Reklama

Wiadomości

Szkoła choroby i umierania ks. Jana Kaczkowskiego

Jerzy Duda-Gracz pozostawił po sobie wyjątkowe dzieło. Szkic przedstawia zawieszonego na krzyżu Chrystusa, który do piersi ma przyczepione elektrody EKG. Znany malarz w swej artystycznej wizji zawarł teologiczną prawdę, którą powtarzał ks. Jan Kaczkowski: Chrystus choruje wraz ze mną.

Niedziela Ogólnopolska 27/2017, str. 18-20

[ TEMATY ]

zdrowie

umieranie

choroba

Piotr Drzewiecki

Ks. dr Jan Kaczkowski

 Ks. dr Jan Kaczkowski

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Książki z charakterystyczną podobizną ks. Jana Kaczkowskiego można spotkać w niemal każdym kiosku, na poczcie i w księgarni. Do tego, co mówił za życia, dzięki ich lekturze chętnie wracają także ci, którzy mieli okazję poznać go osobiście i uczestniczyć w którymś z licznych spotkań z nim. Były one jak solidny kurs łączący w sobie najlepszą teologię z psychologią. Mimo że ks. Jana nie ma już wśród nas, wciąż aktualne są jego postulaty, by na poważnie potraktować chorobę, choć nie z tzw. śmiertelną powagą. Potrafił bowiem zachować dystans do siebie i nawet w najdramatyczniejszych sytuacjach pozwalał sobie na odrobinę humoru.

Nie jesteś sam

Ks. Kaczkowski, znany w Polsce budowniczy puckiego hospicjum, rzadko się denerwował, przynajmniej podczas udzielania wywiadów czy w trakcie spotkań z czytelnikami swych książek. W jednej z rozmów przyznał się jednak do gwałtownych emocji, które wywołała u niego pewna dziennikarka. Postawiła mu pytanie o to, jak można pracować w miejscu, w którym nie ma nadziei. – Strasznie się wtedy zdenerwowałem – wspominał w jednym z telewizyjnych programów. – Jak można być tak nieprzygotowanym do rozmowy?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Temat nadziei w hospicjum musi być chyba intrygujący, skoro nawet dziennikarka Katolickiej Agencji Informacyjnej rozmowę z szefową Hospicjum św. Łazarza w Krakowie rozpoczęła właśnie od nadziei. – Z jaką nadzieją mogą się kojarzyć hospicja? – zapytała Magdalena Dobrzyniak. – To nadzieja, że nasi chorzy nie będą cierpieć, że wszelkie objawy, które towarzyszą chorobie nowotworowej, zostaną uśmierzone – odpowiedziała dr Jolanta Stokłosa, szefowa krakowskiego hospicjum. Ale jest to także nadzieja, która mówi: nie jesteś sam. Wokół są ludzie, którzy będą ci towarzyszyć w tym ostatnim, najtrudniejszym okresie życia.

Pan życia i śmierci

Do drzwi hospicjów często pukają fryzjerzy i manikiurzystki. Miejsce, które pozornie kojarzy się z odchodzeniem, dalekie jest od rozpaczy. Nawet jeśli ludzie przebywający w hospicjach skazani są na dyskomfort choroby, nie mogą przeżywać swych doświadczeń w oderwaniu od poczucia empatii swego otoczenia.

Reklama

Dr Stokłosa: – Całe zmaganie ze sobą, rozmyślanie nad sensem życia, nad tym, w jaki sposób zostało przeżyte, ile dobra zdziałaliśmy i ile wyrządziliśmy krzywd – to są skomplikowane pytania, z którymi człowiek świadomy swojego odchodzenia musi się zmierzyć. Tu potrzebne są pomoc, towarzyszenie, otwartość drugiego człowieka. Oprócz pomocy medycznej dajemy więc wsparcie duchowe, psychologiczne. Towarzyszymy naszym chorym w misterium ich odchodzenia. Uczestniczymy w wielkiej tajemnicy.

Niektórzy przedstawiciele rodzin uporczywie pytają personel o koniec. Chcieliby wiedzieć, jak długo jeszcze potrwa chorowanie, zanim nastąpi ostatnie tchnienie. – W takiej sytuacji zawsze wskazuję palcem niebo – mówi pielęgniarka z mysłowickiego hospicjum. – Nikt nie jest w stanie przewidzieć tego, co w swych wyrokach przewidział Pan życia i śmierci. Ludziom niewierzącym mówimy po prostu o biologii, która także nie ma gotowych szablonów postępu choroby. Każdy człowiek jest inny.

Jakość życia

Nawet najbardziej kolorowe ściany przychodni onkologicznych i szpitali nie są w stanie zakłamać rzeczywistości. Informacja o chorobie nowotworowej jest jak wyrok. Mimo że wszyscy jesteśmy skazani ostatecznie na śmierć, tracimy grunt pod nogami, gdy jej perspektywa może się nagle okazać bliższa, niż byśmy sobie tego życzyli.

Dr Stokłosa: – Lęk wciąż jednak jest żywy, bo zgłoszenie się do hospicjum oznacza, że zbliża się kres życia. Tymczasem prawda jest taka, że im wcześniej zgłosimy tam naszych chorych, tym więcej hospicjum może dla nich zrobić – poprawić im jakość życia, pomóc w różnorodny sposób.

Na szczęście takie myślenie znamionuje dziś nie tylko hospicjum. Ks. Kaczkowski w ostatnich latach swego życia poświęcił wiele wysiłku na tłumaczenie Polakom, że także w szpitalach chorzy powinni liczyć na to, co nazywamy leczeniem paliatywnym. Jeśli medycyna poddaje się w związku z zaawansowaną chorobą nowotworową, to jeszcze nie oznacza, że lekarze mogą bezradnie rozłożyć ręce. Przecież chodzi jeszcze o tzw. leczenie objawowe. Bioetycy, szczególnie katoliccy, od lat postulują skuteczną walkę z bólem. Anestezjolodzy coraz częściej powtarzają, że poziom dzisiejszej medycyny pozwala na nieporównywalnie większy komfort chorowania. Niektórzy nawet mówią, że pacjenci nie mają dziś prawa cierpieć.

Reklama

Dr Stokłosa: – Hospicja są zdecydowanym głosem przeciwko eutanazji i nie zgadzają się z pojęciem prawa do wyboru momentu odejścia z tego świata. Hospicja mówią, że nie ma sytuacji beznadziejnych, w których nie da się pomóc człowiekowi. Eutanazja to jest krzyk rozpaczy i samotności. Zarówno naszą opieką medyczną, jak i wsparciem socjalnym i duchowym, którego udzielamy chorym, mówimy temu głośne i wyraźne „nie”.

Co powiedzieć choremu?

Poza tym, że pojawiają się fizyczne cierpienia, wielkim dylematem związanym z chorowaniem jest odpowiednia komunikacja. Jak lekarze mają przekazywać informacje o stanie zdrowia pacjenta? Jak ma się w tej trudnej sytuacji zachować rodzina? Ks. Kaczkowski często powtarzał, że chorującemu trzeba powiedzieć prawdę. Każdy ma prawo do poukładania swego życia w ciężkiej chorobie, być może zabezpieczenia się na wypadek śmierci, także do zwyczajnego napisania testamentu. Rzecz jednak w tym, żeby odpowiednio dozować prawdę o stanie zdrowia i nigdy nie odbierać nadziei. – Zawsze może przyjść odwrócenie choroby – powtarzał ks. Jan. – Nigdy nie wiemy, jak zachowa się nasz organizm i w którym momencie nastąpi koniec. A dopóki chorujemy, możemy się cieszyć każdym nowym dniem, choroba to przecież w dalszym ciągu życie.

Najtrudniej jest radzić sobie z chorobą dzieci. Także ks. Jan powtarzał, że w ich chorowaniu jest coś nienaturalnego. Jak mówił, dzieci i ludzie młodzi w sposób naturalny powinni być zdrowi. Choć na szczęście z nowotworami w ich życiu mamy do czynienia zdecydowanie rzadziej, problem jednak istnieje.

Reklama

O swoim doświadczeniu spotkań z rodzicami, którym musiała przekazać informację o wadach letalnych ich dziecka, mówiła podczas jednego z sympozjów lekarka Magdalena Woźniak z krakowskiego Hospicjum im. ks. Józefa Tischnera. – Nie jesteśmy przygotowywani do tak trudnych rozmów – przyznała. Wystąpienie było częścią odbywającej się w marcu 2017 r. krakowskiej konferencji „Ocalić nadzieję. Rola i miejsce hospicjum perinatalnego w przestrzeni międzyludzkiej i w systemie opieki zdrowotnej”.

– Rodzina nagle staje w obliczu żałoby. Ona dotyczy nie tylko śmierci dziecka, umierają także wyobrażenia o szczęśliwej przyszłości, której pragnęli rodzice – powiedziała dr Woźniak. Jednym z najskuteczniejszych „leków”, które może zaoferować hospicjum perinatalne, jest prawda. Prelegentka wyjaśniła, że w czasie trudnych rozmów z rodzicami, obejmujących przede wszystkim przekazanie diagnozy i przedstawienie możliwości leczenia, obecny jest także psycholog.

Dla ks. Jana ważne były nie tylko prawda, ale też sposób jej przekazywania. Najważniejsze zaś w przypadku zetknięcia się z chorobą były silne relacje z rodziną. – Nie tylko to, że chorujesz, jest ważne – powtarzał. – Najważniejsze jest to, czy chorujesz sam, a jeśli nie sam, to z kim chorujesz. I jeśli za życia apelował o coś najbardziej, to właśnie o to, by chorym towarzyszyła empatia ze strony zarówno najbliższych, jak i personelu medycznego. – Lekarz nie leczy przecież żołądka czy wątroby, ale nade wszystko człowieka – mówił.

Ksiądz Jan, który sam siebie nazywał onkocelebrytą, dzięki swej chorobie i umieraniu jak nikt w Polsce stał się prawdziwym nauczycielem chrześcijańskiej nadziei. Nie tej taniej, sprzedawanej przez szarlatanów, ale tej najdroższej, prawdziwej, bo opartej na Chrystusie.

2017-06-28 09:33

Ocena: +12 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Przeszczepiono serce, które przestało bić

[ TEMATY ]

zdrowie

Tomasz Lewandowski

Po raz pierwszy w Europie przeszczepiono serce, które przestało bić w ciele dawcy. To ogromny sukces lekarzy z Papaworth Hospital w Cambridge. Pacjent z nowym sercem czuje się z każdym dniem lepiej.

Aby rozpocząć przeszczep lekarze musieli najpierw „przywrócić serce do życia.” Po pobraniu „martwego” organu umieszcza się go w specjalnym urządzeniu przywracającym jego czynność, tzw. „heart-in-a-box” („serce w pudełku”). Serce jest w nim ogrzewane, przywraca się w nim bicie, a substancja odżywcza zmniejsza uszkodzenie tkanek.

CZYTAJ DALEJ

Siostra naszego Boga

Niedziela Ogólnopolska 17/2018, str. 22-25

[ TEMATY ]

Hanna Chrzanowska

Archiwum Archidiecezji Krakowskiej

Hanna Chrzanowska (z prawej) w chorych widziała Chrystusa, ukochała ponad wszystko i tej miłości uczyła innych

Hanna Chrzanowska (z prawej) w chorych widziała Chrystusa, ukochała ponad wszystko
i tej miłości uczyła innych

Był to chłodny lutowy dzień 2015 r. W siedzibie Małopolskiej Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych przy ul. Szlak 61 w Krakowie czekała na mnie pani Helena Matoga, wicepostulatorka procesu beatyfikacyjnego Hanny Chrzanowskiej. Przygotowała materiały, z których mogłem korzystać przy pisaniu książki o niezwykłej pielęgniarce, ale również zaprosiła kilka osób, które znały Hannę

Pierwszą z nich była pani Aleksandra Opalska, uczennica Hanny, która poznała ją na początku lat 50. XX wieku. Niemal natychmiast uderzyły mnie jej entuzjazm i niezwykle żywe, bardzo plastyczne wspomnienie tych pierwszych spotkań, które miały miejsce ponad 60 lat temu.

CZYTAJ DALEJ

Wojownicy Maryi w Rzeszowie

2024-04-28 22:14

Mariusz Barnaś

Wojownicy Maryi na ulicach Rzeszowa

Wojownicy Maryi na ulicach Rzeszowa

Tradycyjnie już spotkanie rozpoczęło się od procesji różańcowej ulicami miasta, następnie odbyła się Msza święta pod przewodnictwem ks. biskupa Jana Wątroby, podczas której kazanie wygłosił ks. Dominik Chmielewski SDB, który zwrócił naszą uwagę na następujące kwestie:

-Zdrada Judasza zaczęła się od zakwestionowania realnej obecności Jezusa w Eucharystii (mowa eucharystyczna Pana Jezusa wg Ewangelii św. Jana: Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata).

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję