W zeszłym roku Sejm RP i osobno Senat RP specjalnymi uchwałami zadedykowały rok 2017 Tadeuszowi Kościuszce. Nie był to przypadek; w połowie października 2017 r. minie 200 lat od śmierci Naczelnika w szwajcarskiej Solurze. Jednak dla Polaków to nie data jego śmierci ani miejsce jego ziemskiego kresu życia są najważniejsze, a dzień 24 marca 1794 r., kiedy to na krakowskim Rynku przyszły faktyczny dyktator powstania kościuszkowskiego przysiągł prowadzić wojnę w obronie całości i niepodległości Polski. Tego dnia Kościuszko został obrany i uznany „za najwyższego i jedynego Naczelnika i rządcę całego zbrojnego powstania”. Jak pisał dawno temu Tadeusz Korzon, Kościuszko otrzymał faktyczną władzę niepodzielną, „jakiej od czasów Bolesławowych, od wygaśnięcia Piastów nie widziano w Polsce. Jedno tylko zastrzeżenie ograniczało tę władzę”. A mianowicie nie wolno mu było – ani powołanym członkom Najwyższej Rady Narodowej, Komisji Porządkowo-Wojskowej województwa krakowskiego czy kolejnych wyzwalanych stolic – „uchwalać żadnych takowych aktów, które by stanowiły konstytucję narodową”. Ograniczenie to nie było jedynie formalne, ale jak najbardziej praktyczne. Czas wojny nakazywał przekazanie władzy w ręce jednostki, a po uzyskaniu celu mieszkańcy wolnej i niepodległej Ojczyzny mieli sami zdecydować o dalszych przemianach ustrojowych Rzeczypospolitej.
Reklama
Mimo upadku Polski, 123 lat niewoli, a potem jedynie 20 lat względnej „szczęśliwości”, ta myśl kościuszkowska o samostanowieniu narodu w nas nie zagasła. Co więcej, wydaje się, że dziś jest jeszcze trafniejsza, choćby w konfrontacji z naciskami płynącymi spoza naszych granic. Dyktatura unijnych urzędników i państw nimi rządzących coraz mniej nam się podoba. Słowa mówiące o tym, że naród ma stanowić o szczęśliwości swojej i kolejnych pokoleń, są nadal aktualne i w nas żywe.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ciekawe, skąd brała się ta siła w XIX i XX wieku, gdyśmy byli poddawani presji silniejszych, by opierać swoje marzenia i programy o przyszłych polskich rządach na doktrynach demokratycznych i republikańskich... Jedną z pierwszych decyzji rządu powstałego w końcu 1918 r., a zatem wtedy, gdy trudno było mówić o stabilności ledwo co powstającego państwa polskiego, była decyzja o przeprowadzeniu wolnych i równych wyborów do Sejmu Ustawodawczego, który dopiero miał ustalić przyszłą konstytucję. Jak wiadomo, w pierwszych artykułach ustawy zasadniczej z marca 1921 r. znalazły się słowa mówiące o tym, że jedynym suwerenem jest naród. A przecież dookoła była masa wrogów. I podobnie, w 1989 r. – obrady „okrągłego stołu”, dotyczące de facto upodmiotowienia narodu, koncentrowały się wokół pytania o zakres demokratycznych przemian. Jednakże to poczucie tymczasowości dyktatury akceptowalnej jedynie w obliczu nadzwyczajnych sytuacji przełamuje się w naszych dziejach z wydarzeniem, którego do dziś nie przerobiliśmy. A czas jest najwyższy. Zamach majowy z 1926 r. dokonał się w warunkach, gdy stabilność państwa nie była aż tak zagrożona, by pokusa dyktatury miała być powszechnie zaakceptowana. Tak jak akceptowali Polacy dyktaturę Naczelnika z powstania kościuszkowskiego czy Romualda Traugutta, próbującego silną ręką walczyć o cele Rządu Narodowego.
Warto o tym pamiętać także dziś, by właściwie odróżniać czas nadzwyczajny w polskich dziejach od tego zwyczajnego; wymagającego od nas wszystkich nadzwyczajnego wysiłku, by oprzeć szczęśliwość naszą i przyszłych pokoleń na dialogu reprezentantów narodu zebranych.
* * *
Jan Żaryn
Redaktor naczelny „wSieci Historii”, historyk, wykładowca INH UKSW, publicysta i działacz społeczny, m.in. prezes SPJN, członek Komitetu dla Upamiętnienia Polaków Ratujących Żydów, senator RP