RYSZARD: Miałem trudne dzieciństwo. Ojciec nigdy nie szanował nas i bardzo źle traktował. Kiedy miałem dwadzieścia lat, nie mogłem już tego wytrzymać i tak jak stałem, wyszedłem z domu. Zamieszkałem na stancji u starszego pana, gdzie pracowałem za jedzenie i nocleg. Przyjeżdżali do niego znajomi i wszyscy razem pili alkohol, a ja piłem razem z nimi. Było to dla mnie czymś w rodzaju ucieczki z reżimu, jaki miałem w domu, do wolności. W kolejnych miejscach, w których mieszkałem i pracowałem, również piło się alkohol. Kiedy ożeniłem się, nie zdawałem sobie sprawy, że jestem tak bardzo uzależniony. Około sześciu lat po ślubie złożyłem w kościele przysięgę na dwa lata, że nie będę pić. Bojąc się Boga, wytrwałem, ale później mój problem znów powrócił. Pojechałem też na mityng do AA z nadzieją, że tam dostanę jakąś wskazówkę i od razu uwolnię się z nałogu. Nie było to jednak takie proste. Kolejny czas to kolejne próby, które były skuteczne tylko na chwilę. W którymś momencie nastąpił przełom. Wróciłem na mityngi akurat wtedy, kiedy kolega obchodził 10. rocznicę wytrwania w trzeźwości i z tej okazji była odprawiana Msza św., na którą poszedłem. Nie wiem, co wtedy mnie tchnęło, ale poszedłem do spowiedzi, która była głębokim przeżyciem. Po miesiącu jednak znów wróciłem do alkoholu. Były kolejne próby i kolejne porażki. Tak się zdarzyło, że kiedy znów wróciłem na mityngi, znów była Msza św. z okazji rocznicy „niepicia” kolejnego kolegi, wtedy znów miałem przynaglenie, żeby pójść do spowiedzi. Po mityngu prosiłem Matkę Bożą, żeby w Kalwarii Zebrzydowskiej, dokąd się wybierałem, kazanie wygłosił kard. Stanisław Dziwisz. Tak się stało. Kiedy wróciłem z Kalwarii do domu, zacząłem zastanawiać się nad tym wszystkim, że to nie mogą być przecież przypadkowe zdarzenia. Od tamtej pory zacząłem zastanawiać się i słuchać. Słuchać tego, co mówi ksiądz na kazaniu i czym dzieli się inna osoba. Zrozumiałem, że świadectwo drugiego człowieka bardzo pomaga i umacnia, bo to, czym dzieli się, to przecież jego życie, jego doświadczenia, problemy i podpowiedź, jak radzi sobie z tym wszystkim, będąc trzeźwym człowiekiem.
Szybko zauważyłem, że alkohol nie jest mi do niczego potrzebny. Dziś rozumiem, że kiedy prosi się Boga o pomoc, to On pomaga przez drugiego człowieka. I Bóg stawiał na mojej drodze takich ludzi. Kiedy piłem, przez 6 lat mieszkałem u mamy mojego pracodawcy. To obca kobieta, która była dla mnie jak matka. Pieniądze, które dawałem jej za mieszkanie, składała, a potem dała mi je, jako wiano, żebym miał jakiś start w życiu. Nigdy nie odmówiła mi pomocy, wychowała mnie jak syna. Później w wojsku na mojej drodze życia Pan Bóg postawił kapitana, który też bardzo mi pomógł. A dzięki innemu alkoholikowi, którego kiedyś zabrałem do Kalwarii Zebrzydowskiej na Misterium Męki Pańskiej, już trzeci rok, każdego dnia czytam Ewangelię. W życiu nie ma przypadków, wszystkim kieruje Bóg i ja w to ogromnie wierzę. Odkąd nie piję, inaczej postrzegam życie, staram się być lepszym człowiekiem i choć czasem obrywam, to wiem, że Pan Bóg mi to wynagrodzi. Dziś jestem szczęśliwym człowiekiem, bo od Boga dane było mi zerwać z nałogiem, bo spotkałem na drodze takich ludzi, bo dostałem zastępczego ojca i matkę, którzy w życiu bardzo mi pomogli. We wszystkim umacnia mnie wiara. Dziś nie chodzę do kościoła z obowiązku. Dzięki temu, że uważnie słucham homilii, że czytam Ewangelię, zacząłem dużo rozumieć. Życie nie jest proste, ale dzięki Ewangelii potrafię docenić to, co mam, staram się żyć uczciwie i jeśli mogę zrobić coś dla wiary i dla Kościoła, to robię to, bo katolik musi wszystko przekładać na czyny. Chcę żyć według Dekalogu. Nigdy w życiu nie będę za aborcją, nie będę też za in vitro, bo jest przecież naprotechnologia. Dziecko dla małżeństwa to błogosławieństwo i dar od Boga, my sami nie mamy dzieci, ale jeśli Pan Bóg miał według nas takie zamiary, to ja muszę to przyjąć i pogodzić się z tym. Bóg daje człowiekowi taki krzyż, który może unieść i nigdy nie zrobi krzywdy, ale zawsze pomaga przez drugiego człowieka. Dziś śmiało mogę powiedzieć, że dostałem drugie życie, to wszystko dzięki mityngom, wierze i Matce Bożej, zwłaszcza Kalwaryjskiej, bo właśnie w Kalwarii wszystko zrozumiałem...
Pomóż w rozwoju naszego portalu