Reklama
Urszula Buglewicz: W dniach 17-20 maja wraz z przewodniczącym abp. Stanisławem Gądeckim i prymasem abp Wojciechem Polakiem był Ksiądz Arcybiskup we Lwowie i Kijowie. Jak doszło do tej wizyty?
Abp Stanisław Budzik: Podczas spotkania Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski na Jasnej Górze (2 maja) rozmawialiśmy o sytuacji w Ukrainie. Także o tym, że ogarnięty wojną kraj odwiedzają różne delegacje, ale nie ma wśród nich delegacji episkopatów. Ponieważ nasza diecezja graniczy bezpośrednio z Ukrainą, otrzymałem od przewodniczącego KEP zadanie, aby zbadać możliwość zorganizowana takiej podróży. Chętnie podjąłem się tego zadania, bo do Ukrainy jeżdżę już od 30 lat, znam prawie wszystkich tamtejszych biskupów rzymskokatolickich. Także nasi lubelscy księża pracują w wielu miejscach na Ukrainie. Przeprowadziłem rozmowę z abp. Mieczysławem Mokrzyckim, który bardzo pozytywnie odniósł się do tego pomysłu i zaproponował gościnę we Lwowie. Z kolei abp Światosław Szewczuk z radością zaproponował gościnę w Kijowie. Bardzo szybko udało się ułożyć plan wizyty obejmujący Lwów i Kijów, a w nim spotkania z biskupami trzech wspólnot chrześcijańskich: Kościoła Rzymskokatolickiego, Kościoła Greckokatolickiego i Prawosławnego Kościoła Ukrainy. Ważną rolę odegrał ks. mitrat Stefan Batruch, duszpasterz grekokatolików w Lublinie; zawiózł nas samochodem do Lwowa, pomógł zakupić bilety na pociąg do Kijowa, był łącznikiem w licznych kontaktach i tłumaczem podczas rozmów. Potraktowaliśmy tę podróż jako rzecz niezwykłej wagi; przesunęliśmy wszystkie obowiązki i wyruszyliśmy w drogę.
Reklama
Co było głównym celem pasterskiej wizyty?
Ukraina, napadnięta przez Rosję, znajduje się w stanie wojny. To kraj, który cierpi; to miliony uchodźców, którzy przekraczają polską granicę. Od samego początku jesteśmy bardzo zaangażowani w pomoc Ukrainie. Długo by opowiadać o naszej lubelskiej Caritas, która już w pierwszy dzień wojny wysłała transport z pomocą humanitarną, a do tej pory za pośrednictwem naszych księży, np. ks. Władysława Czajki w Równem i ks. Wojciecha Stasiewicza w Charkowie, przekazała mieszkańcom Ukraińcy tysiące ton żywności i innych darów. Caritas pięknie zapisuje się także na płaszczyźnie pomocy niesionej uchodźcom w Polsce. Polska pomaga Ukrainie na wielu frontach, ale potrzebny był jakiś akt symboliczny ze strony episkopatu. Mówi się, że pierwszym imieniem miłości jest obecność. Po prostu trzeba być osobiście w pewnych miejscach i przy pewnych zdarzeniach. Myślę, że drugim imieniem miłości jest solidarność. Chcieliśmy tę solidarność tam na miejscu okazać przez odwiedzenie Kościołów chrześcijańskich, przez wspólną modlitwę i rozmowę na ważne tematy. Zostaliśmy przyjęci niezwykle życzliwie, z ogromną wdzięcznością. Wiele rozmawialiśmy na temat toczącej się wojny, która może trwać jeszcze długo, powodując ogromne ofiary. Wszyscy życzymy Ukrainie, aby wytrwała i obroniła swoją niezawisłość, aby zachowała swoje granice, gwarantowane przecież przed laty przez światowe mocarstwa, w tym Rosję.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jaką Ukrainę Ksiądz Arcybiskup zobaczył?
Wojna w Ukrainie jest filmowana i fotografowana jak żadna inna dotąd. Dzięki przekazom medialnym wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać, ale czym innym jest zobaczenie okropności wojny z bliska. Do Lwowa podróżowaliśmy samochodem, do Kijowa pociągiem. Na stacjach benzynowych w Ukrainie brakuje paliwa, jeśli gdzieś się pojawi, tworzą się niewyobrażalnie długie kolejki. Wszędzie są zasieki, często słychać alarmy przeciwrakietowe. Na szczęście piękne miasta Lwów i Kijów w zasadzie nie zostały zniszczone w trakcie działań wojennych. Odwiedziliśmy też Irpin i Buczę, satelickie miasta Kijowa. Ogrom zniszczeń na terenie niedawnych walk robi przygnębiające wrażenie. Wszędzie ruiny, wypalone okna. Domy mieszkalne i bloki, które trzeba będzie wyburzyć, bo nie da się ich już remontować. Usunięcie zgliszczy będzie wymagało wiele czasu. W Buczy, symbolicznym miejscu rosyjskiego barbarzyństwa, modliliśmy się na miejscu, gdzie najeźdźcy wrzucali do masowych grobów ofiary swoich zbrodni, aby je ukryć przed światem. Nie udało się. Ofiary zostały już ekshumowane i pochowane na cmentarzu, ale wrażenie robi świeżo rozkopana ziemia i postawiony na niej krzyż. Staliśmy w tym miejscu w głębokiej modlitwie. Nadzieję daje widok ludzi, którzy powoli wracają do miejsc doświadczonych dramatycznymi walkami i zniszczeniami.
Reklama
Wśród licznych rozmów, prowadzonych przez księży biskupów, ważne miejsce zajmował temat pojednania polsko-ukraińskiego.
Pojednanie między naszymi narodami ma teraz swój kairos; czas, w którym trzeba działać, którego nie możemy przespać. Polska pomoc Ukrainie budzi podziw wielu ludzi na świecie i spotyka się z wielką wdzięcznością ze strony Ukraińców. Doświadczaliśmy tego na każdym kroku. To jest czas na pojednanie, które już się dokonuje, co wyraża np. odsłonięcie pomnika lwów na cmentarzu Orląt Lwowskich. Takie gesty są bardzo potrzebne. Obie strony mają sobie wiele do wybaczenia. Św. Jan Paweł II podczas pielgrzymki na Ukrainę apelował: „Niech przebaczenie – udzielone i uzyskane – rozleje się niczym dobroczynny balsam w każdym sercu. Niech dzięki oczyszczeniu pamięci historycznej wszyscy będą gotowi stawiać wyżej to, co jednoczy, niż to, co dzieli, ażeby razem budować przyszłość opartą na wzajemnym szacunku, na braterskiej wspólnocie, braterskiej współpracy i autentycznej solidarności”. Teraz tak wiele nas łączy, nie tylko wspólne zagrożenie ze strony Rosji, ale także wiele wspólnych dzieł i planów, poczynając od świadczonej na wielką skalę pomocy, przez gotowość Polski do zaangażowania się w odbudowę Ukrainy, aż po wspieranie jej aspiracji dołączenia do struktur zjednoczonej Europy. Jestem optymistą i ufam, że tej szansy nie zmarnujemy. Musimy jednak być ostrożni, bo wielu będzie usiłowało z różnych powodów zakłócić nasze dobre relacje. Potrzeba wiele roztropności i pracy, żebyśmy nie zmarnowali szansy na prawdziwe i trwałe pojednanie, które przyniesie obu narodom wiele korzyści.
Ukraina to kraj trzech Kościołów: prawosławnego, rzymskokatolickiego i greckokatolickiego, o tysiącletniej tradycji chrześcijaństwa. Jak te wspólnoty funkcjonują?
Ruś Kijowska przyjęła chrzest w 988 r. z Bizancjum; związana jest z tradycją wschodnią. W Ukrainie dominuje Kościół Prawosławny. Od 700 lat w Kijowie obecne jest także biskupstwo rzymskokatolickie; od czasów Unii Brzeskiej (1596 r.) na tych terenach obecny jest Kościół Greckokatolicki, szczególnie w zachodniej Ukrainie.
Reklama
Kiedy Ukraina uzyskała wolność po rozpadzie Związku Radzieckiego, prawosławni biskupi zwrócili się Aleksego II, patriarchy Moskwy, o udzielenie autokefalii (samodzielności), która przysługuje Kościołom prawosławnym w niepodległych państwach. Spotkali się jednak z negatywną odpowiedzią. Część biskupów na znak protestu utworzyła patriarchat kijowski pod wodzą metropolity Filareta, który obwołał się patriarchą. Pozostali nie chcieli zrywać z Moskwą i pozostali w zależności od Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego. Patriarchat kijowski zaczął zyskiwać na popularności po roku 2014, kiedy to Rosja dokonała aneksji Krymu i rozpoczęła wojnę w Donbasie. Kard. Lubomir Huzar, zmarły w 2017 r. zwierzchnik Kościoła Greckokatolickiego, powiedział kiedyś w wywiadzie, że dopóki Kościoły Rusi Kijowskiej nie są niezależne, to niepodległość Ukrainy jest iluzoryczna. Trwająca agresja rosyjska w Ukrainie świadczy, że były to słowa prorocze. W 2018 r. patriarchat kijowski przekształcił się w Prawosławny Kościół Ukrainy. W Ukrainie w styczniu 2019 r. Bartłomiej, patriarcha Konstantynopola, podpisał tzw. Tomos, czyli dokument udzielający autokefalii Prawosławnemu Kościołowi Ukrainy. Zyskał uznanie Konstantynopola i szeregu innych ważnych Kościołów prawosławnych. Wywołana przez Rosję niszczycielska wojna w Ukrainie sprawia, że popularność Kościoła zależnego od Moskwy gwałtownie spada. Pod koniec maja media informowały, że Ukraińska Cerkiew Prawosławna Patriarchatu Moskiewskiego ogłosiła niezależność od rosyjskiej Cerkwi.
Podczas wizyty w Kijowie doświadczyliśmy wielkiej otwartości ekumenicznej Prawosławnego Kościoła Ukrainy na dialog ekumeniczny. Zostaliśmy bardzo życzliwie przyjęci przez metropolitę Epifaniusza i abp. Jewstratija. Zwiedziliśmy Sobór Świętej Zofii, najważniejszą kijowską świątynię, zbudowaną w XI wieku przez Jarosława Mądrego. Byliśmy także w Soborze św. Michała o Złotych Kopułach. Do rangi symbolu urasta posadzenie w parku kijowskim niedaleko siedziby tego Kościoła trzech dębów: przez patriarchę Konstantynopola Bartłomieja, przez metropolitę prawosławnego Epifaniusza i przez arcybiskupa greckokatolickiego Światosława. Inny obraz to fakt zamieszkania biskupa Prawosławnego Kościoła Ukrainy w domu rzymskokatolickiego biskupa w ostrzeliwanym przez Rosjan Charkowie.
Warto było podjąć trud i ryzyko podróży na Ukrainę?
Już na początku wizyty, we Lwowie, zapytano nas, czy nie baliśmy się ryzyka. Poprzedniego dnia przed naszym przyjazdem Lwów był najbardziej atakowany od początku wojny, słychać było wybuchy rakiet nad miastem. Wiedzieliśmy o tym, ale nawet nie przyszło nam do głowy, żeby rezygnować. Nasza determinacja była jednoznaczna. Czuliśmy, jak ogromnie ważna jest ta wyprawa; wiedzieliśmy, jak bardzo jesteśmy oczekiwani. W imieniu narodu polskiego z wielką satysfakcją odbieraliśmy słowa wdzięczności, ale też zapewnialiśmy, że nie ustaniemy w niesieniu pomocy. Wojna ciągle rwa i trwać może długo, można przyzwyczaić się do tej sytuacji, znużyć niesieniem pomocy. Stąd nasz apel po powrocie, by wciąż pomagać. Ukraina bardzo potrzebuje naszej życzliwości i pomocy. W tę pomoc możemy włączyć się poprzez wsparcie działań Caritas Archidiecezji Lubelskiej. Wykorzystajmy dany nam przez Boga kairos, czas łaski, aby pogłębić dzieło pojednania i zbudować trwałe, przyjacielskie więzy z Ukrainą.