Stara legenda opowiada, że ptaki pierwszego dnia po stworzeniu zapragnęły mieć przyjaciół. Słyszały już o stworzeniu ryb, poszły więc nad jezioro, ale żadnej ryby nie zauważyły. Stały zatem zmartwione nad brzegiem, a wiatr rozwiewał ich piękne pióra, one zaś dreptały w miejscu. Zawiedzione były także swoim wyglądem. „Po co nam te śmieszne dodatki przyczepione do pleców?” - pytały. Wtedy to Bóg stworzył „różne rodzaje dzikich zwierząt, bydło i wszelkie zwierzątka naziemne”. Zwierzęta z radości zaczęły skakać i biegać. Ptaki były bardzo niezadowolone i miały pretensje do Pana Boga, że innym dał po cztery nogi, a im dostały się tylko dwie. Zazdrościły zwierzętom wszystkiego: nóg, radości, wyglądu. Wtem powstał jeszcze silniejszy wiatr. Najmniejszy z ptaków stracił równowagę. Rozpaczliwym gestem rozłożył skrzydła i nagle poczuł, że unosi się. „Cud, cud” - wołaly pozostałe ptaki i naśladując go, rozpostarły skrzydła. Za chwilę wszystkie uniosły się w przestworza...
O takim „rozpostarciu skrzydeł” pomyślał zapewne dzik, który pojawił się na ulicach Wrocławia. Zwierzę okazało się towarzyskie na tyle, że postanowiło odwiedzić jeden z salonów handlowych. Według relacji dwunożnych klientów, dzik najbardziej zainteresował się stoiskiem z choinkami, skąd po jakimś czasie wyruszył do hipermarketu budowlanego. Tam jednak ufne zwierzę spotkały nieprzewidziane skutki. Dzik nie dostał się na halę. Został zatrzymany i zamknięty w dziale obsługi klienta. Zachowywał się bardzo spokojnie, ba, chrząkał z umiarem i rozsądkiem. Zaproponowano mu... maseczkę do twarzy, peeling, tonik do twarzy (za jedyne 150 zł) i pomadkę ochronną do ust. Uciekł przerażony, że mu tę maseczkę siłą nałożą i jak potem pokaże się mieszkańcom swojej leśnej krainy. Cóż za kultura zniewieścienia. Trudno się dziwić, że zaczyna brakować prawdziwych dwunożnych mężczyzn i zaczyna się roić od „kochających inaczej”. Zdążył jeszcze dotrzeć do kawiarenki, położonej przy głównym korytarzu. Stoliki stały w samym przejściu, tak by zmęczony zakupami dwunożny klient mógł na chwilę odsapnąć i ździebko się posilić i wzmocnić. Nad chłodniczą ladą, w której znajdowały się lody, wypatrzył tabliczkę z informacją, że za każde naczynie klient musi zapłacić 10 zł (słownie: dziesięć złotych) kaucji. Pomyślał sobie: „Ostatni raz płaciłem kaucję za głębokiej komuny - za widelce w nadmorskiej jadłodajni”. Mimo cywilizowanego zachowania zwierzę zostało jednak uśpione i przetransportowane do schroniska. Część dwunożnych klientów, doceniając postawę roztropnego dzika, dziwiło się takiej decyzji zarządzających marketem. Także dziennikarze komentujący to wydarzenie zażądali natychmiastowego powrotu zwierzęcia ze schroniska i przywrócenia mu stanowiska dzika salonowego. Też jestem za. Pod tym pomysłem podpisuję się prawą łapą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu