Reklama

Parafia chleba

Parafia, o której chcemy dzisiaj opowiedzieć jest szczególna. Nie ma w niej ksiąg chrztów, ślubów i innych koniecznych w tradycyjnej parafii dokumentów. Jest natomiast chleb, dużo chleba, którym każdego dnia karmią się tutejsi parafianie. W tym tygodniu, 4 listopada w parafii Błonie i 9 listopada w parafii św. Brata Alberta, abp Józef Michalik przewodniczyć będzie uroczystej Eucharystii dla uczczenia 100-lecia pobytu i działalności zgromadzeń albertyńskich na terenie naszej archidiecezji.

Niedziela przemyska 44/2007

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W 2. połowie XIX wieku i początku XX wieku w Europie nastąpił duży przyrost ludności, bo ok. 64-procentowy, choć w Galicji nieco mniej (Rutkowski). Wpłynęło na to kilka przyczyn m.in.: ostateczne zniesienie poddaństwa i uwłaszczenie chłopów w Europie Środkowej i Wschodniej w końcu 1. połowy XIX wieku, wzrost higieny i związane z nim obniżenie śmiertelności, upowszechnienie uprawy ziemniaków. Jednym ze skutków tych zjawisk było przeludnienie wsi i miast, a także napływ ludności wiejskiej do miast oraz emigracja sezonowa i na stałe zwłaszcza do Ameryki. Wobec ogromnego zaniedbania gospodarczego Galicji, zawinionego przez władze austriackie, bolesnym problemem społecznym, zwłaszcza w większych miastach, była duża ilość biedoty miejskiej, często nawet bezdomnej, a równocześnie żebrzącej, posuwającej się do kradzieży, skłonnej do awantur, ulegającej alkoholizmowi. Władze miejskie Krakowa dla tego rodzaju ludności przeznaczyły dużą salę przy ul. Krakowskiej, tzw. „ogrzewalnię”, która zwłaszcza w zimie i dni chłodne była przepełniona.
Podobna sytuacja z ludnością bezdomną i nie mającą środków utrzymania istniała we wszystkich większych miastach Galicji. W związku z tym na przełomie XIX i XX wieku powstało na tym terenie kilka instytucji samorządowych, kościelnych, jak i społecznych, których celem było udzielenie pomocy tego rodzaju ludziom, lub wręcz objęcie nad nimi opieki.
Jedną z takich instytucji były zakonne zgromadzenia braci Albertynów i sióstr Albertynek. Ich założycielem był Adam Chmielowski (1845-1916). Urodził się w zaborze rosyjskim w zubożałej rodzinie szlacheckiej. Wcześnie stracił ojca. W latach 1861-63 uczył się w Instytucie Politechnicznym w Puławach, ale w 1863 r. naukę przerwał i przystąpił do powstania styczniowego (186¾). Już 30 września 1863 r. w bitwie powstańców z wojskami rosyjskimi został ranny, wskutek czego ucięto mu nogę i zastąpiono ją drewnianą protezą. W Niemczech odbył studia malarskie. Po powrocie zyskał uznanie wśród artystów. Jako najcenniejszy spośród jego obrazów uchodzi „Ecce Homo” (Oto Człowiek - Chrystus w cierniowej koronie). Po różnych przeżyciach i trudnościach zamieszkał w Galicji, w Krakowie, gdzie już pozostał. Malował w dalszym ciągu, ale roztaczał także opiekę nad ubogimi uczniami i terminatorami. Wstąpił kiedyś do ogrzewalni miejskiej. Doznał wtedy psychicznego wstrząsu, co doprowadziło go do decyzji zaopiekowania się ludźmi tej kategorii. Za zgodą biskupa krakowskiego Albina Dunajewskiego (†1894), w 1888 r. ubrał habit i złożył śluby zakonne jako brat Albert. Jego dobroczynna działalność pociągnęła do współpracy najpierw trzech ludzi, a później innych, co stanowiło zalążek Zgromadzenia Braci Albertynów. Od magistratu uzyskał zgodę na przejęcie opieki nad ogrzewalnią. Korzystającym z niej zapewnił utrzymanie przez kwestę uliczną i częściowo sprzedaż obrazów, ale również unormował jej funkcjonowanie. Zdatnym pomagał w znalezieniu pracy. W taki sam sposób doszło w 1891 r. do powstania żeńskiej gałęzi Zgromadzenia Sióstr Albertynek (urzędowe nazwy były dłuższe), istniała bowiem taka sama potrzeba roztoczenia opieki nad bezdomnymi kobietami.
Dotychczasową ogrzewalnię Brat Albert nazwał „Przytulisko dla ubogich”. Władze Krakowa zauważyły, że w jakimś stopniu złagodziło ono problem bezdomnych, a nawet nastąpił pewien spadek przestępczości.
Przeszłość założyciela zgromadzeń albertyńskich i jego późniejsza charytatywna działalność uczyniły go znanym i popularnym nie tylko w społeczeństwie krakowskim, ale i galicyjskim. Ponieważ takie same problemy istniały i w innych większych miastach, ich magistraty zwracały się z prośbą do Brata Alberta o założenie i u nich „Przytuliska dla ubogich”. Poza Krakowem już 1892 r. powstało Przytulisko we Lwowie, w Zakopanem (1898), Tarnowie (1901), Stanisławowie (1903), Jarosławiu w 1903 r. (po staraniach rozpoczętych w 1902 r. przez władze miejskie). W tym czasie Przemyśl zajmował wśród miast Galicji trzecie miejsce po Krakowie i Lwowie. I tutaj również powstał projekt założenia Przytuliska. Zaczęto zbierać ofiary w kościelnym środowisku Przemyśla. Wśród innych w tym czasie działał tu m.in. ks. Jan Łabuda (1856-1926). Urodził się w 1856 r. we wsi Zakościele k. Mościsk w diecezji przemyskiej. Po ukończeniu teologii w Przemyślu w 1881 r. i święceniach kapłańskich oraz krótkim wikariacie w Jarosławiu, studiował w Rzymie, skąd wrócił jako doktor teologii. Od 1885 r. wykładał teologię pastoralną i homiletykę w miejscowym Instytucie Teologicznym. Jako pastoralista zdawał sobie sprawę ze współczesnych mu prądów kulturalnych i przede wszystkim problemów i bolączek nurtujących społeczeństwo. Celem zaradzenia im we współpracy z kilkoma kapłanami i przy poparciu biskupa ordynariusza Łukasza Soleckiego (1882-1900) w 1896 r. zaczął wydawać czasopismo „Echo Przemyskie”, którego był redaktorem w latach 1896-1904 i 1913-18. Publikował w nim i własne artykuły. Z okazji pobytu we Lwowie odwiedził obecnego tam wówczas Brata Alberta oraz jego przytuliska, co wywarło na nim duże wrażenie. Wrócił z postanowieniem podjęcia starań o założenie podobnych domów w Przemyślu. Przemyskie władze miejskie kierowane wzorem innych, również zamierzały podjąć starania o założenie Przytuliska Brata Alberta. Równocześnie ks. Łabuda w artykule „Błoga działalność brata Alberta” (Echo Przemyskie, r. 6 [1901], nr 18, z 3 III) ogłasza apel o ofiary na ten cel. W swoim artykule powołując się na informację podaną w „Dzienniku Polskim” nr 59 (1901), przekazał wiadomość o rozmiarach dobroczynnej działalności Przytulisk Brata Alberta (w Galicji), w których korzystało w 1900 r. 958 mężczyzn, 445 kobiet i 196 dzieci. Wydano wtedy 331 625 porcji żywności. Autor zwrócił też uwagę na to, że w Przemyślu nie ma takiego schroniska i zaapelował o ofiary na ten cel, podkreślił brak osobnego komitetu, który by zajął się tą sprawą. Zorganizowano tymczasowy komitet, który miał zająć się utworzeniem przytuliska w mieście. 17 stycznia 1902 r. zebrał się „ściślejszy komitet” pod przewodnictwem dr. Aleksandra Dworskiego (+1908) byłego posła do Rady Państwa. W jego skład weszli m.in. dr Leonard Tarnawski, jako przedstawiciel magistratu, ks. prał. Jakub Federkiewicz proboszcz katedry łacińskiej, ks. kan. Aleksander Wieniawa Zubrzycki proboszcz katedry greckokatolickiej oraz ks. prof. Jan Łabuda. Wśród podjętych uchwał znalazła się decyzja o założeniu przytuliska, przystąpieniu wiosną do budowy domu i poszerzeniu komitetu, którego głównym celem będą starania o potrzebne fundusze, a także niewielki kapitał konieczny do utrzymania przytuliska, po ukończeniu budowy. Budynek postanowiono oddać na własność gminy chrześcijańskiej, ale z zastrzeżeniem, że z zakładu będą mogli korzystać ludzie bez różnicy wyznania, co było ważne ze względu na zróżnicowanie narodowościowe mieszkańców miasta. Na dzień 24 stycznia 1902 r. zwołano do sali posiedzeń magistratu zebranie owego poszerzonego komitetu składającego się z 60 osób reprezentujących wszystkie warstwy ludności. Chodziło o dokładniejsze uściślenie kolejności prac. Przyjęto też postanowienie, iż utrzymanie zakładu będzie spoczywać na gminie, jednakże uznano, że budowa domu wyłącznym kosztem gminy byłaby zbyt wielkim ciężarem dla niej. W dniu wyznaczonym odbyło się to zebranie. Z 60 zaproszonych przybyło tylko 20 osób. Najliczniej był reprezentowany magistrat miasta, kilku mieszczan, z sądu - 1, z kolei - 1, dwóch profesorów (gimnazjum) i 3 duchownych. Prezesem komitetu wybrano dr. Dworskiego, jego zastępcą ks. Federkieiwcza, a sekretarzem - ks. Łabudę. Od razu podjęto uchwałę zbudowanie przytuliska przy ul. Długiej (później Dworskiego) według wzorów z Krakowa i Lwowa. Gminę miejską postanowiono prosić o darowanie placu pod budowę przytuliska, a do instytucji społecznych i politycznych zwrócić się z prośbą o pomoc finansową na ten cel. Ponadto, miasto podzielono na kilka rejonów przydzielonych księżom, którzy osobiście odwiedzą mieszkańców z prośbą o ofiary. Na protektorów tego zbożnego dzieła postanowiono poprosić księży biskupów: łacińskiego Józefa Pelczara i greckokatolickiego Konstantego Czechowicza, księżnę Marię Lubomirską i księżnę Elżbietę Sapieżynę. Wśród podjętych wówczas uchwał była decyzja o wyborze komitetu wykonawczego, w skład którego włączono prezydium komitetu większego oraz: dr. Tarnawskiego, inż. Barańskiego, dyr. Łempickiego, dr. Smutnego i jako kasjera Jastrzębskiego. Postanowiono również już na wiosnę przystąpić do budowy przytuliska, tak żeby już w jesieni (1902) można było przyjąć pierwszych „biedaków”. Przedstawicielom władz miejskich chodziło o zmniejszenie rozmiarów żebractwa. Zebranych ożywiała nadzieja, że komitet żwawo przystąpi do wykonania zadania, a społeczeństwo hojnie je wspomoże ofiarami (Echo Przemyskie, nr 8, 1902). W okresie kwartału, przewodniczący komitetu dr Dworski wysłał ok. 80 listów z apelem o składki na budowę przytuliska. Wyrażano nadzieję, że wkrótce uda się rozpocząć budowę domu na placu podarowanym przez gminę. Zauważono jednak, że w Stanisławowie, gdzie pomysł założenia przytuliska powstał później, budowę domu już ukończono i ubodzy w nim mieszkają. W Przemyślu bowiem ofiarność społeczeństwa, a zwłaszcza instytucji publicznych, przedstawiała się gorzej. Stosunkowo najwięcej dali duchowni, natomiast przedsiębiorcy, spośród których niejedni obracają milionami - jak zauważono - niewiele ofiarowali. Postanowiono więc wystosować ponowny apel o ofiary, m.in. o dary w naturze, jak np. materiały budowlane. Postanowiono również rozmieścić w lokalach rozrywkowych puszki na ofiary,
Powstanie nowej instytucji wymagało założenia formalnego towarzystwa i zatwierdzenia jego statutu. Ów ściślejszy komitet uchwalił statut dla katolickiego Towarzystwa „Przytulisko Brata Alberta”. Celem jego istnienia miało być: „Opiekować się bezdomnymi i głodującymi, zabezpieczenie im noclegu i ciepłego pożywienia oraz opieka nad opuszczonymi dziećmi przez zapewnienie im mieszkania, wyżywienia i ubrania jak i wychowania. Zadania te będzie spełniał „Zakład (pod nazwą) Przytulisko brata Alberta”. Środki materialne konieczne do utrzymania przytuliska zamierzano zdobywać z ofiar finansowych i w nieruchomościach, procentów funduszu podstawowego, doraźnych darowizn od członków i ewentualnych corocznych subwencji gminy miasta Przemyśla i innych instytucji, dochodów z imprez urządzanych przez przytulisko oraz z kwest zbieranych przez członków Towarzystwa. Mogły do niego należeć jednostki i osoby prawne zobowiązujące się do płacenia określonych kwot pieniężnych. Towarzystwo miało zwoływać członków na jednoroczne (w styczniu) walne zebranie o charakterze wyborczym i podejmowania decyzji w najważniejszych sprawach przytuliska. Działalnością Towarzystwa miał kierować prezes - każdorazowy burmistrz o ile katolik - jego zastępca i wydział złożony z 6 członków stanowiących ściślejszą kierowniczą instytucję. Kierownictwo przytuliska z jego ewentualnymi zakładami będzie należało do członków zgromadzenia Brata Alberta. Wydział Towarzystwa był zobowiązany do składania co roku sprawozdania z działalności na walnym zebraniu. Statut Towarzystwa został zatwierdzony przez Namiestnictwo 20 lipca 1903 r. l. 36017. Na tej podstawie 5 marca 1904 r. ustanowiono „Towarzystwo brata Alberta”.
Plan zlokalizowania przytuliska przy ul. Długiej (później Dworskiego) uległ zmianie. Mieszkaniec Przemyśla Emil Garczyński podarował pod jego budowę plac na Zasaniu w dzielnicy Rogozińskiego, w pobliżu szpitala powiatowego na południe od ul. Buszkowickiej (od 1991 r. ul. Brata Alberta).
Dzięki ofiarnej współpracy władz miejskich, duchowieństwa i osób świeckich w 1905 r. budowę ukończono. Przed oficjalnym otwarciem przytuliska zaproszono Brata Alberta, aby go obejrzał i niejako zatwierdził. Przyjechał wraz z br. Piotrem, późniejszym jego następcą w charakterze brata starszego i siostrą starszą Bernardyną Jabłońską. Po oględzinach Brat Albert ocenił, że dom nie nadaje się do przyjęcia. Był wprawdzie duży, z kaplicą, jedno skrzydło było przewidziane dla podopiecznych mężczyzn z braćmi, drugie dla kobiet, dzieci i sióstr, ale w środku było tylko jedno wejście z przedsionkiem, z którego wchodziło się osobno do części męskiej i żeńskiej. Brat Albert zażądał przeróbki zapewniającej wyraźne odgrodzenie części męskiej od żeńskiej. Pociągnęło to za sobą dwuletnią zwłokę w oddaniu przytuliska do użytku i wzrost kosztów. Prace ukończono w 1907 r. W środku znajdowała się kaplica z wejściem od ulicy, co rozdzielało dom niejako na dwa odrębne budynki. W samej kaplicy ołtarz stojący na środku rozdzielał ją na część męską i żeńską. Za ołtarzem znajdowały się kobiety, dzieci i siostry. Stąd prowadziło wejście do ich części. W październiku 1907 r. w budynku zamieszkali w nim bracia i siostry ze zgromadzeń albertyńskich oraz pierwsi podopieczni. Uroczystość wieńczącą kilkuletnie wysiłki władz miejskich i społeczeństwa odbyła się w listopadzie (1907). Wypadła okazale. Przybyli na nią przedstawiciele władz miejskich, które były głównym fundatorem instytucji, a także społeczeństwo oraz trzej biskupi: łacińscy Pelczar i biskup sufragan Karol Fischer i greckokatolicki Konstanty Czechowicz. Obaj biskupi ordynariusze dokonali poświęcenia przytuliska i wygłosili okolicznościowe przemówienia po polski i ukraińsku. Księżnę Sapieżynę z Krasiczyna siostry oprowadziły po swej części. Odtąd istniały w Przemyślu dwa przytuliska, choć pod jednym dachem - męskie i żeńskie wraz z opuszczonymi dziećmi. Gospodarstwo domowe - kuchnię, pralnię, krawiectwo prowadziły siostry dla całego domu. Bracia głównie zaopatrywali przytulisko w środki utrzymania (później źródło nieporozumień), co skłoniło ich do prowadzenia gospodarstwa rolnego na użyczonym im gruncie, tartaku, a nawet zajmowania się sprzedażą soli. Wszystko razem nie wystarczało na utrzymanie przytuliska, toteż bracia i siostry podejmowali się kwesty na rzecz ubogich w mieście i okolicy, apelowali też do ofiarności różnych instytucji i przedsiębiorstw. W 1911 r. ks. Łabuda na łamach „Echa Przemyskiego” utyskiwał na niewrażliwość społeczną niektórych ludzi.
Przytulisko Brata Alberta nie tylko zapewniało całodzienne utrzymanie wraz z mieszkaniem pewnej grupie ubogich, ale także dożywiało dochodzących. W trakcie oblężenia Przemyśla przez Rosjan (1914-15 r.) siostry prowadziły kuchnię dla około 700 osób (podobnie było w czasie II wojny światowej). W 1914 r. dwie siostry albertynki opiekowały się zakaźnie chorymi umieszczonymi w specjalnie zbudowanym dla nich przez władze miejskie baraku na Bakończycach. Ciekawostkę stanowi fakt, że w 1920 r. w szpitalu żydowskim w Przemyślu znajdującym się przy ul. Szaserów (boczna Słowackiego), gdy nikt nie chciał podjąć opieki pielęgniarskiej na oddziale zakaźnym uczyniły to dwie siostry albertynki pracujące tam do 1922 r. do przeniesienia szpitala. W okresie międzywojennym w przytulisku męskim liczba podopiecznych dochodziła nieraz do 50 osób, a w żeńskim, wraz z dziećmi do 60.
W 1924 r. z polecenia wizytatora apostolskiego bp. Władysława Krynickiego, siostry albertynki przeniosły się wraz ze swymi podopiecznymi do dzielnicy Bakończyce do opuszczonych poszpitalnych baraków miejskich, w których zorganizowały Przytulisko dla Bezdomnych Kobiet i Dzieci, prowadzone do czasów powojennych. Obecnie (2007) w nowym domu sprawują opiekę nad niewielką grupą kobiet emerytek. Dwie siostry pielęgniarki pracują w pobliskim Zakładzie Opieki Leczniczej.
Oprócz wspomnianego wcześniej Jarosławia siostry albertynki prowadziły od października 1918 r. Przytulisko dla Ubogich w Samborze (ul. Szpitalna 8), zamieszkałym przez ponad 15 tys. łacińskich katolików, z inicjatywy zarządu miasta. W 1939 r. korzystało z niego 30 osób, w tym 13 dzieci.
W początkach lipca 1921 r. siostry albertynki objęły prowadzenie domu dla starców i kalek w Rzeszowie ul. Spytka Ligęzy 1. 1 kwietnia 1922 r. poświęcono w nim kaplicę. Przed II wojną światową znajdowało tam schronienie ok. 45 starych mężczyzn i kalek. Już po wojnie przez kilka lat siostry albertynki pracowały także w Państwowym Domu Małych Dzieci powstałym jeszcze w 1942 r. W okresie powojennym władze Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej usunęły ich z obu zakładów.
W kwietniu 1938 r. siostry albertynki przejęły opiekę nad ubogimi starcami i kalekami w miejskim Zakładzie Opieki Społecznej w Drohobyczu, ul. Cerkiewna, liczącym ok. 25 osób. Pracowały w nim do końca II wojny światowej, z tym, że w okresie okupacji sowieckiej w świeckich ubraniach. W 1945 r. pod naciskiem władz sowieckich przeniosły się do Polski.
Przytuliska Brata Alberta w skali globalnej problemu nędzy społecznej nie rozwiązały, ale dla tysięcy ludzi w okresie ich działalności udzielały błogosławionej pomocy - dla wielu ratującej życie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2007-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

10 lat kanonizacji św. Jana Pawła II

2024-04-19 09:49

[ TEMATY ]

św. Jan Paweł II

Mat.prasowy/vaticannews.va

„Pontyfikat św. Jana Pawła II trzeba koniecznie dokumentować dla przyszłych pokoleń, naszym zadaniem jest ocalenie i przekazanie tego wielkiego dziedzictwa” – mówi ks. Dariusz Giers. Jest on administratorem Watykańskiej Fundacji Jana Pawła II a zarazem świadkiem pontyfikatu. Kapłan wyznaje, że praktycznie codziennie modli się przy grobie świętego papieża i zawsze jest poruszony tłumami ludzi z całego świata, którzy w tym wyjątkowym miejscu szukają wstawiennictwa Jana Pawła II.

Wyjątkowym fenomenem są czwartkowe Msze polskie odprawiane nieprzerwanie przy grobie Jana Pawła II od momentu jego śmierci. „To jest czas modlitwy, ale także przekazywania dziedzictwa wiary i nieprzemijających wartości” – mówi ks. Giers. Podkreśla, że upływający czas sprawia, iż wielkie zadanie stoi przed świadkami pontyfikatu, którzy muszą dzielić się swym doświadczeniem.

CZYTAJ DALEJ

Kryzys powołań czy kryzys powołanych?

Tę wspólną troskę o powołania powinno się zacząć nie tylko od tygodniowego szturmowania nieba, ale od systematycznej modlitwy.

Często wspominam pewną rozmowę o powołaniu. W czasach gdy byłem rektorem seminarium, poprosił o nią młody student. Opowiedział mi trochę o sobie, o dobrze zdanej maturze i przypadkowo wybranym kierunku studiów. Zwierzył się jednak z największego pragnienia swojego serca: że głęboko wierzy w Boga, lubi się modlić, że jego największe pasje dotyczą wiary, a do tego wszystkiego nie umie uciec od przekonania, iż powinien zostać księdzem. „Dlaczego więc nie przyjdziesz do seminarium, żeby choć spróbować wejść na drogę powołania?” – zapytałem go trochę zdziwiony. „Bo się boję. Gdyby ksiądz rektor wiedział, jak się mówi u mnie w domu o księżach, jak wielu moich rówieśników śmieje się z kapłaństwa i opowiada mnóstwo złych rzeczy o Kościele, seminariach, zakonach!” – odpowiedział szczerze. Od tamtej rozmowy zastanawiam się czasem, co dzieje się dziś w duszy młodych ludzi odkrywających w sobie powołanie do kapłaństwa czy życia konsekrowanego; z czym muszą się zmierzyć młodzi chłopcy i młode dziewczyny, których Pan Bóg powołuje, zwłaszcza tam, gdzie ziemia dla rozwoju ich powołania jest szczególnie nieprzyjazna. Kiedy w Niedzielę Dobrego Pasterza rozpoczniemy intensywny czas modlitwy o powołania, warto zacząć nie tylko od analiz dotyczących spadku powołań w Polsce, od mniej lub bardziej prawdziwych diagnoz tłumaczących bolesne zjawisko malejącej liczby kapłanów i osób życia konsekrowanego, ale od pytania o moją własną odpowiedzialność za tworzenie przyjaznego środowiska dla wzrostu powołań. Zapomnieliśmy chyba, że ta troska jest wpisana w naturę Kościoła i nie pojawia się tylko wtedy, gdy tych powołań zaczyna brakować. Kościół ma naturę powołaniową, bo jest wspólnotą ludzi powołanych przez Boga, a jednocześnie jego najważniejszym zadaniem jest, w imieniu Chrystusa, powoływać ludzi do pójścia za Bogiem. Ewangelizacja i troska o powołania są dla siebie czymś nieodłącznym, a odpowiedzialność za powołania dotyczy każdego człowieka wierzącego. Myśląc więc o powołaniach, zacznijmy od siebie, od osobistej odpowiedzi na to, jak ja sam buduję klimat dla rozwoju swojego i cudzego powołania. Indywidualna i wspólna troska o powołania nie może wynikać z negatywnych nastawień. Mamy się troszczyć o powołania nie tylko dlatego, że bez nich nie uda nam się dobrze zorganizować Kościoła, ale przede wszystkim z tego powodu, iż każdy człowiek jest powołany przez Boga i potrzebuje naszej pomocy, aby to powołanie rozeznać, mieć odwagę na nie odpowiedzieć i wiernie je zrealizować w życiu.

CZYTAJ DALEJ

Abp Galbas do księży: Śpiący i półsenni nikogo nie obudzą

2024-04-20 08:50

[ TEMATY ]

Abp Adrian Galbas

archidiecezja katowicka

Karol Porwich/Niedziela

Śpiący i półsenni nikogo nie obudzą, a nieprzekonani nikogo nie przekonają! ‒ pisze do księży abp Adrian Galbas. Metropolita katowicki wystosował List do Księży z okazji Światowego Dnia Modlitwy o Powołania. Ten przypada w najbliższą niedzielę (21 kwietnia).

W liście hierarcha zwraca uwagę na orędzie papieża Franciszka. Przypomniał, że „bycie pielgrzymami nadziei i budowniczymi pokoju oznacza budowanie swojego życia na skale zmartwychwstania Chrystusa”, a naszym ostatecznym celem jest „spotkanie z Chrystusem i radość życia w braterstwie ze sobą na wieczność.” ‒ To ostateczne powołanie musimy antycypować każdego dnia: relacja miłości z Bogiem i z naszymi braćmi oraz siostrami zaczyna się już teraz, aby urzeczywistnić marzenie Boga, marzenie o jedności, pokoju i braterstwie ‒ wskazuje. Zachęca, za Ojcem Świętym, by nikt nie czuł się wykluczony z tego powołania!

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję