Reklama

O wierze w klimacie reggae

Niedziela legnicka 21/2005

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

14 marca br. w kościele pw. Miłosierdzia Bożego w Jaworze wystąpił Darek Malejonek. Jedni znają go z występów w „Armii”, „Voo Voo” czy w „Houk”, inni z „Arki Noego” czy „2Tm2,3” (Tymoteusz). Gitarzysta, kompozytor, wokalista. Laureat Fonograficznej Nagrody - Fryderyk 2000. Współpracuje z fińskim reżyserem Miki Taurismakiem, ilustrując muzycznie jego filmy. Licznie zgromadzonym słuchaczom zaprezentował swoje piosenki utrzymane w klimacie reggae, przeplatane przemyśleniami o wierze, nawracaniu, pokoju i miłości.
Podczas koncertu powiedział m. in., że dzięki muzyce możemy ewangelizować młodych ludzi i wyrywać ich ze szponów ciemności, bo muzyka wywiera na nich wielki wpływ. Spotkanie z Darkiem, któremu towarzyszył grający na instrumentach perkusyjnych Adam, trwało prawie 2 godziny.
42-letni Darek Malejonek, pochodzący z rodziny niewierzącej, został ochrzczony 10 lat temu. Na pewno moment nawrócenia drzemał w nim od dawna. „(...) Wtedy odezwała się do mnie Matka Boża i powiedziała: Synku, to Ja ciebie tutaj przyprowadziłam. Ja wyjednałam ci łaskę u mojego Syna. A ja wtedy padłem na kolana przed Nią i powiedziałem: Mamusiu, przecież ja myślałem, że Ciebie nie ma! Od tego momentu zrozumiałem, jak wielką moc ma Maryja. Oddałem całe moje życie Jezusowi, oddałem Mu całą moją rodzinę (...)”. Piosenki artysty oraz jego świadectwo zostały przyjęte z szacunkiem i wielkim zrozumieniem. Po koncercie, dzięki uprzejmości proboszcza parafii ks. prał. Zbigniewa Tracza, mogłem uczestniczyć w spotkaniu z Maleo przy filiżance herbaty i przeprowadzić z nim rozmowę.

- Jak to się stało, że zacząłeś grać i czym jest dla Ciebie muzyka?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Rodzice nie mieli muzycznych planów w stosunku do mnie. W szkole podstawowej zacząłem słuchać takich zespołów, jak: „Black Sabbath”, „Police”. Grywałem w zespołach szkolnych. Inspirowała nas wówczas muzyka Grechuty, „Breakout”. Gdy byłem w liceum przyszła fala punk rocka, reggae. Wówczas postanowiłem, że będę grał. Natomiast pomysłem moich rodziców było to, żebym poszedł na studia, na handel zagraniczny. Udało mi się nawet zdać. Jednak musiałem poczekać rok, ponieważ miałem za mało punktów. Miałem jednak zapewnione przyjęcie na rok następny. Ten rok przepracowałem w OHP. Dużo mi to dało, bo poznałem pracę fizyczną. Przez ten rok dużo grałem. Po trzech miesiącach studiów, zacząłem się starać o dziekankę. Wziąłem ją po pierwszym półroczu i... już na studia nie wróciłem. Graliśmy wówczas muzykę zaangażowaną, która nie podobała się w tamtych czasach. Nie było więc szans, żeby jakoś wypłynąć. Po pierwsze w mediach w ogóle nas nie było. Poza tym w tym czasie prowadziliśmy bojkot mediów (stan wojenny). Ale graliśmy w klubie studenckim „Hybrydy”. Grało tam wtedy wiele zespołów. Była to „mekka” różnych muzyków niezależnych. Później graliśmy w Jarocinie. To był jedyny festiwal muzyki niezależnej, gdzie dopuszczane były teksty antysystemowe. W drugiej połowie lat 80. wielu moich kolegów wyjechało na Zachód. Z paszportami nie było już takich problemów i wielu przyjaciół z tego skorzystało. Nie widzieli tu żadnych perspektyw. Teraz wielu z nich spotykam w czasie koncertów w Anglii, w USA. Nie wiem, co byłoby ze mną, gdyby nie pomogli mi rodzice, szczególnie mama, która wierzyła, że może coś z tego będzie. Na przełomie lat 80/90 poznałem moją żonę Elę, urodziło się pierwsze dziecko, córka Kasia. I wtedy zaczęły być potrzebne pieniądze, bo już nie byłem sam. Wtedy też zaczęło się na rynku muzycznym tak zmieniać, że za koncerty można było dostawać już jakieś konkretne pieniądze. Powstały firmy, które zaczęły wydawać płyty. No i to już potem poszło.

- Czy formacje „Maleo Reggae Rockers” i „2Tm 2, 3” (Tymoteusz) oznaczają koniec współpracy z „Arką Noego”?

- Nie. Oczywiście, że nie. To są rzeczy równoległe. Z „Arką” gramy głównie jedną dużą trasę w roku, na przełomie maja i czerwca, kiedy zbliża się koniec roku szkolnego. W czasie roku szkolnego gramy sporadycznie, bo dzieciaki mają zajęcia. A mamy zasadę, żeby nie mieszać tych dwóch spraw ze sobą - grania ze szkołą.

- Czy granie w kilku formacjach to pogoń za „kasą”, czy też sposób na spełnienie siebie, odnalezienie wreszcie czegoś, czego szukasz, zaspokojenie swoich ambicji? A może coś innego?

Reklama

- Granie zawsze było dla mnie jakąś misją i pragnąłem czegoś więcej, niż tylko być podziwianym na scenie. Zawsze w tym, co śpiewałem, był jakiś przekaz, dążenie do lepszego świata. Kiedy Pan Bóg objawił się w moim życiu, to zacząłem też o tym śpiewać. A, że gram z innymi zespołami? Na to złożyło się wiele spraw i na pewno ambicja. W pewnym momencie postanowiliśmy zrobić nowy zespół, bo składający się jakby z samych liderów innych zespołów, takich jak Robert Lica czy Tomek Budzyński. Tak powstał „Tymoteusz”, w którym grają też bracia Pospieszalscy: Marcin i Mateusz, Joszko Broda, Angelika Górny (od muzyki poważnej). Powstał więc taki „konglomerat”. Okazało się, że Pan Bóg tak cudownie potrafi to wszystko połączyć i możemy wspólnie grać. Nagraliśmy kilka płyt. W tym roku w Wielkim Poście zagraliśmy taką trasę akustyczną. Prezentowaliśmy materiał typowo „postny”, bez mocnych gitar. I ten kierunek, w jakim idzie „Tymoteusz”, bardzo mi się podoba.

- „Kultura”, „Izrael”, „Houk”, „Armia”, „Arka Noego”, „2Tm 2, 3” i „Maleo RR”. Różne gatunki muzyczne. Co teraz z tego zostało?

- Od początku kochałem reggae. To jest muzyka mojego serca. Oczywiście, lubię też muzykę rockową z elementami folku. Nie jestem wprawdzie typowym folkowcem, wywodzącym się ze środowiska wiejskiego, którego ojciec uczył grać na fujarce, jak np. Joszko Broda. Lubię jednak słuchać muzyki z różnych części świata. I lubię łączyć różne style. Tak jest właśnie w „Tymoteuszu”. Łączymy muzykę poważną z jazzem, folkiem, z rockiem. Z „Arką” gramy muzykę lat 70., taki nawet big-beat. „Houk” i „Armia” to muzyka czadowa. Obecnie taka ciężka muzyka rockowa nie inspiruje mnie za bardzo. Dlatego nie gram teraz z „Houkiem”. Wolę raczej „MRR”, gdzie bardziej spełniam się muzycznie.

- Nie myślałeś o odskoczni w kierunku jazzu, o zagraniu z muzykami jazzowymi?

- Miałem okazję grać np. z Marcinem Krzyżanowskim i innymi jazzmanami. A ja nie jestem jazzmanem, nie umiem czegoś takiego robić i w typowym jazzowym zespole nie zagrałbym. Potrafiłbym natomiast znaleźć się w stylu fusion, w muzyce na pograniczu. I być może coś takiego kiedyś zrobię.

- Niektórzy twierdzą, że gwiazdy sięgające po muzykę chrześcijańską, występujące w kościołach, to „gwiazdy spadające”, które utraciły popularność i próbują odnaleźć się właśnie wśród katolików, prezentując repertuar „pod nich”. Jakie jest twoje zdanie na ten temat? Dlaczego ty zacząłeś występować w kościołach?

- Występuję w kościołach, bo jestem zapraszany. Jestem muzykiem i gram tam, gdzie mnie zapraszają. Uważam, że kościół to tak samo dobre miejsce do grania, jak każde inne. Księża robią różne religijne „imprezy” i zapraszają nas, ludzi z mojego grona. Często bardziej tu chodzi o świadectwo niż o muzykę. Jeżeli chodzi o granie, to my raczej nie zamykamy się w takim „gettcie” chrześcijańskim. Nie było to naszą intencją nigdy. Gramy na rynku świeckim, bo nam chodzi o to, by docierać do ludzi będących też poza Kościołem. Natomiast generalnie to nie podoba mi się tworzenie takiego „getta” chrześcijańskiego, grania w swoim własnym sosie. Albo jest ewangelizacja, albo nie ma. Albo leży nam na sercu zbawianie ludzi, albo tylko grzanie się we własnym sosie.

- Których polskich wykonawców najbardziej lubisz i cenisz?

- Czesława Niemena. Lubię przyjaciół, z którymi gram. Cenię też Ewę Demarczyk i Marka Grechutę.

- Co byś robił w życiu, gdybyś nie trafił w muzykę?

- Nie wiem zupełnie, co bym robił. Interesuje mnie drewno. Lubię robić w drewnie. Kręci mnie to i jakbym miał na starość jakiś mały warsztacik, szopę i mógł tam w drewnie dłubać, to byłbym na pewno szczęśliwy.

- Co chciałbyś powiedzieć jaworskiej młodzieży?

- To, o czym mówiłem dzisiaj w kościele, to co mówił Thomas Merton: „stań na swoich dwóch własnych nogach, bo świat nie lubi kopii. Bądź sobą, nawet jeśli to nie jest jakieś bardzo atrakcyjne. Na dłuższą metę to się sprawdza, bo udawanie kogoś, kim się nie jest, skutkuje tylko na bardzo krótką metę”.

- Cenna uwaga. Dziękuję bardzo za rozmowę.

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Świadectwo Raymonda Nadera: naznaczony przez św. Szarbela

2024-05-10 13:22

[ TEMATY ]

Raymond Nader

Karol Porwich/Niedziela

Raymond Nader pokazuje ślad, który zostawił mu na ręce św. Szarbel

Raymond Nader pokazuje ślad, który zostawił mu na ręce św. Szarbel

W Duszpasterstwie Akademickim Emaus w Częstochowie miało miejsce niezwykłe wydarzenie. Raymond Nader, który przeżył niezwykłe doświadczenie mistyczne w pustelni, w której ostatnie lata spędził św. Szarbel, podzielił się swoim świadectwem.

Raymond Nader jest chrześcijaninem maronitą, ojcem trójki dzieci, który doświadczył widzeń św. Szarbela. Na początku spotkania Raymond Nader podzielił się historią swojego życia. – Przed rozpoczęciem studiów byłem żołnierzem, walczyłem na wojnie. Zdecydowałem o rozpoczęciu studiów, by tam zrozumieć istotę istnienia świata. Uzyskałem dyplom z inżynierii elektromechanicznej. Po studiach wyjechałem z Libanu do Wielkiej Brytanii, by tam specjalizować się w fizyce jądrowej – tak zaczął swoją opowieść Libańczyk.

CZYTAJ DALEJ

Papież na 40-lecie Fundacji Jana Pawła II na rzecz Sahelu: trzeba działać!

2024-05-10 16:14

[ TEMATY ]

papież

fundacja

św. Jan Paweł II

fot. Adam Bujak Biały Kruk

„Już nie ma czasu na czekanie, trzeba działać!” - czytamy w papieskim przesłaniu na 40-lecie Fundacji Jana Pawła II na rzecz Sahelu. Dołączając się do apelu swojego świętego poprzednika wygłoszonego 10 maja 1980 r. w Wagadugu w Burkina Faso, Franciszek wzywa do wysłuchania głosu ubogich i cierpiących. „Niektóre kraje w tym regionie Afryki Zachodniej nadal doświadczają kryzysów coraz bardziej zagrażających pokojowi, stabilności, bezpieczeństwu i rozwojowi” - czytamy w tekście.

„Zjawiska te, związane z terroryzmem, niepewnością gospodarczą, zmianami klimatycznymi i walkami między społecznościami, pogłębiają wrażliwość państw i ubóstwo ich obywateli, powodując migrację młodych ludzi” - zaznacza dalej Ojciec Święty.

CZYTAJ DALEJ

Śląskie/ Zanieczyszczenie wód głównym problemem po pożarze w Siemianowicach Śląskich

2024-05-11 14:10

PAP/Katarzyna Zaremba

Zanieczyszczenie cieków wodnych chemikaliami to obecnie główny problem po gaszeniu pożaru nielegalnego składowiska odpadów w Siemianowicach Śląskich. Jakość powietrza nie budzi żadnych zastrzeżeń i przebywanie na otwartej przestrzeni nie stanowi zagrożenia – poinformował wojewoda śląski Marek Wójcik.

Wiceminister klimatu i środowiska Anita Sowińska zapowiedziała zmiany w prawie, które ułatwią ściganie przestępców i zapobieganie powstawaniu nowych składowisk, szczególnie substancji niebezpiecznych.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję