Do tej pory romantyzm kojarzył mi się z nastrojową muzyką, ciekawym wystrojem wnętrza, rozmarzeniem, całkowitym spokojem, uniesieniem myśli, młodzieńczymi motylami w brzuchu. Właśnie dlatego hasło tegorocznej Ekstremalnej Drogi Krzyżowej Tylko dla romantyków zupełnie mi nie pasowało. A tymczasem... noc, ciemność, odosobnienie, cisza, las, puste przestrzenie, tajemnicza mgła i prawie nieprzerwany deszcz, z dala migoczące światełka czołówek, a ponad to wszystko spotkanie z Chrystusem, bardzo intymne, takie 1:1. To nowy wymiar romantycznego spotkania, które przeżyliśmy w nocy z 31 marca na 1 kwietnia, idąc trasą św. Walentego z Chełmna do Torunia.
Po wieczornej Mszy św. z chełmińskiej fary wyruszyło ok. 50 osób w różnym wieku (od 14-latków po osoby mocno dojrzałe) i przez 10-12 godzin było wyłącznie z Jezusem. Zdecydowana większość podjęła się wyjścia na EDK po raz pierwszy, nie do końca wyobrażając sobie, jak ta romantyczna droga może wyglądać. Zaryzykowali.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Pewnie każdy spotkał cierpiącego Pana w zupełnie inny sposób: w dzwoniącej kroplami deszczu ciszy, w poczuciu samotności, w zmaganiu z pokusą, by wrócić do ciepłego łóżka, w trudnym spotkaniu własnych myśli, na które do tej pory brakowało czasu, w pokonywaniu zmęczenia i senności, w rozmowach z własnym sumieniem.
W tych po ludzku niełatwych chwilach mocno trafiały do nas rozważania przygotowane przez organizatorów pod hasłem: „Idę, bo szukam nadziei”. Myśli wypływające ze Słowa Bożego i prawdziwych ludzkich historii były inspiracją do przemyślenia swojego życia na nowo jako drogi do osiągania piękna duchowego, podejmowania niepopularnych decyzji, odważnego stawiania czoła codzienności i kierowania się ufnością wobec Boga, który w najciemniejszą noc wyciąga ręce pełne nadziei.
Swoim doświadczeniem EDK dzieli się Marek: – To moja pierwsza EDK Chełmno – Toruń. Wspólnie z żoną, z którą już blisko 27 lat wspólnie wędrujemy przez życie, postanowiliśmy wyruszyć w tę noc, by szukać nadziei. Zakładaliśmy, że całej trasy nie pokonamy, bo to pierwszy raz, bo pogoda, bo schorowane kręgosłupy. Deszcz był nam towarzyszem przez większą część trasy, odbierał siły. Każdy następny kilometr był wyzwaniem. Szliśmy w samotności, w małej grupie, tworząc wspólnotę. Prawie każdy szedł pierwszy raz. Pod koniec wspieraliśmy się wzajemnie (jednej z uczestniczek nogi odmawiały posłuszeństwa), by osiągnąć upragniony cel ostatniej stacji EDK. Jaka była radość serca i wzruszenie, kiedy po 10 godz. i 42 km okazało się, że daliśmy radę. Każdy z nas na swój sposób duchowo przeżył ten czas.