Reklama

Kościół

Sybiracka Droga Krzyżowa

Chrystus też był zesłańcem

Najpierw zmarł 2-tygodniowy Oleś, urodzony za Uralem. Później 3-letni Miecio, następnie 7-letni Kazik. Po nich rodzice – 39-letnia matka i 52-letni ojciec. Powróciło ich z nieludzkiej ziemi do Polski tylko troje

Niedziela Ogólnopolska 15/2019, str. 14-15

[ TEMATY ]

Droga Krzyżowa

Mateusz Wyrwich

Stanisław Kulon, „Sybiracka Droga Krzyżowa”. Matka rzeźbiarza z dziećmi po przywiezieniu na zesłanie

Stanisław Kulon, „Sybiracka Droga Krzyżowa”. Matka rzeźbiarza
z dziećmi po przywiezieniu na zesłanie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Stanisław Kulon, dobiegający dziś dziewięćdziesiątki, maluje romantyczny obraz dzieciństwa spędzonego w drewnianym domu kresowych Sobsk, który pobudował ojciec – osiedleniec legionista na ziemi podarowanej przez II RP w nagrodę za udział w walkach o wolną Polskę. Matka malowała i pięknie śpiewała, wychowywała pięcioro dzieci, szóste – pod sercem. Ten pełen spokoju obraz jak cięciem bicza przerwała sowiecka dzicz, która z początkiem lutego 1940 r. wbiegła o 5 nad ranem w ośnieżony sen dziesięcioletniego Staszka. Bili kolbami w drzwi, okna. Strzelali na oślep i wrzeszczeli: – Wychadi! Wychadi! Rodzina Kulonów, tak jak pozostałe rodziny w osadzie Sobsk koło Podhajec, miała pół godziny na opuszczenie gospodarstwa. Ociągających się popychano kolbami, smagano biczami. Załadowani na sanie jechali do najbliższej stacji, aby – wtłoczeni w 60 osób w bydlęcym wagonie – po kilku miesiącach dotrzeć do uralskich lasów. Z blisko dwóch tysięcy osób wywiezionych z powiatu Podhajce wróciło do Polski kilkaset. Resztę przykryła obca ziemia. Nie było dla nich cmentarza, tylko las.

Kiedy transport dotarł do uralskich lasów, jedni zasiedlali drewniane baraki, inni musieli sami budować je w leśnej zmarzlinie. Wykuwając ziemię pod fundamenty, często napotykali kości swoich poprzedników. Mówiono im wtedy: To kości Polaków, którzy buntowali się przeciwko carom podczas kolejnych powstań. Zostaną tu i wasze, Biełopolaczki...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Wszyscy wiedzieliśmy, że czeka go śmierć

Stanisław Kulon to autor kilkuset prac rzeźbiarskich i malarskich prezentowanych w kraju i za granicą w najznamienitszych galeriach wystawowych i muzeach, w tym także archidiecezjalnych. Uczeń innego wybitnego artysty – Antoniego Kenara w zakopiańskim Państwowym Liceum Technik Plastycznych. Absolwent warszawskiej ASP – dziś jej emerytowany profesor. Do swoich dzieł poświęconych tamtym sybirackim wydarzeniom podchodzi z szacunkiem należnym zmarłym i pomordowanym za Uralem. Zaczął opowieść o nich ołówkiem, potem olejną farbą na sosnowej desce, wreszcie na szkle. O ludziach i wydarzeniach – Sybirackiej Drodze Krzyżowej.

Reklama

Matka Stanisława Kulona urodziła Olesia w dwa miesiące po znalezieniu się na Uralu. Do czasu narodzin dziecka pracowała jak wszyscy inni. Nie miała jednak pokarmu. Trzynastoletni wówczas Staszek podkradał więc mleko jedynej krowie, która tam była i która należała do naczelnika obozu. Zdekonspirowany niemal przypłacił życiem swoją odwagę i poświęcenie. Oleś zmarł wkrótce potem.

Dzieci do 12. roku życia nie pracowały, ale też nie dostawały jedzenia. Ci, którzy pracowali, musieli więc dzielić się z niepracującymi. Dzienny przydział wyżywienia na jedną ciężko pracującą osobę wynosił sto gramów chleba i pół litra zupy.

– Dla mnie były to straszne przeżycia. Matka, która żebrała u Rosjanki o kawałek masła dla umierającego dziecka. Również dla siebie. Kiedy już przyszła ze szpitala, Rosjanka przyniosła łyżkę masła, ale mama resztką sił podziękowała, mówiąc, że już nie będzie jej potrzebne, i dwie doby później zmarła – opowiada Stanisław Kulon. – To są obrazy, których nigdy nie zapomnę... Śmierć moich braciszków czy ojca pozostawionego w lesie, kiedy musiał zejść z wozu, bo sowiecki koń się zmęczył. A wiedzieliśmy wszyscy, że czeka go tylko śmierć. Był słaby. Na dworze – 30 stopni mrozu. Przejeżdżał tamtędy jakiś znajomy, ludzki Rosjanin. Zabrał ojca z drogi i zawiózł do szpitala… Tam po trzech dniach ojciec odszedł. Ale o tym dowiedzieliśmy się dopiero w Polsce.

Śniła mi się pogodna twarz mamy

– Przez lata myślałem, jak zachować te obrazy dla innych.

Jak opowiedzieć te nasze rodzinne, polskie losy – mówi Stanisław Kulon. – Nie mogłem ich malować, kiedy uczyłem się w szkole Kenara. To były czasy socrealizmu. Również później, kiedy studiowałem na warszawskiej ASP i zajmowałem się pracą naukową. Malowanie czegoś przeciwko Rosjanom kończyło jakikolwiek dostęp do farb, pędzli, płótna, papieru. Nie mówiąc już o nauczaniu. Ale wciąż śniła mi się pogodna twarz mojej mamy, która prosiła, żebym upamiętnił naszą rodzinę i ludzi zmarłych podczas zesłania. Mówiła jakby przez mgłę: „Pan Bóg dał ci talent po to, abyś nie zapomniał o nas”. I byłoby z mojej strony wielką nieuczciwością, gdybym o matce i innych ludziach tam cierpiących milczał. Nigdy nie zapomnę, jak kobiety modliły się gorliwie, kończąc każdą litanię czy Różaniec słowami: „Jeśli nie my, to niech przynajmniej nasze dzieci wrócą do Polski”. Więc kiedy już wybierałem się na emeryturę, zacząłem tworzyć „Drogę Krzyżową Sybiraków”.

Reklama

Najpierw artysta przygotował kilkadziesiąt prac ołówkiem pod wspólnym tytułem „Sybiracka Droga Krzyżowa mojej rodziny, lata 1939-1946”. Również następne prace zostały poświęcone Sybirakom zmarłym na nieludzkiej ziemi. Wszystkie pod wspólnym tytułem: „Sybiracka Droga Krzyżowa”.

O pracach artysty pisał wybitny rzeźbiarz Jan Kucz: „...Sztuka ta jest całkowicie wiarygodna. Jest Jego modlitwą o miłość, dobro, uczciwość i piękno. Jest ucieczką przed krzywdą, złem, kompleksami. (...) Sztuka Stanisława Kulona jest Jego egzystencją materialną i duchową. (...) Jego cierpieniem, ludzką godnością. (...) Jest w tych pracach zgłębiona refleksja o ludzkim dramacie istnienia. Ale jest też uśmiech, łagodne ciepło, pogoda ducha”.

– Dlaczego nazwałem ten cykl swoich prac „Drogą Krzyżową?” – opowiada Stanisław Kulon. – Bo to, co przeszli tam Polacy, to ludzka droga krzyżowa. A ponadto ci ludzie, z Kresów, byli w tym strasznym miejscu niezwykle wierzący i ufni. Nie przypominam sobie, by ktoś pomstował na Pana Boga, by ktoś stracił wiarę. Zresztą – Chrystus to też był taki zesłaniec... Te obrazy chodziły za mną przez lata. Po śmierci rodziców myśleliśmy z rodzeństwem, żeby popełnić samobójstwo. Byliśmy tak zdesperowani, że zastanawialiśmy się tylko nad tym, jak to zrobić, by nie bolało. Byliśmy blisko tej decyzji, ale Pan Bóg nas uratował. Nagle, najmniej spodziewanie pod słońcem, następnego dnia przyjechała przedstawicielka sowieckiej partii i tylko nas zabrała do domu dziecka. Stamtąd w 1946 r. wróciliśmy z nieludzkiej ziemi do Polski.

2019-04-10 10:24

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

W całej diecezji Drogi Krzyżowe

Niedziela kielecka 13/2017, str. 6-7

[ TEMATY ]

Droga Krzyżowa

Archiwum

Nabożeństwo Drogi Krzyżowej ulicami Buska-Zdroju

Nabożeństwo Drogi Krzyżowej ulicami Buska-Zdroju

Drogi Krzyżowe od wieków wrosły w duszpasterstwo Wielkiego Postu. W Polsce należą do najchętniej wybieranych i uczęszczanych nabożeństw. Oprócz tradycyjnych form, przypisanych do obecnych w każdym kościele stacji drogi krzyżowej, coraz częściej wybierane są propozycje terenowe, nocne, ekstremalne, słowem – inne niż zwykle

Dlaczego tak cenimy nabożeństwa Drogi Krzyżowej? – Z tym pytaniem zwracam się do ks. Jana Oleszki SAC, rektora na Karczówce. – Jest to realna propozycja wejścia w określoną atmosferę Męki Chrystusa, bardzo osobiste poszukiwanie sensu tego, co się wtedy stało i jak to się ma do mojego ludzkiego doświadczenia, jak wygląda to indywidulane połączenie losu człowieka z losem Boga – uważa Ksiądz Rektor. W tym roku na Karczówce planowana jest wstępnie nowa trasa Drogi Krzyżowej (niezależnie od tej wzdłuż stacji historycznych), która przypominałaby społeczność związaną z Karczówką i jej dzieje, czyli prowadziłaby z kopalni na Dalni.

CZYTAJ DALEJ

8 lat temu zmarł ks. Jan Kaczkowski

2024-03-27 22:11

[ TEMATY ]

Ks. Jan Kaczkowski

Piotr Drzewiecki

Ks. dr Jan Kaczkowski

 Ks. dr Jan Kaczkowski

28 marca 2016 r. w wieku 38 lat zmarł ks. Jan Kaczkowski, charyzmatyczny duszpasterz, twórca Hospicjum św. o. Pio w Pucku, autor i współautor popularnych książek. Chorował na glejaka - nowotwór ośrodka układu nerwowego. Sam będąc chory, pokazywał, jak przeżywać chorobę i cierpienie - uczył pogody, humory i dystansu.

Ks. Jan Kaczkowski urodził się 19 lipca 1977 r. w Gdyni. Był bioetykiem, organizatorem i dyrektorem Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio. W ciągu dwóch lat wykryto u niego dwa nowotwory – najpierw nerki, którego udało się zaleczyć, a później glejaka mózgu czwartego stopnia. Po operacjach poddawany kolejnym chemioterapiom, nadal pracował na rzecz hospicjum i służy jego pacjentom. W BoskiejTV prowadził swój vlog „Smak Życia”.

Podziel się cytatem

CZYTAJ DALEJ

Naśladowanie Jezusa

2024-03-28 21:33

[ TEMATY ]

Toruń

Renata Czerwińska

Biskup Wiesław Śmigiel przewodniczył Liturgii Wielkiego Czwartku w toruńskiej katedrze.


CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję