Reklama

Niedziela Sandomierska

Wyjątkowy rodzinny czas

O przygotowaniach do świąt, ubieraniu choinki, gotowaniu wigilijnych potraw i rodzinnej atmosferze opowiada Grażyna Szlęzak-Wójcik, dziennikarka Radia Kielce.

Niedziela sandomierska 52/2020, str. IV

[ TEMATY ]

Boże Narodzenie

Archiwum rodzinne

Grażyna Szlęzak-Wójcik z mężem Markiem i córkami Elwirą i Kariną

Grażyna Szlęzak-Wójcik z mężem Markiem i córkami Elwirą i Kariną

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. Wojciech Kania: Jaka jest Pani pierwsza myśl, która przychodzi Pani do głowy, i jest związana z Bożym Narodzeniem?

Grażyna Szlęzak-Wójcik: Boże Narodzenie to czas spokoju, wyciszenia i zwolnienia tempa dnia codziennego. To spotkanie z rodziną, śpiewanie kolęd aż do zdarcia gardła i okazja, aby jeszcze raz pomyśleć o tym, jaki piękny jest ten świat, choć czasami – jak w tym roku – przyniósł więcej zmartwień związanych z epidemią koronawirusa. Będziemy to wspominać w kolejne święta, bo historia ludzkości dzieje się na naszych oczach.

Jak zapamiętała Pani święta z dzieciństwa?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram


Święta mojego dzieciństwa to czas zapełniony spotkaniami z rodziną, prezenty, wspólne śpiewanie kolęd, a w wigilię Bożego Narodzenia starcie dwóch tradycji kulinarnych i próba ich pogodzenia. Moi rodzice znaleźli na to sposób. Wigilię spędzaliśmy najpierw u mamy mojego taty, a następnie u rodziców mojej mamy. Trzeba było pilnować się z ilością spożywanych potraw podczas pierwszej wigilii, bo wszyscy mieliśmy świadomość, że drudzy dziadkowie także będą od nas wymagać pełnej konsumpcji i nie będzie taryfy ulgowej. No bo jak to nie spróbować wszystkiego – tradycja i tyle trudu przygotowań.
Tak więc ok. godz. 16 cała nasza rodzina: mama, tata, ja i moja siostra Dorota najpierw jechaliśmy na wigilię do babci w Miechocinie. Nie mieliśmy daleko, zaledwie kilka kilometrów z centrum Tarnobrzega, ale tam jechało się jak na wieś. Babcia miała zwierzęta gospodarskie: krowę, świnię, kury, gęsi. Piszę o tym, bo to istotny element przeżywania świąt Bożego Narodzenia właśnie w tym miejscu. Przy wigilijnym, miechocińskim stole było nas zawsze bardzo dużo, bo rodzina liczna. Babcia przygotowywała wszystkie potrawy ze swoją córką, a moją ciocią Jadzią, która razem z nią mieszkała. Mój dziadek od wielu lat nie żył. W domu podczas wigilii pachniało prawdziwym siankiem.
Po modlitwie, dzieleniu się opłatkiem i życzeniach rozpoczynała się uczta: na stole jako pierwszy pojawiał się barszcz z grzybami, którego smaku nigdy nie zapomnę. Od grzybów w tej zupie było aż ciemno. Ta zupa była królową wigilii. Potem pierogi ze słodkiej kapusty, serem na słodko, karp, a wśród wypieków drożdżowe ciasto z kakao, które uwielbialiśmy.
W Miechocinie u babci wraz z całą rodziną spędzaliśmy ok. 2-3 godzin. Lubiłam wtedy pójść z tatą do stajni, do zwierzątek. Jako dziecko miałam nadzieję, że przemówią wcześniej niż o północy. Do tego czasu nie mogłam czekać, ponieważ jechaliśmy na drugą wigilię. Byłam przekonana, że gdybym o północy przyszła do zwierząt i podzieliła się z nimi opłatkiem, to krówka Karolcia zapytałaby mnie, czy smakuje mi jej mleko, po które przyjeżdżałam prawie codziennie, a piesek Ciapek powiedziałby mi o tym, jak bardzo za mną tęskni, gdy z nim nie jestem. Tata zapewniał, że nie raz słyszał, jak zwierzęta przemówiły, więc tym bardziej w to wierzyłam.
Czas niestety szybko mijał i trzeba było zmienić miejsce dalszego świętowania, ponieważ dziadkowie mieszkający w Tarnobrzegu już czekali i niecierpliwili się, aby usiąść do wigilijnego stołu. To grono było mniejsze. Oprócz dziadków i mojej rodziny była jeszcze ciocia Teresa ze swoimi dwiema córkami oraz mężem. I cały świąteczny rytuał zaczynał się od nowa. Babcia zaczynała serwowanie dań od czerwonego barszczu z uszkami, który też był wyjątkowy, pachnący, a potem te jej pierogi, których smaku nikt nie jest w stanie odtworzyć – na wigilię robiła je z kapusty kiszonej z grzybami, tylko z dodatkiem słodkiej. Była też kapusta z grochem i obowiązkowo kompot z suszu. Nigdy nie był podejmowany u nas w rodzinie temat wyższości barszczu grzybowego nad czerwonym czy odwrotnie. Rodziny obu moich babć pochodziły z innych zaborów, stąd te różnice, które oceniam teraz jako piękne zjawisko. Moja mama na szczęście kontynuuje podtrzymywanie dwóch odmiennych tradycji kulinarnych w ten sposób, że na wigilię gotuje dwa rodzaje barszczu: czerwony z uszkami i grzybowy, i każdy ma do wyboru.

Każde święta są szczególne. Jednak czasami są takie, które zapadają głęboko w serce. Pamięta Pani takie?


Gdy już zabrakło dziadków, organizowaniem wigilii zajęła się moja mama z naszą pomocą. W moim domu rodzinnym święta Bożego Narodzenia były zawsze bardzo rozśpiewane. Wszyscy gramy na jakiś instrumentach, ale to rodzice zawsze byli prowodyrami śpiewania kolęd. Gdy już posiedzieliśmy przy wigilijnym stole, mama lub tata sięgali po akordeon albo ktoś z nich siadał do pianina i zaczynał się repertuar. Najpierw „Cicha noc ”, „Przybieżeli do Betlejem ”, a potem według życzeń. Robiliśmy przerwę na rozpakowanie prezentów, które były pod choinką zawsze w dużych ilościach, rodzice o to bardzo dbali, rozpieszczali nas. Po radości związanej z niespodziankami spod choinki wracaliśmy do śpiewania kolęd.
Obecnie pierwszy i drugi dzień świąt również spędzamy rodzinnie, zapraszamy się do siebie, zawsze jest wtedy dużo dobrego jedzenia i długich rozmów. W tym czasie częściej też sięgam po wiolonczelę – lubię coś zagrać, także kolędy. Wraz z mężem i córkami Elwirą i Kariną lubimy też wyjść na spacer, do kościoła, zobaczyć bożonarodzeniowe szopki. W domu spędzamy czas, oglądając razem jakiś dobry film. Każdego roku obowiązkowo na naszym ekranie gości „Opowieść wigilijna”. Chętnie sięgamy po gry planszowe, dużo czytamy.
Mamy taki rytuał podczas świąt, że po śniadaniu odczekawszy godzinę lub dwie degustujemy domowe wypieki. Dojrzewający piernik od kilku lat jest w naszym domu prawdziwym hitem. Dla mnie nie może zabraknąć sernika, jest też ciasto mojej mamy – fale Dunaju oraz drożdżowe wypieki z różnymi dodatkami.

Jako dziennikarka jest Pani zapracowana. Jak udaje się godzić pracę i przygotowania do świąt? A doskonale wiemy, że tych przygotowań jest sporo. Kto Pani pomaga?


Przygotowania do świąt Bożego Narodzenia rozpoczynają się oczywiście znacznie wcześniej. Ja gotuję bigos, a na wigilię kapustę z czerwoną fasolą. Przygotowuję też razem z córkami różne sałatki jako dodatek do mięs i wędlin. Piekę schab z goździkami, który zdobył sobie popularność w naszym domu. Muszę jednak przyznać, że królem domowej świątecznej zawieruchy od strony kulinarnej jest mój mąż Marek, którego wspaniale wspierają córki studentki.
Praca dziennikarza jest bardzo ciekawa, ale również absorbująca czasowo. Pracuję o różnych porach dnia, w weekendy, święta, stąd nie jest możliwe, abym całkowicie oddała się świątecznej krzątaninie w kuchni. Na szczęście mojemu mężowi doskonale udają się wypieki, a drożdżowe na pierwszym miejscu. Robi też świetne wędliny w naszej wędzarni, domową kiełbasę, przygotowuje karpia na wigilię.
Aby nie wypaść aż tak bardzo blado, dodam, że głównie ja ubieram naszą domową choinkę. Dzieje się to przeważnie na kilka dni przed wigilią. Lubimy mieć wcześniej u siebie w domu świąteczny klimat. Od kilku lat jest to żywa choinka, którą kupujemy wspólnie z mężem. Jest zawsze kolorowa jak bajka – pełna kolorów i mieniących się świateł. Przeważnie w połowie strojenia do pomocy przybywa któraś z córek, choć częściej przy choince zaznacza swoją twórczą obecność Karina. Sprzeczamy się wtedy trochę, gdzie co powiesić, ale i to jest piękne.

2020-12-19 20:15

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Czy pamiętasz jeszcze?

Co roku święta Bożego Narodzenia obchodzone są z wielkim rozmachem. Już na początku grudnia ulice i domy udekorowane różnokolorowymi światełkami wprowadzają w świąteczny nastrój. Wysprzątane domy z umytymi i błyszczącymi oknami, wystrojonymi w śnieżnobiałe firanki czekają na gości. Sklepowe witryny jakby przemawiały do ludzi: – Bez tych produktów nie będzie dobrze przeżytych świąt. Musisz to mieć. Weź więcej, więcej, więcej. Przecież takie święta są raz w roku. Możesz sobie na to i na to, i na tamto jeszcze pozwolić. To jedyna taka okazja. I bierzemy, kupujemy, bo przecież tylko raz w roku jest takie wydarzenie. A potem ten grudniowy dzień. Jeden, jedyny w roku. Stół zastawiony pysznościami po brzegi. Choinka błyszczy a pod nią prezenty. Goście uśmiechnięci, pięknie ubrani śmiejąc się i żartując, jedząc i rozmawiając, czekają na jubilata. I wchodzi. Nareszcie jest. Tak oczekiwany. Starszy pan, z siwą brodą, ubrany na czerwono w czapce z pomponem. Od progu woła: – Ho, ho, ho! Wesołych świąt! Dzieci biegną, przytulają się do niego, siadają mu na kolana i słuchają historii przybysza z północy. Tylko czy...? A Jezus, Pan, Bóg i Zbawiciel? A prawdziwy Jubilat. Ten, który kocha wszystkich bez wyjątku. Ten, bez którego nie byłoby nigdy tych świąt. Też jest tam ze wszystkimi. Niezaproszony, niezauważony, stoi cichutko gdzieś w kącie, pod ścianą i czeka. Gdy wszyscy się obejmują On też otwiera ramiona, by kogoś przytulić. Gdy nikt tego nie chce, wychodzi, mimo iż przyjęcie było rzekomo zorganizowane z Jego okazji. Wychodzi i pod drzwiami żebrze o miłość. A ty Przyjacielu, czy pamiętasz jeszcze jaki jest prawdziwy powód tych świątecznych uroczystości? Czy znasz sens świąt Bożego Narodzenia? Czy zaprosiłeś już najważniejszego Gościa? „(...)On to dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba. I za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem (...)”.

CZYTAJ DALEJ

Triduum Paschalne - trzy najważniejsze dni w roku

Niedziela legnicka 16/2006

Karol Porwich/Niedziela

Monika Łukaszów: - Wielkanoc to największe święto w Kościele, wszyscy o tym wiemy, a jednak wielu większą wagę przywiązuje do świąt Narodzenia Pańskiego. Z czego to wynika?

CZYTAJ DALEJ

Kard. Ryś o namaszczeniu podczas Mszy Krzyżma

2024-03-28 12:34

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Julia Saganiak

- Czas naszego życia, działania, aktywności w Kościele jest czasem łaski Boga, ciągłego Bożego działania, miłości, miłosierdzia - mówił kard. Ryś podczas Mszy Krzyżma.  

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję