Reklama

Wiara

Blisko dzieci świętych i pogubionych

Bóg istnieje. Dlaczego pozwala na cierpienie niewinnych? Jest wszechmocny, ale dlaczego nie usunie zła? Nie, to nie są pytania ateistów. To „najbardziej nagląca niewiadoma” ludzkiego serca. Tajemnica, w którą zanurza się człowiek chcący świadomie mówić Bogu: „Ojcze”. Odwiecznym Synem Boga jest Jezus, posłany do ludzi, z nieba na ziemię. Syn Boży pokazał oblicze Boga Ojca.

Niedziela Ogólnopolska 50/2014, str. 10-12

[ TEMATY ]

wiara

Bóg

pl.wikipedia.org

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Agnieszka Bugała: - Jak wyobraża sobie Ksiądz Profesor Boga Ojca?

Ks. Prof. Mariusz Rosik: - Przychodzą mi na myśl słowa: „Panie, przenikasz i znasz mnie (...). Ogarniasz mnie zewsząd i kładziesz na mnie swą rękę” (Ps 139, 1. 5). A zaraz potem wyznanie św. Pawła Apostoła: „W Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 28). Jest to więc nie tyle wyobrażenie, ile raczej świadomość Obecności - dyskretnej, trwałej i kochającej.

- A jaki portret Ojca z nieba daje nam Biblia?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- „Kto Mnie widzi, widzi także i Ojca” (J 14, 8-9) - mówił Jezus. To On dał nam najpełniejsze objawienie tego, kim jest Ojciec. Dlatego Jan Paweł II wzywał do „kontemplacji oblicza Chrystusa”. Mówił, że kto chce poznać Boga, ma na to najlepszy sposób: wpatrywać się w Jezusa.

- Najważniejsza z cech Boga Ojca?

- „Theos agape estin” - „Bóg jest miłością” - powie św. Jan (1 J 4, 8), najmłodszy spośród uczniów Jezusa. Gdy stał pod krzyżem Jezusa, mógł mieć około dwudziestu lat. Gdy umierał, może nawet dziewięćdziesiąt. Siedemdziesiąt lat refleksji nad tym, co zobaczył w Jezusie, doprowadziło go do najgłębszej i najprostszej zarazem prawdy chrześcijaństwa: Bóg jest miłością. A miłość to nie tylko cecha Boga. To nie tylko atrybut. To Jego istota. Paradoksalnie można powiedzieć: gdyby Bóg nie był miłością, nie byłby Bogiem.

- A jednak w Piśmie Świętym sporo jest słów o gniewie Boga, o rozczarowaniu, zasmuceniu. Czy można w ogóle mówić o emocjach Boga, a w konsekwencji - o Jego emocjonalnych reakcjach?

- Akwinata nazywał Boga „nieruchomym Poruszycielem”. W Biblii jednak Bóg się porusza i wzrusza, i to jak! Z Jeremiaszem płacze nad naszą pychą, radośnie otwiera ramiona, by przygarnąć marnotrawnego syna, wyprowadza Izraela, swą oblubienicę, na pustynię, by tam mówić do jej serca.

- W jednej z Prawd wiary wyznajemy, że „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze”. Co należy rozumieć przez tę karę?

- Mam przed oczyma obraz Cranacha. Ewa i Adam odkrywają, że są nadzy. Bibliści dowodzą, że nagość w opowiadaniu o upadku pierwszych rodziców niewiele ma wspólnego z płciowością. Człowiek nagi to człowiek bezbronny. Bezbronny wobec cierpienia, śmierci i grzechu. Wszelkie formy cierpienia, skłonność do grzechu i śmierć - przynajmniej ta duchowa, rozumiana jako oddzielenie od Boga - to naturalne, zapowiedziane przez Boga konsekwencje tego pierwszego załamania się przymierza z Bogiem, przymierza w raju. Karą Bożą są skutki grzechu pierwszych rodziców. Nie należy wyobrażać sobie, jakoby Bóg własną decyzją zsyłał na nas cierpienia, choroby, wypadki. Zło jest na świecie, bo człowiek w jakiś tajemniczy sposób u zarania ludzkości zaprosił je do tego świata. I wciąż to człowiek ponosi konsekwencje tego zaproszenia. Konsekwencjom ten sam człowiek przykleił etykietę: „kara Boża”.

- Księże Profesorze, w czasach bezstresowego wychowania dzieci zabrzmi to jak archaizm, ale we właściwym systemie wychowawczym, gdy dzieci okazują nieposłuszeństwo rodzicom, spotyka je kara. W jaki sposób w takim razie napomina nas Bóg Ojciec? Jakie metody wychowawcze stosuje wobec człowieka Bóg Ojciec, który jest miłością?

- Analogia pomiędzy ziemskimi ojcami a Bogiem może być dopuszczona tylko do pewnego momentu. Bóg napomina nas przez swoje słowo, nie zsyła cierpień. One same przychodzą na nas jako konsekwencja naszego grzechu, a niekiedy jako konsekwencja grzechu pierwszych rodziców. Złe rzeczy zdarzają się wszystkim. Jednym - z powodu ich własnej winy, innym - niezasłużenie. A to dlatego, że świat leży w mocy Złego, jak uczył Jezus.

- Zatrważające pytanie, ale potrzeba właściwego rozumienia tej kwestii, więc się ośmielę... Ojciec wydaje własnego Syna na stuprocentową, okrutną śmierć. Jak rozumieć to ojcostwo?

- Zmieniłbym optykę tego pytania, ze względu na to, iż Jezus mówi: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10, 30). Bóg istnieje w trzech Osobach, ale w jednej naturze. Jedna z Boskich Osób staje się człowiekiem, by umrzeć z miłości do nas. Bóg, wydając z szaleńczej miłości do nas na śmierć swego Syna, czyni to, bo to jedyna słuszna droga zbawienia. Bóg zabronił Abrahamowi zabicia Izaaka. Sam jednak „własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał”.

- Dlaczego?

- To szalone, wręcz gorszące postępowanie Boga tłumaczy tylko jedno: miłość do każdego z nas. Jego miłość do Jezusa była największa. I jednocześnie Jego miłość do Jezusa nie była większa niż Jego miłość do każdego z nas. Bo Jego miłość wobec nas jest tak samo wielka, jak Jego miłość do Jezusa. Jest absolutna, bo On sam jest Absolutem. To jest tajemnica Bożego Serca, którą możemy tylko kontemplować, nie zrozumieć.

- Próbujemy nieudolnie odpowiadać na tę miłość, ale zdarza nam się mieć żal do Boga. Jakbyśmy nie ufali Mu całkowicie, jakbyśmy obawiali się czegoś złego z Jego strony. Skąd bierze się ta nieufność?

- O. Jacek Salij OP mówił kiedyś, że gdy oskarżamy Boga o zło w naszym życiu, oskarżamy nie Boga, ale nasze fałszywe o Nim wyobrażenie. I to prawda. Gdy nosimy w sobie wypaczony obraz Boga, łatwo o brak ufności.

- Gdy przychodzi cierpienie, choroba, mówimy: Bóg nas hartuje, dopuszcza zło, by nas wypróbować. Czy rzeczywiście Bóg, który jest samą miłością, testuje własne dziecko w jego wierności?

- Trochę boję się słowa „dopuszcza”, choć pewnie nie ma lepszego. Sugeruje ono, że Bóg bezczynnie patrzy na swoje dzieci, gdy dzieje im się zło.

- Ale trudno - wierząc we wszechmoc Boga - nie pytać, dlaczego np. umierają dzieci. Zło się dzieje, doświadczamy go. I pragnęlibyśmy, aby Bóg nas przed nim obronił.

- Wyobraźmy sobie młode małżeństwo mieszkające z trzyletnim synkiem w pięknym domu. Małżonkowie idą na spacer, zostawiają śpiącego chłopczyka na pierwszym piętrze budynku. Gdy wychodzą, ojciec podpala dom, mówiąc: „Wystawimy nasze dziecko na próbę. Zobaczymy, czy poradzi sobie z płomieniami ognia!”. Za tak absurdalnym wyobrażeniem kryje się obraz Boga, który zsyła na nas cierpienia, aby nas wypróbować! Oczywiście, nikt logicznie myślący i znający naukę Jezusa nie zgodzi się na taki obraz Boga. Próby, które nas spotykają, nie są zsyłane przez Boga, ale są naturalnymi wydarzeniami w świecie, który leży w mocy Złego. Borykamy się z naturalnymi konsekwencjami grzechu pierwszych rodziców, konsekwencjami, które niekiedy Biblia nazywa „karą Bożą”, innym zaś razem „próbą”, na którą wystawia nas Bóg. Boża rola jest tu tylko taka, że są one zapowiedziane przez Stwórcę już w raju. Bóg wyraźnie mówi, że grzech sprowadzi na świat zło, i dokładnie tak się dzieje. To zło nazywane bywa karą lub próbą, ale nie oznacza to, że Bóg świadomie, pozytywnym aktem woli, zsyła na nas cierpienia.

- Nie zsyła na nas zła. Ale czy w swej wszechmocy nie może nas ochronić przed napaścią Złego?

- Idźmy dalej w naszym absurdalnym obrazie. Wyobraźmy sobie, że to nie ojciec podpala dom ze śpiącym dzieckiem, ale czyni to złodziej, który wcześniej okradł mieszkanie, a potem podłożył ogień. A wszystko to dzieje się na oczach ojca dziecka, który z dala biernie obserwuje czyny rabusia. Taka bierna postawa ojca mogłaby być nazwana „dopuszczaniem” zła. Ale czy przystaje ona do biblijnego obrazu Boga? Absolutnie nie! Bóg nie jest kimś, kto bezczynnie przygląda się cierpieniu swoich dzieci. Nie jest też kimś, kto „ręcznie” steruje każdą sytuacją na świecie. Kochający ojciec nie pozwoli krzywdzić swego dziecka i zaatakuje rabusia.

- Jednak tu kończy się analogia?

Reklama

- Tak. Bóg nie atakuje rabusia, bo musiałby mu odebrać wolność, a to oznaczałoby, że go nie kocha. Doskonała miłość - a taką jest Bóg - daje absolutną wolność osobie, którą kocha. Wolność aż do możliwości odrzucenia tej miłości. Bóg kocha i dziecko w płonącym domu, i podpalacza... I dlatego „uruchomił” swój zbawczy plan, szanując wolność każdego. Jego plan zbawienia ma charakter powszechny i globalny. Syn Boży stał się człowiekiem, umarł, zmartwychwstał i powrócił do Ojca, otwierając tym samym drogę zbawienia wszystkim, którzy w Niego uwierzą. Bóg nie tyle chce za wszelką cenę ochronić nas od każdego najmniejszego cierpienia w życiu doczesnym, ile zależy Mu na ostatecznym wyzwoleniu ze wszystkich cierpień.

- Czy nasze cierpienie ma zatem dla Boga Ojca jakąkolwiek wartość? Czy ono wpisuje się w to ostateczne wyzwolenie? Mamy współudział?

- Hemingway pisał kiedyś: „Życie łamie każdego, a potem niektórzy są jeszcze silniejsi w miejscu złamania”. Miał rację, gdy pisał - „niektórzy”. Bo nie wszyscy. Nawet on sam silniejszy nie był, zwłaszcza tego ranka, gdy wypłynął na jezioro ze strzelbą w łódce. Są tacy, których cierpienie złamało, oddaliło od Boga, pogrążyło w rozpaczy i zgorzknieniu. Jednak św. Paweł odkrył piękną prawdę: „...Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra” (Rz 8, 28). We wszystkim, a więc również w cierpieniu. Może z choroby wyprowadzić dobro. Może je wyprowadzić z grzechu. Gdy grzesznik nawraca się, zbliża się do Boga, uświadamia sobie, jak bardzo zranił siebie i innych - to czasem z zapałem powraca na drogę świętości. Bóg może wyprowadzić dobro także ze śmierci. Czy z miłości, która zaprowadziła Chrystusa na krzyż, nie wypłynęło największe dobro?

- Wielu świętych Kościoła, np. Ojciec Pio, nie tylko przyjmowało z wdzięcznością cierpienia, które zdarzały się w ich życiu, ale szczerze ich pragnęło. W jednym z listów Ojciec Pio pisał tak: „Nie kocham cierpienia samego w sobie; proszę o nie Boga, pragnę go z powodu owoców, które mi daje. Ono bowiem oddaje chwałę Bogu, ocala bliźnich na tym wygnaniu, uwalnia dusze z ognia czyśćcowego, i czegóż więcej mogę chcieć?”. Skoro Bóg Ojciec jest miłością i nie chce dla nas, jako swoich dzieci, żadnego zła, to w jakim sensie „cierpienie oddaje Mu chwałę”?

- Odwróćmy logikę tego pytania. Czy Bóg chciał grzechu pierwszych rodziców? Oczywiście, nie. Byłoby to absurdem. Skoro Bóg nie chciał grzechu, to czy chciał jego konsekwencji? Oczywiście, nie! To Bóg jest konsekwentny. Skoro nie chce grzechu, to nie chce również skutków grzechu. Jednak wbrew woli Boga człowiek zgrzeszył i pojawiły się skutki tej fatalnej decyzji. Jednym z nich, powtórzmy to, jest cierpienie. Bóg nie chce cierpienia, ale skoro ono już się pojawia, to może obrócić je ku dobru. Wielu świętych zdawało sobie z tego sprawę. Jak Ojciec Pio, który nie kocha cierpienia samego w sobie, bo takie nie ma sensu. Ale cierpienie w bliskości Boga, choć niechciane przez Niego, może posłużyć człowiekowi ku dobremu. I dlatego, paradoksalnie, było chciane przez niektórych mistyków. Więź świętych z Bogiem nieczęsto poddaje się ludzkim opisom, dotykamy tu tajemnicy.

- Dotknijmy zatem jeszcze jednej: W jaki sposób w doskonałym ojcostwie Boga łączą się sprawiedliwość i miłosierdzie?

- Te dwa przymioty Boga zdają się być w relacji sprzeczności. Tak bywa czasem w ludzkim życiu. Inaczej jest w szaleńczych planach miłości Boga. Bóg jest absolutnie sprawiedliwy i absolutnie miłosierny. Kara wyznaczona za złamanie Bożego zakazu spożywania z drzewa poznania dobra i zła była jasno określona: „...gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz” (Rdz 2, 17). Bóg jest absolutnie sprawiedliwy, bo kara musi zostać poniesiona. Co więcej, nie może być złagodzona. Bóg jest absolutnie miłosierny, bo już w Edenie obiecuje nam wybawienie, a sprawiedliwą karę przyjmuje na siebie, w Osobie swego Syna.

- Co możemy zrobić, aby nosić w sobie właściwy obraz Boga Ojca?

- Przestać się bronić przed Jego miłością, bo ona w niczym nam nie zagraża, nie musimy się przed nią zasłaniać. Duchowy parasol trzeba otwierać nad głową tylko przed zakusami Złego. Bóg jest Ojcem prawdziwym i to ojcostwo jest doskonałe, również w tym, że Bóg cierpi, gdy jest nam ciężko. Oddając za nas życie, w Jezusie, nie mógł pomóc nam bardziej i pełniej. Uczynił to, co robią rodzice: oddał życie za swoje dzieci. Wszystkie - te święte, kochające Go, i te pogubione, które wciąż szukają drogi do domu.

2014-12-09 15:09

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wiara jest oddechem Boga

„Choć na pustkowiu nie znajdowali siedziby Boga, to jednak wyraźniej słyszeli tam żywe słowo, które przynieśli w sobie. Ludzie, którzy na tyle oswoili się z pustynią, że nie odczuwają już presji przestrzeni i pustki, nieuchronnie zwracają się do Boga jako jedynej ostoi i jedynego wyczuwalnego rytmu istnienia. Wszystkie wierzenia semickie miały swe źródło w przekonaniu, że świat jest pustką, Bóg zaś obfitością” (T. E. Lawrence).

Wierzę, bo...? Opowiedz mi o tym bez użycia wielkich słów i gładkich zdań wytrychów. Mów tak, jakbyś opowiadał komuś bliskiemu, dziecku, ukochanej, przyjacielowi, który właśnie traci wiarę, a ty chcesz zrobić coś, co go na tej drodze zatrzyma. Szczerze, bez zakładania masek, bez przymilnej poprawności.
Opowiedz o tym, jakie miejsce zajmuje w Twoim życiu wiara?...

Pyta Katarzyna Woynarowska.
ALEKSANDRA MARIA GIL, publicystka, grafik. Związana z ruchem pro life w Polsce, od 2000 r. - z Fundacją „Głos dla Życia”:
- Wiem, że jako istota obdarzona wolną wolą decyduję o swoim postępowaniu, jednak to wiara porządkuje moje życie. W rzeczywistości, w której rozmywają się granice między dobrem a złem, gdy permisywizm wypiera postawy zgodne z naturą, to właśnie wiara pozwala mi pozostać człowiekiem i nie poddać się promowanej wokół bylejakości, godzenia się na wszystko i za każdą cenę...
AGNIESZKA KONIK-KORN, historyk, dziennikarka, mama dwójki dzieci:
- Gdy patrzysz na życie przez pryzmat wiary, to wszystko w życiu nabiera sensu. Nie ukrywam, że wiara w moim życiu cały czas ewoluuje - raz dojrzewa, innym razem przychodzą kryzysy. Wiara jest decyzją podejmowaną nie tylko w sercu, ale i w umyśle. Ważną rolę w rozwoju mojej wiary odgrywa formacja we wspólnocie, w zasadzie od dzieciństwa. Choć wspólnoty się zmieniały, to myślę, że bez nich trudno byłoby mi wiedzieć o pewnych rzeczach. W wierze także świadomość ma ogromne znaczenie.
KS. ROMAN CHYLIŃSKI CSMA: - Wiarę w Boga rozumiem w trzech wymiarach: wierzyć Słowu Boga, ufać Słowu Boga i całkowicie Jemu zawierzyć swoje życie.
- Czy później lżej się żyje?
- Chyba nie, ale pewniej stąpa się po ziemi...
S. BARBARA PODGÓRSKA, karmelitanka misjonarka: - Wiara jest oddechem Boga we mnie. Jest jak płomień, który daje radość i siłę do przyjmowania życiowych zadań. Wiara „nawraca” mnie do Boga...
MAREK CHUDZIK, anestezjolog, ojciec dwójki dzieci, wdowiec: - Nie jestem człowiekiem zbyt pobożnym, więc nie wiem, czy jestem godzien mówić w tym gronie... Jednak trochę myślałem... Wiecie, jak ktoś wychował się w rodzinie katolickiej, będzie w ważnych chwilach zachowywał się jak człowiek wierzący... Nawet jeśli utrzymuje, że stracił wiarę. Albo tak jak ja, ciągle się zastanawia nad swoją relacją do Boga. Przekaz, jaki niesie chrześcijaństwo, jest dla mnie rodzajem tatuażu duszy.
KAŹKA URBAN, ekonomistka, redaktorka, działaczka społeczna:
- Nie godzę się na ten świat taki, jaki jest, rozumiesz... Ludzie potrafią być wielcy i mali jednocześnie. Wszyscy zawodzą, ja również. Zamiast frustrującego rozczarowania, można przyjąć ludzi i świat takim, jaki jest, nie wyrzekając się marzeń o absolutnej realizacji dobra i piękna, których skrawków doświadczam na co dzień. Potrzebuję Absolutu. To daje podstawy do wyrozumiałości wobec siebie i innych...
- No dobrze, wobec tych pięknych deklaracji, czy i w jaki sposób wiara wpływa na podejmowanie przez Was codziennych decyzji? Nie mówię o robieniu zakupów, ale o istotnych sprawach...
OLA: - Nie masz racji! Nawet zakupy podporządkowane są temu, w co wierzę. Nie kupuję np. produktów koncernów, które wykorzystują w swojej produkcji komórki macierzyste pozyskane z ciał abortowanych dzieci. Jedna z firm chciała wprowadzić na rynek napój, w którym znajdowały się takie komórki, tłumacząc to ulepszeniem smaku! Sam pomysł jest dla mnie niegodziwy, więc bojkotuję wszystkie artykuły tej korporacji...
AGA: - Wszystko, co robię, staram się robić tak, by nie ranić Jezusa. Jest to najtrudniejsze w sytuacjach międzyludzkich, dochodzą tu także kwestie emocjonalne albo zwykłe „lubienie” czy „nielubienie się”. A żyć życiem wiary - to żyć w prawdzie...
KS. ROMAN: - Kiedy poznałem paschalny wymiar wiary, to dopiero zrozumiałem, że wiara wymaga decyzji. Najpierw trzeba wyrzec się paru rzeczy, aby poważnie potraktować chrześcijaństwo w swoim życiu: wyrzec się szatana, grzechu i wszystkich okoliczności, które prowadzą do zła. I tu zaczyna się „bój bezkrwawy” o duszę. Trudna jest wiara chrześcijańska, bo wymaga radykalizmu, a nie bawienia się ze złem.
KAŹKA: - Wiara w warunkach codzienności? Chyba najbardziej jest we mnie tych kilka chwil, podczas których miałam uczucie namacalnej obecności Boga. Kiedy powietrze staje się gęste od jakiejś nienazwanej substancji i tej błogości, że skoro tak jest, to wszystko jest dobre. Te kilkanaście, kilkadziesiąt sekund, które przyszły nie wiadomo dlaczego i skąd (pewnie to nazywają łaską), staram się nieustannie w sobie odświeżać. A najintensywniej modlę się, oczywiście, w momentach, kiedy tak już nabroiłam, że wydaje mi się, iż nic mnie nie uratuje. A to zabawna historia z codziennego życia: Lata już temu, pewnie jak każda młoda mama, miałam straszny kryzys, poczucie, że jestem złą matką. Po trzech dniach użalania się nad sobą w rozmemłanym łóżku powiedziałam: - Panie Boże, ja się na ten świat nie prosiłam, stworzyłeś mnie, więc teraz coś z tym zrób, bo oszaleję. „And this is the last call!”. Otworzyłam Biblię na oślep, na fragmencie, jak Święta Rodzina zgubiła Jezusa w świątyni i nawet tego nie zauważyła! Roześmiałam się do łez, wstałam z łóżka, otrzepałam się i poszłam dalej...
OLA: - Od 15 lat jestem żoną swojego męża i oprócz wszystkich chwil szczęśliwości były i kryzysy, i to wiara pozwoliła nam obojgu wytrwać przy sobie. Także moja praca, to ciągłe zmaganie się ze sobą - na ile realizuję talenty, którymi zostałam obdarowana, a na ile zakopałam je w ogródku rutyny?...
S. BASIA: - Na pewno nie chciałabym przeżywać mojego życia „bez rozumu niczym koń i muł” (Ps 32, 9) czy jak ci, którzy „mają usta, ale nie mówią; oczy mają, ale nie widzą; mają uszy, ale nie słyszą; mają ręce, lecz nie dotykają” (por. Ps 115, 5-7). Świadome przeżywanie życia, poszukiwanie sensu, piękna, mądrości prowadzi do zintegrowania różnych aspektów osobowości. Stąd nie waham się potwierdzić, że przyjmuję z wdzięcznością (i z pewną ulgą...) obecność wiary w moim życiu.
MAREK: - Dużo ostatnio myślałem na ten temat i ku mojemu zdumieniu stwierdziłem, że system, w jakim żyję, moja codzienność i dziesiątki podejmowanych decyzji opieram na Dekalogu. Moim skromnym zdaniem - nie ma doskonalszego określenia granic. Kto wychodzi poza nie, staje się bezrozumnym zwierzęciem...
KAŹKA: - Ewangelia jest zdecydowanie najlepszą rzeczą, jaką przeczytałam. To opowieść o człowieczeństwie, o jakim marzę, najwyższych lotów... Jezus jest po prostu piękną postacią - mądrą, odważną, sprawczą, empatyczną do bólu.
- Teraz będzie trudniej. Czy macie zwyczaj dzielenia się wprost z ludźmi swoim doświadczeniem wiary? Nie boicie się etykiety dewotki/ dewota?
S. BASIA: - „Zwyczaju” dzielenia się wiarą jako takiego nie mam, ale też nie ukrywam pod korcem światła wiary. Wiara domaga się dialogu i świadectwa.
KS. ROMAN: - Jako kapłan słyszę cały czas słowa św. Pawła: „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!”. Więc mi biada!
KAŹKA: - Wiarą dzielę się w sposób nienachalny. Mówię o swoich doświadczeniach duchowych w taki sam sposób, w jaki mówię o przeżyciach nad obrazami mistrzów holenderskich. Jak coś się dzieje w moim życiu ważnego, to mówię o tym nawet niewierzącym przyjaciołom, niezależnie od tego, czy są to doświadczenia duchowe, kulinarne czy literackie.
OLA: - Nie ukrywam się i nie chowam ze swoją wiarą. Na szczęście jeszcze za to nie zamykają w rezerwatach. Mam dość silną osobowość i opowiadanie o sytuacjach, które mnie spotkały, czy stanie na straży swoich przekonań to ta część mnie, która mnie dookreśla.
AGA: - To zależy od sytuacji. Inaczej dzielimy się we wspólnocie, a inaczej wśród osób nieznanych. Jednak są takie środowiska, gdzie świadectwem będzie już noszenie krzyżyka lub milczenie w gronie plotkujących. Myślę, że dzielić się wiarą nie można na siłę, bo można kogoś zniechęcić. Po to też mamy rozum, by rozeznawać, jakie świadectwo potrzebne jest w danej sytuacji. Ale jeśli do osób niewierzących wrogo nastawionych do Kościoła będziemy podchodzić z przyjaźnią i radością, wyobrażając sobie, jak by do nich podchodził Pan Jezus, to myślę, że to jest najlepsze świadectwo.
- Wejdźmy o stopień wyżej: Wiara bez uczynków jest martwa - a więc...
AGA: - Jeśli ktoś wierzy, to nie oddzieli wiary od swoich decyzji. Powiem więcej - to właśnie wiara pomaga dostrzec, że coś jest nie tak. Wierzący nie usprawiedliwią się tak łatwo. Bez wiary nie podejmujemy pewnych działań, bo po ludzku nie zobaczymy w tym sensu. Nie pogodzimy się z naszym wrogiem, nie przebaczymy mu, jeśli wiara nie podpowie nam, że to jest nam potrzebne do zbawienia, do szczęśliwego życia jeszcze tu, na ziemi.
S. BASIA: - Jedynie mówienie, że się wierzy w Boga, może stanowić pułapkę, a na pewno rodzi pustkę. Taki potok słów potrafi pomniejszyć, a nawet zagłuszyć wewnętrzną siłę wiary. Przecież nikogo nie zbawi ani nie uzdrowi taki aktywizm. Dlatego warto otwierać Ewangelię i spoglądać na otaczający nas świat oczami Boga. Pytać siebie o to, co nam każe wychodzić „z chatki miłości własnej”, by odziać, nakarmić, pocieszyć, przyjąć, nieść pokój... Zawsze i w każdym czasie chodzi przecież o życie. Życie w Bogu.
OLA: - Dokonałam życiowego wyboru. Wyboru pracy. Nie jestem w wielkiej firmie, na superstanowisku i nie mam pieniędzy, które pozwoliłyby na zagraniczne wakacje. Ale wykonuję swoją pracę najlepiej, jak potrafię, wykorzystuję w realizowanych zadaniach swoje umiejętności. Każdego dnia, gdy wybieram się do pracy, mam świadomość, że przyczyniam się do dobra na świecie i że to, co robię, nie jest sprzeczne z tym, w co wierzę.
KS. ROMAN: - Kiedy po ludzku już nic nie możemy uczynić, ani inteligencją, ani pobożnością, ani-ani... to wówczas robimy miejsce dla wiary.
- Czyli, podsumowując - wiara to?
AGA: - Wiara to coś, co pomaga nam powstawać. Pion, do którego cały czas musimy równać. Papierek lakmusowy naszych uczynków. Drogowskaz wskazujący nam cel, do którego zmierzamy...
OLA: - Wiara to nadzieja, że dobro jest w każdym z nas. Wiara jest jak łódź. Gdy nie mam siły i wątpię, to dryfuję... Gdy jej zaufam - biorę ster we własne ręce i wówczas to już nie przypadek kieruje moimi losami. Wiara wprowadza w moje życie taki ład, w którym nie muszę godzinami zastanawiać się nad tym, co mam zrobić. Dzięki niej odpowiedzi znajdują się szybko, choć często są niełatwe do zrealizowania.
KAŹKA: - Św. Augustyn powiedział: „intimior intimo meo”. Rozwinięty w tłumaczeniu ten cytat brzmi: Bliższy mi niż ja sam w tym, co mi najbliższe. To jest dla mnie kwintesencja wiary w Boga. Bóg, który jest, i ja, która się staram. I choć nie zawsze mi się udaje, to mam ten komfort, że jest Ktoś, kto patrzy w tym samym kierunku...

CZYTAJ DALEJ

Warszawa: Strażacy dogaszają pożar kompleksu handlowego Marywilska 44

2024-05-12 08:06

[ TEMATY ]

pożar

PAP/Leszek Szymański

Strażacy dogaszają pożar kompleksu handlowego Marywilska 44 w Warszawie - poinformował w niedzielę rano PAP mł. bryg Michał Konopka z Komendy Miejskiej PSP w Warszawie. Dodał, że nikt nie odniósł obrażeń. Działania ratownicze prowadzi 50 zastępów, w tym Grupa Ratownictwa Chemiczno-Ekologicznego.

Straż Pożarna uspokaja, że dym nie stanowi już zagrożenia dla zdrowia mieszkańców. „Nadal jednak zalecamy mieszkańców pobliskich domów do zamykania okien" – dodał Konopka.

CZYTAJ DALEJ

Łódź: Majowy zjazd Ekumenicznej Szkoły Biblijnej

2024-05-12 17:30

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

ks. Paweł Kłys

W Wyższym Seminarium Duchownym w Łodzi zakończył się kolejny zjazd Ekumenicznej Szkoły Biblijnej. Podczas majowego spotkania słuchacze wysłuchali trzech biblijnych wykładów na temat ofiar starotestamentalnych i zbawczej Ofiary Chrystusa złożonej na krzyżu Golgoty.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję