Cały świat pod koniec minionego roku wstrzymał oddech, gdy usłyszał pierwsze wieści dotyczące tragicznego trzęsienia ziemi w Azji Południowo-Wschodniej. Z każdą chwilą narastała groza doniesień mówiąca o setkach tysięcy ofiar, zarówno wśród miejscowej ludności, jak i wśród wielu turystów ze wszystkich zakątków świata, którzy właśnie tereny te wybrali na miejsce świątecznego wypoczynku. Tragizmu całemu wydarzeniu dodaje fakt, że poszkodowanymi są również nasi rodacy. Pierwszym odruchem świata było przerażenie rozmiarem tego dramatu: w jednej chwili zginęło ponad sto tysięcy ludzi! To prawdziwa współczesna apokalipsa! Nie było chyba państwa, które nie zareagowało solidarnością z poszkodowanymi i chęcią niesienia wszechstronnej pomocy. Świadczy to o tym, że tak ogromnie podzielony - politycznie, religijnie, etnicznie - świat potrafi w najważniejszych chwilach zjednoczyć się. Jednak, kiedy minął pierwszy szok, w sercach ludzkich zaczęły rodzić się różne myśli. Zaczęto zadawać sobie pytania: Dlaczego do tego doszło? Czy nie jest to przypadkiem „palec” Boży? Jak to wszystko racjonalnie zrozumieć?
W środkach masowego przekazu w noworocznych podsumowaniach podjęto w jednej z dyskusji ciekawy nurt. Zaproponowano, aby na wydarzenia azjatyckie spojrzeć z punktu moralnego. Postawiono tezę: Czy Pan Bóg nie upomniał się o swoje prawa w ten sposób? Katolicki publicysta snuł taką dość odważną myśl: „Ten dramat rozegrał się w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, kiedy wszyscy powinni być raczej ze swymi rodzinami, najbliższymi, bo taki sposób przeżywania świąt jest najpiękniejszy. Kto jeździ w tym czasie na plażę opalać się, kąpać w ciepłym morzu...?”. Niezależnie od reprezentowanej kultury narodowej te święta jednoczą ludzi w rodzinie. Pojechali tam także bogaci Polacy, których na to stać, by „zmienić” tradycję obchodzenia świąt albo o niej całkowicie zapomnieć! Grozy wszystkiemu dodaje fakt, że (jak podały liczne agencje prasowe) na wyspach pozostali niektórzy turyści, aby mimo wszystko świętować Sylwestra i świetnie się bawić, jakby obok nic się nie stało! Trzeba także dostrzec jeszcze jeden delikatny aspekt całego wydarzenia. Tajlandia i okoliczne kraje to atrakcyjne miejsca związane z tzw. seksturystyką. Trzeba boleć nad śmiercią tak wielkiej liczby mieszkańców krajów dotkniętych kataklizmem, smutkiem napawa również ilość ofiar wśród turystów, ale czy nie są to znaki czasów ostatecznych?
Można polemizować z tak postawioną tezą. Czy nie ma w niej jednak odrobiny słuszności, mimo że nad każdą śmiercią należy stanąć z majestatem? Niezbadane są wyroki Stwórcy. Przemawia On do człowieka poprzez różne zdarzenia i chyba, nie wnikając w głębokie teologiczne dysputy, czym jest kara, czym grzech, czym miłosierdzie Pana Boga, to jedno jest pewne. To, co wydarzyło się w Azji, musi koniecznie stać się podstawą do rachunku sumienia całej ludzkości!
Pomóż w rozwoju naszego portalu