Reklama

Wiara

Emmanuel, Ewa i Mirek (1)

Historia tych dwojga przyprowadziła do Pana Boga setki nawróconych serc. Kiedy ludzie słuchali świadectwa ich życia, cudów, jakich dokonał w ich życiu Pan Jezus, pragnęli również nawiązać tak bliskie relacje z Bogiem

Niedziela świdnicka 51/2014, str. 4-5

[ TEMATY ]

świadectwo

Archiwum prywatne Ewy i Mirosława Myjaków

Ewa i Mirosław Myjakowie

Ewa i Mirosław Myjakowie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Bywało, że w mieszkaniu Ewy i Mirka przez wiele miesięcy w ciągu niemal całej doby ludzie wspólnie się modlili. Z czasem przeniesiono się do salek katechetycznych. Zanim jednak młodzi małżonkowie całkowicie oddali swoje życie Jezusowi, przeszli trudną drogę, naznaczoną cierpieniem i tragedią. Po ludzku rzecz biorąc, ich życie było pasmem dramatów. Jeśli jeszcze dodać, że Ewa nie wyniosła z domu praktyk religijnych, wiedzy o Bogu, wiary, choć w jakiś sposób wierzyła w Jego istnienie, a Mirek pochodzący z tradycyjnej katolickiej rodziny, myślał, że jak nie pójdzie w niedzielę do kościoła, to może go spotkać jakaś kara od Boga. Jak sam mówi, w tym okresie życia, Bóg nie był dla niego Bogiem, którego doświadczał w sercu, nie czuł Jego miłości i mocy. Ich sytuacja wyglądała więc beznadziejnie, kolejne życiowe dramaty doświadczały ich boleśnie. I pewnie różnie mogłaby się potoczyć ich historia, ale wtedy w ich życiu narodził się Jezus. Przyszedł do nich, bo o to Go poprosili.

Bóg jest wymyślony

Mirek pochodzi ze wsi, z domu wyniósł wiarę tradycyjną.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Do kościoła chodziło się co niedzielę – wspomina. – Pamiętam, jak chodziłem z babcią, która na ulicy pozdrawiała ludzi, chwaląc Pana Boga. Bardzo mi się to podobało, też tak robiłem. Cieszyłem się, jak ludzie odpowiadali, a jak któryś nie reagował, byłem zawiedziony. Babcia tłumaczyła mi, że nie wszyscy są mocno wierzący. W domu był zwyczaj modlitwy przed każdym posiłkiem, pozdrawiania Pana Boga przy wyjściu z domu i powrocie. Wspólny Różaniec w październiku. Tak dorastałem. Ale myślałem, że tak trzeba robić, w przeciwnym razie Bóg mnie ukarze. Miałem więc lęk przed Panem Bogiem. Z takim przekonaniem wszedłem w życie dorosłe. Kiedy przyszło mi odrabiać wojsko w straży pożarnej, spotkało mnie trudne doświadczenie. Raz w miesiącu, w niedzielę, były spotkania z komendantem, który na siłę chciał wciągać nas do ZSMP (Związek Socjalistycznej Młodzieży Polskiej). Na tych spotkaniach „prano” nam mózgi. Mówiono o szlachetności młodzieży, ale też o tym, że Bóg jest wymyślony przez człowieka. O różnych religiach świata, że jedni wierzą w krowy, drudzy w słońce, a u nas wymyślili sobie jakiegoś Boga Jedynego. Mówili, że każdy musi w coś wierzyć, ale tak naprawdę Boga nie ma. Dużo argumentów, przykładów naukowych. Udowadniali, że to jest fikcja. Byłem ogromnie załamany po tych spotkaniach, na których, niestety, musiałem być – wspomina Mirek. – Kiedy poszedłem w niedzielę do kościoła, pomyślałem, że tyle ludzi wierzy, więc Bóg nie może być fikcją. To mi dodawało sił, ale na chwilę. Po spotkaniach znowu chwiałem się, a moja tradycyjna wiara okazywała się niewystarczająca. Bardzo wiele wątpliwości weszło wtedy w moje życie.

Reklama

Miłość od pierwszego… ostatniego tańca

To, w jaki sposób Mirek poznał i pokochał Ewę, jest wyjątkowe. Pokochali się od pierwszych chwil.

– To bardzo ważne wydarzenie, jeszcze nie znałem Boga w taki sposób osobowy, ale poznanie mojej przyszłej żony było wyjątkowe – wspomina Mirosław. – Byliśmy razem na obozie muzycznym, gdzieś w województwie zielonogórskim. Jak to młodzi ludzie znaliśmy się, ponieważ byliśmy w różnych zespołach, ale bardziej to była znajomość wzrokowa, nawet nie do końca koleżeńska. Na wspomnianym obozie były organizowane wieczorki taneczne. Podczas ostatniego tańca poprosiłem Ewunię, choć nigdy wcześniej nie wpadła mi w oko i ja jej również. Podczas obozu prosiłem do tańca inne dziewczyny, ale tym razem wszystkie już były zajęte, więc poprosiłem ją. Grali spokojny utwór, Ewunia, oczywiście, zachowywała szkolny dystans. I nagle coś dziwnego się stało, jakby ktoś w jednym momencie wylał mi wiadro gorącej wody na głowę. Poczułem jakby wewnętrzne zapewnienie, że osoba, z którą jestem, będzie osobą, z którą będę do końca mojego życia. I wtedy poczułem ogromny żar miłości w sercu, miłości, jakiej do tej pory nie znałem – z przejęciem wspomina Mirek.

Reklama

– Nigdy bym siebie o to nie podejrzewał, ponieważ traktowałem Ewę jak koleżankę – wyjaśnia. – W tym momencie coś dziwnego stało się w moim sercu, wiedziałem, że jest to sprawa Boga, którego do tej pory nie znałem w taki sposób. Wyszliśmy po tym tańcu i rozmawialiśmy. Ewunia zapytała, czy coś podczas tańca się wydarzyło, dzieląc się tym, co ona przeżyła. Opowiedziałem jej o swoich przeżyciach, okazało się, że ona przeżyła dokładnie to samo. Poczuła to samo. Od tamtej pory wyszliśmy razem, trzymając się za ręce i do dzisiaj (ponad trzydzieści lat) jesteśmy razem. Najważniejsze jest to, że ta gorąca miłość, ta wielka miłość przetrwała do dzisiaj i rozwija się cały czas, taka świeża, piękna, Boża miłość. Wiem, że dla mnie jest to cud i znak od Boga, że Bóg istnieje. Jak nieraz przez różne wydarzenia, zawirowania czy ciemne noce duchowe, nie doświadczam Boga blisko, to widzę Go w naszej miłości. I to jest dla mnie ogromne potwierdzenie obecności Pana Boga w naszym życiu. Przez miłość do żony i miłość żony do mnie.

Małżeńskie dramaty

– To było takie dotknięcie nas przez Pana Boga – podkreśla Mirek. – Jak się później okazało, to dotknięcie powoli się w nas rozwijało. Byliśmy młodzi, ja miałem dwadzieścia lat, Ewunia siedemnaście. Jednak wewnętrznie bardzo dojrzali i pragnący założyć rodzinę. Poczekałem na Ewunię trzy lata, aż skończy Liceum Medyczne. Pobraliśmy się, a później zaplanowaliśmy poczęcie dziecka. Bardzo pragnęliśmy dzieci. Z radością przyjęliśmy wiadomość, że Ewunia spodziewa się dziecka. Jednak w trzecim miesiącu – wspomina Mirek, a Ewa poprawia go, że w czwartym – zaczęło się dziać coś dziwnego. Okazało się, że tak upragnione dziecko zostało poronione – ze smutkiem wspominają to wydarzenie. – Ewunia przeżyła tragedię – zaznacza Mirek. – Ona jest bardzo wrażliwą osobą, emocjonalną, z radością oczekiwała dziecka. Ja jako mężczyzna cierpiałem bardzo, natomiast to, co przeżyła Ewunia, to było rozbicie emocjonalne. W tym czasie pracowała na oddziale ginekologicznym, gdzie kobiety usuwały ciąże, nie chciały mieć dzieci. Moja żona nie mogła tego zrozumieć, że tak pragnie i nie ma tego dziecka. Przez wiele miesięcy Ewunia nie mogła się pozbierać. Po roku zaplanowaliśmy kolejny raz dziecko. Minęły trzy może cztery miesiące ciąży i znowu stało się to, co za pierwszym razem. Straciliśmy dziecko. To była tragedia totalna, Ewunia podłamała się psychicznie tak mocno, że wychodząc z domu na spacer, widząc matki z dziećmi, zanosiła się płaczem i uciekała do domu. Nie mogła znieść tego widoku, mając świadomość, że sama nie będzie mogła mieć dzieci. W tym przekonaniu utrzymywali ją lekarze i pielęgniarki, że po takich zabiegach, jakie miała Ewa po poronieniach, dzieci już nie będzie mogła mieć. To ją jeszcze bardziej podłamało, płakała po nocach. Byliśmy zrozpaczeni.

Reklama

Boże, pomóż!

Po tych wszystkich wydarzeniach, Mirek postanowił zabrać Ewę w góry do swojej rodziny. Spędzili tam dwa tygodnie. Wracając, postanowili bagaże nadać pocztą. Nie chcieli ich dźwigać.

– Potrzebowaliśmy nabrać sił, odpocząć, temu miał posłużyć wyjazd – wspomina Mirek. – Wspominam o bagażach, bo one w pewnym sensie odegrały ważną rolę. Kiedy już byliśmy w domu, to po trzech dniach otrzymaliśmy informację, że nadane przez nas bagaże dojechały na miejsce i są do odbioru. Pamiętam, był piękny sierpniowy poranek, świeciło słońce, promienie padały przez okno naszego pokoju. Ewunia obudziła się przede mną, kiedy i ja się przebudziłem, powiedziała mi wtedy, że ma ogromne pragnienie, abyśmy pierwszy raz wspólnie się pomodlili. Dla mnie to było o tyle trudne, że byłem bardzo zamknięty na taką formę modlitwy, raczej robiłem to po cichu i sam. Ale propozycja Ewy była dla mnie ogromnie zaskakująca. Znałem jej wychowanie, praktycznie bez praktyk religijnych, owszem wierząca rodzina, ale bez takiego zaangażowania. A tu budzi się radosna i prosi o wspólną modlitwę. Coś mi jednak w sercu radosnego „zagrało”. Zgodziłem się. Ale pytałem, jak się będziemy modlić, wtedy Ewunia powiedziała, że własnymi słowami, „tak spontanicznie opowiedzmy Bogu o naszych sprawach”, mówiła. To była nasza pierwsza wspólna modlitwa.

2014-12-19 13:26

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Sonja Corbitt na Podbeskidziu

Niedziela bielsko-żywiecka 27/2018, str. IV

[ TEMATY ]

świadectwo

Sonja Corbitt

Monika Jaworska

Modlitwa z Cieszynie z udziałem Sonji Corbitt (na środku)

Modlitwa z Cieszynie z udziałem Sonji Corbitt (na środku)

Katolicka mówczyni z USA ze stanu Tennessee Sonja Corbitt gościła w naszej diecezji w Bielsku-Białej i Cieszynie, głosząc świadectwo swojego życia i rozważając słowo Boże

W Bielsku-Białej wyjaśniała wiernym, jak być nieustraszonym, pokonać swoje demony i kochać z pasją. – Gdy widzimy podziały w naszych relacjach z ludźmi, możemy poprosić Boga o Jego słowo, aby ono przeniknęło te relacje i naprawiło je. Ale to wymaga, abyśmy przyznali się do winy. Albowiem Bóg nie daje nam ducha strachu, ale mocy, miłości i opanowania – powiedziała w kościele św. Maksymiliana w Bielsku-Białej Alesandrowicach. Sonja opowiadała też o przejściu z baptyzmu na katolicyzm. Tam spotkanie poprzedziła Msza św.

CZYTAJ DALEJ

Św. Ekspedyt - dla żołnierzy i bezrobotnych

Niedziela łowicka 51/2004

Sławny - u nas mało znany

CZYTAJ DALEJ

Jasna Góra: Wystawa unikatowych pamiątek związanych z bitwami pod Mokrą i o Monte Cassino

2024-04-19 18:33

[ TEMATY ]

Jasna Góra

wystawa

BPJG

Unikatowe dokumenty jak np. listy oficera 12 Pułku Ułanów Podolskich z Kozielska czy oryginalną kurtkę mundurową typu battle-dress z kampanii włoskiej, a także prezentowane po raz pierwszy, pochodzące z jasnogórskich zbiorów, szczątki bombowca Vickers Wellington Dywizjonu 305 można zobaczyć na wystawie „Od Mokrej do Monte Cassino - szlakiem 12 Pułku Ułanów Podolskich”. Na wernisażu obecny był syn rotmistrza Antoniego Kropielnickiego uczestnika bitwy pod Mokrą. Ekspozycja znajduje się w pawilonie wystaw czasowych w Bastionie św. Rocha na Jasnej Górze.

Wystawa na Jasnej Górze wpisuje się w obchody 85. rocznicy bitwy pod Mokrą, jednej z najbardziej bohaterskich bitew polskiego żołnierza z przeważającymi siłami Niemców z 4 Dywizji Pancernej oraz 80. rocznicy bitwy o Monte Cassino, w której oddziały 2. Korpusu Polskiego pod dowództwem gen. Władysława Andersa zdobyły włoski klasztor.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję