Reklama

Wszystko, co Polskę stanowi

W związku z przypadającą 28 maja br. 38. rocznicą odejścia do wieczności Czcigodnego Sługi Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego przypominamy artykuł, który został opublikowany w „Niedzieli” z datą 21 czerwca 1981 r. Był to trzeci numer „Niedzieli” w pierwszym roku wydawania tygodnika po 28-letniej przerwie, spowodowanej zniewoleniem komunistycznym. Pierwszy numer, z datą 7 czerwca 1981 r., ukazał się w czasie, gdy Ojciec Święty Jan Paweł II przebywał w klinice po zamachu na jego życie. Wtedy też zmarł kard. Stefan Wyszyński. Tekst, który przypominamy po 38 latach, to głęboka refleksja z ostatniego pożegnania Prymasa Tysiąclecia. Można tutaj zauważyć wielki kunszt literacki i głębię myśli autora – Tadeusza Szymy, który przez prawie 40 lat współpracował z „Niedzielą”.

Niedziela Ogólnopolska 21/2019, str. 20-23

Grzegorz Szyma

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Za tą trumną szła cała Polska. Ta trumna szła przez całą Polskę. Z serca Ojczyzny – przez nasze serca. W głąb czasu – poprzez wieki i z głębi wieków – ku przyszłości. Pomieściła w sobie „wszystko, co Polskę stanowi”, całe dziedzictwo nazwane tym imieniem. Skromna, prosta trumna, jakże mała w ludzkim zalewie, pośrodku ogromnego placu, na szerokich ulicach... Unosząc ją na swych ramionach, podejmowaliśmy spuściznę, którą On ocalił i pomnożył. Dźwigaliśmy brzemię „wielkiego zbiorowego obowiązku”, o którym nam zawsze przypominał, który tak jasno i dobitnie określał, przy którym się przez całe życie trudził ponad miarę – za nas wszystkich, za naród cały – a teraz nam samym powierzył. Zwykła trumna jednego z najbardziej zwykłych ludzi, jakich wydał nasz wiek, jacy wyróżnili się w ojczystych dziejach. Czym była dla otaczających ją tłumów, dla milionów – w kraju i na świecie – garnących się do niej w trwożnej żałobie i „w nadziejnej otusze”? Wszystkim bez mała, bo wszyscy na niezliczone sposoby odmieniali we własnych przeżyciach jej symbolikę, czerpiącą z całej naszej historii i kultury. Mnie, tam, na placu Zwycięstwa, górująca nad głowami rodaków, zdała się w pewnym momencie szańcem niepodległości. Niepokonaną redutą każdego z nas – w samotności i we wspólnocie. Niezdobytym szańcem Kościoła, narodu i państwa. Pomieściło się w niej „wszystko, co Polskę stanowi”, lecz przecież nie dlatego, żeśmy mieli skarb ten pochować. Po to jedynie, by go osłonić, byśmy mogli go objąć – wzrokiem, myślą, spracowanymi rękoma – podźwignąć i przekazać innym.

Ten pogrzeb nie był rozstaniem. Pożegnaniem jedynie, które określa nowy rodzaj obecności, będącej dotykalną rzeczywistością, a nie złudzeniem. A zarazem był spotkaniem uobecniającym to wszystko, co łączy nas w jedną wielką rodzinę. Solidarnie, ofiarnie zespoloną wokół wartości cenniejszych niż życie. Ale w imię życia właśnie. Wbrew śmierci.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Był to ostatni królewski pogrzeb w Polsce. Królewski w swym majestacie, dostojeństwie i prostocie. Bo przecież nie w przepychu. Przy całej jego wspaniałości powiedzieć trzeba: skromny pogrzeb. Nie zbudowano okazałego „castrum doloris” – okryty amarantową materią katafalk zdawał się wręcz ascetyczny w wyrazie. Nie naśladowano świetnego ceremoniału historycznego – „ordo funebris regis Poloniae”. Jedynym bogactwem tego pogrzebu były kwiaty. Tysiące wiązanek i bukiecików, niezliczone ilości pojedynczych kwietnych łodyg zasłały trasę przejścia konduktu: Krakowskie Przedmieście, Królewską, plac Zwycięstwa i plac Zamkowy, Świętojańską wreszcie. Jak wtedy, przed dwoma laty. Ale tylko niewiele z nich mogło przetrwać w swym kruchym pięknie do czasu nadejścia trumny, choć ludzie niosący setki wieńców w żałobnym orszaku stąpali ostrożnie. Reprezentowali tu całą Polskę, więc jak ogarnąć tę różnorodność, jak ją określić? Wyliczać robotnicze i ludowe stroje, odpisywać dedykacje z żałobnych szarf? Z innego zresztą punktu obserwacyjnego – z miejsca usytuowania delegacji „TP” i „Znaku”, blisko czoła kwietnego pochodu, można było zidentyfikować zaledwie cząstkę. Z daleka natomiast rzucał się w oczy napis na wysokim białym transparencie: „Takiego Ojca, Pasterza i Prymasa Bóg daje raz na 1000 lat”.

Wszystkie niemal te wspaniałe wieńce złożono w końcu innym zmarłym. Rozniesiono je po ulicach Warszawy, pod tablice upamiętniające miejsca straceń i powstańczych walk. Okryto nimi cokół kolumny Zygmunta... Maleńką cząstkę doniesiono do krypty. Taki był ostatni, iście monarszy gest wielkiego przywódcy ludu – prawdziwie ludowego Prymasa, którego królewskość była przez trzydzieści parę lat ostoją republiki w naszym kraju. Przez długie lata jedyną, a zawsze – najtrwalszą. Nie ma nic paradoksalnego w fakcie, że ostatnio w Polsce był On najpotężniejszym rzecznikiem i obrońcą demokratyzmu. Wszak swoim życiem doprowadził do zupełnej krystalizacji najszlachetniejszy nurt narodowej tradycji, z której się zrodził: demokratycznej, patriotycznej, a zarazem religijnej. Nawet Jego pochodzenie społeczne jest pod tym względem bardzo znamienne. Drobna, zagrodowa szlachta, której ethosu był dziedzicem i wyrazicielem w pokoleniu „późnych wnuków”, stanowiła niegdyś w społeczeństwie polskim element najbardziej wartościowy. Z tej właśnie warstwy rekrutowali się najliczniej szeregowi obrońcy wolności, wiary, obyczaju, „wszystkiego, co Polskę stanowi”. Z jej szeregów wyszedł legion bezimiennych bohaterów wraz z elitą wielkich przywódców narodu. Nieprzypadkowo taki też był rodowód człowieka, nad którego trumną mówimy: Defensor Patriae.

Reklama

Ten pogrzeb był chwalebnym uwieńczeniem wspaniałego, także przez swą owocność, życia. Trudnego, pełnego cierpień i udręki, lecz można zaryzykować – szczęśliwego jak rzadko. Bo nic w tym życiu nie było daremne. Nawet patrząc tylko zwyczajnie po ludzku – a trudno całkiem abstrahować od ziemskiego widzenia – zdumieć się trzeba obfitością tego żniwa. To prawda, że dane Mu było zebrać jedynie garść życiowego plonu, ale jakże obfitą! A czyż komukolwiek jest dane radować się docześnie pełnią owocobrania po najdłuższym choćby życiu? To oczywiste, że odszedł od nas w chwili przełomowej, wyjątkowo trudnej i skomplikowanej. Pełnej nadziei, ale i lęku przed możliwością niewyobrażalnej katastrofy. Wiemy, że nikt nie jest w stanie zastąpić Go całkowicie w tak wyjątkowej roli, jaką odgrywał przez trzydzieści parę lat naszych powojennych dziejów. Lecz przecież czerpiemy z Niego otuchę. Budujemy się wewnętrznie, umacniamy również tym, czym obdarował nas przez swoją śmierć i swój królewski pogrzeb. Przez tę niezrównaną uroczystość, w której uczestniczyła cała Polska. Przez misterium, podczas którego opromienił Ojczyznę blaskiem potęgi i chwały, przydał jej swego majestatu, a każdemu z nas – poczucia godności i siły. Więc mimo bólu po stracie tak dotkliwej, mimo lęku i żałoby nie szliśmy za tą trumną zdruzgotani. W niezwykłym skupieniu i powadze, w ciszy i modlitewnych szeptach, w powiewie czarnych wstążek na drzewcach niezliczonych sztandarów – cechowych, „Solidarności”, harcerskich i Bóg wie jakich jeszcze, które stanęły szpalerem przed żałobną procesją, w bolesnym śpiewie i rozkołataniu dzwonów, ukradkowym ronieniu łez i głośnym szlochu; i jeszcze we wszystkim, czego opisać nie sposób, a co stworzyło nieporównywalną z niczym atmosferę tej wielogodzinnej ceremonii – dokonywało się powoli nasze dziejowe dojrzewanie. Przez lata żyliśmy w cieniu Jego autorytetu. Wielkiego autorytetu, który jest ludziom zawsze potrzebny, choć przecież trwającego po to, byśmy dorośli do samodzielności. Żałobny pochód setek tysięcy przez ulice i place Warszawy – od pokarmelickiego kościoła po papieski Krzyż Zwycięstwa i potem do katedry – był marszem do moralnej i obywatelskiej dojrzałości, której uczył nas zmarły Ksiądz Prymas. Nie byliśmy w tym marszu sami. Czuliśmy Jego obecność i wiedzieliśmy, że mimo śmierci nigdy nas nie opuści. Że nasze sieroctwo nie będzie nigdy dosłowne. Czuliśmy również obecność Tego, który pod ojcowską pieczą Prymasa dał nam najlepszy przykład synowskiego dorastania do samodzielności i który teraz, z rzymskiej kliniki, pokrzepiał nas słowami ojcowskiej miłości, wyciągając ku nam opiekuńcze ramiona.

Skończyła się Msza św. żałobna uświetniona uczestnictwem wielu kardynałów i biskupów, pamiętna także z tego powodu, że osobisty wysłannik naszego Papieża, mons. Casaroli, przemówił do nas po polsku i że kard. Macharski odczytał homilię Ojca Świętego. Zakończył się ożałobiony kirem, pożegnalny pochód. Gdy unoszona na coraz to innych ramionach – w solidarnej sztafecie pokoleń, wszystkich stanów i zawodów – jasnobrązowa trumna niknęła we wnętrzu staromiejskiej katedry, nad wysokimi sterczynami gotyckiej świątyni, nad wieżami kościołów i skromnymi dachami Starówki zapadał powoli pogodny zmierzch. Bez lęku oczekiwaliśmy nadchodzącej nocy. Tysiące ludzi trwało na placu Zwycięstwa, by wysłuchiwać radiowej transmisji z finału uroczystości, którego nie mogli już objąć wzrokiem. Kierując przeto oczy ku ciemniejącemu niebu, iluż z nich myślało wówczas, że oto Bogurodzica osłania matczynym płaszczem swoje miasto i swe ziemskie królestwo, któremu na imię Polska.

„Niedziela” nr 3, Rok XXIV, 21 czerwca 1981 r.

Tadeusz Szyma
Poeta, publicysta, krytyk filmowy, scenarzysta, reżyser, dziennikarz prasowy, wykładowca akademicki. Zmarł w Krakowie 5 kwietnia 2019 r.

* * *

Tadeusz Szyma, osiem wierszy dla kardynała stefana wyszyńskiego

Aresztowanie
25 września 1953, piątek

Reklama

Późnowieczorna pustka na Miodowej –
Już noc zapadła w ruinach Warszawy,
ale sen pierzcha
spod przymkniętych powiek,
gdy nagle łomot wśród zbójeckiej wrzawy.

To po Prymasa w ceratach panowie
przyszli, za klamkę u bramy targając –
Pies Baca tylko broni przed tą zgrają,
jak Piotr, co ucho odciął Malchusowi.

W nieznaną drogę brewiarz i różaniec
za cały bagaż... nic więcej z zakrystii –
Daremny areszt, bo wolnym zostanie
ten, co za pęta ma vinculum Christi.

* * *

Na więziennych drogach

Rywałd, Stoczek Klasztorny,
Prudnik i Komańcza –
stacje więziennej drogi...
od krańca do krańca
zniewolonej Ojczyzny...
Warmia, Śląsk,
Bieszczady –
od przemocy bezsilnej,
od zdrady do zdrady.

Pod tyloma krzyżami nie upadł ni razu,
wciąż modląc się za wrogów,
szukając wyrazu dla nadziei,
co świta nawet wbrew nadziei...
I znalazł ją w tych ślubach,
które z nami dzieli.

* * *

Pusty fotel
26 sierpnia 1956

Milion pielgrzymów na Twoje wezwanie,
Ojcze Narodu, szło na Jasną Górę,
by swej Królowej złożyć ślubowanie,
jak Jan Kazimierz przed laty,
i murem stanąć za uwięzionym...
Na jego przybycie
czekał wciąż pusty fotel
na klasztornym Szczycie.

On spisał dla rodaków tej przysięgi rotę,
co z Maryją prowadzi do samego Boga
i przed śmiertelnym ochroni ich grotem
bezbożnej złudy nowomodnych pogan.

Reklama

Ten fotel jednak pusty nie pozostał,
On mocą swego ducha go wypełnił.
Nieobecny, miał rację –
na historii rojstach
już z odmianą pogody
zbliżał się październik.

* * *

Tamten pogrzeb

Cała Polska szła za tą trumną
bo żegnała Ojca Ojczyzny
Szopenowskie cichło notturno
gdy sięgała ołtarzowej pryzmy

W głuchej ciszy głos z Watykanu
ból rannego w zamachu Papieża
Jakże trudno nam zawierzyć Panu
i jak trudno grozie nie dowierzać

Wolno zmierza kondukt do katedry
Marsz żałobny dysonansem rani
lecz w pamięci rozbrzmiewa jak niegdyś
Zawierzenie Jasnogórskiej Pani

* * *

Z Prymasem po latach

Był taki rozmiar dziejowego zła,
którego żaden naród by nie uniósł,
dlatego trzeba było tak jak ja
powiedzieć głośno:
Dosyć. Non possumus!

I był krąg światła w najczarniejszą noc,
która całunem zła kraj cały kryje...
Z tego Obrazu – otucha i moc,
w nim znak zwycięstwa zawsze
przez Maryję.

* * *

Homagium
22 października 1978, Plac Świętego Piotra w Rzymie

Sunie wąż kardynałów do tronu Papieża,
który na nim od dzisiaj
służbę swą zaczyna –
Idą z hołdem i Prymas Polski
wśród nich zmierza,
jak korny syn do ojca i ojciec do syna.

Reklama

Jest już blisko, podchodzi,
wzruszony przyklęka,
przygarbiony ciężarem
historycznej chwili,
by w opiekuńczych nagle
znalazłszy się rękach,
ku nim z czułą miłością
głowę swą pochylić.

Tak zastygli w pamięci,
w braterskim uścisku,
w obiektywie kamery,
pod dłutem rzeźbiarza –
I będzie po wsze czasy,
pochylony nisko,
Wielki Prymas homagium swe
wiernym powtarzać.

* * *

Koronacje

Matko nasza, poraniona,
z lipowej ikony,
zaciążyły Ci na skroniach
złociste korony.

Wpierw królewskie,
wnet papieskie,
i blasku przydały
ciemnym rysom,
budząc respekt
nawet wśród zuchwałych
bluźnierców...

A teraz
jeszcze nam potrzeba
innym wieńcem koronować
Panią widną z Nieba.

Bo nasz każdy okruch dobra
cenniejszy niż złoto,
niech więc wszystkie z nich –
Twój Obraz łańcuchem oplotą!

* * *

Epitafium

Bo to Prymasa
najjaśniejsza chwała –
dziś też to trzeba rzec
otwartym tekstem –
że gdy Ojczyzna tego
wymagała, nie tylko Ojcem
dla niej był,
lecz – Interrexem.

Wiersze Tadeusza Szymy dedykowane kard. Stefanowi Wyszyńskiemu wkrótce zostaną opublikowane w wydaniu książkowym wraz z archiwalnymi fotografiami.

Książka ukaże się nakładem Stowarzyszenia Wspólnota Gaude Mater w Częstochowie.

2019-05-21 13:10

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Z wysokości krzyża Jezus zwrócił się do każdego i każdej z nas

2025-09-11 12:46

[ TEMATY ]

rozważania

O. prof. Zdzisław Kijas

Agata Kowalska

Człowiek może odwrócić się od Boga, ale Bóg nigdy nie odwróci się od człowieka. Jego miłość do nas nigdy nie ustaje. Jest wierna i wytrwała. Bóg szuka człowieka, aż go odnajdzie i wy dobędzie z ciemności i brudu, ze śmiertelnej pułapki.

W owym czasie przybliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie, mówiąc: «Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi». Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: «Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła”. Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia. Albo jeśli jakaś kobieta, mając dziesięć drachm, zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata domu i nie szuka starannie, aż ją znajdzie? A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam”. Tak samo, powiadam wam, radość nastaje wśród aniołów Bożych z powodu jednego grzesznika, który się nawraca».
CZYTAJ DALEJ

Św. Katarzyna z Genui

Drodzy bracia i siostry! Dzisiaj chciałbym wam powiedzieć o kolejnej, po św. Katarzynie Sieneńskiej i św. Katarzynie z Bolonii świętej noszącej imię Katarzyna. Myślę o św. Katarzynie z Genui, znanej przede wszystkim z powodu jej wizji czyśćca. Tekst, który opisuje jej życie i myśl, został opublikowany w tym liguryjskim mieście w 1551 r. Jest podzielony na trzy części: „Życie i nauka”, „Udowodnienie i wyjaśnienie czyśćca” - bardziej znana jako Traktat oraz „Dialog między duszą a ciałem”. Redaktorem końcowym był spowiednik Katarzyny, ks. Cattaneo Marabotto. Katarzyna urodziła się w Genui w 1447 r. Była ostatnią z pięciorga dzieci. Została osierocona przez ojca, Giacomo Fieschi, gdy była jeszcze dzieckiem. Matka, Francesca di Negro, dała jej dobre wychowanie chrześcijańskie, na tyle, że starsza z dwóch córek została zakonnicą. W wieku szesnastu lat Katarzyna został wydana za mąż za Giuliano Adorno, człowieka, który po wielu doświadczeniach militarnych i handlowych na Bliskim Wschodzie, powrócił do Genui, aby się ożenić. Życie małżeńskie nie było łatwe, także ze względu na charakter małżonka, uzależnionego od hazardu. Sama Katarzyna miała początkowo skłonność do prowadzenia pewnego rodzaju życia światowego, w którym jednakże nie mogła odnaleźć spokoju. Po dziesięciu latach, w jej sercu było głębokie poczucie pustki i goryczy. Nawrócenie rozpoczęło się 20 marca 1473 r., dzięki wyjątkowym przeżyciom. Udawszy się do kościoła świętego Benedykta i klasztoru Matki Bożej Łaskawej, aby się wyspowiadać, klękając przed kapłanem, „otrzymała - jak sama pisze - ranę w sercu, ogromną miłość ku Bogu”, z bardzo jasną wizją swojej nędzy i wad, a jednocześnie dobroci Boga, że omal nie zemdlała. Z tego doświadczenia zrodziła się decyzja, która ukierunkowała całe jej życie: „Nigdy więcej świata, nigdy więcej grzechów” (por. Vita mirabile, 3rv). Wówczas Katarzyna uciekła, przerywając spowiedź. Gdy wróciła do domu, weszła do najodleglejszego pokoju i długo płakała. W tym momencie była już wewnętrznie pouczona o modlitwie i świadoma ogromnej miłości Boga względem niej, grzesznej. Było to doświadczenie duchowe, którego nie mogła wyrazić słowami (por. Vita mirabile, 4r). To właśnie przy tej okazji ukazał się jej cierpiący Jezus, niosący krzyż, jak jest to często przedstawiane w ikonografii świętej. Kilka dni później wróciła do księdza, by w końcu dokonać dobrej spowiedzi. Tutaj zaczęło się owo „życie oczyszczenia”, które przez długi czas było przyczyną jej stałego bólu za popełnione grzechy i pobudziło do przyjmowania pokuty i ofiar, aby ukazać Bogu swoją miłość. Na tej drodze Katarzyna coraz bardziej przybliżała się do Pana, aż do wejścia w to, co nazywa się „życiem zjednoczenia”, to znaczy relacji wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem. W Vita mirabile napisano, że jej dusza była prowadzona i pouczana wewnętrznie jedynie słodką miłością Boga, który dawał jej wszystko, czego potrzebowała. Katarzyna oddała się niemal całkowicie w ręce Pana, aby żyć przez około dwadzieścia pięć lat - jak pisze - „bez pośrednictwa jakiegokolwiek stworzenia, żyć pouczana i rządzona przez samego Boga”(Vita mirabile, 117r-118r), karmiąc się nade wszystko nieustanną modlitwą i Komunią Świętą przyjmowaną każdego dnia, co w jej czasach nie było powszechne. Dopiero wiele lat później Pan dał jej kapłana, który zatroszczył się o jej duszę. Katarzyna zawsze niechętnie zwierzała się i wyrażała doświadczenie swej mistycznej komunii z Bogiem, przede wszystkim ze względu na głęboką pokorę, jaką doświadczała w obliczu łask Pana. Jedynie perspektywa uwielbienia i możliwości pomagania w rozwoju duchowym innych ludzi pobudziła ją, aby powiedzieć innym, co się w niej wydarzyło, począwszy od chwili nawrócenia, które było jej doświadczeniem pierwotnym i podstawowym. Miejscem jej wstąpienia na szczyty mistyki był szpital Pammatone, największy kompleks szpitalny w Genui, którego była dyrektorką i inspiratorką. Tak więc Katarzyna żyła życiem w pełni czynnym, pomimo owej głębi swego życia duchowego. W Pammatone utworzyła się wokół niej grupa zwolenników, uczniów i współpracowników, zafascynowanych jej życiem wiary oraz miłością. Sam jej małżonek Giuliano Adorno, został nim na tyle pozyskany, że porzucił rozpustne życie, aby stać się tercjarzem franciszkańskim, przenieść do szpitala, i pomagać swej żonie. Zaangażowanie Katarzyny w opiekę nad chorymi trwało aż do końca jej ziemskiej pielgrzymki, 15 września 1510 r. Od nawrócenia do śmierci nie było wydarzeń nadzwyczajnych, ale dwa elementy charakteryzują całe jej życie: z jednej strony doświadczenie mistyczne, to znaczy głębokie zjednoczenie z Bogiem, odczuwane jako unia oblubieńcza, a z drugiej opieka nad chorymi, organizowanie szpitala, służba bliźniemu, zwłaszcza najbardziej potrzebującym i opuszczonym. Te dwa bieguny - Bóg i bliźni wypełniają całkowicie jej życie, praktycznie spędzone w obrębie szpitalnych murów. Drodzy przyjaciele, nigdy nie wolno nam zapominać, że im bardziej miłujemy Boga i trwamy w modlitwie, tym bardziej potrafimy prawdziwie kochać otaczające nas osoby, ponieważ będziemy zdolni do dostrzeżenia w każdej osobie oblicza Pana, który kocha bezgranicznie, nie czyniąc różnic. Mistyka nie tworzy dystansu wobec bliźniego, nie tworzy życia abstrakcyjnego, lecz raczej przybliża do drugiego człowieka ponieważ zaczyna się postrzegać świat oczyma i sercem Boga. Myśl Katarzyny o czyśćcu, ze względu na którą jest ona szczególnie znana, jest skondensowana w ostatnich dwóch częściach cytowanej księgi: „Traktat o czyśćcu” i „Dialogu między duszą a ciałem”. Ważne, aby zauważyć, że Katarzyna w swym doświadczeniu mistycznym nie ma nigdy szczególnych objawień o czyśćcu czy też doznających tam oczyszczenia duszach. Jednakże w pismach inspirowanych naszą Świętą jest to element centralny, a sposób jego opisania ma cechy oryginalne, na tle swej epoki. Pierwszy rys indywidualny dotyczy „miejsca” oczyszczenia dusz. W jej czasach przedstawiano go głównie odwołując się do obrazów związanych z przestrzenią: sądzono, że istnieje pewna przestrzeń, gdzie miałby się znajdować czyściec. U Katarzyny jednak czyściec nie jest przedstawiony jako element krajobrazu wnętrzności ziemi: jest to ogień nie zewnętrzny, ale wewnętrzny. Czyściec jest ogniem wewnętrznym. Święta mówi o drodze oczyszczenia duszy ku pełnej komunii z Bogiem, wychodząc od swojego doświadczenia głębokiego bólu z powodu popełnionych grzechów, w porównaniu z nieskończoną miłością Boga (por. Vita mirabile, 171v). Słyszeliśmy, że w czasie nawrócenia Katarzyna nagle odczuwa dobroć Boga, nieskończoną odległość swego życia od tej dobroci oraz palący ogień w swym wnętrzu. To jest ten ogień, który oczyszcza, jest to wewnętrzny ogień czyśćca. Także i tu jest rys oryginalny w porównaniu z myślą tamtej epoki. W istocie nie wychodzi się od zaświatów, aby powiedzieć o mękach czyśćcowych - jak to było w zwyczaju w tym czasie, a być może jeszcze dziś - aby następnie wskazać drogę do oczyszczenia i nawrócenia. Nasza Święta wychodzi od własnego doświadczenia życia wewnętrznego na drodze ku wieczności. Dusza - mówi Katarzyna - przedstawia się Bogu jako nadal związana pragnieniami i cierpieniami wynikającymi z grzechu, a to uniemożliwia jej, aby cieszyła się uszczęśliwiającą wizją Boga. Katarzyna stwierdza, że Bóg jest tak święty i czysty, że dusza zbrukana grzechem nie może się znaleźć w obecności Bożego majestatu (por. Vita mirabile, 177r). Także i my czujemy, jak bardzo jesteśmy oddaleni, jak bardzo jesteśmy pełni tak wielu rzeczy, które uniemożliwiają nam widzenie Boga. Dusza jest świadoma ogromnej miłości i doskonałej sprawiedliwości Boga, i w konsekwencji cierpi, że nie odpowiedziała w sposób prawidłowy i doskonały na tę miłość, a właśnie sama miłość wobec Boga staje się tym samym płomieniem, sama miłość oczyszcza z rdzy grzechu. U Katarzyny można dostrzec obecność źródeł teologicznych i mistycznych, z których zazwyczaj czerpano w owym czasie. W szczególności odnajdujemy typowy obraz zaczerpnięty od Dionizego Areopagity, to jest złotą nić, łączącą serce człowieka z samym Bogiem. Kiedy Bóg oczyścił człowieka, wiąże go cieniutką złotą nicią, jaką jest Jego miłość, i pociąga go ku sobie uczuciem tak silnym, że człowiek staje się „pokonanym, zwyciężonym, pozbawionym siebie”. W ten sposób serce człowieka jest opanowane przez miłość Boga, która staje się jedynym przewodnikiem, jedynym poruszycielem jego egzystencji (por. Vita mirabilis, 246 rv). Owa sytuacja wyniesienia ku Bogu i powierzenia się Jego woli, wyrażona obrazem nici, jest używana przez Katarzynę, aby wyrazić działanie światła Bożego na dusze w czyśćcu, światła, które je oczyszcza i unosi do wspaniałości promienistego blasku Bożego (por. Vita mirabilis, 179r). Drodzy przyjaciele! Święci w swoim doświadczeniu zjednoczenia z Bogiem, osiągają tak głębokie „poznanie” Bożych tajemnic, w którym nawzajem przenikają się miłość i poznanie, że stanowią pomoc dla teologów w ich wysiłkach badawczych, intellectus fidei rozumienia tajemnic wiary, rzeczywistego zgłębienia tajemnic, na przykład, czym jest czyściec. Poprzez swe życie święta Katarzyna poucza nas, że im bardziej kochamy Boga i wchodzimy w zażyłość z Nim na modlitwie, to tym bardziej pozwala się On poznawać i rozpala nasze serca swoją miłością. Pisząc o czyśćcu, Święta przypomina nam podstawową prawdę wiary, która staje się dla nas zachętą do modlitwy za zmarłych, aby mogli oni osiągnąć uszczęśliwiającą wizję Boga w komunii świętych (por. Katechizm Kościoła Katolickiego, 1032). Pokorna, wierna i wielkoduszna służba, jaką Święta zaoferowała przez całe życie w szpitalu Pammatone, to jasny przykład miłości dla wszystkich i szczególna zachęta dla kobiet, które wnoszą fundamentalny wkład na rzecz społeczeństwa i Kościoła, wraz ze swą cenną pracą, ubogaconą przez ich wrażliwość i poświęcenie się dla najbiedniejszych i najbardziej potrzebujących. Dziękuję. Tłum. st (KAI)/Watykan
CZYTAJ DALEJ

Fałszywe konta na Facebooku wykorzystują wizerunek abp. Galbasa

2025-09-15 12:47

[ TEMATY ]

Abp Adrian Galbas

Karol Porwich/Niedziela

Abp Adrian Galbas

Abp Adrian Galbas

Archidiecezja warszawska ostrzega przed fałszywymi profilami abp. Adriana Galbasa w mediach społecznościowych. Oszuści podszywają się pod metropolitę warszawskiego, aby wyłudzać pieniądze i dane osobowe.

W ostatnim czasie na Facebooku pojawiły się konta wykorzystujące wizerunek abp. Adriana Galbasa. Archidiecezja warszawska poinformowała, że są one zakładane w celu oszustwa.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję