ANNA SKOPIŃSKA: – Jak to się stało, że po latach, kiedy komunizm niszczył wszystko, przetrwała w was, na Ukrainie, tak piękna wiara?
KS. MIKOŁAJ LESKIV: – Ona przetrwała przede wszystkim dzięki tym, którzy ją przechowywali. To nasi dziadkowie. Gdy zabraniano chodzić do kościoła czy mówić o Panu Bogu, to w domach odbywała się pierwsza katecheza. W domu uczyliśmy się o Bogu, śpiewaliśmy pieśni, kolędy – w języku polskim, w języku ukraińskim i dzięki temu to się zachowało. Na terenie mojego województwa tarnopolskiego były tylko trzy świątynie, ale zawsze nasze babcie i dziadkowie pamiętali, że trzeba iść do kościoła. To było takie przekazywanie tajne, w domu rodzinnym, bo nie można było o tym nikomu mówić. I w domu uczono nas życia w wierze.
– To było to, o czym opowiadał nam Ksiądz, co tak bardzo ściskało za serce – że chodził Ksiądz z babcią na odpust do pustego kościoła...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
– Nawet te kościoły, które były pozamykane przez władze sowieckie, które były zniszczone, jak ten w mojej rodzinnej miejscowości, jednoczyły ludzi. W Chomiakówce koło Tarnopola był XIX-wieczny kościół i była parafia. Do 1961 r. władze nie zamknęły tego kościoła. Dopiero gdy zmarł proboszcz ks. Kazimierz Flejszhaker, wtedy kościół został zamieniony na magazyn i zamknięty. Był bardzo zniszczony, ale ludzie z wielką czcią przechodzili obok niego. A na św. Antoniego zawsze odbywał się w nim niezwykły odpust – wierni przychodzili do kościoła nie zważając na to, że nie było tam kapłana, że kościół był zamknięty, że nie było możliwości przystąpić do spowiedzi i do Komunii św. Przychodzili się modlić.
Pamiętam jako małe dziecko, jak z babcią przechodziliśmy przez takie małe drzwi od zakrystii. Przed ołtarzem było zawsze pełno kwiatów, paliły się świece i ludzie przez cały dzień przychodzili – także ci z sąsiednich miejscowości.
W tej chwili kościół jest już otwarty, w 1992 r. został oddany wspólnocie rzymskokatolickiej, od tego czasu przeprowadzono remonty, restauracje świątyni i w tej chwili na odpust już przyjeżdżają księża. Ale w pamięci wciąż pozostają tamte odpusty.
– Jednak mimo że od tych lat 90-tych jest już trochę łatwiej, to Ksiądz w swojej pracy duszpasterskiej też spotkał się z przykładami takiego zachowania wiary...
– Jako młody ksiądz, w 2003 r., byłem wikariuszem w parafii w Czerwonogradzie. Dojeżdżaliśmy wtedy do takiej małej miejscowości Nyzy. Tam był niewielki kościół i były też trzy parafianki. Trzy rodzone siostry. One były dla nas takim motorem wiary, wzmocnieniem w wierze. Jedna z nich miała do kościoła kilka kilometrów, mieszkała pod lasem, ale w każdą niedzielę była na Mszy św. Druga miała problemy z nogami, jeździła na wózku inwalidzkim i pamiętam zawsze w niedzielę rano – już zaczynałem Mszę św., gdy ona podjeżdżała na wózku przed bramę kościoła. Dalej wjechać nie mogła, bo był próg, więc schodziła z tego wózka na kolana i na kolanach wchodziła do kościoła po schodach, by być na Mszy św. To też było takie wielkie doświadczenie. Te trzy panie już zmarły, jedna po drugiej i w tej chwili niestety kościół jest już zamknięty – nieczynny, bo nie ma tam w tej miejscowości żadnych wiernych.
– Ale dla Księdza spotkanie z takimi ludźmi to chyba też rekolekcje?
Reklama
– I to wielkie rekolekcje. Naprawdę. Jednego razu przyjechał do mnie ksiądz z Polski i – odprawiając Mszę św. w Nyzach – popłakał się na widok starszej kobiety wchodzącej na kolanach do kościoła. To było wzruszające. Takie rekolekcje bez słów.
– Ciężko jest być księdzem na Ukrainie?
– Nie. Jeśli masz powołanie, to nie zważając na różne trudności, pełnisz swoją posługę....
– Tych trudności macie jednak więcej niż w Polsce?
– Mamy chyba trochę więcej. Nie mamy takiej stabilności. Ksiądz w Polsce ma już jakieś zaplecze i zabezpieczenie finansowe. My tu żyjemy z dnia na dzień. Dzisiaj jest, jutro nie ma. Ale dzięki temu uczy się człowiek większego zaufania do Pana Boga. Tak, jak jest napisane w Ewangelii – nie troszczcie się o to, co będziecie jeść, co będziecie pić, bo Pan Bóg się troszczy o te ptaki niebieskie, o kwiaty polne, to tym bardziej się o was zatroszczy. I tak jest.
– Żałuje Ksiądz, że poszedł taką drogą?
– Nie. Nie żałuję. I gdyby mi zaproponowano nawet pójść pracować do Polski, to jednak zostałbym na Ukrainie.
– Ale dużo księży jest tu też z Polski...
Reklama
– Jesteśmy ogromnie wdzięczni tym wszystkim księżom, którzy tu na Ukrainę przyjechali w latach 90-tych. Oni zrezygnowali z wygodnych, dobrych warunków pracy duszpasterskiej w Polsce i przyjechali tutaj na bardzo często wielkie trudności. Dlatego że na początku nawet nie było gdzie mieszkać. W latach 90-tych mieszkali gdzieś po zakrystiach, w nieogrzewanych pomieszczeniach czy u różnych ludzi, ale bardzo dużo zrobili z odbudową i restauracją kościołów, z tworzeniem różnych wspólnot parafialnych, odnawianiem ich. To przeogromny wkład – to, co zrobili księża z Polski tutaj na Ukrainie, w naszej lwowskiej diecezji.
Jeszcze do tej pory prawie połowa księży pracuje i nadal tak ofiarnie pełni tę misję duszpasterską. To jest dla nas wielkie wsparcie i stąd wielka wdzięczność dla nich.
Księża z Polski mają trochę większe możliwości, bo mają kolegów księży w Polsce, do których zawsze mogą się zwrócić. Z prośbą, by wygłosić rekolekcje, by zebrać jakąś ofiarę na remont i utrzymanie tych kościołów. I oni to robią.
– Ksiądz też zawiązał przyjaźnie poza Ukrainą...
– Staramy się szukać jakiś kontaktów poprzez księży, różne parafie. Jestem takim przykładem. Związałem się z archidiecezją łódzką i mam już sporo księży tutaj, którzy mnie chętnie przyjmowali na rekolekcje czy zbiorki, gdy wygłaszałem kazania, stałem z puszką pod kościołem czy zbierałem tacę na budowę naszego kościoła w Czerwonogradzie – dawnym Krystynopolu. To jest bardzo wielka pomoc. Dlatego wszystkim księżom, moim znajomym, którzy mnie przyjmowali, którzy pomagali, wspierali i nadal wspierają, serdecznie dziękuję. Pamiętamy o was wszystkich w modlitwie.
– Na Ukrainie łatwo o świętość? Nadal – mimo tak niewielkich parafii i małej ilości księży – można spotkać świętych?
– Można. Tacy księża, których można nazwać rzeczywiście świętymi, to ci, którzy zostali tu w czasach sowieckich. Którzy mogli wyjechać razem z Polakami do Polski, ale zostali tutaj z tymi, którzy nie mogli wyjechać, z tymi, którzy pozostali – po to, by im służyć. To jest też taka świętość i można ich podziwiać. Ale takich księży mamy też w tej chwili. Każdy, który jakoś poświęca swoje wygodne życie dla drugiego i służy tym ludziom, jest takim przykładem świętości.
* * *
Ks. Mikołaj Leskiv buduje w Czerwonogradzie kościół, bo świątynia katolicka nie została oddana wspólnocie. Potrzeby są ogromne. Gdyby ktoś chciał pomóc, podajemy konto polskie: Bank PKO s.a. II oddział w Łodzi, 82 1240 3028 1111 0010 7735 1765, ks. Mikołaj Leskiv.