Reklama

Wiadomości

Polskie rolnictwo w cieniu koronawirusa

Polscy rolnicy jako pierwsi poczuli skutki COVID-19, i to jeszcze zanim w Polsce zaczął się lockdown. Przez pandemię stracili ogromne rynki zbytu.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Epidemia COVID-19 głęboko dotknęła wiele gałęzi gospodarki. Choć jak na razie skutki lockdownu są mniej dotkliwe, niż początkowo przewidywano, większość sektorów poniosło znaczące straty. Jak można było przypuszczać, szczególnie ucierpiał segment usług, który przez kilka tygodni praktycznie pozbawiony był możliwości generowania dochodów. Nie mniej dotkliwe straty liczą zakłady produkcyjne, zarówno te mniejsze, jak i te całkiem spore. Choć wielu przedsiębiorstwom znacznie pomogły rządowe tarcze: antykryzysowa oraz finansowa, to przecież i one nie są w stanie zrekompensować strat w 100%.

Przy wyliczaniu poszkodowanych często zapomina się jednak o tych, którzy jako pierwsi na własnej skórze poczuli nadchodzącą zawieruchę – o rolnikach.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Lockdown niestraszny, gorzej z zamkniętymi granicami

Od kilku tygodni na „polską wieś” ze strony wielkomiejskich elit wylewa się prawdziwe wiadro pomyj. Wszak „rolnik z ryjem w zgniłych truskawkach” wybrał Polakom nie tego prezydenta, na którego zasłużyli. Na polskich hodowców i plantatorów narzekano już zresztą w czasie apogeum pandemii. Wypominano im, że jako jedni z nielicznych mogą pracować podczas lockdownu, nie licząc się specjalnie z ograniczeniami w postaci maseczek czy innych środków bezpieczeństwa. Co więcej, informacje o szalejącej w kwietniu suszy, która może zniszczyć albo uszczuplić tegoroczne uprawy, były skutecznie „przykryte” przez temat koronawirusa.

A ten dla polskiego rolnictwa, o czym się raczej nie mówiło, również był dotkliwy. Poczuli to zwłaszcza hodowcy zwierząt rzeźnych, w szczególności bydła, trzody chlewnej i drobiu. Na skutek epidemii nastąpiły zamknięcie granic, przerwanie łańcucha dostaw i zamknięcie rynku zbytu. A dla polskich hodowców eksport to podstawa. Dobrze wiedzą o tym szczególnie ci, którzy specjalizują się w hodowli bydła oraz owiec – bo to oni stracili najwięcej. – Polska sprzedaje za granicę ponad 80% wyprodukowanej wołowiny, jej eksport jest kluczowy dla opłacalności tej produkcji – powiedział w zeszłym roku prezes Polskiego Zrzeszenia Producentów Bydła Mięsnego Jerzy Wierzbicki.

Reklama

Choć było to, zanim media obiegła informacja o incydencie związanym z nielegalnym ubojem bydła, który tę koniunkturę zaburzył, to przecież po chudych pierwszych miesiącach 2019 r. większość ograniczeń została zdjęta, a sprzedawcy wrócili na swoje tradycyjne rynki. Mowa tu o krajach mających ogromny rynek wewnętrzny – państwach Unii Europejskiej, a także m.in. Turcji czy Arabii Saudyjskiej.

Na skutek epidemii rynki znowu się zamknęły, a ceny mięsa zaczęły drastycznie spadać, co odbiło się na portfelach hodowców.

Niemcy podkładają świnię

Nie lepiej wygląda też sytuacja na rynku wieprzowiny. – Sytuacja jest dramatyczna. Niskie ceny skupu mięsa są głównie spowodowane epidemią COVID-19 i załamaniem się światowych powiązań handlowych – powiedział w niedawnym wywiadzie dla Business Insider Wiesław Różański, prezes Unii Producentów i Pracodawców Przemysłu Mięsnego.

Przed epidemią znaczne ilości żywca wieprzowego z UE importowały Chiny, ale COVID-19 mocno ograniczył ten rynek. Sytuację pogorszyło wykrycie koronawirusa w jednej z niemieckich rzeźni, co przełożyło się na chińskie embargo na niemieckie mięso, a tym samym na podaż na europejskim rynku. Różański wyjaśnił, że znaczna jego część, m.in. przez wielkie sieci handlowe, zaczęła trafiać także na polski rynek, co ograniczyło możliwości naszych zbywców. Co więcej, ceny w samych Niemczech zaczęły spadać, a to dla polskiego hodowcy ma niebagatelne znaczenie – ceny naszego żywca wyznaczane są w oparciu o notowania niemieckiej giełdy.

Zaznaczę, że dziś ceny na rynku żywca wieprzowego są o 14% niższe niż przed rokiem.

Dla detalicznego odbiorcy ta sytuacja jest pozornie dobra, bo przecież w obiegowej opinii niższe ceny skupu oznaczają niższe ceny w sklepach (choć nie zawsze da się to tak jednoznacznie przełożyć), jednak dla osób z branży to prawdziwa katastrofa. Nakłady zostały już poniesione, środki – wydane, a możliwości amortyzacji są niewielkie. Często wybór, przed którym staje rolnik, jest pozorny – albo sprzedać taniej, być może nawet poniżej granicy opłacalności, albo zostać z wyhodowanym tucznikiem, który będzie dalej generował koszty. Niestety, granica opłacalności już dawno została przekroczona. Jak wyjaśnia Różański, teraz trzeba dopłacać do każdej sprzedanej sztuki ok. 200 zł, co dla ok. 30% gospodarstw oznacza bankructwo.

Reklama

Rząd wyciąga pomocną rękę. Unia mówi: „nie tyle”

Już na początku epidemii rząd przewidział, że koronawirus może doprowadzić wiele polskich gospodarstw na skraj upadłości. Jeszcze w marcu Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi wystąpiło do Komisji Europejskiej o zgodę na przeznaczenie niewykorzystanych dotąd środków z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich 2014-2020 na działania osłonowe i rekompensaty dla rolników. Minister Jan Krzysztof Ardanowski ubiegał się o dodatkowy 1 mld euro na nadzwyczajne jednorazowe działania w ramach PROW 2014-2020, by wesprzeć gospodarstwa rolne dotknięte skutkami COVID-19. Komisja Europejska do pomysłu ministra przychyliła się częściowo, a konkretnie w jednej czwartej. Zamiast 1 mld euro zgodziła się na 1 mld zł – czyli 2% środków PROW. To zbyt mało, żeby pomóc wszystkim.

Z racji tego, że nie wszystkie gospodarstwa poniosły straty na skutek COVID-19 (koronawirus uderzył także w plantatorów roślin ozdobnych, nie dotknął jednak bezpośrednio w takim samym stopniu uprawiających zboża, warzywa czy owoce), pomoc zostanie skierowana przede wszystkim do tych gospodarstw, które specjalizują się w produkcji zwierzęcej, zwłaszcza w tych segmentach, które są uzależnione od eksportu.

Pomoc jest jednak obłożona specjalnymi warunkami postawionymi przez Komisję Europejską, a kwoty wsparcia będą uzależnione od spełnienia minimalnej skali produkcji w gospodarstwach, przy czym maksymalna kwota nie przekroczy 7 tys. euro na rolnika (ok. 30 tys. zł to pozornie duże pieniądze, ale na takie środki mogą liczyć tylko największe gospodarstwa).

Reklama

Z pomocy będą mogli skorzystać wyłącznie producenci: wołowiny, mleka, wieprzowiny, jagnięciny i koziny, drobiu i jaj, a także roślin ozdobnych uprawianych pod ogrzewanymi osłonami. Wnioski będzie można składać na przełomie sierpnia i września, a pieniądze zostaną wypłacone w listopadzie. Do tego czasu rolnicy muszą zacisnąć pasa, co z pewnością nie pomoże w inwestycjach, o co tak zabiega UE.

Czy w takich okolicznościach bojkot polskich produktów rolnych, który postulują rozczarowani wyborcy Rafała Trzaskowskiego, nie brzmi szczególnie wymownie i nie wystawia im jeszcze smutniejszego świadectwa?

2020-08-05 07:20

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Papież: za wściekłością zawsze kryje się szatan

Podczas porannej Mszy w Domu św. Marty Franciszek podziękował wszystkim opiekującym się chorymi, starszymi i rodzinami. W homilii mówił o destrukcyjnej wściekłości szatana, wobec które trzeba użyć siły milczenia.

We wprowadzeniu w liturgię Papież swą myśl skierował do tych, którzy szczególnie cierpią z powodu pandemii koronawirusa.

CZYTAJ DALEJ

Ks. Ripamonti: jesteśmy świadkami wycofywania się z prawa do azylu w Europie

2024-04-18 17:39

[ TEMATY ]

Unia Europejska

Włochy

migracja

Ks. Ripamonti

robertopierucci/pl.fotolia.com

W Europie jesteśmy świadkami wycofywania się z prawa do azylu - uważa ks. Camillo Ripamonti, kierujący Centro Astalli - jezuickim ośrodkiem dla uchodźców w Rzymie. Postawę taką sankcjonuje, jego zdaniem, Pakt Migracyjny, przyjęty kilka dni temu przez Parlament Europejski.

Według niego fakty i sytuacje z 2023 roku pokazały, że „zjawiska migracji nie rozwiązuje się poprzez outsourcing [kierowanie migrantów do krajów trzecich - KAI], push-backi, brak realnej polityki ratowniczej na morzu i przyspieszone procedury na granicy”. „Tego, co uważa się za problem migracyjny, nie rozwiązuje się poprzez usuwanie ludzi z ziemi europejskiej, ale poprzez usuwanie przyczyn przymusowej migracji” - wskazał włoski duchowny.

CZYTAJ DALEJ

Jasna Góra: młodzi diakoni słowa Bożego - etap diecezjalny konkursu biblijnego

2024-04-18 17:13

[ TEMATY ]

Jasna Góra

konkurs biblijny

BPJG

- By być nie specjalistą od Biblii, ale diakonem słowa Bożego, czyli jego sługą, żyć w jego rytmie, obrać je za program życia i głosić innym, bo tylko tak stajemy się chrześcijanami - zachęcał młodych uczestników Ogólnopolskiego Konkursu Wiedzy Biblijnej bp Andrzej Przybylski. Konkurs z udziałem uczniów szkół ponadpodstawowych arch. częstochowskiej rozpoczęła Msza św. na Jasnej Górze. To 28. edycja organizowana przez Katolickie Stowarzyszenie „Civitas Christiana”. Dziś, w trwającym Tygodniu Biblijnym, w całej Polsce odbył się etap diecezjalny.

Po Mszy św. w Sali Papieskiej najpierw uczniowie przystąpili do części pisemnej wyłaniającej siedmiu finalistów, a po niej miała miejsce część ustna, która wskazała zwycięzców.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

iv>

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję