zrozumieć swoje niedoskonałości w śpiewaniu, a jednocześnie przeżyć duchowo coś wyjątkowego, czego zawodowcy mogą już nie doznawać, ponieważ w ich śpiew wkrada się rutyna – mówi Szymon Markiewicz, organizator i koordynator warsztatów. W tym roku uczestników szkolił Norris Garner ze Stanów Zjednoczonych – kompozytor i dyrygent muzyki gospel.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję