Reklama

Na zawsze pierwsza…

– Jasiek, mój wnuk, na moment przed wyjściem do kościoła, ogromnie przejęty i podekscytowany, zadał mi nagle pytanie: – Dziadku, a jak ty byłeś mały, to czy już była I Komunia św.? – opowiada pan Andrzej

Niedziela Ogólnopolska 20/2015, str. 20-21

Ks. Adam Stachowicz

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jak pamiętają swoją I Komunię św. nasi rodzice, dziadkowie, nasze dorosłe już dzieci? To pytanie skłania do refleksji, do wspomnień. Bo choć zmieniły się świat i obyczaje, to dzień ten – jak dowodzą nasi rozmówcy – pozostawia w nas ślad. Obraz, dźwięk, słowo, czyjaś twarz, a nade wszystko poczucie, że uczestniczy się w czymś niezwykłym.

Koszula z prześcieradła

Pan Andrzej. I Komunia św.: wiosna 1943 r. – Małe świętokrzyskie miasteczko i powojenna bieda. Ks. Ligusiński uczy nas śpiewać. A mnie dręczy myśl, że za oknem chłopaki kopią szmaciankę beze mnie. Nie było wyjścia, bo wikary klarował mamie, że głos mam niemal anielski. Za każdy fałszywy dźwięk dostawałem w plecy witką z krzaka bzu, który rósł pod klasztornym murem. To pierwszy obraz ze wspomnień. Ksiądz, idąc na próbę naszego chóru, rwał sobie zawczasu kilka takich witek. Nie chodziło mu o karcenie, ale o wskazywanie błędnej nuty. Był fenomenalnie muzykalny, a ja miałem niebawem zaśpiewać przed pełnym ludzi kościołem, więc sprawa była poważna. Najgorsze jest to, że nie pamiętam, jak mi wtedy poszło, a teraz nie mam już kogo zapytać.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Mama uszyła mi białą koszulę z prześcieradła. Własnoręcznie, w jedną noc. Jestem w niej na zdjęciu. Reszta pożyczona. Buty od brata, dużo za duże. Trzeba było wypchać czubki gazetami, a i tak chodziłem jak ten filmowy potwór Frankenstein. Marynareczka nieznanego pochodzenia, widać, że mocno znoszona. Nie było mowy o żadnym przyjęciu, fecie, grillu w ogrodzie czy nawet wystawnym obiedzie. Nikt wtedy nie zwracał uwagi na oprawę, nie było rocznych przygotowań. Wszystko odbywało się jakoś naturalniej, płynniej. Może dlatego, że byliśmy pokoleniem wojennym, poranionym, bardziej dojrzałym... Poszliśmy rano do kościoła. Nawet nie wiem, czy była wtedy niedziela, czy zwyczajny dzień tygodnia. Ta sama ławka, ten sam kościół. Nie zmienił się zresztą ani trochę do dziś. Niezwykłe, prawda? To piękny, stary budynek – ma w sobie tę cudowną dostojność i lekkość jednocześnie. I to coś, co mają tylko stare świątynie – jakby w powietrzu została część z zanoszonych tu modlitw. Zajrzyjcie kiedyś do cystersów w Jędrzejowie, to zrozumiecie... Mój Boże, minęło tyle lat, prawie całe życie, a ja pamiętam zapach. Lepiej powiedzieć – woń. Ksiądz pouczał nas, że tego dnia przyjdzie do nas sam Jezus, więc gdy klęczałem przed ołtarzem i poczułem ową woń, pomyślałem, że pewnie tak pachnie Bóg.

Upływ czasu zatarł ostrość obrazu, barwy płowieją, ale uczucia się pamięta. Ulatują nazwiska, kolejność zdarzeń, jednak emocje gdzieś w nas tkwią. Niecodziennie powracamy do nich, ale w jakimś sensie budują one naszą osobowość, wrażliwość, kondycję duchową. Gdy się tak zastanawiam, jakim słowem opisać uczucie związane z tamtym dniem – to ja, wówczas biedne, ciągle głodne i wystraszone dziecko, poczułem wtedy – bodaj pierwszy raz w życiu – że jestem wreszcie bezpieczny.

Mój własny cud

Irena. I Komunia św.: maj 1952 r. – Jeden raz w życiu doświadczyłam cudu i miał on bezpośredni związek z I Komunią św. Tę historię opowiada się u nas od lat. Wymodliłam powrót ojca. Nie żartuję. A było tak. Rodem pochodzimy z Kresów Wschodnich i mamy w życiorysie całą tragedię Polaków rzuconych na pożarcie sowieckiej swołoczy. Przepraszam za mocne słowa, ale Sowieci zamordowali mi połowę krewnych. Ojca nam zabrali… No więc jak przyszła repatriacja, to mamcia nie zastanawiała się ani chwili. Pojechaliśmy do Polski pierwszym transportem. W ciemno, byle dalej od Moskali. Mama zostawiła sąsiadce kartkę dla taty. Nie zdążyłam zapytać, co na niej napisała. Jaką miał szansę, żeby nas odszukać? Przecież mama nie wiedziała, dokąd rzuci nas los. I tak całą wielopokoleniową rodziną przyjechaliśmy w końcu 1945 r. na Ziemie Odzyskane, dokładniej – do Wałbrzycha.

Reklama

Kościół Aniołów Stróżów, poniemiecki, strzelisty, z czerwonej cegły, stoi do dziś. Ksiądz proboszcz, nasz rodak serdeczny, uczył nas katechizmu z tym charakterystycznym wschodnim zaśpiewem i co rusz się zamartwiał: – Co z wami dalej będzie, co będzie? Przecież z komunistami żyć się nie da. I choć dobry Bóg każe nam miłować nieprzyjaciół swoich, wy lepiej swoje rozeznanie miejcie…

Więc ja się za tych nieprzyjaciół gorąco modliłam, prosząc, by Bóg zadziałał u nich w sprawie taty. Żeby go nam oddali. I zadziałał! Oczywiście, w mojej pamięci pozostał maj, błękitne cudne niebo, kościół i ja w białej sukience. Przed kościołem oślepia mnie słońce, jakaś męska postać nachyla się i całuje mnie w rękę. Jak dorosłą. Mama płacze, robi się rwetes, ciotka wzywa na świadków wszystkich świętych. A ja wtulam się w ojcowską marynarkę. I jak tu nie pamiętać? Wymodliłam cud!

7 grzechów

Reklama

Justyna. I Komunia św.: maj 1975 r. – W sklepach GS-u nie było nic, więc mama ciągle martwiła się, że dziecko pójdzie do I Komunii św. w worku po mące, bo przynajmniej biały. Natomiast tata dużo rozmawiał ze mną o Bogu. Podejrzewał, że nie przykładam się do nauki katechizmu. W tamtych czasach katecheza odbywała się w salkach przykościelnych, a w takim małym miasteczku jak nasze wystarczyło, żeby proboszcz krzywo popatrzył, a rodzice już wiedzieli, że znów na religii zrobiłam z siebie głupka. W każdym razie uczyłam się razem z tatą Dekalogu, 7 grzechów głównych, 7 darów Ducha Świętego itd. Po wielu latach uprzytomniłam sobie, że chyba nigdy potem nie byliśmy z tatą tak blisko. Z wyjątkiem tego krótkiego czasu zawsze wydawał mi się kochanym, ale nieco dalekim i stale zapracowanym człowiekiem. Dlatego teraz namawiam swoje dzieci, by nie żałowały czasu na takie rozmowy ze swoimi pociechami. Bo to w człowieku zostaje. Jakiś mądry ksiądz powiedział, że jak się nie zakochamy w Bogu w dzieciństwie, to w dorosłości będzie nam podwójnie ciężko. Pamiętam, że rodzice poświęcali mi wtedy dużo uwagi. Innej niż zwykle, bo nie chodziło o jedzenie i ciepły szalik. Chodziło o sprawy ważne, byłam wtajemniczana w sprawy dorosłych. A spowiedź święta i mój własny spis grzechów zrobiony w zeszycie 16-kartkowym w kratkę? Pół nocy pisałam i wyszedł niecały słupek. Koleżanka miała stronę i trochę. Więc pobiegłam do mamy, żeby pomogła dopisać. Odłożyła wszystko, żeby porozmawiać i wytłumaczyć.

Kilka lat temu chodziłam z synową na spotkania przedkomunijne. A tam wrzawa i gniew, że trzeba z dzieckiem przerabiać katechizm, a tego powinni nauczyć na lekcji religii, bo przecież „za coś się tym katechetom pensje płaci”. Coś się zmieniło w pojmowaniu świata, jakiś przekaz międzypokoleniowy został zaburzony. Moi rodzice, żyjący w czasach, gdy za chodzenie do kościoła można było dostać np. odmowę przydziału na materiały budowlane, uczyli mnie podstaw wiary, tak jak robili to wcześniej ich rodzice. Dziś chyba niewiele się w tej kwestii dzieje. Czy wszystko można wytłumaczyć zapracowaniem? Mnie tata sadzał na kolanach, brał do ręki stary modlitewnik z pozaginanymi rogami. Na końcu były zapisane najważniejsze prawdy wiary. Wodził dużym palcem linijka po linijce, tak trochę niezgrabnie, a ja czytałam… Nawet jeśli potem coś pokręciłam, np. mówiłam: „krzcij ojca i matkę oną”. Tata spokojnie i mozolnie wieczorem odwracał kartki starej książeczki. Tak… najbardziej z tamtego dnia pamiętam, że wreszcie pojęłam, o co chodzi z tą I Komunią św. Dzięki, Tato...

Niebiosa się otworzą

Reklama

Maciek. I Komunia św.: maj 1995 r. – Zorganizowano mi uroczystość w stylu amerykańskich seriali. Było okazałe przyjęcie, masa prezentów, cały dom gości. Przepraszam z góry moich rodziców i krewnych, ale… nic z tego nie pamiętam. Wiem, że się napracowali, że były emocje i nerwy, że poszło sporo pieniędzy. Nawet kiedyś mówiono mi, że potem z chłopakami z klasy licytowaliśmy się, kto co dostał. Nie pamiętam tego. Naprawdę. Rozumiem, że taką uroczystość trzeba przygotować, bo przyjdzie cała rodzina i w ogóle… Nie krytykuję tych, którzy się starają, ale chciałbym, żeby wiedzieli, iż w ważnym dniu pamięta się to, co sprawia, że ten dzień jest ważny. Proste, prawda? Co pamiętam? Że byłem strasznie przejęty. Wydawało mi się, że stanie się coś spektakularnego – niebiosa się otworzą lub coś w tym stylu. W końcu przyjmuję żywego Boga. Stwórcę wszech rzeczy, Pana czasu i człowieczego losu. Ksiądz wyliczał długą listę łask, które na nas spłyną. Więc czekałem, kiedy spłyną. I coś się zadziało tego dnia, bo nie sprowokował mnie ani jeden z moich kuzynów. Chodziłem w glorii chwały, spokojny i grzeczny jak nigdy. Mama pod wieczór biegała za mną z termometrem, przekonana, że mam gorączkę, że zachorowałem.

Po latach, w duszpasterstwie akademickim, rozmawialiśmy o pamiętaniu istotnych wydarzeń budujących naszą duchowość. I wbrew pozorom w sytuacji, gdy bagatelizuje się I Komunię św., nazywając ją „małym weselem”, wielu z nas sporo pamięta z dnia swojego pierwszego pełnego uczestnictwa we Mszy św.

Rozmowy podsłuchane

Anna, mama Patrycji. – Na jakiś tydzień przed godziną zero, czyli niedzielą I Komunii św. córki, siedziałam na ławkach przed kościołem z innymi mamami. Omawiałyśmy w detalach sposób ustrojenia kościoła, co o której godzinie ma się wydarzyć, kto za co odpowiada. A nasze dziewczynki w kółeczku na trawniku obok też były strasznie zagadane. Przysunęłam się bliżej, żeby podsłuchać... I do dziś pamiętam uczucie, które mnie wtedy dopadło. Wstyd połączony z dumą. Wstyd za siebie, a duma z córki. My klepałyśmy o głupstwach, a Patrycja z koleżankami rozmawiały... o Bogu.

2015-05-13 09:39

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Katarzyna z Genui

Drodzy bracia i siostry! Dzisiaj chciałbym wam powiedzieć o kolejnej, po św. Katarzynie Sieneńskiej i św. Katarzynie z Bolonii świętej noszącej imię Katarzyna. Myślę o św. Katarzynie z Genui, znanej przede wszystkim z powodu jej wizji czyśćca. Tekst, który opisuje jej życie i myśl, został opublikowany w tym liguryjskim mieście w 1551 r. Jest podzielony na trzy części: „Życie i nauka”, „Udowodnienie i wyjaśnienie czyśćca” - bardziej znana jako Traktat oraz „Dialog między duszą a ciałem”. Redaktorem końcowym był spowiednik Katarzyny, ks. Cattaneo Marabotto. Katarzyna urodziła się w Genui w 1447 r. Była ostatnią z pięciorga dzieci. Została osierocona przez ojca, Giacomo Fieschi, gdy była jeszcze dzieckiem. Matka, Francesca di Negro, dała jej dobre wychowanie chrześcijańskie, na tyle, że starsza z dwóch córek została zakonnicą. W wieku szesnastu lat Katarzyna został wydana za mąż za Giuliano Adorno, człowieka, który po wielu doświadczeniach militarnych i handlowych na Bliskim Wschodzie, powrócił do Genui, aby się ożenić. Życie małżeńskie nie było łatwe, także ze względu na charakter małżonka, uzależnionego od hazardu. Sama Katarzyna miała początkowo skłonność do prowadzenia pewnego rodzaju życia światowego, w którym jednakże nie mogła odnaleźć spokoju. Po dziesięciu latach, w jej sercu było głębokie poczucie pustki i goryczy. Nawrócenie rozpoczęło się 20 marca 1473 r., dzięki wyjątkowym przeżyciom. Udawszy się do kościoła świętego Benedykta i klasztoru Matki Bożej Łaskawej, aby się wyspowiadać, klękając przed kapłanem, „otrzymała - jak sama pisze - ranę w sercu, ogromną miłość ku Bogu”, z bardzo jasną wizją swojej nędzy i wad, a jednocześnie dobroci Boga, że omal nie zemdlała. Z tego doświadczenia zrodziła się decyzja, która ukierunkowała całe jej życie: „Nigdy więcej świata, nigdy więcej grzechów” (por. Vita mirabile, 3rv). Wówczas Katarzyna uciekła, przerywając spowiedź. Gdy wróciła do domu, weszła do najodleglejszego pokoju i długo płakała. W tym momencie była już wewnętrznie pouczona o modlitwie i świadoma ogromnej miłości Boga względem niej, grzesznej. Było to doświadczenie duchowe, którego nie mogła wyrazić słowami (por. Vita mirabile, 4r). To właśnie przy tej okazji ukazał się jej cierpiący Jezus, niosący krzyż, jak jest to często przedstawiane w ikonografii świętej. Kilka dni później wróciła do księdza, by w końcu dokonać dobrej spowiedzi. Tutaj zaczęło się owo „życie oczyszczenia”, które przez długi czas było przyczyną jej stałego bólu za popełnione grzechy i pobudziło do przyjmowania pokuty i ofiar, aby ukazać Bogu swoją miłość. Na tej drodze Katarzyna coraz bardziej przybliżała się do Pana, aż do wejścia w to, co nazywa się „życiem zjednoczenia”, to znaczy relacji wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem. W Vita mirabile napisano, że jej dusza była prowadzona i pouczana wewnętrznie jedynie słodką miłością Boga, który dawał jej wszystko, czego potrzebowała. Katarzyna oddała się niemal całkowicie w ręce Pana, aby żyć przez około dwadzieścia pięć lat - jak pisze - „bez pośrednictwa jakiegokolwiek stworzenia, żyć pouczana i rządzona przez samego Boga”(Vita mirabile, 117r-118r), karmiąc się nade wszystko nieustanną modlitwą i Komunią Świętą przyjmowaną każdego dnia, co w jej czasach nie było powszechne. Dopiero wiele lat później Pan dał jej kapłana, który zatroszczył się o jej duszę. Katarzyna zawsze niechętnie zwierzała się i wyrażała doświadczenie swej mistycznej komunii z Bogiem, przede wszystkim ze względu na głęboką pokorę, jaką doświadczała w obliczu łask Pana. Jedynie perspektywa uwielbienia i możliwości pomagania w rozwoju duchowym innych ludzi pobudziła ją, aby powiedzieć innym, co się w niej wydarzyło, począwszy od chwili nawrócenia, które było jej doświadczeniem pierwotnym i podstawowym. Miejscem jej wstąpienia na szczyty mistyki był szpital Pammatone, największy kompleks szpitalny w Genui, którego była dyrektorką i inspiratorką. Tak więc Katarzyna żyła życiem w pełni czynnym, pomimo owej głębi swego życia duchowego. W Pammatone utworzyła się wokół niej grupa zwolenników, uczniów i współpracowników, zafascynowanych jej życiem wiary oraz miłością. Sam jej małżonek Giuliano Adorno, został nim na tyle pozyskany, że porzucił rozpustne życie, aby stać się tercjarzem franciszkańskim, przenieść do szpitala, i pomagać swej żonie. Zaangażowanie Katarzyny w opiekę nad chorymi trwało aż do końca jej ziemskiej pielgrzymki, 15 września 1510 r. Od nawrócenia do śmierci nie było wydarzeń nadzwyczajnych, ale dwa elementy charakteryzują całe jej życie: z jednej strony doświadczenie mistyczne, to znaczy głębokie zjednoczenie z Bogiem, odczuwane jako unia oblubieńcza, a z drugiej opieka nad chorymi, organizowanie szpitala, służba bliźniemu, zwłaszcza najbardziej potrzebującym i opuszczonym. Te dwa bieguny - Bóg i bliźni wypełniają całkowicie jej życie, praktycznie spędzone w obrębie szpitalnych murów. Drodzy przyjaciele, nigdy nie wolno nam zapominać, że im bardziej miłujemy Boga i trwamy w modlitwie, tym bardziej potrafimy prawdziwie kochać otaczające nas osoby, ponieważ będziemy zdolni do dostrzeżenia w każdej osobie oblicza Pana, który kocha bezgranicznie, nie czyniąc różnic. Mistyka nie tworzy dystansu wobec bliźniego, nie tworzy życia abstrakcyjnego, lecz raczej przybliża do drugiego człowieka ponieważ zaczyna się postrzegać świat oczyma i sercem Boga. Myśl Katarzyny o czyśćcu, ze względu na którą jest ona szczególnie znana, jest skondensowana w ostatnich dwóch częściach cytowanej księgi: „Traktat o czyśćcu” i „Dialogu między duszą a ciałem”. Ważne, aby zauważyć, że Katarzyna w swym doświadczeniu mistycznym nie ma nigdy szczególnych objawień o czyśćcu czy też doznających tam oczyszczenia duszach. Jednakże w pismach inspirowanych naszą Świętą jest to element centralny, a sposób jego opisania ma cechy oryginalne, na tle swej epoki. Pierwszy rys indywidualny dotyczy „miejsca” oczyszczenia dusz. W jej czasach przedstawiano go głównie odwołując się do obrazów związanych z przestrzenią: sądzono, że istnieje pewna przestrzeń, gdzie miałby się znajdować czyściec. U Katarzyny jednak czyściec nie jest przedstawiony jako element krajobrazu wnętrzności ziemi: jest to ogień nie zewnętrzny, ale wewnętrzny. Czyściec jest ogniem wewnętrznym. Święta mówi o drodze oczyszczenia duszy ku pełnej komunii z Bogiem, wychodząc od swojego doświadczenia głębokiego bólu z powodu popełnionych grzechów, w porównaniu z nieskończoną miłością Boga (por. Vita mirabile, 171v). Słyszeliśmy, że w czasie nawrócenia Katarzyna nagle odczuwa dobroć Boga, nieskończoną odległość swego życia od tej dobroci oraz palący ogień w swym wnętrzu. To jest ten ogień, który oczyszcza, jest to wewnętrzny ogień czyśćca. Także i tu jest rys oryginalny w porównaniu z myślą tamtej epoki. W istocie nie wychodzi się od zaświatów, aby powiedzieć o mękach czyśćcowych - jak to było w zwyczaju w tym czasie, a być może jeszcze dziś - aby następnie wskazać drogę do oczyszczenia i nawrócenia. Nasza Święta wychodzi od własnego doświadczenia życia wewnętrznego na drodze ku wieczności. Dusza - mówi Katarzyna - przedstawia się Bogu jako nadal związana pragnieniami i cierpieniami wynikającymi z grzechu, a to uniemożliwia jej, aby cieszyła się uszczęśliwiającą wizją Boga. Katarzyna stwierdza, że Bóg jest tak święty i czysty, że dusza zbrukana grzechem nie może się znaleźć w obecności Bożego majestatu (por. Vita mirabile, 177r). Także i my czujemy, jak bardzo jesteśmy oddaleni, jak bardzo jesteśmy pełni tak wielu rzeczy, które uniemożliwiają nam widzenie Boga. Dusza jest świadoma ogromnej miłości i doskonałej sprawiedliwości Boga, i w konsekwencji cierpi, że nie odpowiedziała w sposób prawidłowy i doskonały na tę miłość, a właśnie sama miłość wobec Boga staje się tym samym płomieniem, sama miłość oczyszcza z rdzy grzechu. U Katarzyny można dostrzec obecność źródeł teologicznych i mistycznych, z których zazwyczaj czerpano w owym czasie. W szczególności odnajdujemy typowy obraz zaczerpnięty od Dionizego Areopagity, to jest złotą nić, łączącą serce człowieka z samym Bogiem. Kiedy Bóg oczyścił człowieka, wiąże go cieniutką złotą nicią, jaką jest Jego miłość, i pociąga go ku sobie uczuciem tak silnym, że człowiek staje się „pokonanym, zwyciężonym, pozbawionym siebie”. W ten sposób serce człowieka jest opanowane przez miłość Boga, która staje się jedynym przewodnikiem, jedynym poruszycielem jego egzystencji (por. Vita mirabilis, 246 rv). Owa sytuacja wyniesienia ku Bogu i powierzenia się Jego woli, wyrażona obrazem nici, jest używana przez Katarzynę, aby wyrazić działanie światła Bożego na dusze w czyśćcu, światła, które je oczyszcza i unosi do wspaniałości promienistego blasku Bożego (por. Vita mirabilis, 179r). Drodzy przyjaciele! Święci w swoim doświadczeniu zjednoczenia z Bogiem, osiągają tak głębokie „poznanie” Bożych tajemnic, w którym nawzajem przenikają się miłość i poznanie, że stanowią pomoc dla teologów w ich wysiłkach badawczych, intellectus fidei rozumienia tajemnic wiary, rzeczywistego zgłębienia tajemnic, na przykład, czym jest czyściec. Poprzez swe życie święta Katarzyna poucza nas, że im bardziej kochamy Boga i wchodzimy w zażyłość z Nim na modlitwie, to tym bardziej pozwala się On poznawać i rozpala nasze serca swoją miłością. Pisząc o czyśćcu, Święta przypomina nam podstawową prawdę wiary, która staje się dla nas zachętą do modlitwy za zmarłych, aby mogli oni osiągnąć uszczęśliwiającą wizję Boga w komunii świętych (por. Katechizm Kościoła Katolickiego, 1032). Pokorna, wierna i wielkoduszna służba, jaką Święta zaoferowała przez całe życie w szpitalu Pammatone, to jasny przykład miłości dla wszystkich i szczególna zachęta dla kobiet, które wnoszą fundamentalny wkład na rzecz społeczeństwa i Kościoła, wraz ze swą cenną pracą, ubogaconą przez ich wrażliwość i poświęcenie się dla najbiedniejszych i najbardziej potrzebujących. Dziękuję. Tłum. st (KAI)/Watykan
CZYTAJ DALEJ

Bolesna Matka Najświętsza i Koronka do Jej Siedmiu Boleści

Niedziela łowicka 35/2005

[ TEMATY ]

Matka Boża

Maryja

Karol Porwich/Niedziela

Matka Boża Bolesna

Matka Boża Bolesna

Bliska jest nam Maryja Niepokalana, kochamy Ją jako Królową, jakże zachwycająca jest w dniu swego Wniebowzięcia. Ale najbardziej bliska, najbardziej człowiecza jest Maryja Bolesna. Dlaczego właśnie Ona?

Chyba dlatego, że żadna matka na ziemi nie przeżyła tyle i nie przecierpiała tyle, co Matka Zbawiciela. Jakże bolesnym echem odbiły się w Jej sercu prorocze słowa Symeona, wypowiedziane w świątyni jerozolimskiej w dniu ofiarowania Pana Jezusa: „A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (por. Łk 2,35). Stąd jakże bardzo Maryja - jako Matka Boża Bolesna rozumie każdego człowieka, każdego cierpiącego, wszystkich, którzy jesteśmy Jej dziećmi.
CZYTAJ DALEJ

Piękna karta historii Kościoła

2025-09-15 11:34

[ TEMATY ]

diecezja zielonogórsko‑gorzowska

Zgromadzenie Księży Misjonarzy

Parafia Iłowa

Karolina Krasowska

Iłowa, uroczystości jubileuszowe w kościele pw. Chrystusa Króla

Iłowa, uroczystości jubileuszowe w kościele pw. Chrystusa Króla

W Iłowej odbyły się uroczystości 400 lat Zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego a Paulo połączone z dziękczynieniem Bogu za 300 lat istnienia tamtejszego kościoła pw. Chrystusa Króla, a także 80-leciem pracy duszpasterskiej Księży Misjonarzy we wspólnocie parafialnej.

Obchody odbyły się kolejno 13 i 14 września. Pierwszego dnia Mszy św. z błogosławieństwem i wybudzeniem odnowionych organów przewodniczył Wizytator Zgromadzenia Księży Misjonarzy ks. dr Paweł Holc CM. Drugiego dnia Eucharystię sprawował bp Tadeusz Lityński, który modlił się w intencji wszystkich, którzy wspierali odnowę kościoła pw. Chrystusa Króla.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję