Reklama

Święta mniszka z Bingen

Niedziela legnicka 8/2012

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Poznawanie świętych ma w sobie coś z odkrywania nieznanych dotąd krajów i kontynentów. Budzi zdziwienie, zainteresowanie, refleksję i zadumę, ale także chęć pójścia ich drogą. Nie może być to jednak ta sama droga. Dzisiaj jest ona już inna, przynajmniej pod względem zewnętrznego otoczenia. Jednak, co do celów i zasad wynikających z wiary, jest to stale droga ta sama. Takie refleksje nasuwają się po wysłuchaniu prelekcji Alfredy Walkowskiej - teologa, prezesa Zarządu Stowarzyszenia „Krąg Przyjaciół św. Hildegardy”, jedynego w Polsce dyplomowanego terapeuty medycyny tej Świętej - pt. „Św. Hildegarda z Bingen i jej przesłanie dla naszych czasów”, wygłoszonej w Duszpasterstwie Ludzi Pracy’90 w Legnicy.
Kim była ta benedyktyńska Mniszka, której kolejni papieże poświęcali tak wiele uwagi? Kim była ta Święta, której polskie centrum jej imienia, założone przez prelegentkę, znajduje się w Legnicy?

Pierwsze lata

Hildegarda przyszła na świat w 1098 r., jako dziesiąte dziecko alzackiego hrabiego Hildeberta i jego żony Mechtyldy von Bermersheim. Była słabowita i często chorowała. Mając osiem lat, zgodnie z tradycją dziesięciny, została ofiarowana Kościołowi i oddana do klasztoru w Disibodenbergu. Opiekę nad nią sprawowała przeorysza Jutta von Sponheim. Była to kobieta pełna macierzyńskiej troski, mądra i wykształcona. Podległe jej mniszki uczyła pisania i czytania, śpiewania psalmów oraz robót ręcznych. Hildegarda, która od dzieciństwa miewała wizje, była skromna, ale zawsze pełna radości życia i zalet kobiecości. W tym czasie taka postawa była wyjątkowa. Kobietę traktowano bowiem w średnioweczu jako „gorszy” gatunek człowieka. Wprowadziła ona praktyczną równowartość między zespołem cech zwanych kobiecością, a męskością. Radowała się ona z kontaktu z Bogiem i z Jego stworzeniem. Nosiła białe szaty na znak tej radości. Kiedy umarła przeorysza, Hildegardę jednomyślnie wybrano na jej miejsce. Miała wtedy 38 lat.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Spisane wizje

Po pięciu latach od objęcia funkcji przeoryszy przyszła Święta dostaje od Pana Boga polecenie spisania swoich wizji. Nie chce się tego podjąć, ze względu na pokorę i lęk. Ma obawy czy wiernie spisze przekazane jej przesłanie oraz jak przyjmie je duchowieństwo i wierni. Kolejny raz zapada na ciężką chorobę. Kiedy wreszcie zdecydowała się spisać swoje wizje natychmiast odzyskała zdrowie. Do pisania zachęcał ją jej spowiednik mnich Volmar, który pozostał sekretarzem Hildegardy i wiernym przyjacielem do końca życia. W dziele tym pomagała jej też wierna przyjaciółka - mniszka Richardis von Stade. Pierwszą księgę pt. „Scivias” (Poznaj drogi Pana), pisze 10 lat. Przedstawia w niej 35 swoich wizji - od stworzenia świata, po jego koniec.
Jej talenty i wizje stają się coraz bardziej znane. W 1147 r. papież Eugeniusz III uznaje za prawdziwy jej dar widzenia i nakazuje dalsze spisywanie widzeń. Jej macierzysty klasztor przyjmuje coraz większą ilość mniszek. W tej sytuacji Hildegarda postanawia wybudować oddzielny dom klasztorny w odległym o 30 km Rupertsbergu. Odwiedzają ją znane osobistości, a także prości ludzie, zawsze znajdując pomoc i opiekę. Jako jedyna kobieta w czasach średniowiecza uzyskuje od papieża prawa kaznodziejskie. W tym celu podejmuje ona wyprawy do Frankonii, Alzacji i Lotaryngii.

Księgi zdrowia

Spisuje swoje wizje w kolejnych dwóch tomach. Pierwszy z nich to: „Physica” (Przyrodoznawstwo) oraz „Causae et curae” (O przyczynach i leczeniu chorób). Są to najbardziej znane jej pisma, gdyż proponowana w nich recepta na zdrowie jest naturalna, uniwersalna i prosta do realizacji. Zaleca przede wszystkim umiar w jedzeniu i piciu. Uznaje, że dusza jest dla ciała tym, czym sok dla drzewa. To zdrowa dusza decyduje o tym, czy ciało jest zdrowe. Dzieje się tak dlatego, że człowiek został stworzony na wzór i podobieństwo samego Boga. Twierdzi, że to od „stylu życia” i „złych nawyków” zależy stan naszego zdrowia. W dziele „Lieber vitae meritorum” (Księga zasług życia) św. Hildegarda przedstawiła listę 35 negatywnych stanów psychicznych (wad), będących przyczynami chorób. Odpowiadają im stany pozytywne (cnoty), które są mocnymi duchowymi siłami uzdrawiającymi. Święta jest przeciwnikiem mechanicznego leczenia przez podawanie lekarstw bez troski o stan duchowy i psychiczny pacjenta. Pisze o sobie: „nigdy nie uprawiałam ludzkich naukowych studiów”. Uważa, że nie ma chorób nieuleczalnych, ponieważ w przyrodzie znajdzie się lekarstwo na każdą dolegliwość. Konieczna zaś przemiana wewnętrzna leży w granicach możliwości każdego człowieka.
Alfreda Walkowska jest autorem książki „Powrót do harmonii. Program zdrowia według św. Hildegardy z Bingen” (Polskie Centrum św. Hildegardy, Legnica 2008), w której szczegółowo omawia wszystkie zalecenia medycyny Świętej. Jest też tłumaczem wydanych na ten temat książek, np. „Tak leczy Bóg. Medycyna św. Hildegardy z Bingen jako nowy sposób naturalnego leczenia”, której autorem jest Gottfried Hertzka (Polskie Centrum św. Hildegardy, Legnica 2010).

Ostatnie lata

Trudno tutaj przedstawić wszystkie talenty, którymi tak szczodrze Bóg uposażył Świętą. Jej nowy klasztor nie mógł już pomieścić chętnych dziewcząt. Dlatego po drugiej stronie Renu (w Eibingen) zakłada kolejny. Mimo wielu obowiązków sprawnie nimi kieruje. Prowadzi obszerną korespondencję z cesarzem, papieżem, biskupami i wszystkimi innymi, którzy się do niej zwracają. Do dzisiaj zachowało się ponad 300 jej listów. W wolnych chwilach komponuje 77 pieśni. Tworzy całkowicie nowe koncepcje muzyczne. Zaleca śpiew i muzykowanie, które zawsze są miłe Bogu.
Umiera 17 września 1179 r. Żyła 81 lat, co w tamtych czasach było wiekiem niespotykanym. Była reformatorką Kościoła, kaznodziejką, autorką, poetką, kompozytorką i prorokinią. Lekarzem duszy i ciała. Ostatni papieże wielokrotnie nawiązywali do jej dzieła. W 800. rocznicę jej śmierci Jan Paweł II napisał: „przyjmijmy naukę naszej przenikniętej Bogiem nauczycielki, że świat tylko wtedy może być właściwie zagospodarowany i rozumiany, jeśli będzie traktowany, jako stworzenie kochającego i troskliwego Ojca w niebie”. A Benedykt XVI poświęcił jej dwie środowe katechezy, kończąc je słowami: „Prośmy nieustannie Ducha Świętego o święte i odważne kobiety w Kościele, jak św. Hildegarda z Bingen, aby korzystając z otrzymanych od Boga darów, wnosiły swój cenny i szczególny wkład, przyczyniając się do duchowego wzrostu naszych wspólnot oraz kościoła naszych czasów.” Oby takich kobiet było jak najwięcej. Modlono się o to podczas Mszy św. poprzedzającej wykład o świętej mniszce, którą Benedykt XVI zamierza jesienią br. ogłosić 34. doktorem Kościoła. Wśród nich są dotychczas tylko 3 kobiety.

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Maryjo ratuj! Ogólnopolskie spotkanie Wojowników Maryi w Rzeszowie

2024-04-21 20:23

[ TEMATY ]

Wojownicy Maryi

Ks. Jakub Nagi/. J. Oczkowicz

W sobotę, 20 kwietnia 2024 r. do Rzeszowa przyjechali członkowie męskiej wspólnoty Wojowników Maryi z Polski oraz z innych krajów Europy, by razem dawać świadectwo swojej wiary. Łącznie w spotkaniu zatytułowanym „Ojciec i syn” wzięło udział ponad 8 tysięcy mężczyzn. Modlitwie przewodniczył bp Jan Wątroba i ks. Dominik Chmielewski, założyciel Wojowników Maryi.

Spotkanie formacyjne mężczyzn, tworzących wspólnotę Wojowników Maryi, rozpoczęło się na płycie rzeszowskiego rynku, gdzie ks. Dominik Chmielewski, salezjanin, założyciel wspólnoty mówił o licznych intencjach jakie towarzyszą dzisiejszemu spotkaniu. Wśród nich wymienił m.in. intencję za Rzeszów i świeckie władze miasta i regionu, za diecezję rzeszowską i jej duchowieństwo, za rodziny, szczególnie za małżeństwa w kryzysie, za dzieci i młode pokolenie. W ten sposób zachęcił do modlitwy różańcowej, by wzywając wstawiennictwa Maryi, prosić Boga o potrzebne łaski.

CZYTAJ DALEJ

Sekundy, które zmieniają życie

Dariusz Kowaluk zdobył złoty medal podczas Igrzysk Olimpijskich w Tokio w lekkoatletyce, w sztafecie mieszanej 4 x 400 metrów. Czytelnikom Niedzieli opowiada o swoim życiu, wierze, codziennych treningach, nauce i planach na przyszłość.

Krzysztof Tadej: Jak się żyje po zdobyciu olimpijskiego złota?

Dariusz Kowaluk: Radośnie, interesująco. Jestem rozchwytywany przez dziennikarzy i fotoreporterów – to bardzo miłe. Studiowałem dziennikarstwo na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Przygotowywałem się do wykonywania zawodu dziennikarza, a teraz mogę zobaczyć, jak to wygląda z drugiej strony, gdy odpowiadam na różne pytania.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje" DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję