Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji za prezesury Jana Dworaka ma odosobnioną wizję pluralizmu medialnego, demokracji i transparentności procedur. Zgodnie z Konstytucją RP, KRRiT powinna stać na straży wolności słowa i prawa obywateli do informacji. Według ustawy, głównym zadaniem Rady jest dbanie o pluralizm medialny oraz troska o interes odbiorców. Jak ten pluralizm wygląda według prezesa Dworaka?
Okazuje się, że np. koncern medialny Polsatu może mieć aż 13 kanałów naziemnych, a Telewizja Trwam nie ma ani jednego. Jeszcze gorzej wygląda troska KRRiT o interes publiczny. Brak miejsca dla Telewizji Trwam na multipleksie wywołał największą od dekady falę protestów społecznych. Ulicami polskich miast przeszło aż 160 marszów poparcia, a największy z nich zgromadził kilkaset tysięcy osób. Na biurko Jana Dworaka wpłynęło 2,5 mln podpisów.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Gdzie tu jest wolność słowa, gdzie demokracja? Gdzie dialog społeczny? - pytał na posiedzeniu sejmowej komisji o. Tadeusz Rydzyk, dyrektor Radia Maryja i Telewizji Trwam. - Na tej ziemi nie mamy już do kogo się zwrócić.
Łamanie praw człowieka
Reklama
Jan Dworak zapowiedział, że konkurs koncesyjny zostanie rozstrzygnięty na przełomie czerwca i lipca br. Tymczasem walka o Telewizję Trwam toczy się w najlepsze i pokazuje, że KRRiT stoi wysoko ponad prawem. Do tej pory była głucha na kilkumilionowe protesty oburzonych obywateli, apele Episkopatu Polski, Rzecznika Praw Obywatelskich oraz Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Jej decyzja znalazła się nawet w raporcie Biura Demokracji i Praw Człowieka Departamentu Stanu USA. Amerykanie zwracają uwagę m.in. na kwestię wolności słowa i mediów w Polsce. Jako najjaskrawszy przykład łamania tych praw człowieka podają właśnie bezprecedensową decyzję w sprawie Telewizji Trwam.
- Cyfrowe nadawanie jest dla wszystkich obywateli. Jest ono jednak rozdawane tylko stronie liberalno-lewicowej, np. Polsat ma już 13 miejsc i występuje o następne. ITI, do którego należy TVN, ma już kilka miejsc. A nam, katolikom, nie przyznaje się żadnego - mówił o. Tadeusz Rydzyk na placu Zamkowym w Warszawie do tysięcy osób zgromadzonych na pikniku w obronie Telewizji Trwam.
Oburzenie Polaków jest wielkie. Wydaje się, że decyzja Jana Dworaka miała na celu zabetonowanie układu medialnego tak, aby wykluczyć z debaty publicznej katolików i konserwatystów. Przeliczył się jednak, bo chyba nie spodziewał się tak wielkich reperkusji społecznych.
Na fali społecznego oburzenia politycy Prawa i Sprawiedliwości oraz Solidarnej Polski już w zeszłym roku próbowali zlecić kontrolę NIK, w której zbadano by proces koncesyjny. Niestety, nie udało się. Posłowie PO, SLD i Ruchu Palikota odrzucili uchwałę. Jest to bardzo zastanawiające, bo nawet zwykła, rutynowa kontrola NIK wykazała, że podczas pierwszego konkursu KRRiT działała na szkodę Skarbu Państwa.
Reklama
Natomiast teraz, gdy dobiegają końca procedury rozstrzygnięcia drugiego konkursu, posłowie PiS zgłosili w Sejmie kolejny projekt uchwały o zbadanie KRRiT. Tym razem kontrola nie byłaby post factum, tak jak planowano ją w 2012 r., ale w trakcie trwania procedur przetargowych. - Istnieje bowiem obawa, że KRRiT również w drugim konkursie będzie szukała pretekstów do nieudzielania koncesji Fundacji Lux Veritatis - mówi Barbara Bubula, poseł PiS i były członek KRRiT. - Dlatego też chcemy, aby NIK sprawdził, czy w trwającym konkursie będą zastosowane obiektywne i jednakowe kryteria wobec wszystkich nadawców ubiegających się o koncesję. W poprzednim postępowaniu członkowie Rady zastosowali wybiórczo kryteria wobec różnych wnioskodawców, co jest wypaczeniem wszystkich standardów prawa.
Strach przed kontrolą
Uchwała zaproponowana przez posłów mogłaby być brzemienna w skutkach. Rzuciłaby zupełnie nowe światło na poczynania KRRiT. NIK wprawdzie co roku bada tę instytucję pod względem finansowym, jednak nie kontroluje samych procesów koncesyjnych. Może to zrobić tylko i wyłącznie na zlecenie Sejmu RP. - Dlatego też posłowie Platformy będą robić wszystko, by odrzucić projekt już w pierwszym czytaniu - uważa Barbara Bubula. - Jak widać, kontrola jest im nie na rękę i na każdym posiedzeniu bronią decyzji Dworaka.
- Dlaczego boicie się, państwo, przejrzystości? - pytał w Sejmie o. Tadeusz Rydzyk polityków PO i członków KRRiT. - Jeżeli niczego nie ukradłem i działałem uczciwie, to nie boję się kontroli. Natomiast ja widzę u państwa wielki lęk.
W odpowiedzi na tak postawione pytanie Jan Dworak mówił, że kontrola NIK jest próbą anarchizacji demokracji w Polsce. Według niego, cały ruch społeczny w obronie wolności słowa jest lobbingiem na rzecz Telewizji Trwam.
- Demokracja to również kontrola społeczna poprzez posłów, którzy reprezentują w Sejmie społeczeństwo. Sprawdzenie KRRiT przez NIK jest po prostu korzystaniem z tej demokracji i dostępnych nam instrumentów - odpowiada Mariusz Błaszczak, przewodniczący komisji sejmowej ds. kontroli państwowych.
Reklama
Kilkunastomiesięczna debata w sejmowych komisjach na temat koncesji przyznawanych przez KRRiT obnażyła arogancję partii rządzącej oraz członków Rady. Przewodniczący Jan Dworak obawia się wnikliwej kontroli NIK jak przysłowiowy diabeł święconej wody. Dlaczego?
- Nie ma żadnych obiektywnych kryteriów finansowych, które wskazywałyby na to, że Fundacja Lux Veritatis jest w gorszej sytuacji niż część pozostałych nadawców, którzy dostali koncesje w pierwszym konkursie - uważa Andrzej Jaworski z PiS.
„Cuda” prezesa Dworaka
Ujawniona dokumentacja z pierwszego konkursu obnażyła skalę nadużyć ze strony KRRiT. Niektóre koncesje przyznane były z przyczyn pozamerytorycznych, a nawet z pominięciem prawa, koncesje dostały nawet podmioty, które nie istniały wcześniej w przestrzeni medialnej.
Reklama
Wszystko wskazuje na to, że niektórzy nadawcy wystartowali do konkursu na naziemne telewizje cyfrowe tylko po to, aby stworzyć pozory pluralizmu medialnego w Polsce. Przykładowo - TVN szybko przejął kontrolę nad telewizją TTV, która startowała jako zupełnie inny nadawca. Innym przykładem braku dbałości o pluralizm jest Telewizja ATM Rozrywka, która emituje praktycznie to samo, co można znaleźć w ofercie Polsatu. Ten najpotężniejszy koncern telewizyjny okazał się największym beneficjentem procesu cyfryzacji. Oprócz czterech kanałów ogólnodostępnych ma całą platformę medialną - tzw. telewizja mobilna. Pierwotnie miała to być telewizja przeznaczona dla telefonii komórkowej. Jednak niedługo po tym, jak Polsat wykupił spółkę Info-TV-FM, okazało się, że w ramach „mobilnej” można sprzedawać dekodery i karty do zwykłych telewizorów. Dzięki temu Polsat dysponuje dziś aż 13 miejscami cyfrowej telewizji naziemnej. - Dlatego też brak koncesji dla Telewizji Trwam bardzo nas razi. Inni dostają wszystko, co zechcą, a my, katolicy, nic. To dyktat mniejszości wobec większości - mówi Beata Kępa z Solidarnej Polski.
Jednak największe kontrowersje budzi brak przejrzystości całego procesu koncesyjnego. Pomimo wielu pism i apelów ze strony Fundacji Lux Veritatis, kryteriów oceny nie udało się ustalić również podczas obecnie trwającego konkursu. Nie wiadomo więc, na jakiej podstawie rozstrzygnięte zostanie, kto z wnioskodawców otrzyma miejsca na multipleksie 1.
Mimo wszystko widać, że Jan Dworak obecnie jest w bardzo trudnej sytuacji. Wcześniej ogłosił, że jedna z czterech koncesji przeznaczona jest dla kanału o tematyce społeczno-religijnej. Według konkursowych założeń, telewizja ma nadawać program, który byłby zgodny z nauczaniem Stolicy Apostolskiej i w jedności z Episkopatem Polski. - Nasze obawy odżyły na nowo, gdy dowiedzieliśmy się, że Wieczorna.pl została dopuszczona do dalszego etapu konkursu - mówi Lidia Kochanowicz, dyrektor finansowy Fundacji Lux Veritatis
Okazuje się bowiem, że dla prezesa Dworaka nie ma rzeczy niemożliwych. Wstępne warunki koncesyjne - według KRRiT - spełnia internetowa radiotelewizja mieszcząca się w piwnicy zielonogórskiego domu, która nie posiada żadnego dorobku. Co więcej, nadawca głosi poglądy „żydo-taoisto-hinduso-tolteko-buddystów”. Zasadne jest więc pytanie do KRRiT: Gdzie prezes Dworak widzi jedność tych poglądów z Kościołem katolickim?
Może kolejny raz chce Polakom pokazać, że za jego prezesury nie takie „cuda” się zdarzają.