Człowiek sądzi Boga
Osąd nad Jezusem zawstydza mnie. Przypomina mi, że i ja często występuję w roli sądzącego, że mało we mnie litości. Odnajduję w sobie rozterki Piłata. Wiem, że starał się uwolnić Jezusa, że to tłum domagał się wyroku skazującego. Piłat uległ. Nie posłuchał głosu sumienia. Przegrał. Czasem tłum tak agresywnie krzyczy na różne tematy, że ciężko mu nie ulec i pozostać niewzruszonym, wiernym sobie. Piłat spytał Jezusa, kim jest. Odnoszę to pytanie do siebie: Kim jestem ja, skoro Bóg skazany na śmierć krzyżową nigdy nie wycofał miłości do mnie?
Bóg i krzyż
Jezus nie udzielił odpowiedzi na pytanie, skąd krzyż, dlaczego cierpienie. Po prostu wziął ciężar na swoje ramiona. A mógł nie brać. Nikt nie był w stanie zmusić Go do dźwigania krzyża. Mnie też nikt nie może do tego zmusić. Gdy zaczynam czuć jego ciężar, to dlatego, że się na niego zgadzam. Boli mnie, a równocześnie koi, bo wiem, że to nie poświęcenie, ale ofiara; dar miłości.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Pierwszy upadek
Jezus upadał. Jezus powstawał. Dlaczego? Bo kochał. Miłość jest silniejsza od ceny, którą płacimy za to, że kochamy niedoskonałych ludzi w świecie, który stawia opór miłości. Ten świat fascynuje się upadkami ludzi. Media kochają pokazywać grzech. Lubią dobijać leżących. Nie cieszą się tymi, którzy pokonali kryzys. A Bóg? On podnosi...
Spotkanie z Matką
Reklama
Maryja nie próbowała ratować Jezusa z rąk oprawców. Wiedziała, że oni nie liczyliby się z Jej prośbami ani z Jej łzami. Wybrała drogę współcierpienia. Mężnie pojawiła się przy Synu, opuszczonym przez najbardziej nawet kochających Apostołów. Oni ulegli przemocy. Ona wierzyła i ufała. Oni się przerazili. Ona patrzyła Mu w oczy. Oni pouciekali. Ona pozostała. Ona cały czas jest.
Przymuszony Szymon
Szymon z Cyreny został zmuszony do niesienia krzyża. On wcale tego nie chciał. Mam wyrzuty sumienia, bo ja też często nie mam sił ani odwagi, by dźwigać krzyż. Czy to Jezus daje nam nieść krzyż? Nie, to nie On poprosił o pomoc Szymona. To nie my dźwigamy krzyż Zbawiciela, lecz to On dźwiga nasze krzyże. Gdy opadam z sił, wtedy najbardziej czuję Jego obecność i pomoc. Czasem pytam siebie: Czy powinnam pomagać zawsze, gdy jestem proszona o pomoc? Czy mam podejmować się pomocy, której nie chcę, na którą nie mam sił czy ochoty? Jezus daje mi prawo, by mówić: nie, ale sam z tego prawa nie skorzystał.
Odwaga Weroniki
Postawa tej kobiety pokazuje mi praktykę miłości, a nie teorię, w której wielu czuje się ekspertami. Tu chodzi o konkretny gest, który jest wyrazem miłości. Miłość to bardziej czyny i gesty niż słowa. To bardziej ryzyko niż szukanie poczucia bezpieczeństwa dla siebie. To wychodzenie z szeregu i stawanie po stronie tych, którzy kochają, a nie po stronie tych, którzy dominują, decydują czy mają władzę. Miłość zaczyna się od czynienia dobra w milczeniu i od chronienia tych, którzy sami siebie nie ochronią.
Drugi upadek Jezusa
Reklama
Ten świat nie ma czasu dla upadających, marudzących i powolnych. Nie ma czasu dla dzieci, chorych i starych. Chętnie by się ich pozbył. To świat, który promuje ludzi bezwzględnych, którzy nie czują oporu, by żyć kosztem innych, by na innych nakładać krzyże, a samemu żyć wygodnie. Jezus powstanie także z drugiego upadku, bo kto kocha, ten jest zaprawiony w wysiłku i wytrwałości. Ma taką władzę nad sobą, o jakiej nawet nie śni się egoistom. To właśnie dlatego upadki tych, którzy się w życiu nie wysilają, są znacznie groźniejsze. Oni nie mają siły ani motywacji, by powstawać.
Jezus i płaczące niewiasty
W tej stacji role się odwracają. Płaczące kobiety nie pomagają Jezusowi. One skupiają się na sobie, na własnych przeżyciach. To Jezus im pomaga. Delikatnie, ale stanowczo wyjaśnia, że to nie Jego cierpienie jest złem i problemem, lecz to, że ktoś Go straszliwie krzywdzi. Często płacz jest oczyszczający, dobry. Mądrze wykorzystany płacz to punkt wyjścia w drodze do mądrości i powrotu radości.
Trzeci upadek Chrystusa
Znowu upadek, kolejny upadek. No i jak nie załamać się sobą? Jezus powstanie i z tego upadku. Gorzej ze mną. Nasze kolejne upadki świadczą o tym, że nie wyciągnęliśmy wniosków z poprzednich błędów. Zaczynamy przyzwyczajać się do tego, że nasze słabości są silniejsze od nas. Pojawia się pokusa, by już nie wstawać, bo wtedy nie grozi przynajmniej to, że znowu upadniemy. Nie upadają silni, ale nie upadają też ci, którzy już zrezygnowali z powstawania. Silni nie upadają, gdyż mają moc miłości. Ci, którzy zrezygnowali z powstawania, nie czują bólu upadania, bo nie podnieśli się z poprzedniego upadku. Nie jestem tak mocna, by nie upadać. Ale staram się nie pozostawać na ziemi po upadku.
Jezus obnażony z szat
Reklama
To wyjątkowo bolesny fragment Drogi Krzyżowej. Nie ma większego okrucieństwa niż obdzierać kogoś z intymności, ranić moralną wrażliwość, brutalnie naruszać sferę prywatności. Jezus został obdarty z ubrania, ale nie z miłości. To dzięki zaufaniu do Niego możemy zagoić największe nawet rany, jakie zadają ci, którzy nie kochają. A jeśli się wyda, kim jestem naprawdę? Czy będę potrafiła zaakceptować siebie? Czy inni będą mnie wtedy akceptowali? Gdy zaczynam czuć miłość Jezusa, nie potrzebuję czuć akceptacji ludzi. Lęki, których już się nie boimy, zaczynają znikać. Co powinniśmy z nimi zrobić? Ukrzyżować.
Przybity do krzyża
Jezus pozwala się przybić do krzyża. To znak miłości, jakiego nie byłabym w stanie wymyślić ani wymarzyć. Nie mogę tego pojąć, jak Bóg z miłości do mnie mógł przybić się do krzyża. Z tym większym wzruszeniem i radością przyjmuję ten Jego znak niesłychanej miłości. Nigdy już nie będę sama. Nigdy już nie będzie dla mnie sytuacji bez wyjścia i bez nadziei. Bóg przybija się do mojego i Twojego życia. Na zawsze. Każdego dnia od nowa.
Jezus umiera na krzyżu
Ktoś mógłby powiedzieć, że Jezus zmarnował swoje życie, bo ludzie, do których mówił i o których się troszczył, wydali Go na śmierć. Oni nic nie zrozumieli. Nie zachwycili się Tym, który kocha najbardziej, bo ponad własne życie. Przeciwnie – poczuli się zagrożeni. Ci, którzy nie kochają, zrobią wszystko, by wmówić sobie, że miłość nie istnieje. I by zabić świadków miłości. Nie są jednak w stanie zabić Boga, mogą Go jedynie skrzywdzić. Jeden z łotrów zaczął kochać. Zamienił się w świętego. Wystarczyły mu jedno spojrzenie, bliskość Miłości, jedno zdanie Jezusa. Śmierć Jezusa z miłości sprawia, że pojawiają się ludzie, którzy zaczynają kochać jak On. Są nieliczni, ale wystarczą, by odtąd świat już nie mógł udawać, że miłość nie istnieje. Ten świat nie pokona uczniów Jezusa, którzy modlą się i kochają.
Oddany Matce
Reklama
Jezus pokochał nas nad życie. Pokochał nas ponad miarę heroizmu. Pokochał ponad naszą wyobraźnię miłości. Pokochał tak, że z miłości umarł. On teraz nic już nie może z siebie dać. Jego duch i Jego los są w rękach Ojca. Tylko Jego ciało jest w czułych ramionach Maryi. Ona nie trzyma Go dla samej siebie. Ona trzyma Go jak kapłan, który ukazuje wiernym Hostię – Jezusa, który stał się dla nas Bogiem.
Grób jest pusty
Złożenie Jezusa do grobu nawet Jego uczniom wydawało się końcem, ostateczną porażką, tragedią. Pragnęli już tylko schować się przed światem i zapomnieć o tym, że kiedykolwiek spotkali Jezusa. Ja też bywam w sytuacjach, w których mam poczucie, że doszłam do ściany, że nic dobrego mnie już nie czeka. Rozpacz grozi wtedy, gdy do głowy nie przychodzi mi możliwość zmartwychwstania. Wtedy właśnie, czasem w ostatniej chwili, pojawia się On – Zmartwychwstały. I mówi do mnie z miłością: Przynoszę ci pokój. Trwaj w miłości! Trwaj nawet wtedy, gdy życie stało się drogą krzyżową. Ta droga się skończy, a miłość pozostanie.
Droga błogosławieństwa
Być może dzisiaj umieramy, ale jutro to, co teraz jest śmiercią, może okazać się początkiem – zmartwychwstaniem. Z Chrystusem nie ma słowa „koniec”. Z Nim nawet koniec jest początkiem. Z Nim nawet droga krzyżowa pozostaje drogą błogosławieństwa, jeśli trwamy przy Miłości, jeśli jesteśmy ofiarni z miłości, a nie z żadnego innego powodu. Droga krzyżowa miłości może nas zmęczyć, może nam boleśnie ciążyć, ale nas nie złamie. Błogosławieni, którzy wytrwają przy Jezusie do poranka radości.