Reklama

Papieska droga świętości

Niedziela warszawska 14/2011

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wiesława Lewandowska: - „Santo subito!” - wołano w Rzymie podczas pogrzebu Jana Pawła II. Dlaczego świętość Jana Pawła II wydawała się tak oczywista?

Ks. prof. Waldemar Chrostowski: - Wszyscy mieli wtedy w pamięci ostatnie lata, a zwłaszcza ostatnie miesiące życia Jana Pawła II, naznaczone postępującą chorobą i cierpieniem. Starość, cierpienie i skutki choroby są zazwyczaj skrzętnie ukrywane, a tymczasem świat patrzył na cierpiącego Papieża i stanął wobec pytania o sens cierpienia. Gdy Ojciec Święty zmarł, doszło też pytanie o sens życia. Los Jana Pawła II nabrał wartości swoistego symbolu i przykładu, dla wielu - przykładu do naśladowania. Dobiegł zarazem końca niezwykły pontyfikat, trzeci co do długości w całych dziejach Kościoła. Nie ulega wątpliwości, że jest jednym z najważniejszych w dwudziestowiekowej historii wyznawców Chrystusa i Janowi Pawłowi II zostanie kiedyś przyznany przydomek „Wielki”. Wielkość i świętość idą w parze, ale nie należy ich mylić.

- Dlatego że w ten sposób dochodzi do pomniejszenia świętości?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Dochodzi do zamieszania polegającego na tym, że ci, którzy mówią o świętości Papieża, często mają na myśli jego papieską, urzędową godność, a więc głównie wielkość. Z drugiej strony, istnieją środowiska, którym świętość Jana Pawła II wcale nie jest na rękę, bo świętość to pojęcie religijne. Wobec tego przyklaskują potocznym, wręcz laickim i zbanalizowanym wyobrażeniom o świętości...

-...czyli jakim?

- Chodzi przede wszystkim o zbyt powierzchowne traktowanie świętości. Według obiegowych wyobrażeń, święty to człowiek niewinny i bez skazy, prowadzący życie czyste i nienaganne, który nikomu się nie naraża. Ale gdyby świętość miała polegać jedynie na nieskazitelności i niewinności, to przeciętny chrześcijanin zadawałby sobie pytanie, jak można naśladować świętych, a szczególnie człowieka, który był papieżem. Mając na względzie codzienne życie i jego wyzwania, zwyczajną sytuację i uwarunkowania, to wręcz niewykonalne!

- W którym momencie życia Jana Pawła II pojawia się święta „inność”?

Reklama

- Nawet jeśli Karol Wojtyła nie był tego świadomy, w jego życiu od samego początku był wyraźnie obecny Bóg i pełnienie Jego świętej woli. Właściwie wszystko w jego życiu odbiegało od normy, pełne było zwrotów i paradoksów, zarówno w dzieciństwie i wczesnej młodości, jak później, gdy został kapłanem. Przykładowo, niezwykłe było to, że bezpośrednio po święceniach kapłańskich, w bardzo trudnym powojennym okresie udał się do Rzymu na studia. Po dwóch latach pobytu w Rzymie i Europie Zachodniej wrócił do kraju i został... wikarym w małej Niegowici… Potem, w latach 50., w Krakowie widzimy młodego kapłana z ogromną wolą samokształcenia się, dążącego do habilitacji, pracującego ze świeckimi, zwłaszcza ze studentami. Czasy były nadal bardzo trudne, a mamy pływanie na kajakach, zdobycie legitymacji PTTK… To wszystko odbiega od wizerunku kapłana z lat 50., pokazuje „inność” ks. Karola Wojtyły, który cały czas był sobą, jakby niepomny ograniczeń (czasy stalinowskie), powszechnych przyzwyczajeń, obaw i lęków… On był od tego wszystkiego wolny. A mając 38 lat, został jednym z najmłodszych biskupów!

- Czy świętość Jana Pawła II była widoczna jeszcze przed papieskim etapem życia?

- Tak, bo zarazem życie Karola Wojtyły było od początku naznaczone cierpieniem, wyrzeczeniami i napięciami. Bardzo wcześnie stracił matkę, a w młodości brata i ojca. Nie załamał się ani nie osłabł w gorliwości, co potwierdza, że najważniejszy kierunek jego wyborom i postępowaniu stale nadawał Bóg. A on za tym Bożym drogowskazem ufnie podążał… aż został papieżem. Można zadać pytanie, czy Karol Wojtyła jesienią 1978 r. przybył do Rzymu w opinii świętości? Raczej nie, ale wyraźnie widoczna była jego specyficzna odmienność, która stanowiła podglebie świętości. Mimo to nie był wówczas w Polsce powszechnie znanym i cenionym hierarchą, jak kard. Stefan Wyszyński. Paradoks polega na tym, że to właśnie kard. Wyszyński przygotował grunt pod to, by 16 października 1978 r. wybór kard. Wojtyły na papieża stał się możliwy.

- A więc do Rzymu kard. Wojtyła zabrał tę swoją niezwykłą „inność”.

Reklama

- Wybór Papieża Polaka oraz „inność” jego pontyfikatu, widoczna początkowo w intensywnych podróżach apostolskich, były pozytywnym szokiem dla świata. Prawdziwym wstrząsem stał się zamach w maju 1981 r. na życie Papieża. Był to kolejny paradoks, który zburzył ustalony porządek. Ten zamach odmienił wszystko, odmienił również samego Ojca Świętego. Odtąd wiedział dobrze, co znaczy dać świadectwo Chrystusowi posunięte aż do krwi. Myślę, że wtedy zintensyfikowała się także papieska droga świętości.

- Czyli bezgraniczne cierpienie?

- Prawie 24 lata dalszego pontyfikatu wyznaczyły drogę, która po śmierci pozwoliła sprowadzić Jana Pawła II z nieba na ołtarz. Ukazały, że najbardziej rozpoznawalną cechę jego posługi Piotrowej stanowiło cierpienie. I znów widać tu kolejny paradoks: Jan Paweł II, który jako młody człowiek przywiązywał tak ogromną wagę do sportu i troski o tężyznę fizyczną, a potem jako Papież lubił narty i spacery po górach, umykał z Watykanu na łono natury, później stawał się coraz bardziej ograniczony przez skutki choroby, która od połowy lat 90. zaczęła robić wielkie spustoszenie w jego organizmie. Ale nie było to spustoszenie w jego życiu i posłudze ani w jego duchowości! Nie ma wątpliwości, że właśnie wtedy był blisko Boga, najbliżej, jak to po ludzku możliwe. I w tym najpełniej wyraziła się jego inność, odmienność, czyli świętość.

- Jak można wytłumaczyć tę niezwykle krótką drogę Jana Pawła II na ołtarze?

- Po raz pierwszy w historii Kościoła mamy do czynienia z przypadkiem, gdy Papież dokonuje beatyfikacji swego bezpośredniego poprzednika. To mówi bardzo wiele nie tylko o Janie Pawle II, ale także o Benedykcie XVI. W decyzji o szybkiej beatyfikacji widać jego osobistą pewność, że Jan Paweł II był „inny” tą innością, w której odbija się oblicze i moc Boga.

Reklama

- Uważa się, że Jan Paweł II „odmitologizował” pojęcie świętości; co to znaczy?

- Istnieją formuły, które brzmią atrakcyjnie, natomiast przy głębszym zastanowieniu się są po prostu nieprawdziwe. Kościół zawsze przywiązywał wagę do świętości i ją cenił. W poprzednich okresach nie było aż tylu procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych, ale to nie znaczy, że świętość nie była wówczas w cenie.

- A może przeciwnie, właśnie była bardziej ceniona?

- Zapewne ceniono ją tak bardzo, że odczuwano lęk przed ogłaszaniem wielu nowych świętych. Jan Paweł II najwidoczniej takiego lęku nie odczuwał. Pokazał jednak nie to, że świętość jest w zasięgu ręki - bo gdyby tak było, byłaby zupełnie bezwartościowa - lecz że jest możliwa również w naszych czasach, a dróg do świętości jest obecnie znacznie więcej niż kiedyś.

- A może Jan Paweł II uznał, że w dzisiejszych czasach potrzebujemy więcej „drogowskazów”, bo jesteśmy bardzo zagubieni w gąszczu współczesnej cywilizacji?

Reklama

- Pontyfikat Jana Pawła II różni się od pontyfikatów jego poprzedników także dlatego, że przypadł na okres nasilenia działalności środków masowego przekazu, przede wszystkim telewizji. W związku z tym również życie Kościoła musiało ulec stosownej przemianie. Dzisiaj nasza wiedza o świecie jest znacznie większa niż kiedykolwiek dotąd. Nigdy nie było tak, że na bieżąco ludzie śledzili wydarzenia w odległych zakątkach świata, natomiast obecnie żyjemy życiem innych ludzi nawet bardziej niż własnym. Ta nowość przeniosła się siłą rzeczy także do Kościoła i znalazła wyraz choćby w swoistej demokratyzacji świętości.

- Czyim patronem i „drogowskazem” może być Jan Paweł II?

- Osoba i posłannictwo Jana Pawła II mają z pewnością wartość uniwersalną, która wyraża się w słowach z początku jego pontyfikatu: „Drogą Kościoła jest każdy człowiek”. A więc, można powiedzieć, że jest on patronem ludzkiej godności, a także patronem prawdziwej troski o człowieka, której we współczesnym świecie bardzo brakuje. Nawet w społeczeństwach zamożnych, bogatych i opływających w dostatki wielu ludzi odczuwa samotność, próżnię i pustkę. Jan Paweł II może być pożytecznym drogowskazem dla tych, którzy zechcą pójść drogą szacunku dla człowieka i jego godności.

- Czy można oczekiwać, iż beatyfikacja Jana Pawła II - jak kiedyś jego wybór - sprawi, że przed Kościołem w Polsce otworzy się jakiś nowy, niezwykły rozdział?

- Oby! Jan Paweł II ma dla Polski i Polaków znaczenie absolutnie wyjątkowe. Żeby je w pełni zrozumieć i w pełni przeżywać jego świętość, trzeba koniecznie zestawić Jana Pawła II z kard. Stefanem Wyszyńskim, bo tylko w tej perspektywie zobaczymy coś niezwykle ważnego dla nas, Polaków. Nie byłoby Karola Wojtyły na Stolicy Piotrowej, gdyby nie kard. Wyszyński. Jeden i drugi - bo kard. Wyszyński też oczekuje, by go sprowadzić z nieba na ołtarz - są dla nas patronami trudnych czasów, w których ludzie muszą unikać łatwych odpowiedzi i powierzchownych rozwiązań. Myślę, że pod tym względem przed nami w Polsce jeszcze długa droga.

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kraków: rozpoczęło się zebranie plenarne Papieskiej Komisji ds. Ochrony Małoletnich

2025-09-30 21:11

[ TEMATY ]

Kraków

Papieska Komisja ds. Ochrony Małoletnich

zebranie plenarne

Adobe Stock

Zebranie plenarne Papieskiej Komisji ds. Ochrony Małoletnich odbywa się poza Rzymem

Zebranie plenarne Papieskiej Komisji ds. Ochrony Małoletnich odbywa się poza Rzymem

Po raz pierwszy zebranie plenarne Papieskiej Komisji ds. Ochrony Małoletnich odbywa się poza Rzymem. Na miejsce obrad wybrano Kraków. „To konkretny znak naszego pragnienia bycia z Wami w tej synodalnej drodze ochrony” – mówił abp Thibault Verny, przewodniczący Komisji, podczas Mszy św., otwierającej spotkanie.

Abp Thibault Verny zabrał głos na zakończenie Mszy św., której w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie przewodniczył metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski.
CZYTAJ DALEJ

Realizm duchowy św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Niedziela Ogólnopolska 28/2005

[ TEMATY ]

święta

pl.wikipedia.org

Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę - czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii. Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”. Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość, nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia. Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu. Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie. Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło. Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu, albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości. Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością. Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę, że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
CZYTAJ DALEJ

Lourdes: czy maryjna procesja trafi na listę UNESCO?

2025-10-01 08:23

[ TEMATY ]

Lourdes

Adobe Stock

Sanktuarium w Lourdes chce wpisać maryjną procesję z lampionami na listę niematerialnego dziedzictwa Francji. Nabożeństwo, które w sezonie pielgrzymkowym odbywa się tam każdego wieczoru, ma swoje odpowiedniki w maryjnych parafiach na całym świecie.

W Lourdes rozpoczyna się właśnie największe tegoroczne wydarzenie – pielgrzymka różańcowa z udziałem 17 tys. pielgrzymów ze wszystkich stron Francji. Możliwe, że wkrótce sanktuarium, które jest trzecim najliczniej odwiedzanym miejscem kultu na świecie, zyska nowe zainteresowanie także poza kręgiem wierzących. Wszystko za sprawą pomysłu, by wieczorną procesję z lampionami wpisać na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję