Reklama

Edukacja

Dobro ucznia?

„Nadrzędnym celem wszelkich działań w edukacji musi być dobro ucznia” - to pojawiające się na stronach internetowych MEN zdanie min. Krystyny Szumilas powtarza się jak mantra

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Każda reforma, czy to dotycząca uczniów, czy nauczycieli, ma spełniać to założenie. Czy ministerstwo potrafi jednak sprecyzować, jakie są rzeczywiste cele reformy oświaty, czym według niego jest „dobro ucznia”? Wydaje się, że są to jedynie słowa-wytrychy, które mają uzasadniać wszystkie, choćby najbardziej nielogiczne działania rządu względem najmłodszego pokolenia Polaków.

Od kilku lat o dobro swoich dzieci walczą rodzice zaangażowani w akcję „Ratuj maluchy i starsze dzieci też!”, domagają się referendum w sprawie reformy szkolnictwa, a także podjęcia w debacie publicznej pięciu ważnych tematów edukacyjnych. Poza przymusem szkolnym sześciolatków są to: przymus przedszkolny pięciolatków, zasadność istnienia gimnazjów, zredukowany program nauczania w liceach oraz zagrożenie likwidacją kolejnych tysięcy szkół i przedszkoli. Większość z tych problemów to efekt reform byłej min. Katarzyny Hall.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Do trzech razy sztuka

Reklama

Do 1 czerwca trwa zbiórka podpisów pod petycjami o zwołanie referendum w sprawie reformy edukacji. Potrzeba zebrać 500 tys. odręcznych podpisów. To nie pierwsza akcja, którą zainicjowali 5 lat temu Karolina i Tomasz Elbanowscy z Legionowa. - Dzięki poprzednim akcjom udało się odroczyć reformę w sumie dla pięciu roczników dzieci - mówi Ewelina Królikowska-Juszczyk, jedna z koordynatorek akcji. - Pierwszą inicjatywą była internetowa zbiórka podpisów pod akcją „Ratuj Maluchy”, którą poparło ponad 60 tys. osób. Dzięki niej odroczono reformę obniżenia wieku szkolnego o trzy lata (do 2012 r.). Drugą inicjatywą rodziców był obywatelski projekt ustawy „Sześciolatki do przedszkola”, pod którym w 2011 r. udało się zebrać 347 tys. odręcznych podpisów. Postulowano w nim m.in. całkowite wycofanie reformy. Rząd w odpowiedzi odroczył obniżenie wieku szkolnego o kolejne dwa lata (do 2014 r.) - mówi koordynator.

Obecnie rodzice dzieci urodzonych w 2008 r. i później mają nadzieję, że to nadal oni, a nie urzędnicy będą decydować, kiedy posłać swoje pociechy do szkoły.

Co skłoniło rodziców...

... do podjęcia takich kroków? Polskie szkoły nie są przygotowane na przyjęcie małych dzieci do grona swoich uczniów. To, co według ministerstwa powinno być normą, w rzeczywistości daleko mija się z prawdą. Nieoficjalne jeszcze wyniki kontroli NIK-u, na które powołuje się portal rp.pl (informacja z 2 kwietnia br. - przyp. A. K.K.), wskazują, że jedynie 20 proc. szkół spełnia normy zalecane przez ministerstwo. Klasy w dzisiejszej szkole rzadko liczą mniej niż 30 uczniów, notorycznie brakuje pieniędzy nie tylko na doszkalanie nauczycieli i inwestowanie w choćby sanitarne zaplecze szkoły. W mniejszych miejscowościach placówki są likwidowane, a wielkie szkoły-molochy sprawiają, że dzieci, nawet te najmłodsze, muszą chodzić na zajęcia na zmiany, koegzystując w jednym budynku ze starszymi uczniami, czasem nawet z gimnazjalistami. Czy rodzice mogą być więc spokojni, posyłając sześciolatka do szkoły, w której maluch będzie mijał się na korytarzu z kolegami starszymi od siebie nawet o 10 lat, a czas między zajęciami a powrotem do domu będzie spędzał w zatłoczonej świetlicy? Czy nauczyciele i szkoła są w stanie zapewnić dzieciom bezpieczeństwo, ciepły posiłek, herbatę do kanapek?

Inne nazewnictwo

Reklama

Od wielu lat w Europie dzieci uczą się w szkołach od najmłodszych lat. Jednak to, co we Francji czy Niemczech nazywa się szkołą, do której uczęszczają trzy- i czterolatki, w rzeczywistości spełnia kryteria przedszkola. Dzieci mają do dyspozycji sale do zabawy, do odpoczynku czy nauki, oddzielne jadalnie i możliwość spędzania czasu na powietrzu, na odpowiednio zabezpieczonych placach zabaw. Te szkoły są dostosowane do potrzeb dzieci o wiele lepiej niż polskie przedszkola. Kalkowanie wzorców z Europy Zachodniej powinno być więc poprzedzone wieloletnimi działaniami przystosowującymi polską szkołę do przyjęcia maluchów pod swój dach. Tak się jednak nie dzieje. U nas odgórnie wprowadza się reformy. Oczywiście, nie ma na nie pieniędzy, więc dyrektorzy szkół muszą się mocno natrudzić, aby zdobyć fundusze, choćby na remont toalet. Często głównymi sponsorami „bezpłatnej” w Polsce szkoły są rodzice dzieci, którzy chcą im zapewnić godne warunki do nauki i składają się na konkretne potrzeby.

Na stronie internetowej ratujmaluchy.pl można znaleźć bardzo wiele listów rodziców, nauczycieli, wypowiedzi psychologów czy pedagogów, a także historii uczniów, którzy zaczęli szkołę wcześniej, zgodnie z zaleceniami ministerstwa. Na stronach MEN takich świadectw - tych pozytywnych, jest o wiele mniej, a i te, które zostały zamieszczone w internecie, nie przekonują. Okazuje się, że warunki panujące w polskiej szkole to niejedyny problem reformy szkolnictwa.

Teoria i praktyka

Dlaczego rodzice chcą odwołania reformy? Na stronach ratujmaluchy.pl znajdziemy 11 powodów, a wśród nich poniższe: szkoły w Polsce są niedoinwestowane; sześciolatki nie są w stanie sprostać podstawie programowej narzuconej przez ministerstwo; rząd zabrał większość funduszy przeznaczonych na reformę oświaty (z 347 mln przeznaczonych na reformę w pierwszym roku zostało 40). Ustawa o reformie, choć zaleca standardy, jakie musi spełnić szkoła, aby przyjąć sześciolatki w pierwszej klasie, w praktyce nie jest w stanie ich wyegzekwować. W co trzeciej gminie w Polsce nie ma przedszkoli, więc tam dzieci trafiają do szkół. W wielu przedszkolach brakuje już miejsc dla dzieci trzy- i czteroletnich. Kadry nauczycielskie nie są przygotowane do uczenia małych dzieci.

Reklama

Za reformę szkolnictwa, przygotowanie (lub jego brak) szkoły na przyjęcie sześciolatków odpowiadają samorządy. Reforma min. Hall sprawiła, że to burmistrz gminy decyduje o finansowaniu czy też zamknięciu danej placówki. Oczywiście, zależy to od pieniędzy, które ma do dyspozycji dana gmina. Z polskiej praktyki wiemy jednak, że zawsze są ważniejsze sprawy niż finansowanie edukacji. Choćby w szkole tynk sypał się uczniom na głowę (takie sytuacje się zdarzają), fundusze z budżetu gminy przeznaczane są na bardziej medialne cele, np. na budowę stadionu...

MEN reklamuje swoje reformy, nie szczędząc wydatków na PR. Tworzone są ankiety, mające uwiarygodnić posunięcia ministerstwa. Do koordynatorów akcji „Ratuj Maluchy” zgłaszają się jednak rodzice dzieci, którzy mówią o tym, że ankiety dotyczą wyłącznie dzieci bez żadnych dysfunkcji. Mało tego, uczestnicy tych badań kuszeni są nagrodami, wśród rodziców ankietowanych dzieci mają być losowane nagrody, w tym samochód. Te nieobiektywne badania nie sprawiają jednak, że ich wyniki wskazują na względne przygotowanie sześciolatków do nauki w szkole. Ministerstwo jednak nie chce tym wynikom wierzyć i wmawia społeczeństwu, że jest świetnie. A nie jest.

Nie przyspieszać rozwoju!

Reklama

Istnieje jeszcze inny, emocjonalny aspekt problemu. Aleksandra Marcinkiewicz-Steć, pedagog, która przeprowadza badania tzw. gotowości szkolnej, zauważa, że zwykle sześcioletnie dzieci nie są w stanie skupić się przez dłuższy czas na prowadzonych zajęciach. Potrzebują dostosowanych do ich rozwoju metod dydaktycznych, częstych przerw, dzieci uczą się poprzez zabawę. Szkoła nie zawsze jest w stanie im to zapewnić. Ponadto - mówi pedagog - dziecko około 6. roku życia przeżywa tzw. skok rozwojowy dotyczący w zasadzie wszystkich sfer jego życia, przez co różnica pomiędzy posiadanymi umiejętnościami a możliwościami sprostania wymaganiom systemu klasowo-lekcyjnego jest znacząca między dziećmi sześcio- i siedmioletnimi. Badania pokazują, że faktycznie tylko część dzieci sześcioletnich jest na tyle dojrzałych, by z powodzeniem zacząć naukę wcześniej, bez szkody dla ich rozwoju. Jednak pozostałe dzieci sobie nie poradzą, a przeżywając ciągłe niepowodzenia szkolne, mogą skutecznie zniechęcić się do nauki.

Urszula Moszczyńska, psycholog kliniczny dziecka, która wypowiada się na stronie ratujmaluchy.pl, mówi, że sześciolatki nie są emocjonalnie gotowe na znoszenie porażek, ich koncentracja jest mniejsza. W wieku 6 lat nie wszystkie dzieci mają zakończony rozwój mowy i poprzez wcześniejsze rozpoczęcie nauki zwiększa się prawdopodobieństwo wystąpienia dysleksji. Zmniejsza się chęć do edukacji, a dzieci, które w porównaniu z innymi kolegami z klasy (roczniki są łączone tak, że w jednej klasie mogą się uczyć np. siedmiolatek urodzony w styczniu i sześciolatek urodzony w grudniu, a więc dzieci między którymi są niemal 2 lata różnicy!) wypadają gorzej, startują w życie z niższą samooceną. Mogą także pojawiać się objawy o charakterze nerwicowym czy psychosomatycznym.

Nie chodzi o testy wyboru

Do akcji „Ratuj Maluchy” może przyłączyć się każdy. Wystarczy wejść na strony: ratujmaluchy.pl lub rzecznikrodzicow.pl, skąd można ściągnąć gotowy formularz. Należy go wydrukować i zbierać podpisy. Podpis zaś może złożyć każdy, komu zależy na tym, by nasze społeczeństwo rozwijało się zdrowo. Nie chodzi przecież o to, by kolejne pokolenia Polaków potrafiły bezbłędnie rozwiązywać testy wyboru, ale by nauczyły się samodzienie myśleć. Do tego trzeba cierpliwości i sprecyzowania, czym tak naprawdę jest dobro dziecka. Kompetentni do odpowiedzi na te pytania mogą być wyłącznie rodzice, którzy znają swoje dziecko i na co dzień towarzyszą mu w rozwoju. Niech więc decyzja o tym, czy posłać swoje pociechy do szkoły w wieku sześciu czy siedmiu lat, pozostanie w gestii rodziców, a nie urzędników z MEN.

2013-04-22 14:48

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Jestem w szpitalu i dla szpitala

[ TEMATY ]

dzieci

szpital

kapelan

Kraków

Archiwum

- Nie wyobrażam sobie, że można zostawić chorych, pracowników medycznych, czy rodziców odizolowanych od dziecka, bez posługi religijnej, jeśli o nią proszą, a czynią to czasami bardzo usilnie i pokornie - mówi Niedzieli ks. dr hab. teolog. Lucjan Szczepaniak SCJ, z wykształcenia lekarz, który od 25 lat jest kapelanem w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie.

Maria Fortuna-Sudor: - Księże Kapelanie, jak się Ksiądz czuje w obecnej sytuacji? Ks. dr Lucjan Szczepaniak: - Mój były prowincjał także mnie o to zapytał. Odpowiedziałem, że bardzo dobrze, bo w tym szpitalu jestem jakby w izolacji przez całe 25 lat, czasem bardziej niż w zakonie kontemplacyjnym. Muszę być gotowy do posługi o każdej porze dnia i nocy. Tak jest też w czasie pandemii. Jestem do dyspozycji w szpitalu przez cały dzień i pod telefonem w nocy, czyli dyżur trwa 24 godziny na dobę. Właściwie z nikim się nie kontaktuję poza szpitalem, nawet w domu zakonnym, aby zmniejszyć ryzyko infekcji, chociaż jestem zupełnie zdrowy. Jedyna droga, którą pokonuję codziennie, jest na linii: dom zakonny- szpital.
CZYTAJ DALEJ

Meksyk: Kościół apeluje do mafii o zawieszenie broni z okazji święta Matki Bożej z Guadalupe

2024-12-11 14:35

[ TEMATY ]

Matka Boża z Guadalupe

Grażyna Kołek

Matka Boża z Guadelupe

Matka Boża z Guadelupe

W świetle trwającej przemocy i niedawnych masakr w Meksyku, Kościół katolicki w tym kraju pilnie zaapelował do społeczeństwa, a zwłaszcza do przestępczości zorganizowanej: w dniach 12 i 25 grudnia należy przestrzegać narodowego zawieszenia broni. Te dni, które dla wielu wierzących Meksykanów mają wielkie znaczenie duchowe - oprócz Bożego Narodzenia także dzień Matki Bożej z Guadalupe - powinny pozostać wolne od wszelkiej przemocy. „Udowodnijmy, że przynajmniej w tych dniach możemy być narodem bez przemocy” - zaapelował biskup pomocniczy archidiecezji Meksyku Francisco Javier Acero Perez na portalu kościelnym „Desde la fe”.

Biskup pomocniczy podkreślił znaczenie 12 grudnia, kiedy Meksykanie wspominają Dziewicę z Guadalupe, czczoną jako patronkę kraju. „W tym dniu nie powinno dojść do przemocy. Nasza matka jest szanowana, kochana i nie jest wykorzystywana” - stwierdził bp Acero Perez. Przekonywał, że Boże Narodzenie to także odpowiedni moment, aby zatrzymać się i zastanowić nad wartością życia i miłości. Najlepszą wiadomością, jaką Meksyk mógłby obecnie usłyszeć, jest to, że „nie ma ofiar przemocy”. Takie zawieszenie broni mogłoby stać się „podstawą pokojowego roku 2025”.
CZYTAJ DALEJ

Na konferencji o Jubileuszu 2025

2024-12-11 15:18

ks. Waldemar Wesołowski

Biskup legnicki Andrzej Siemieniewski zapoznał dziennikarzy mediów lokalnych i katolickich ze znaczeniem słowa „jubileusz”, które sięga czasów biblijnych.

To nazwa roku łaski, okazja do odnowy relacji między człowiekiem a Bogiem oraz między ludźmi. – To będzie czas doświadczenia szczególnej łaski i miłosierdzia Pana – podkreślił. Przypomniał też, że jubileusze były obchodzone co 100 lat, następnie co 50, a obecnie co 25 lat.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję