To ekipa od zadań specjalnych. Gdy zwykli pielgrzymi spokojnie przemierzają trasę, porządkowi dwoją się i troją, by wszystko przebiegało, jak trzeba. Na czym polega ich misja? Paweł Czernek, odpowiedzialny za służbę porządkową w I Wspólnocie (Prądnickiej), wyjaśnia: – Po pierwsze chodzi o porządek podczas przemieszczania się grup: w tym celu szkolimy najpierw wszystkich porządkowych, wyjaśniając, w jaki sposób mają kierować daną kolumną i jak zadbać o bezpieczeństwo pielgrzymów. Następnie trzeba zorganizować postoje: wskazać, gdzie dana grupa ma usiąść, poinformować, jaki jest czas odpoczynku i w jakiej kolejności wychodzimy. No a później noclegi – wspieramy kwatermistrza, czasem trzeba kogoś przewieźć czy zlokalizować zagubiony bagaż. Do nas należy też pilnowanie, by podczas pielgrzymki nikomu nie stało się nic złego.
Tysiąc na liczniku
Reklama
W ciągu dnia pątnicy maszerują, modlą się czy słuchają konferencji, porządkowy raczej nie może liczyć na głębsze przeżycia duchowe. – Dopiero wieczorem mamy szansę na chwilę skupienia. Noc jest dla nas krótka. Ostatni kładziemy się spać i pierwsi wstajemy, np. gdy Msza św. jest o godz. 7, my jesteśmy na nogach półtorej godziny wcześniej. Po Eucharystii wpadamy w „wir”. Choć mamy już wypracowany schemat, to jednak każda pielgrzymka jest inna, bo inni są ludzie i problemy bytowo-organizacyjne. Któregoś roku praktycznie codziennie lało. Woziliśmy samochodami nie tylko służbę maltańską, ale i transportowaliśmy do szpitali „połamanych” ludzi – wspomina pan Paweł i ujawnia: – Pielgrzym pokonuje średnio trasę 120 km, a ja samochodem około tysiąca! Wieczorem w gronie porządkowych odbywamy odprawę, podsumowujemy kończący się dzień i planujemy kolejny. Zawsze mamy plan awaryjny, najczęściej związany z pogodą. Jeśli zanosi się na deszcz, trzeba np. pomyśleć o osobach, które nocują w namiotach, w miarę szybko zagwarantować im transport i zakwaterowanie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Podczas 15 lat służby pielgrzymom, pan Paweł do najtrudniejszych chwil zalicza dwa wypadki: odratowanie miejscowego chłopaka, który popisywał się jazdą na motocyklu, oraz sytuację, gdy ktoś samochodem potrącił porządkowego. Więcej było jednak tych zabawnych momentów: – W pewnej miejscowości ułożono właśnie nowy chodnik, a nasze wozy pielgrzymkowe przejechały po nim, chcąc ominąć znajdujący się na drodze kombajn. Płyty chodnikowe złożyły się w literę „v”... Zdarza się, że pielgrzymi pomylą drogę, zwłaszcza w lesie, i wyjdą z drugiej strony. Droga jest oznakowana, porządkowi o tym wiedzą, może ktoś „dla zabawy” obrócił strzałkę? Ale poza tym jest dobrze! – przekonuje mój rozmówca.
Służbowo i prywatnie
Pan Paweł oraz jego żona Marta jeszcze podczas studiów należeli do grupy studenckiej w parafii pw. św. Jana Chrzciciela w Krakowie-Prądniku Czerwonym, gdzie mieszkają. Przez 20 lat prowadzili tam klub sportowy PKS „Jan”. – Pierwszy impuls, by wziąć udział w pielgrzymce, dał mi zaprzyjaźniony ksiądz, Józef Gubała. Pracował wtedy na Prądniku i został wyznaczony na przewodnika pielgrzymki. Poznaliśmy się, zaprzyjaźnili i wspólnie podjęliśmy ten trud – opowiada krakowianin.
Reklama
A jak wyglądają przygotowania w ostatnich dniach przed marszem? – 5 sierpnia w nocy pakuję się, a 6 sierpnia na godz. 5 idę do pracy. Na Wawelu podczas Mszy św. jestem służbowo, a od pierwszego postoju działam już prywatnie. Oczywiście, wszystko zależy od tego, jak uda się poukładać zadania. Niekiedy muszę wracać wcześniej, bo obowiązki wzywają, ale i tak bardzo cenię sobie ten niezwykły czas służby i pielgrzymowania.
Pani Marta planuje wraz z dziećmi dołączyć do męża na pewnym etapie pielgrzymki. Zanim urodziły się 7-letnia dziś Ania i 5-letni Staś, aktywnie włączała się w organizację marszu, choć nie aż tak jak pan Paweł: – On zaangażowany jest na 120 procent! Można powiedzieć, że to taki agent od zadań specjalnych – mówi z dumą żona. – Co warto przekazać pielgrzymom, by ułatwić pracę porządkowym? – dopytuję jej męża. – Warto stosować się do naszych poleceń. A tak poza tym, wziąć ze sobą drugą osobę, żeby było raźniej, wygodne buty, pelerynę i dobry humor!
Cena egzystencji
Na koniec małżonkowie apelują do tych, którzy jeszcze się wahają: – Zapraszamy wszystkich na rekolekcje w drodze, podczas których nie zabraknie radości, a także chwil zadumy nad własnym bytem, wyciszenia się. Pielgrzymując, zdajemy sobie sprawę, że wystarczy nam kilka podstawowych rzeczy, by egzystować. Nasza egzystencja jest bardzo cenna i nie możemy o tym zapominać w codziennym zabieganiu. Dużo lepiej, by takie chwile zadumy i refleksji przychodziły w czasie pielgrzymki, w miłych okolicznościach, niż w przykrych, gdy doświadczamy jakiegoś problemu.