U podstaw reformy przeprowadzonej ćwierć wieku temu leżała niewątpliwie spuścizna komunizmu. Polska przedwojenna różniła się od powojennej niemal wszystkim. Po 1945 r. zapanował u nas system totalitarny, zmieniły się granice, przywędrowali do nas repatrianci, a wewnętrzna migracja wyrwała dziesiątki tysięcy ludzi z dotychczasowych środowisk i rzuciła ich na głębokie wody modernizacji. Z każdym dziesięcioleciem w PRL-u wzrastała potrzeba wprowadzenia sensownych zmian w strukturze administracyjnej Kościoła, ale za rządów komunistów trudno było nawet marzyć o rzeczowej dyskusji na ten temat. Trudno się zatem dziwić, że kiedy tylko w 1989 r. odzyskaliśmy suwerenność, niemal natychmiast rozpoczęły się stosowne konsultacje.
Bliżej ludzi
Reklama
Jan Paweł II ogłosił 25 marca 1992 r. bullę zatytułowaną „Totus Tuus Poloniae populus” (Cały Twój lud w Polsce). Na mocy tego dokumentu dokonano największej po 1945 r. reorganizacji Kościoła w naszym kraju. Zważywszy na wiele uwarunkowań, można powiedzieć z perspektywy minionych lat, że przedsięwzięcia tamte były niemal karkołomne. Część Kościołów lokalnych straciła niektóre tereny, a inne jednostki zostały powołane do życia dzięki przesunięciu do ich granic terenów należących wcześniej do Kościołów sąsiednich. W tym samym czasie klerycy studiowali już w seminariach, które nagle przestawały należeć do ich nowych diecezji. Także proboszczowie wykształceni i wyświęceni w jednej diecezji nagle stawali się proboszczami innej diecezji, gdyż na jej terenie zastała ich bulla, musieli więc zmienić ordynariusza.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W konsekwencji licznych konsultacji powołanych zostało 13 nowych diecezji: bielsko-żywiecka, elbląska, ełcka, gliwicka, kaliska, legnicka, łowicka, radomska, rzeszowska, sosnowiecka, toruńska, warszawsko-praska i zamojsko-lubaczowska; a 8 dotychczasowych zostało podniesionych do rangi archidiecezji. W rezultacie zniknęły ogromne molochy, gdzie – z powodu odległości – wiele parafii bardzo rzadko widziało u siebie biskupa. Po reorganizacji powierzchnia tylko 11 z 39 nowych diecezji przekracza 10 tys. km2, natomiast powierzchnia 28 diecezji liczy średnio kilka tysięcy km2. W ten sposób odległości w ramach diecezji wyraźnie się zmniejszyły – wcześniej bowiem przeciętna wielkość diecezji wynosiła 11,4 tys. km2. Przed reformą największą pod względem obszaru była diecezja warmińska – liczyła ponad 24,5 tys. km2, następnie archidiecezja wrocławska – ponad 20,6 tys. km2. Po reformie w 1992 r. do największych należą diecezje: koszalińsko-kołobrzeska – z 15 tys. km2, pelplińska – z 13,4 tys. km2 oraz szczecińsko-kamieńska – 12,7 tys. km2. Te natomiast, które przed 25 laty należały do największych – zmalały o połowę. Również nowe diecezje nie są rozległe terytorialnie. Podobno pierwszy biskup gliwicki cieszył się, że jego siedzibę od najdalej wysuniętej parafii w diecezji dzieli zaledwie 60 km.
Kuria w sztabie wojsk radzieckich
Reklama
Początki na pewno nigdzie nie były łatwe. Nowe diecezje musiały zaczynać od zera. Nie było seminarium, ale nie było też kurii, więc trzeba było niemal na każdym kroku improwizować. W Legnicy, zwanej w PRL-u „małą Moskwą”, nie tylko kuria diecezjalna, ale też seminarium duchowne i dom księży emerytów mieszczą się w budynkach dawnego sztabu wojsk radzieckich stacjonujących przed laty w mieście. Diecezja otrzymała te zabudowania – w opłakanym stanie – jako rekompensatę za utratę dóbr kościelnych, które zostały zajęte przez władze po II wojnie światowej.
Gdy w 1992 r. w diecezji warszawsko-praskiej kuria rozpoczynała swoją działalność, jej pomieszczenia biurowe – w tym samym budynku – sąsiadowały z przedszkolem, sklepem zoologicznym i sklepem z damskimi kapeluszami. Dziś przedszkola już nie ma, a na miejscu sklepów działają księgarnia i sklep z dewocjonaliami, często odwiedzane przez petentów diecezjalnych urzędów.
Trudności miały też starsze Kościoły lokalne. Zdarzało się, że przed 1992 r. ogromnym wysiłkiem wiernych podjęto jakieś wielkie inwestycje na terenach, które tuż po 1992 r. weszły w skład innego Kościoła lokalnego. W ten sposób niektóre diecezje musiały przekazać domy rekolekcyjne czy ośrodki Caritas nowo powstałym jednostkom.
Czas bilansu
Dla nikogo nie jest tajemnicą, że ówczesna reforma była realizacją marzenia Jana Pawła II. Biskupi napisali wówczas: „Jesteśmy przekonani, że nowy administracyjny kształt diecezji w Polsce będzie skutecznym narzędziem nowej ewangelizacji i duchowego odrodzenia religijno-moralnego narodu na progu trzeciego tysiąclecia”.
Reklama
Podstawowy cel reformy został spełniony: wierni mają teraz bliżej do biskupów, a hierarchowie do ludu Bożego, i to nie tylko w wymiarze kilometrów. Wraz z powstaniem struktur następowały zmiany w mentalności. Wśród wiernych, zwłaszcza tych, którzy aktywnie zaangażowali się w budowę nowego Kościoła lokalnego, wzrastało poczucie dumy i odpowiedzialności za jego kształt. Ludzi tych jest o wiele więcej niż przed reformą, o czym może świadczyć liczne zaangażowanie diecezjan w prace niejednego synodu diecezjalnego.
W jednym z wywiadów abp Józef Kowalczyk powiedział: „Udało się na tyle, na ile to było wtedy możliwe. Proszę pamiętać, że mamy do czynienia nie z kawałkiem materiału, z którego chcemy wykroić takie czy inne ubranie, ale z ludźmi, strukturami, w których żyją różne środowiska, są pewne powiązania. Zatem w dużym stopniu się to udało. Z pewnością dzisiaj każdy biskup może rano wyjechać do dowolnego punktu na terenie diecezji, spełnić swoją funkcję duszpasterską i wrócić do domu. To chyba odpowiedź na konkretne zadania nam postawione. Oczywiście kształt niektórych diecezji mógł być nieco inny, ale to nie znaczy, że nie można dokonywać jeszcze jakichś korekt”.
Warto też pamiętać, że tu nie chodzi jedynie o odległość dzielącą biskupa od swoich wiernych. W kurii biskupiej najczęściej mieści się sąd biskupi, w którym wierni mogą przywracać równowagę w swoim życiu sakramentalnym. W takich przypadkach odległość urzędu od miejsca ich zamieszkania może mieć kluczowe znaczenie.
Niezależnie od szczegółowych rozwiązań jedno jest pewne: w reformie chodziło o dobro duszpasterskie wiernych. Ta perspektywa była kluczowa, jeśli wręcz nie jedyna.