Po 18 latach procesu Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił Stanisława Kociołka od zarzutu polegającego na namawianiu robotników w wystąpieniu telewizyjnym z 16 grudnia 1970 r. do pójścia nazajutrz do pracy, w wyniku czego w Gdyni wojsko i milicja zabiły 13 osób, a wiele zostało rannych. Symboliczne wyroki otrzymali dwaj dowódcy wojska skazani na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 4 lata nie za zabójstwo, a za śmiertelne pobicie. Sprawcy masakry zza biurka mają się świetnie, a ścigane są niekiedy pionki…
Reklama
Sprawa zbiorowych zabójstw na Wybrzeżu dokonanych przez komunistów w grudniu 1970 r. miała być testem na praworządność i sprawiedliwość III RP. Tak się jednak nie stało. W kraju, w którym zamyka się w więzieniu emerytkę, bo nie spłaciła 5 zł długu, organizatorzy i sprawcy masakry, w której zamordowano przynajmniej kilkadziesiąt niewinnych osób, są bezkarni. Pod szczególną ochroną jest Wojciech Jaruzelski, w 1970 r. minister obrony narodowej, a w 1981 r. główny autor i wykonawca stanu wojennego, który pochłonął dziesiątki ofiar i tysiące prześladowanych. Nominalnie był także oskarżony o kierowanie „związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym”, który na najwyższych szczeblach władzy PRL przygotowywał nawet w świetle ówczesnego prawa nielegalnie wprowadzony stan wojenny. 2 lata temu sąd uznał jednak gen. Wojciecha Jaruzelskiego za niezdolnego do uczestnictwa w procesie. Z podobnych powodów gen. Jaruzelskiego wyłączono z procesu autorów stanu wojennego i tak uniknie wyroku.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dlaczego Wojciech Jaruzelski cieszy się poparciem establishmentu politycznego i medialnego? Dlatego, że przemiany 1989 r., mimo przyjęcia tej cezury za datę upadku komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej, nie odcięły wyraźną cezurą polityczną i moralną III RP od PRL. Znaczna część aparatu państwa, dysponentów i decydentów mediów, organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości pozostała w rękach ludzi ukształtowanych w mentalności PRL. Zmiana, jaka się dokonała, polegała na dopuszczeniu do współwładzy części dawnej opozycji, w istotnej części zwłaszcza w tym segmencie, który wywodził się z ludzi w przeszłości w różny sposób związanych z reżimem, a następnie stanowił trzon lewicowo-laickiej części „Solidarności”.
Doświadczenia po 1989 r. wskazują, że jakość struktur wolnego państwa jest w istotny sposób uzależniona od sposobu rozliczenia się z totalitarną przeszłością. „Gruba kreska” polegała na wybielaniu Jaruzelskiego. Linia obrony jego oraz jego akolitów polega na twierdzeniu, że grudzień 1970 r. to był „wypadek przy pracy”, a stan wojenny uchronił Polskę przed obcą interwencją i był „mniejszym złem”. W tym relatywizowaniu i preparowaniu historii oczywiście nie chodzi o Jaruzelskiego, ale o rzecz dziś znacznie ważniejszą, o ratowanie mitu założycielskiego III RP. Twierdzenia, że Jaruzelski to nie komunistyczny karierowicz i politruk, lecz współczesny Konrad Wallenrod, który przeniknął w szeregi „wroga”, by walczyć o Polskę, nie da się obronić w świetle źródeł historycznych. Przekonanie o tym, że wprowadzenie stanu wojennego uchroniło nasz kraj przed obcą interwencją i rozlewem krwi, było misternie budowanym alibi, które miało zapewnić komunistom bezkarność.