Reklama

Niełatwo być zdolnym

Kilkoro dzieci na sto rodzi się wybitnie uzdolnionych, ale potem zwykle wyrastają na przeciętnych dorosłych. Tymczasem szczególnie uzdolnieni to nasz narodowy skarb. Żeby rozwijać wrodzony talent, potrzeba jednak dobrej współpracy rodziców, szkoły. Ale nie tylko ich

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Czteroletnia Ewa czyta, pisze i liczy, starszy o rok Patryk gra na pianinie raz usłyszane melodie. Sześcioletni Sebastian - jak z rękawa sypie faktami z historii Polski i składa skomplikowane puzzle. Każde z nich sporo wyrasta ponad kolegów, wszyscy są nieprzeciętni i dają radość rodzicom.
Jeśli jednak komuś się wydaje, że życie z wybitnie zdolnym dzieckiem płynie lekko, łatwo i przyjemnie, bo nie ma np. problemów z ich nauką, jest w błędzie. Tym bardziej, że wybitny talent potwierdzający się w wieku dorosłym to rzadkość, a na rozwijanie talentów dziecka niektórych rodzin po prostu nie stać.
- Bycie rodzicem dzieci nadzwyczajnie uzdolnionych nie oznacza braku kłopotów - mówi Janusz Pawłowicz, ojciec uzdolnionego chłopca z okolic Warszawy. - One czyhają na nas na każdym kroku

Zdolności trzeba rozpoznać

Reklama

Problemy pojawiają się już, gdy trzeba rozpoznać nadzwyczajne zdolności dziecka. - To, że syn zaczął czytać, liczyć, interesować się książkami, długo wydawało się normalne. Oczy otworzyli mi znajomi: rówieśnicy syna tego nie robili - opowiada Janusz Pawłowicz.
Tymczasem jego zdolności mógł rozpoznać wcześniej, bo chłopiec szybciej chwytał wiadomości niż jego koledzy. - Jako kilkulatek zadawał mnóstwo pytań i nie dał się zbywać krótkimi odpowiedziami. Doskonale je zapamiętywał, demaskował nas: „Wcześniej mówiliście co innego…”.
Kilkulatek wybitnie uzdolniony wcześniej od rówieśników uczy się mówić, czytać i pisać, potrafi koncentrować się na jednej rzeczy, ma więcej pomysłów, umie abstrakcyjnie myśleć, często pyta i zastanawia się nad odpowiedziami. Właśnie z tego powodu bywa kłopotliwy: dla rodziny i nauczycieli. Jego naturalne zdolności są tępione, a energia nie jest wykorzystywana.
Tak było z Anną, dziś studentką jednej z łódzkich uczelni. Była bardzo ciekawa świata, bardzo żywa, wszędzie było jej pełno. Jednak, gdzie tylko się pojawiała, była strofowana. U dziadków („co tu berbeć będzie pyskował”) i w szkole. Nic więc dziwnego, że takie dziecko zamyka się w sobie. Ania uciekła w swój świat, w książki. Trzeba było ją potem przez wiele lat leczyć z tych kompleksów.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Z klasy do klasy

Reklama

Rodzice powtarzają, że najważniejszym problemem, z którym się mierzą od początku nauki ich wybitnie uzdolnione pociechy, jest obojętność, czasami niechęć do ich dziecka, które ma większy apetyt na wiedzę niż inne. Tak też było w wypadku Anny.
- W szkole nudziło mi się, bo lekcje nie były wyzwaniem. Próbowałam dopasować się do klasy, byłam wściekła, gdy ktoś nazwał mnie kujonem - mówi. - Ale nie potrafiłam zapanować nad wyobraźnią, psuć testów, które były bezbłędne, choć się nie uczyłam. Nauczyciele zajęci słabszymi, nic ode mnie nie wymagali, pozostawiono mnie samej sobie. Straciła motywację do nauki, uciekła w swój świat, przestała wierzyć w siebie. Zmieniło się to w liceum, gdy zaczęła przykładać się do przedmiotów dających wejście na studia.
- Z polepszającymi się ocenami przyszło zainteresowanie nauczycieli, którzy nigdy nie widzieli we mnie nic szczególnego. Zaczęłam wierzyć w siebie, w to, że osiągnę to, o czym zamarzę - opowiada. Dziś jest wyróżniającą się studentką.
Dla szkół obecność uzdolnionych często wydaje się być utrapieniem. Kilka lat temu Kosma, jedenastolatek ze szkoły podstawowej, wygrał teleturniej dla młodych geniuszy. Zadziwiał wiedzą ogólną i z historii Polski. Gdy skończył podstawówkę, poszedł do renomowanego gimnazjum. Szybko jednak zmienił je na zwykłe, osiedlowe.
- Nie miał kłopotów z nauką, ani z kolegami. Stwierdził, że tamta szkoła nie dała mu szansy rozwoju - opowiada znajoma jego rodziców. - Szkoła pozorowała zaangażowanie, obecność dziecka wybitnie uzdolnionego, wydawała się nie szansą, ale utrapieniem.
Koła zainteresowań, z wygody nauczycieli, często wypadały np. wtedy, gdy miał lekcje. W nowej szkole Kosma znalazł zaangażowanych nauczycieli. Władzom szkoły chciało się: wystąpiły np. o pieniądze unijne na zajęcia wspierające, z których także on korzystał.

Mogłaby sobie nie poradzić

Reklama

Joanna Latacz, mama trzech wybitnie zdolnych córek, nie od razu spostrzegła, kogo ma w domu. - Gdy po raz pierwszy usłyszałam, że mam wybitnie uzdolnioną córkę, wyrastającą ponad inne dzieci, wcale nie czułam jedynie radości. Pojawił się problem, czy posłać dziecko wcześniej do szkoły - mówi.
Młodsza córka intelektualnie przewyższała rówieśników o dwa lata, ale emocjonalnie już nie. Gdyby poszła do szkoły, mogłyby zacząć się problemy emocjonalne. Koleżanki i koledzy szybciej by dojrzewali, rośli itd. Mogłaby nie poradzić sobie w grupie. Pozostała z rówieśnikami.
- Później, chodząc już do szkoły, zarówno ona, jak i pozostałe nasze córki nudziły się na lekcjach. Za radą psychologa, zapełnialiśmy im wolny czas, woziliśmy je do szkoły muzycznej oddalonej o 25 km, brały też udział w zajęciach sportowych. Gdy średnia córka w czwartej klasie podstawówki osiągnęła sukces w konkursie matematycznym, zaczęłam szukać pomocy i wsparcia w pracy z takim dzieckiem - mówi.
Miejscowa poradnia psychologiczno-pedagogiczna niewiele pomogła - określili jedynie iloraz inteligencji. - Gdy zadzwoniłam do Krajowego Funduszu na Rzecz Dzieci z prośbą o adres jakiejś poradni, kazali mi zgłosić córkę do Funduszu. I dopiero, gdy pierwsza z córek została objęta ich pomocą, dotarło do mnie, kogo mam w domu - mówi. - Rok później zgłosiliśmy do Funduszu kolejną córkę.
Bo gdy dziecko wychowuje się w zasobnej rodzinie, to pół biedy; cała bieda, gdy rodzice nie są w stanie wspierać ich zdolności. Dzieciom wybitnie uzdolnionym stara się pomagać KFnRD i Fundacja „Dzieło Nowego Tysiąclecia”. Z niezłym efektem.

Niezwyczajne marzenia

Reklama

„Dzieło Nowego Tysiąclecia” program stypendialny, wyrównujący szanse edukacyjne młodzieży pochodzącej z małych miejscowości, prowadzi już od dekady. Stypendia przyznaje na kolejnych szczeblach nauki, od gimnazjum do studiów doktoranckich. W tym roku otrzymało je ponad 2 tys. wybitnie zdolnych uczniów i studentów z małych miejscowości.
Od 3 lat stypendystką „Dzieła” jest Paulina Biernat z Płocka, tegoroczna maturzystka LO w Płocku i uczennica szkoły muzycznej w Łodzi, nadzwyczaj uzdolniona muzycznie. - Od dzieciństwa interesowała się wszystkim tym, co gra, i sama grała. Ma słuch absolutny i dlatego - mimo że od drugiego roku życia nie widzi - może uczyć się muzyki - mówi mama Pauliny.
O naukę muzyki musiała jednak walczyć. Gdy chciała zapisać córkę do szkoły muzycznej, w szkole publicznej powiedziano jej, że nikt nie podejmie się nauki córki - wspomina mama Pauliny. Mimo braku doświadczenia w nauce dzieci niewidomych, jedna z nauczycielek postanowiła uczyć Paulinę.
Nauka jest w jej wypadku skomplikowana, ale efektywna. - Wiedzę, nie tylko muzyczną - wchłania jak gąbka, do tego jest wyjątkowo pracowita - mówi jej mama. - Dzięki stypendium Fundacji może jeździć na lekcje muzyki i mogła kupić drukarkę w alfabecie Braille’a z oprogramowaniem dokonującym transkrypcji z tradycyjnego druku na alfabet dla niewidomych. Paulina może dzięki temu skutecznie się uczyć.
Wybiera się na studia muzyczne, na wokalistykę i to nie byle gdzie: w londyńskiej Królewskiej Akademii Muzycznej. Przez najbliższy rok chce się do tego przygotować w Polsce. Marzy, żeby zostać śpiewaczką operową. - Czy uda się jej wybić na scenie, tego nie wiemy. Ale marzymy o tym - mówi mama Pauliny.

Kontakt z wybitnymi

Przedstawienie „Cierpienie jest miłością” o życiu Jana Pawła II, to nie pierwsze widowisko, które stworzył Sławomir Narloch, licealista z Czerska na Pomorzu, inny stypendysta „Dzieła Nowego Tysiąclecia” Sławomir jest też reżyserem i głównym wykonawcą widowiska wystawionego po raz pierwszy w hali w Czersku, a wykonywane przez orkiestrę z Tczewa i chór Collegium Medicum z Bydgoszczy
- Sławek pisze wiersze i prozę od małego. Odbywa się to u niego naturalnie, jest spontaniczny, ale też pracowity i systematyczny - mówi jego ojciec Piotr Narloch, z zawodu kolejarz. Nie traktuje syna jak inni rodzice, którzy chcą, żeby dzieci spełniły ich marzenia, osiągali to, czego oni osiągnąć nie mogli. - Sławek doskonale wie, co robi, co jest dla niego dobre, sporo czyta, świetnie się uczy. Jego utwory są coraz lepsze i bardziej skomplikowane. Widać, że się rozwija.
Oprócz świetnej pamięci i dykcji ma też talent świetnego organizatora. - Sam jest sobie menedżerem. Pewnie bez tego nie udałoby się stworzyć spektakli - mówi Piotr Narloch. Co dalej z talentem syna? Wybiera się do szkoły teatralnej.
Fundacja zapewnia też stały kontakt z innymi stypendystami. A to jest dla Sławka, jak twierdzi jego ojciec, bardzo ważne, zachęca go do dalszej pracy. Dzięki stypendium może też np. jeździć do teatrów w Warszawie czy Trójmieście.

Czuje się młodsza

Małgorzata Kwiecień do LO w Radomiu dojeżdża 20 km. W szkole podstawowej i gimnazjum miała problemy w z akceptacją kolegów. Wyróżniała się z tłumu, a nie wszystkim się to podobało. - Nie była egoistką, pomagała. Tyle że wolała wytłumaczyć, a nie dawać do przepisania. Jest samotnie wychowywana - opowiada Agnieszka Kwiecień, jej matka.
Stypendium, które dostała od „Dzieła”, bardzo pomogło. Dzięki temu może chodzić na dodatkowe lekcje angielskiego i fizyki. Matematyki uczy się sama z zaawansowanych podręczników. - Bardzo ważne były dla niej spotkania organizowane przez fundację dla osób wybitnie zdolnych. Spotykają się tam osoby na podobnym poziomie. Często otoczenie ich nie rozumie. Z tych spotkań córka przyjeżdża odmieniona - opowiada jej matka
Obie córki Agnieszka Kwiecień wychowywała sama, bo mąż szybko ją opuścił. Ma wrażenie, że córki dobrze wychowała. Obie są w liceum i uczą się świetnie. - Są prawdziwą radością - mówi ich matka. - Pokazują, że warto inwestować i czas, i pieniądze w dzieci. Radość zabija troski, których przecież nie brakuje. Dzięki temu czuję się znacznie młodsza - mówi ich matka.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus - "Moim powołaniem jest miłość"

Niedziela łódzka 22/2003

[ TEMATY ]

św. Teresa z Lisieux

Adobe Stock

Św. Teresa z Lisieux

Św. Teresa z Lisieux

O św. Teresie od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, karmelitance z Lisieux we Francji, powstały już opasłe tomy rozpraw teologicznych. W tym skromnym artykule pragnę zachęcić czytelników do przyjaźni z tą wielką świętą końca XIX w., która także dziś może stać się dla wielu ludzi przewodniczką na krętych drogach życia. Może także pomóc w zweryfikowaniu własnego stosunku do Pana Boga, relacji z Nim, Jego obrazu, który nosimy w sobie.

Życie św. Teresy daje się streścić w jednym słowie: miłość. Miłość była jej głównym posłannictwem, treścią i celem jej życia. Według św. Teresy, najważniejsze to wiedzieć, że jest się kochanym, i kochać. Prawda to, jak może się wydawać, banalna, ale aby dojść do takiego wniosku, trzeba w pełni zaakceptować siebie. Św. Teresie wcale nie było łatwo tego dokonać. Miała niesforny charakter. Była bardzo uparta, przewrażliwiona na swoim punkcie i spragniona uznania, łatwo ulegała emocjom. Wiedziała jednak, że tylko Bóg może dokonać w niej uzdrowienia, bo tylko On kocha miłością bez warunków. Dlatego zaufała Mu i pozwoliła się prowadzić, a to zaowocowało wyzwoleniem się od wszelkich trosk o samą siebie i uwierzeniem, że jest kochana taką, jaka jest. Miłość to dla św. Teresy "mała droga", jak zwykło się nazywać jej duchowy system przekonań, "droga zaufania małego dziecka, które bez obawy zasypia w ramionach Ojca". Św. Teresa ufała bowiem w miłość Boga i zdała się całkowicie na Niego. Chciała się stawać "mała" i wiedziała, że Bogu to się podoba, że On kocha jej słabości. Ona wskazała, na przekór panującemu długo i obecnemu często i dziś przekonaniu, że świętość nie jest dostępna jedynie dla wybranych, dla tych, którzy dokonują heroicznych czynów, ale jest w zasięgu wszystkich, nawet najmniejszych dusz kochających Boga i pragnących spełniać Jego wolę. Św. Teresa była przekonana, że to miłosierdzie Boga, a nie religijne zasługi, zaprowadzi ją do nieba. Św. Teresa chciała być aktywna nie w ćwiczeniu się w doskonałości, ale w sprawianiu Bogu przyjemności. Pragnęła robić wszystko nie dla zasług, ale po to, by Jemu było miło i dlatego mówiła: "Dzieci nie pracują, by zdobyć stanowisko, a jeżeli są grzeczne, to dla rozradowania rodziców; również nie trzeba pracować po to, by zostać świętym, ale aby sprawiać radość Panu Bogu". Św. Teresa przekonuje w ten sposób, że najważniejsze to wykonywać wszystko z miłości do Pana Boga. Taki stosunek trzeba mieć przede wszystkim do swoich codziennych obowiązków, które często są trudne, niepozorne i przesiąknięte rutyną. Nie jest jednak ważne, co robimy, ale czy wykonujemy to z miłością. Teresa mówiła, że "Jezus nie interesuje się wielkością naszych czynów ani nawet stopniem ich trudności, co miłością, która nas do nich przynagla". Przykład św. Teresy wskazuje na to, że usilne dążenie do doskonałości i przekonywanie innych, a zwłaszcza samego siebie, o swoich zasługach jest bezcelowe. Nigdy bowiem nie uda się nam dokonać takich czynów, które sprawią, że będziemy w pełni z siebie zadowoleni, jeśli nie przekonamy się, że Bóg nas kocha i akceptuje nasze słabości. Trzeba zgodzić się na swoją małość, bo to pozwoli Bogu działać w nas i przemieniać nasze życie. Św. Teresa chciała być słaba, bo wiedziała, że "moc w słabości się doskonali". Ta wielka święta, Doktor Kościoła, udowodniła, że można patrzeć na Boga jak na czułego, kochającego Ojca. Jednak trwanie w takim przekonaniu nie przyszło jej łatwo. Przeżywała wiele trudności w wierze, nieobce były jej niepokoje i wątpliwości, znała poczucie oddalenia od Boga. Dzięki temu może być nam, ludziom słabym, bardzo bliska. Jest także dowodem na to, że niepowodzenia i trudności są wpisane w życie każdego człowieka, nikt bowiem nie rodzi się święty, ale świętość wypracowuje się przez walkę z samym sobą, współpracę z łaską Bożą, wypełnianie woli Stwórcy. Teresa zrozumiała najgłębszą prawdę o Bogu zawartą w Biblii - że jest On miłością - i dlatego spośród licznych powołań, które odczuwała, wybrała jedno, mówiąc: "Moim powołaniem jest miłość", a w innym miejscu: "W sercu Kościoła, mojej Matki, będę miłością".
CZYTAJ DALEJ

Ojciec Joachim Badeni OP, mistyk – 15 lat po śmierci znów przemawia do współczesnego człowieka

2025-10-01 17:09

info.dominikanie.pl

Ojciec Joachim Badeni OP – człowiek modlitwy, mistyk– 15 lat po śmierci znów przemawia do współczesnego człowieka dzięki książce „Amen. O rzeczach ostatecznych”. Osoby, dla których był przewodnikiem, dziś mogą pomóc w przygotowaniach do jego beatyfikacji, dzieląc się osobistymi świadectwami wiary, łask i spotkań z dominikaninem.

W tym roku minęło 15 lat od śmierci znanego i kochanego przez wielu dominikanina, ojca Joachima Badeniego – cenionego kaznodziei, duszpasterza i mistyka. Urodził się w arystokratycznej rodzinie i ukończył prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim.
CZYTAJ DALEJ

Ks. Chun Yean Choong: św. Jan Paweł II był dla Kościoła „jak Anioł Stróż”

2025-10-02 10:50

[ TEMATY ]

Anioł Stróż

św. Jan Paweł II

dla Kościoła

Vatican Media

Tak jak Aniołowie Stróżowie stoją dyskretnie obok nas, tak Jan Paweł II - poprzez swoje nauczanie, świadectwo i cierpienie - towarzyszył Ludowi Bożemu, ukazując obecność Boga w historii - wskazał w homilii watykański dyplomata ks. Jan Maria Chun Yean Choong przewodniczący czwartkowej Mszy św. przy grobie św. Jana Pawła II.

Kościół katolicki 2 października obchodzi wspomnienie św. Aniołów Stróżów. „Choć ich nie widzimy, są zawsze przy nas, czuwają, chronią przed złem, prowadzą ku dobru i przypominają, że w każdej chwili jesteśmy w ręku Boga” - mówił ks. Chun Yean Choong, podkreślając tajemnicę obecności Aniołów Stróżów w naszym życiu.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję