Pielgrzymi z różnych stron Polski oraz z Belgii i Niemiec, odbywający pielgrzymkę drogą świętych Półwyspu Iberyjskiego od Madrytu przez Ávila do Lourdes, stali się świadkami zamachu w Barcelonie w tragicznym dniu 17 sierpnia 2017 r.
W dniu zamachu w Barcelonie pielgrzymi wracali z Lourdes, dojechali również do Matki Bożej Czarnolicej w Montserrat, ukrytej w górach w pobliżu Barcelony. Stąd obecność kilku naszych pielgrzymów w tragicznym miejscu. Przed godz. 17 mieliśmy się spotkać w centrum wielkiego deptaka La Rambla. Potem zamierzaliśmy przejść do katedry św. Eulalii, by celebrować Eucharystię. La Rambla to miejsce bardzo popularne wśród turystów. Deptak, podobny do Alei Najświętszej Maryi Panny w Częstochowie, gdzie środek drogi zajmuje chodnik, a obok przejeżdżają w dwóch kierunkach, ruchem jednokierunkowym, samochody. Część przeznaczoną dla pieszych wypełniają liczne kawiarenki i bary. Po bokach tego traktu są usytuowane sklepiki z pamiątkami.
Ok. 10 minut przed godz. 17, kiedy pielgrzymi szli w kierunku umówionego miejsca spotkania, zauważyli jadącą zygzakiem wzdłuż tego traktu białą furgonetkę marki Fiat. Zapanował popłoch wśród ludzi, uczestnicy naszej grupy również znaleźli się wśród rozpychającego się w panice tłumu. Wielu spośród uciekających zostało poturbowanych. La Rambla, ta charakterystyczna ulica, na której doszło do zamachu terrorystycznego, łączy dwa ważne punkty w Barcelonie: biegnie od portu, gdzie znajduje się kolumna Krzysztofa Kolumba, do placu Katalońskiego i jest centralnym miejscem w mieście. Naoczni świadkowie usłyszeli huk, poczuli zapach palonej gumy i asfaltu, a potem zobaczyli unoszący się spod samochodu dym i leżące ludzkie ciała porozjeżdżanych, potrąconych przez furgonetkę. Przed samochodem z rozchyloną maską widać było martwe ciało kobiety, a za nią wózek z płaczącym dzieckiem – podbiegł do niego mężczyzna i zabrał dziecko z miejsca zdarzenia. Ludzie rozproszyli się na obie strony alei, do pobliskich sklepików i kawiarń, uciekali z miejsca ataku.
W ciągu paru minut od zdarzenia na ulicy pojawiła się policja w kaskach, z bronią długą i krótką, i zaczęła zabezpieczać teren. Cały deptak został wyłączony z ruchu pieszego. Pielgrzymi z naszej grupy, którzy znajdowali się vis-a-vis samochodu użytego do zamachu, zostali zatrzymani przez policję. Część osób wypuszczono z miejsca zdarzenia ok. godz. 19, inni byli przetrzymywani do godz. 22 – prawie 7 godzin. Następnie zostali skierowani na plac Kataloński. Tam, dzięki operatywności pilota naszej grupy, zorganizowano taksówki, które dowiozły wszystkich bezpiecznie do hotelu.
Służby bezpieczeństwa udaremniły zamach terrorystyczny na jeden z kościołów katolickich w stolicy Bangladeszu – Dhace. Fundamentaliści islamscy zamierzali go dokonać w dniu Bożego Narodzenia. Ładunki wybuchowe miały odpalić niebudzące podejrzeń kobiety.
Trzech członków radykalnej grupy islamistycznej zatrzymano w Dhace w mieszkaniu służącym im za kryjówkę. Policja znalazła tam nie tylko przygotowywane do zamachu ładunki wybuchowe, ale też dokładny plan ataku na kościół Ducha Świętego.
Zakon Braci Mniejszych Kapucynów, Prowincja Krakowska
To było 20 września 1962 r. Wybraliśmy się z ks. Winklerem
z Rzymu przez Neapol do San Giovanni Rotondo - miejsca, gdzie żył
Ojciec Pio. Cel tej podróży był bardzo ludzki. Chciałem zobaczyć,
jak wyglądają stygmaty, oraz porozmawiać z tym człowiekiem, może
się u niego wyspowiadać, bo miał sławę rozeznawania sumienia.
Dojechaliśmy na miejsce. Zamieszkałem obok klasztoru. Chciałem pójść na Mszę św.,
którą odprawiał Ojciec Pio, ale dostać się do kościoła było trudno,
tłok był większy niż na Jasnej Górze. Jakoś jednak starsze panie,
które dostrzegły młodego księdza, doprowadziły mnie do samego ołtarza,
gdzie Ojciec Pio odprawiał. Stanąłem kilka metrów przed ołtarzem
i obserwowałem. Ojciec Pio miał zawsze na rękach rękawiczki. Teraz
przy ołtarzu był bez rękawiczek, ale miał długie rękawy u alby i
rąk nie było widać. Wiedziałem, że musi w pewnym momencie podźwignąć
Hostię czy pobłogosławić wiernych, a więc - myślałem - wtedy zobaczę
stygmaty. Ojciec Pio okazał się jednak "sprytniejszy" i nie udało
mi się ich dostrzec. Byłem dwa razy na Mszy św. - 21 i 22 września
- i nic z tego.
Leon XIV przyjął na audiencji pielgrzymów i biskupów, którzy przybyli do Rzymu z okazji wczorajszej beatyfikacji Floriberta Bwany Chuiego, 26-letniego Kongijczyka. W gronie papieskich gości byli m.in. bliscy nowego błogosławionego, w tym jego matka, a także członkowie Wspólnoty Sant’Egidio, do której należał. W przemówieniu Ojciec Święty podkreślił, że bł. Floribert to człowiek pokoju, który nigdy nie zgadzał się na zło, wzór dla współczesnej młodzieży.
Zwracając się do zebranych i nawiązując do wczorajszych uroczystości beatyfikacyjnych, które odbyły się w rzymskiej Bazylice św. Pawła za Murami, Leon XIV przywołał słowa swojego poprzednika. „Floribert Bwana Chui (...) jako chrześcijanin modlił się, myślał o innych i postanowił być uczciwy, mówiąc «nie» brudowi korupcji. To właśnie znaczy mieć czyste ręce; podczas gdy ręce, które handlują pieniędzmi, brudzą się krwią. (…) Być uczciwym to świecić w dzień, to szerzyć światło Boga, to żyć błogosławieństwem sprawiedliwości: zwyciężać zło dobrem” – mówił, za papieżem Franciszkiem.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.