Boję się ciebie, który jesteś jak poświąteczny poranek i jak ból głowy po przetańczonej nocy, jak ten, w którym już „nic” i „nikt”. Przytłoczona twoją, swoją zwykłością, ludzka tylko od święta, nie potrafię tobą i w tobie żyć.
Bo wiesz, zwykłość u nas nie kojarzy się dobrze. Zwykłość to u nas powroty do nieludzkości, gdzie depczemy po sobie w kolejkach do hipermarketu, powroty na pierwsze strony gazet, gdzie skorumpowani baronowie cynicznie udowadniają swoją niewinność, gdzie prawda rzadkim bywa gościem, a miłość to obok hokeja i koszykówki jeszcze jedna dyscyplina sportowa. Brzmi jak horror, ale to nasza codzienność i nasza zwykłość. Jak daleko odeszliśmy? Jak daleko trzeba odejść od tego, co w nas najbardziej wartościowe, ludzkie, by dobrowolnie i na własne życzenie skazać się na brodzenie w błotnym grzęzawisku takiej codzienności i takiej zwykłości. Błogosławione okresy świąteczne, bożonarodzeniowe i wielkanocne. Nasze motory i siły napędowe. Wskrzesiciele okruchów i odruchów naszego człowieczeństwa. Czy wystarczy ich, byśmy nie zapomnieli, kim jesteśmy, skąd i dokąd zmierzamy? Dwukierunkowcy na co dzień, spoglądający tylko w dwóch kierunkach, na zegarek i do portfela. Bardziej zainteresowani inflacją niż własną duszą. Czy to ma przyszłość? I czy będzie ona inna niż przyszłość biblijnej wieży Babel, nowojorskich wież WTC czy irańskiego Bam?
Odziera mnie ze złudzeń nasza zwykłość. Dużo jej. Wyuczamy się jej na pamięć. Wyuczamy jej nasze dzieci, które z „wdzięczności” topią zainstalowane przez nas, spenetrowane przez wirusy oprogramowanie na życie, w litrach i działkach, byle jakoś przetrwać, byle nie bolało... Bo tego, co skonstruowaliśmy, nie da się już świadomie, przytomnie i na trzeźwo.
„A jednak się kręci” - cieszą się bezmyślni, pogubieni konstruktorzy, a ja boję się, „że się kręci” i szukam oparcia, na co dzień i od święta. I słowa Tego, który niezwykłością swoją przewyższa wszystko i wszystkich, a który równocześnie stał się zwykły, zwykłością człowieka, gdy w ludzkiej postaci przyszedł na ziemię. Słowa: „Nie lękajcie się. Ja jestem” przetłumaczam na rozkołysaną łódkę własnego życia i proszę, by tak jak rozkazał wichrom i wodzie, aby były Mu posłuszne, poddał sobie piętrzące się pożądliwością, kłamstwem, cwaniactwem nurty naszej ludzkiej zwykłości i nadał jej rysy zwykłości swojej - Boskiej. Tej, która przemienia codzienność w święto, bo nasyca ją miłością, życzliwością, pokojem - pierwiastkami tego, co z Boga i od Boga w nas.
Pomóż w rozwoju naszego portalu