Łącznie 57 motocyklistów, a w ich gronie trzech kapłanów, wyruszyło spod stołecznej świątyni Opatrzności Bożej, aby po oddaniu hołdu pod pomnikiem katyńskim na placu Zamkowym zameldować się w Cieszynie. – Na Zaolziu również mamy swoje kresy, swoich Polaków. Dlatego motocykliści zatrzymali się w Czeskim Cieszynie przy tablicach upamiętniających ofiary zbrodni katyńskiej, które pochodziły z tego regionu. Wiele z nich z zawodu było policjantami. Tablice znajdują się na terenie dawnego stalagu, który Niemcy założyli dla jeńców wojennych. Drugim takim miejscem, które motocykliści odwiedzili, było tzw. Żwirowisko, gdzie zginęli piloci Żwirko i Wigura – mówi Mirosław Wenglorz, mieszkaniec Ziemi Cieszyńskiej i członek zarządu Stowarzyszenia Międzynarodowego Motocyklowego Rajdu Katyńskiego. Potem uczestnicy rajdu dotarli na Kahlenberg i podążyli śladem polskich królów do Simleu Silvanei i Warny.
Wizyta u rodaków
Reklama
Na szlaku znajdowały się miejsca, gdzie skupiska Polonii są różnej wielkości. W Budapeszcie, gdzie rodaków nie mieszka zbyt wielu, powitanie było serdeczne i wzruszające. Przedstawiciele stołecznej diaspory wraz z motocyklistami i ambasadorem RP uczestniczyli w złożeniu wieńca przy pomnikach Józefa Piłsudskiego i Męczenników Katynia oraz we Mszy św. w polskiej parafii, której proboszczem jest ks. Krzysztof Grzelak. Podobnie było w Istvanmajor, gdzie znajduje się Dom Polski. Pod dach Domu Polskiego motocykliści trafili także w Bukareszcie i Nowym Sołońcu na Rumunii oraz w mołdawskiej Bielce. W Styrczy i Glodeni na Mołdawii rodacy przygotowali dla gości z Polski występy dzieci w strojach ludowych, potańcówkę i biesiadę. W stołecznym Kiszyniowie wspólnie stanęli przy ołtarzu w katedrze Opatrzności Bożej. – Tak dużej grupy Polaków i to jeszcze motocyklistów tutaj jeszcze nie widzieliśmy – usłyszeli od ambasadora RP.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Śladem wojny
Rajd Katyński to przede wszystkim hołd złożony ofiarom sowieckiego bestialstwa z 1940 r. To dlatego ich groby zawsze znajdują się na trasie przejazdu. Nie inaczej było i teraz. Motocykliści zawitali do Kijowa-Bykowni na wojenny cmentarz, który skrywa szczątki 3435 polskich patriotów z tzw. Ukraińskiej Listy Katyńskiej. Na ich trasie znalazła się także Bucza, współczesny przykład rosyjskiego ludobójstwa. Do tego doszły jeszcze: Kamieniec Podolski, Chocim, Okopy Świętej Trójcy i Huta Pieniacka, gdzie nacjonaliści ukraińscy zabili polskich sąsiadów. – Celem nadrzędnym zawsze jest dla nas Katyń. Od 3 lat nie możemy tam jednak dotrzeć. Wstrzymał nas wirus, a teraz wojna. Pozostaje czekać i ruszać na inne szlaki, na których odnajdujemy potomków naszych rodaków oraz ślady martyrologii i historii polskiej. Zawsze jesteśmy przez diasporę ciepło przyjmowani. Ludzie na nasz widok zatrzymują się przy drodze, pozdrawiają i dziękują. W zachodniej Europie tego nie ma. Jest obojętność, której doświadczyłem, gdy w 2017 r. wyjechałem w trasę do Fatimy. O tym, że warto pomagać i solidaryzować się z pokrzywdzonymi, doświadczyłem mocno na Ukrainie. Jednym z tego przykładów niech będą słowa celnika, który krzyknął do nas: „Sława Polsce”, gdy przejeżdżaliśmy przez granicę – mówi Bronisław Biel, wiceprezes zarządu SMMRK.
Oficjalne zakończenie Rajdu Katyńskiego odbyło się 28 sierpnia w Drohiczynie. W tym samym czasie część jego uczestników przebywała jeszcze na Ukrainie i do Polski wróciła na początku września. Po dojeździe do mety na licznikach jednośladów widniało ponad 6 tys. km. Najstarszy uczestnik motorowej wyprawy Tadeusz liczył 72 lata, a najmłodszy – Ola, zbliżała się do pełnoletności.