Reklama

Szkoła - spełnione marzenie

Niedziela lubelska 36/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Urszula Buglewicz: - Pani Dyrektor, jakie osoby i wydarzenia związane z pracą zawodową zapadły Pani w pamięć i serce?

Teresa Słoń: - Najbardziej zapamiętałam początki objęcia przeze mnie stanowiska dyrektora Ośrodka; był to rok 1991. Czas różnych niewiadomych, czas transformacji ustrojowej. Przejmowałam szkołę jeszcze przy ul. Staszica, w budowie był ośrodek przy al. Spółdzielczości Pracy. Nie znałam grona pedagogicznego, musiałam szukać sprzymierzeńców. Taką osobą, która jako pierwsza się ze mną związała w sprawie różnych działań i pomysłów, był pan Czesław Babiec, kierownik internatu. On bardzo mnie wspierał. Drugą osobą, która w szczególny sposób dawała mi poczucie bezpieczeństwa, była główna księgowa, pani Wanda Zaręba. Ona trzymała wszystkie finanse „żelazną ręką”, dzięki temu byłam pewna, że wszystko odbywa się zgodnie z przepisami, bezpiecznie. Z czasem wiele zaczęło się zmieniać, coraz większe grono nauczycieli i wychowawców było otwartych na moje propozycje i pomysły. Wspólnymi siłami zaczęliśmy tworzyć zgrany, sympatyczny zespół.

- Jakie były początki?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- W 1992 r., gdy na Bursakach nie było nawet chodników, zaczęliśmy się tutaj przenosić. Na początku nawet nie było dojścia do budynku. Pierwszy przeprowadzał się internat. Było upalne lato, wokół wyschnięta glina. Wszyscy sprzątaliśmy internat, a co wysprzątaliśmy, to od nowa zasypywał gliniany pył. Potem było jeszcze gorzej, bo spadł deszcz i glina zamieniła się w maź. Pamiętam, kiedyś szłam do ośrodka okryta workiem, bo żadne parasole nie dawały rady ochronić przed deszczem, i wpadłam w dół wypełniony wodą. W internacie woda leciała wszystkim otworami, okna się pootwierały, ktoś zadzwonił... Wpadłam do dziury po pas, bo nie było wiadomo, gdzie wydeptana droga, a gdzie wykopy. Na szczęście nic mi się nie stało.
To był bardzo ważny czas dla placówki. Wspólne prace i rozliczne działania bardzo nas zjednoczyły; staliśmy się jednym organizmem dla różnych akcji, zdobywania sponsorów. Zorganizowaliśmy np. akcję „kwiatek dla szkoły”: ktoś ogłosił w radiu, że przyjmujemy kwiaty doniczkowe i mnóstwo ludzi przyniosło nam kwiaty… Poza tym, to był czas, kiedy jeszcze stosunkowo łatwo było pozyskać sponsorów; wiele środków otrzymaliśmy m.in. z PEFRON-u. W młodości marzyłam o tym, żeby zbudować „swoją” szkołę od podstaw. Myślę, że to moje marzenie się spełniło. Spotkałam wielu ludzi, którzy czuli podobnie jak ja i razem stworzyliśmy nasz Ośrodek.

- Jak te marzenia przełożyły się na konkrety?

- Myślę, że moje marzenia o tym, żeby stworzyć palcówkę, która będzie przyjazna dzieciom, ich rodzicom i nauczycielom, w której wszyscy będą się szanować i czuć bezpiecznie, w znacznym stopniu zostały zrealizowane. Stało się to dzięki współpracy z ludźmi mądrymi, twórczymi, inteligentnymi. Takimi, że czasem pół słowa wystarczy i już wiadomo, o co chodzi. W czasie pracy na stanowisku dyrektora wielokrotnie przeżywałam radość, że w naszym Ośrodku odbywa się wspaniała impreza, że została podjęta ciekawa inicjatywa, że wszystko jest dopracowane. Kiedyś wiele propozycji wychodziło ode mnie, a dziś, po kilkunastu latach placówka „obrosła” w tradycje, które są pielęgnowane i rozwijane. Myślę więc, że zrealizowałam swój plan. Nie zrobiłabym tego, jeśli nie miałabym poparcia zespołu kierowniczego. Razem tworzyliśmy zespół, który nigdy nie jest przeciwko sobie; w tym jest siła.

Reklama

- Co uważa Pani za swoje największe osiągnięcie?

- Moim największym osiągnięciem jest to, że zawsze robię to, co lubię; nigdy nie robiłam czegoś wbrew sobie. Od zawsze chciałam być nauczycielką, tak jak moja mama. Z czasem okazało się, że nauczanie w szkole masowej to dla mnie za mało. Po studiach pracowałam więc w zakładzie wychowawczym. Uważałam, że w życiu trzeba dawać z siebie jak najwięcej, że trzeba pomagać. W tym zakładzie współpracowałam z osobami, które były bardzo zaangażowane; nikt z nas nie myślał o pieniądzach, pracowaliśmy po godzinach, bo to nam sprawiało radość. I tak zostało. Zawsze nastawiona byłam na to, żeby pomagać, żeby ratować biednych. Także jako wizytator w kuratorium, zastępca dyrektora czy dyrektor starałam się pomagać osobom pokrzywdzonym przez los. Taka praca nigdy nie była dla mnie przymusem, ale wielką radością.

- Zatem, warto być nauczycielem?

- W zawodzie pracowałam przez 44 lata. Po tych latach mogę powiedzieć, że nic bym nie zmieniła, nigdy bym nie została kimś innym. Warto być nauczycielem, choćby dlatego, że ma się szansę kształtować i rozwijać dzieci, dawać im poczucie bezpieczeństwa, pomagać im. Ale żeby tak było, najpierw trzeba kochać człowieka. Kiedyś szłam ulicą i mijał mnie mężczyzna z dzieckiem. Ukłonił mi się; zobaczył, że nie bardzo go poznaję i zaczął ze mną rozmawiać. W pewnej chwili powiedział do synka: „Pocałuj panią w rękę, bo dzięki niej wyszedłem na ludzi”. Na taki moment warto w życiu czekać i dla takiej chwili warto pracować. Oczywiście że czasem zdarzają się niepowodzenia, są zawody i rozczarowania. Ale mimo wszystko warto.

- Czy jest jakiś sposób na to, by być autorytetem dla innych?

- Nauczyciel przede wszystkim musi wierzyć w to, co robi. Musi być autentyczny, prawdomówny; musi umieć przyznać się do błędów. Musi mieć ogromną wiedzę przedmiotową, ale nie może być tylko „rzemieślnikiem”: musi mieć w sobie wielką radość pracy z dziećmi i młodzieżą. Ponadto musi szanować zarówno swoich wychowanków, jak i podwładnych. Trzeba też pamiętać, że autorytetu nie buduje się w jeden dzień, to kwestia czasu. Ale jeśli dąży się do tego ideału będąc otwartym na sprawy drugiego człowieka, jest duża szansa na to, że taki nauczyciel będzie dla swoich uczniów czy kolegów z pracy autorytetem.

- A jak pogodzić pracę zawodową z życiem rodzinnym? Czy ma Pani jakąś receptę?

- To nie jest łatwe; gotowych „złotych środków” nie ma, trzeba je samemu wypracować. Ja mogłam pracować zawodowo i w tym samym czasie być żoną, matką i córką, bo mieszkałam w domu wielopokoleniowym. Rodzice, gdy już byli na emeryturze, pomagali mi w wychowaniu dzieci, wspierali mnie w podejmowaniu różnych decyzji. Wiedzieli, że praca w szkole jest wymagająca, dlatego uzupełniali moją nieobecność w domu. A gdy na starość sami potrzebowali opieki, ja się nimi zajmowałam. Tak to jest w wielopokoleniowej rodzinie. Nie ma więc złotego środka, wszystko zależy od konkretnej sytuacji, osoby. Patrząc na nauczycieli w naszym Ośrodku, widzę, że też dobrze radzą sobie z połączeniem życia osobistego i zawodowego; mają czas nie tylko na wypracowanie wymaganego pensum, ale znajdują go na realizację różnych projektów.

- W jaki sposób spędza Pani czas wolny?

- Zawsze muszę mieć trochę czasu dla siebie, żeby czytać, a w zimie dodatkowo szydełkować. Ponadto lubię podróżować. W lecie dużo czasu spędzam na działce, bo kocham wieś. Poza tym staram się dużo czasu spędzać z wnukami. Jestem w szczęśliwej sytuacji, bo mam trzech wnuków i zawsze któryś z nich ma ochotę np. na wspólną przejażdżkę rowerem. Cieszę się tym bardzo, że mogę oddać swój czas rodzinie.

- Perspektywa przejścia na emeryturę czasem przeraża. A Pani jakie ma plany na przyszłość?

- Kiedyś żartując w gronie rodziny zastanawialiśmy się, co ja będę robić na emeryturze, jakie mi wynaleźć zajęcie, żebym wszystkich nie zamęczyła. Pewnie dam ogłoszenie do prasy, że jako emerytowana nauczycielka z dużym doświadczeniem w pracy z zasobami ludzkimi chętnie podejmę pracę… A na poważnie - daję sobie trzy miesiące odpoczynku. A potem? Nie wiem, jak to będzie. Pełna jestem obaw. Ale na pewno czas przyniesie jakieś rozwiązanie.

- Przez 19 lat kierowała Pani Ośrodkiem. W jakiej kondycji przekazuje go Pani swoim następcom?

- W tym roku mija dokładnie 18 lat od czasu, gdy przenieśliśmy się do budynków na Bursakach. Ośrodek jest już pełnoletni, więc spokojnie mogę go zostawić (śmiech). Nasza placówka jest w dobrej kondycji; jest po remontach, a przede wszystkim ma doświadczoną kadrę pedagogiczną. Uważam, że pod mądrym kierownictwem, dobrze znającym środowisko Ośrodka, będzie nadal realizować swoje zadania i przetrwa najtrudniejszy okres niżu demograficznego. Mam nadzieję, że nie zabraknie uczniów, którzy będą chcieli się u nas kształcić. Przez lata wspólnie udało nam się stworzyć szkołę bezpieczną i przyjazną; nauczyciele, wychowawcy i inni pracownicy są osobami oddanymi sprawom dzieci. Atutem Ośrodka jest doskonałe wyposażenie i kształcenie w wielu zawodach, co szczególnie cenią sobie uczniowie i ich rodzice. Zawsze z dumą powtarzam, że nasz Ośrodek jest najładniejszy po tej stronie Wisły!

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ks. Ripamonti: jesteśmy świadkami wycofywania się z prawa do azylu w Europie

2024-04-18 17:39

[ TEMATY ]

Unia Europejska

Włochy

migracja

Ks. Ripamonti

robertopierucci/pl.fotolia.com

W Europie jesteśmy świadkami wycofywania się z prawa do azylu - uważa ks. Camillo Ripamonti, kierujący Centro Astalli - jezuickim ośrodkiem dla uchodźców w Rzymie. Postawę taką sankcjonuje, jego zdaniem, Pakt Migracyjny, przyjęty kilka dni temu przez Parlament Europejski.

Według niego fakty i sytuacje z 2023 roku pokazały, że „zjawiska migracji nie rozwiązuje się poprzez outsourcing [kierowanie migrantów do krajów trzecich - KAI], push-backi, brak realnej polityki ratowniczej na morzu i przyspieszone procedury na granicy”. „Tego, co uważa się za problem migracyjny, nie rozwiązuje się poprzez usuwanie ludzi z ziemi europejskiej, ale poprzez usuwanie przyczyn przymusowej migracji” - wskazał włoski duchowny.

CZYTAJ DALEJ

Zmarł Jan Artur Tarnowski

2024-04-18 11:23

Ks. Wojciech Kania/Niedziela

Wczoraj w godzinach popołudniowych odszedł do Pana Jan Artur Tarnowski.

Syn ostatnich właścicieli Dzikowa zmarł w Warszawie. Za niecałe dwa miesiące obchodziłby swoje 91 urodziny. Odszedł Człowiek wielkiego serca otwartego zwłaszcza dla najbardziej potrzebujących, wspierał bowiem wiele instytucji, a zwłaszcza te, które zakładały lub zakładali jego przodkowie, kontynuując tym samym ich niepisany testament, jak Dom Pomocy Społecznej dla Osób Dorosłych Niepełnosprawnych Intelektualnie oraz dla Dzieci i Młodzieży Niepełnosprawnych Intelektualnie, który przed przeszło wiekiem powołali do życia jego dziadkowie Zofia z Potockich i Zdzisław Tarnowski. Wspierał również ludzi, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji, w tym obywatelki i obywateli Ukrainy, dotkniętych skutkami wojny.

CZYTAJ DALEJ

Szczęśliwa, która uwierzyła

2024-04-18 21:04

Materiały organizatorów

W ramach przygotowań do synodu odbędzie się diecezjalny dzień skupienia dla kobiet. Będzie to czas spotkania i odkrywania siebie, swoich życiowych zadań i miejsca w Kościele.

Dzień skupienia będzie miał miejsce 20 kwietnia w parafii NMP na Piasku we Wrocławiu w godz. 10.00-18.00. W programie jest medytacja, konferencja i wspólna modlitwa, które mogą okazać się pomocą dla każdej z kobiet w zrozumieniu swojej tożsamości i życiowych zadań. Rozważania będą się odbywać w świetle słów z Ewangelii według św. Łukasza: „Szczęśliwa, która uwierzyła”. Jak piszą organizatorzy: „przyjrzymy się spotkaniu dwóch kobiet: rozpoczynającej dorosłe życie Maryi i mającej już za sobą wiele doświadczeń Elżbiety. Łączy je nadzieja i odwaga wychodzenia naprzeciw szczęściu”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję