Reklama

Mamie zawdzięczam życie i …kołysanki

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Genowefa Pelica, z domu Żmuda, córka Antoniego i Józefy, urodziła się 24 września 1924 r. w Bogdance. Zmarła w niedzielne południe, 18 marca 2012 r. Ponad 50 lat życia - z darowanych jej przez Boga 88 - spędziła z mężem Marianem, zawierając sakramentalny związek w 1949 r. Ostatnie 12 lat przeżyła we wdowieństwie. Z pięciorga dzieci, jakie przyszły na świat w jej małżeństwie, żyją trzej synowie. Doczekała się 15 wnucząt i 4 prawnuczek. Przez długie lata wiernie słuchała Radia Maryja, zawsze czytała „Niedzielę”. Słuchając opowieści najmłodszego syna o matce, trudno się oprzeć wrażeniu, że jest to historia niezwykłej kobiety. Niezwykłej przez to, że była najzwyklejszą matką.

Ekumeniczne korzenie

Moja mama urodziła się w rodzinie, w której jeszcze na przełomie XVIII i XIX wieku krzyżowały się obrządki wschodni i łaciński. Była to typowa polska, chłopska rodzina, o nieco ponadprzeciętnej kulturze: jej ojciec Antoni Żmuda był piśmienny i czytający w trzech językach (polski, łaciński i rosyjski), i miał korzenie zaściankowe (drobna szlachta z okolic Chełma, która po II rozbiorze utraciła herb po przejściu z obrządku unickiego na rzymskokatolicki). „Po dziadku” po kądzieli pozostały mi prawdopodobnie upodobania ekumeniczne; dziadek wspomagał swoim głosem chóry z luterańskiej parafii w Cycowie i ze zboru w Bogdance oraz oczywiście katolickie parafialne w Łańcuchowie i Puchaczowie. Z sąsiadami wyznania prawosławnego i protestanckiego utrzymywał nie tylko poprawne, ale wręcz gościnne relacje. Bogdanka przed II wojną była tzw. kolonią niemiecką, a sąsiednie wsie i przysiółki zamieszkiwali prawosławni Ukraińcy, polsko- i niemieckojęzyczni baptyści, luteranie oraz Żydzi.
Wojna to czas, gdy jako panna mama pomagała w prowadzonym przez jej wuja sklepie oraz w urzędzie pocztowym w Urszulinie, dzięki czemu nie wyjechała na roboty do Niemiec. Przy okazji nauczyła się rozmawiać po niemiecku; natomiast od koleżanek ze szkoły znała ukraiński. Rozumiała także mowę swoich koleżanek wyznania Mojżeszowego, gdyż wszystkie te grupy uczęszczały do Szkoły Powszechnej w Nadrybiu, a nauczanie religii w systemie szkolnym stawało się nośnikiem kultury danego narodu oraz wzajemnego, etniczno-kulturowego zrozumienia. Może dlatego w „bogdańskich stronach” nie obserwowało się tak silnych antagonizmów narodowościowo-wyznaniowych, czego przejawem było przetrzymywanie przez wiele rodzin Żydów czy zachowanie do dzisiaj prawosławnej cerkwi w Dratowie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Najważniejsza nauczycielka

Ze szkoły mama wyniosła świadectwo z wyróżnieniem. Historię Polski znała na poziomie dobrego teraźniejszego maturzysty, chociaż przed wojną zdążyła ukończyć tylko szkołę podstawową. Gdy miała rozpocząć naukę w jednej ze szkół średnich Lublina, tj. 1 września 1939, wybuchła wojna. Od 1945 r. była katechetką w parafii pw. Wniebowzięcia NMP w Puchaczowie; w dniu 18 marca 1946 r. złożyła z wynikiem pomyślnym stosowne egzaminy przed komisją Kurii Biskupiej w Lublinie, na której czele stał ks. Jan Bogudziński. Na podstawie misji kanonicznej ówczesnego ordynariusza lubelskiego bp. Stefana Wyszyńskiego uczyła religii rzymskokatolickiej także w szkole w Bogdance w latach 1946-59, z kilkuletnią przerwą na urodzenie i wychowywanie własnych dzieci.
Rodzice mieli nas pięcioro, z czego wiek dojrzały osiągnęło czworo. Dzięki matce poznawaliśmy w domu niezafałszowaną historię Polski i Europy. Na pewno wraz z ojcem zaszczepiła w nas zamiłowanie do dziejów polskiego narodu: nie tyle poprzez tłumaczenie faktów historycznych, co przez śpiew pieśni i recytowanie z pamięci wierszy. 3 maja, 11 listopada i 19 marca (rocznica śmierci J. Piłsudskiego) nasz dom rozbrzmiewał patriotycznymi piosenkami od „Witaj majowa Jutrzenko” po „Jedzie, jedzie na kasztance”, „My I Brygada”. Nawet gdy ustawały siły fizyczne i podczas ciężkich prac gospodarskich, mama potrafiła nucić znajome melodie. To były moje kołysanki. Mama śpiewała przy pracy w ogrodzie, przy kuchni, kołowrotku, maszynie do szycia i na rowerze w drodze do kościoła.
Od mamy nauczyłem się większości pieśni kościelnych; zresztą, zanim poszedłem do szkoły, czytać uczyłem się najpierw z jej książeczek do nabożeństwa, odziedziczonych po babci i dziadku, których osobiście nie znałem, bo zmarli przed moim urodzeniem. Podczas komunistycznej nocy (w przenośni i dosłownie, bo za karę za postawę dziadków w latach okupacji długo nie podłączano nam prądu), wraz z sąsiadkami śpiewała Gorzkie Żale (do kościoła było ponad 5 km, a szosa zaczynała się 1,5 km przed kościołem), a po Bożym Narodzeniu - kolędy. Stosownie to okresu liturgicznego były to też moje „kołysanki”.
Mama pochodziła z bogatego domu i dlatego podziwiam jej determinację w „klepaniu biedy” z mężem, który nie chciał zapisać się do PZPR, a po nocach słuchał Wolnej Europy i BBC. Chętnie pomijano go przez to w ulgach podatkowych, które otrzymywali sąsiedzi - „towarzysze”. Mama jako najmłodsza z rodzeństwa nie otrzymała tzw. wiana, bo w roku zamążpójścia rozkułaczono jej ojca za wspomaganie AK i NSZ. Posądzono nawet o udział w puchaczowskim mordzie, zapominając, że w usytuowanym na peryferiach wioski obejściu zatrzymywali się także partyzanci „czerwoni”. Czy gospodarz miał szansę odmówić noclegu, jedzenia lub opierunku?

Reklama

Po stronie życia

Postaram się nosić żałobę po mamie przez 9 miesięcy, bo tyle chroniła mnie w swoim łonie. Jako piąte dziecko, w odczuwającej każdy „przednówek” niezamożnej rodzinie, miałem się nie urodzić. Parę lat przed moim poczęciem, w 1956 r. wydano haniebne, ustawowe przyzwolenie na zabijanie, zwane „prawem do aborcji”. Wpływowe sąsiadki „z litości” nad słabym zdrowiem brzemiennej doradzały usunięcie płodu, czyli mnie. Do mojego urodzenia się w dniu 6 lipca 1961 r. znajome „litościwe” chętnie niosły pomoc materialną naszej rodzinie; zwłaszcza, gdy mama przygotowywała ich dzieci do egzaminów przed I Komunią. Kiedy rodzice, przy wsparciu mojej babci „po mieczu” Józefy Pelicowej, postanowili, że jednak się urodzę, „dobroć” tych znajomych - dzisiaj już nieżyjących - skończyła się wg zasady: „To jak tak, to radźcie sobie sami!”. Potem każdą moją większą chorobę kwitowały biadaniem: „Mówiło się, że to się i tak zmarnuje”. Było to powtarzane nad moim łóżkiem nawet wtedy, gdy już rozumiałem i zapamiętywałem. To byli dobrzy ludzie, tylko zatruci propagandą.

Reklama

Kochała wiosnę

W mojej pamięci babcia zapisuje się jako osoba żywiołowa, pełna energii, wesoła, ale przede wszystkim silna, pomimo swoich chorób, trudów i cierpień, jakie dotknęły ją szczególnie mocno w ostatnich dniach życia. W wielu sprawach była dla mnie mentorką. Niestety, dzieciństwa nie mogłam z nią spędzić, bo mieszkaliśmy wtedy daleko od Bogdanki. Jedynie kilka razy w roku odwiedzaliśmy dziadków. Jednak jako nastolatka, gdy babcia wymagała opieki, spędzałam z nią więcej czasu. Nauczyła mnie nie tylko piec bułki z wiśniami, ale przede wszystkim patrząc na nią i jej życie, mogłam dostrzec wartość kolejnego dnia, którym jesteśmy obdarowani. Bo wcale nie jest oczywiste, że jutro rano znów otworzymy oczy. Nauczyła mnie wyjątkowo prostej modlitwy. Mówiła: Kiedy nie dajesz rady, powiedz: Duchu Święty, pomóż mi; i On ci pomoże. Myślę, że w ufnej modlitwie tkwiła tajemnica jej wytrwałości w cierpieniu. Jestem babci wdzięczna za każde słowo nauki, a szczególnie za mojego tatę, którego wychowała najlepiej, jak potrafiła, pomimo wielu przeciwności; za zasady i wartości, które wpoiła w życie mojego taty, a dzięki temu także i w moje. Babcia kochała wiosnę. Kiedy tylko wszystko wkoło zaczynało kwitnąć, śpiewać, rosnąć, zielenić się, wychodziła od rana z domu; nawet gdy z trudnością się poruszała o dwóch pałeczkach, oglądała z ławeczki każdy przejaw budzącego się życia. Być może dlatego Bóg zawołał ją do siebie, zanim pierwsze pąki pojawiły się na drzewach… Żeby oszczędzić jej żalu opuszczania kwitnącej ziemi i kuchni przepełnionej wonią jaśminowego bukietu.

W jedności siła

Pragnę gorąco podziękować za trzykrotną, na przestrzeni ostatnich lat, posługę sakramentu namaszczenia ks. Markowi Majowi, kapelanowi Szpitala Powiatowego im. św. Faustyny w Łęcznej. Każdorazowo moją Mamę Pan podźwignął. Za udzielenie w dniu 12 marca 2012 r. ostatniego sakramentu pokuty i pojednania oraz Eucharystii dziękuję ks. Dawidowi Nowickiemu, a za uroczystą celebrę Mszy św. pogrzebowej - ks. Jarosławowi Kozakowi z Puchaczowa. Za modlitwę i solidarność w żałobie niech Wszechmocny wynagrodzi przedstawicielom prawosławnego arcybiskupa Abla, Rady Miejskiej i Gimnazjum nr 1 w Łęcznej oraz redakcji „Niedzieli” z ks. inf. Ireneuszem Skubisiem. Moją bezgraniczną wdzięczność chce wyrazić córkom, zwłaszcza Dominice i Bogumile, oraz mojej Żonie, które w sposób szczególny opiekowały się moją mamą. Było to dla mnie niesamowicie budujące doświadczenie.
Wspomnień syna Grzegorza Jacka i wnuczki Dominiki wysłuchała Urszula Buglewicz

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

W świetle Eucharystii, w ciszy konfesjonału - paulini i Jasna Góra

2024-03-28 10:33

[ TEMATY ]

Jasna Góra

Karol Porwich/Niedziela

Patriarcha Zakonu Paulinów św. Paweł z Teb przez wielu skazany na śmierć głodową na pustyni, doświadczył Bożej troski i był z Bożej Opatrzności karmiony chlebem. Dziś prawie pół tysiąca paulinów każdego dnia Chlebem Eucharystycznym karmi ludzi na 4 kontynentach. W sercu Zakonu na Jasnej Górze żyje ponad 70 kapłanów. Misję tego miejsca i posługujących tu paulinów, wciąż określają słowa św. Jana Pawła II, że „Jasna Góra to konfesjonał i ołtarz narodu”. Sprawowanie Eucharystii jako centrum życia całej wspólnoty i pracy apostolskiej paulinów wpisane jest w ich zakonne konstytucje.

Na Mszę św…po cud

CZYTAJ DALEJ

Sercanie: niepokoją nas doniesienia o sposobie prowadzenia postępowania w sprawie ks. Michała O.

2024-03-28 19:21

Red.

Niepokoją nas doniesienia płynące od pełnomocnika ks. Michała, mecenasa Krzysztofa Wąsowskiego, dotyczące sposobu prowadzenia postępowania - piszą księża sercanie w opublikowanym dziś komunikacie. To reakcja zgromadzenia na działania prokuratury związku z postępowaniem w sprawie Funduszu Sprawiedliwości. Dementują pogłoski, jakoby ich współbrata zatrzymano w niejasnych okolicznościach w hotelu. Wzywają do modlitwy za wszystkich, których dotknęła ta sytuacja.

Publikujemy treść komunikatu:

CZYTAJ DALEJ

Naśladowanie Jezusa

2024-03-28 21:33

[ TEMATY ]

Toruń

Renata Czerwińska

Biskup Wiesław Śmigiel przewodniczył Liturgii Wielkiego Czwartku w toruńskiej katedrze.


CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję