Reklama

Bez niej ludzie byliby inni…

Jaka jest prawda o katechezie po 20 latach od jej powrotu do szkół? Według większości „mainstreamowych” gazet, które od samego początku były przeciw jej obecności w tym miejscu - nie jest najlepiej. Powtarzana od kilkunastu już lat teza nie chce jednak znaleźć odbicia w statystykach. Nietrudno ją również podważyć rozmawiając z katechetami czy uczniami. Nikt z nich nie ukrywa jednak, że to nie jest posługa usłana różami

Niedziela sosnowiecka 49/2009

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Sądząc z najnowszych danych, zebranych przed kilku tygodniami przez Wydział Katechetyczny Kurii Diecezjalnej w Sosnowcu, nie ma najmniejszych powodów do niepokoju. Nie ma nie tylko dramatycznego, ale żadnego znaczącego spadku w liczbie uczniów, którzy sami (szkoły ponadgimnazjalne) albo ich rodzice (szkoły podstawowe i gimnazjalne) zadeklarowali, że będą chodzić na lekcję religii. Jest podobnie jak w latach ubiegłych” - ocenia ks. dr Ryszard Adrjanek, dyrektor wydziału zajmującego się sprawami katechezy na terenie diecezji sosnowieckiej. Kieruje nim od 18 lat. Koordynuje i nadzoruje prace ponad 400 katechetów świeckich i duchownych w niemal 400 szkołach i przedszkolach.
Ks. Adrjanek jest już przyzwyczajony do krytycznych opinii prasowych, które podkreślają, jak to źle jest z katechezą. „W tym roku pojawiły się nowe akcenty - dodaje - że o ile w podstawówkach i gimnazjach jest «w miarę», to w najlepszych szkołach znacznie gorzej”. Uczniowie albo wypisują się z religii albo zapisują się, ale nie chodzą - twierdzą niektórzy dziennikarze.

Okiem na statystykę

W statystykach uczestnictwo w katechezie wygląda rzeczywiście imponująco i słowa dyrektora Wydziału Katechetycznego znajdują pełne potwierdzenie. Wygląda to nawet lepiej niż badania przynależności wyznaniowej całej polskiej populacji. W badaniu CBOS z 2008 r. 94 proc. Polaków przyznawało się ogólnie do wiary w Boga. Jeżeli przyjąć, że równoznaczna temu stwierdzeniu jest deklaracja uczestnictwa w katechezie, to wśród młodzieży ten procent jest nieco wyższy. 97,5 proc., 95 proc., 92,3 proc. to procent uczniów uczęszczających na katechizację odpowiednio w szkołach podstawowych, gimnazjach i szkołach ponadgimnazjalnych. Zaznaczmy - to istotne - że tylko na katechezę prowadzoną przez katechetów katolickich. „Wbrew zaklęciom, dzieci i młodzież po prostu chodzą na katechezę” - mówi świecki katecheta z kilkunastoletnim stażem, uczący w gimnazjum i liceum. „Tylko niech ksiądz nie podaje mojego nazwiska” - dodaje szybko. „Czemu?” - pytam zdziwiony. „Bo nie chcę pchać się na afisz” - odpowiada. Nie rozumiem, ale szanuję. Usprawiedliwia się mówiąc, że rola katechety, choć istotna, to nie jest decydująca. „To, co najistotniejsze na katechezie odbywa się miedzy uczniem a Panem Bogiem” - dodaje.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

W elitarnych kręgach

Młodzież uczęszcza także na religię w szkołach uchodzących za najlepsze. W będzińskim „Wyspiańskim” na początku tego roku szkolnego tylko 22 uczniów przesądziło, że nie będzie uczestniczyć w katechezie. W szkole uczy się ponad 400 nastolatków. Troszkę gorzej rzecz wygląda w mającym siedzibę parę przecznic dalej „Koperniku”. Tam na 379 uczniów 49 nie uczęszcza na religię. W Liceum im. S. Żeromskiego w Dąbrowie Górniczej 4,7 proc. uczniów nie uczęszcza na katechezę. Od normy nie odbiega też sytuacja w Sosnowcu. W „Staszicu” na 500 uczniów tylko 18 nie uczęszcza na religię. Nieco gorzej jest w LO im. E. Plater. W szkołach ponadgimnazjalnych Jaworzna, Olkusza i Wolbromia średnia jest wyższa niż w ścisłym Zagłębiu. Na 15 przebadanych szkół ponadgimnazjalnych w tych miastach tylko w czterech frekwencja jest niższa niż 96,5 proc., a w wyjątkowej szkole pod tym względem - Zespole Szkół w Wolbromiu tylko jeden uczeń nie chodzi na katechezę. „Nie wiem czemu” - mówi katechizujący tam ks. Paweł Łajca. „Próbowałem się zorientować, znaleźć przyczynę, ale mi się nie udało. Nie za wiele wiadomo o jego rodzinie, a poza tym on sam wydaje się być trochę agresywny. Jest w nim jakaś niechęć do Kościoła. Modlę się za niego” - dodał ks. Łajca.
Ze stawianą ostatnio przez niektóre gazety tezą nie zgadza się również ks. Tomasz Karaś. Uczy w jednej z lepszych sosnowieckich szkół. II LO im. E. Plater. „Nie zauważam zmniejszenia frekwencji na katechezie. Trend wydaje się być raczej odwrotny. W porównaniu do zeszłego roku kilkoro uczniów zrezygnowało z etyki, która jest w szkole, i przyszło na katechezę” - mówi „Niedzieli Sosnowieckiej”. Podobne doświadczenie ma ks. Jacek Michalak, który uczy w sosnowieckim ekonomiku oraz w - według niektórych - najlepszym ogólniaku w Sosnowcu - LO im. Staszica. Podaje przykład dziewczyny, która na religię zaczęła chodzić w tym roku. „Nie wiem, co ją skłoniło” - opowiada. „Po prostu przyszła. Może z ciekawości. Może ruszyło ją sumienie? Chociaż wyczułem, że jeszcze nie ma świadomości, co traciła nie spotykając się z Panem Bogiem” - ocenia. Ks. Karaś opowiada z kolei o uczennicy niewierzącej, która choć nie zapisana na katechezę, uczestniczy w niej. Zabiera głos. „Musi ją to ciekawić” - diagnozuje katecheta z popularnej „Plater”.
Czy uczniowie uciekają z religii? Żaden z katechetów, z którymi rozmawialiśmy, nie potwierdził istnienia takiego zjawiska. „Owszem, młodzież wagaruje - mówi ks. Piotr Bardo, też katecheta - ale jeżeli już, opuszcza cały dzień i nieobecność tak samo dotyczy matematyki, polskiego, chemii czy religii”.

Reklama

Radosny trud

Katecheci nie ukrywają, że praca w szkole to spory wysiłek, który daje jednak radość. „Dziękuję Panu Bogu za to, że mogę uczyć w tej szkole” - mówi ks. Jacek Michalak o LO im. Staszica. To katecheta z doświadczeniem. Religii uczy od samego początku, gdy tylko weszła do szkół, czyli od 20 lat. Przeważnie w ogólniakach. „Tak, do lekcji muszę się solidnie przygotować. Wiem, że tej młodzieży nie mogę zbyć byle czym. Zresztą już we wrześniu powiedziała mi to w pokoju nauczycielskim matematyczka w słowach: «Proszę księdza, nasza młodzież chce się uczyć». Jej słowa potwierdziły się od a do z. Młodzież ze «Staszica» jest ciekawa świata, w tym także wiary, do której się przyznaje. Potrafi dyskutować, ma wiedzę, co stawia katechecie poprzeczkę bardzo wysoko” - dodaje. Zdając sobie sprawę z rosnących wymagań, katecheci poszukują też metod, jak w świecie obrazu dotrzeć z Ewangelią do nowych pokoleń. Inwencją wyróżniają się wśród pedagogów. „Nie chodzi o efekciarstwo” - mówi ks. Karaś, który na katechezę idzie z notebookiem i projektorem. „To tylko forma, istota Ewangelii pozostaje zawsze ta sama” - zastrzega. Czy mu pomaga? „Mnie też, ale przede wszystkim młodzieży. Forma pomaga zaciekawić, zrozumieć, poszerzyć wyobraźnię” - tłumaczy.

Reklama

Permanentna formacja

Dokształcanie - na to hasło Monika Laga z olkuskiego LO nr 1 mogłaby mówić długo. Nie skończyła, ponieważ jej przerwałem, chcąc zadać kolejne pytanie. A opowiadała o warsztatach metodycznych, wykładach specjalistów z różnych dziedzin. Do tego „pokarm” dla ducha, bo katecheza to nie tylko prosty wykład prawd religijnych, ale i świadectwo, rekolekcje i dni skupienia. W sumie zbierze się 11 dni w roku, które katecheci mają obowiązek przeznaczyć na rozwój duchowy i poszerzenie wiedzy, mimo to, że mają ukończone studia wyższe i obronioną pracę magisterską, a często także studia podyplomowe. „Katecheta ma obowiązek każdego roku uczestniczyć w trzydniowych rekolekcjach oraz w sześciu dniach skupienia. Do tego dochodzą dwie konferencje metodyczne” - wylicza Monika Wojtasik z Wydziału Katechetycznego sosnowieckiej Kurii. „Są jeszcze fakultatywne kursy - dla tych, którzy chcą” - dodaje. „Poświęcone są konkretnemu zagadnieniu, np. teraz przygotowaliśmy kurs na temat destrukcyjnego działania sekt” - mówi. Pytam, jak wielu katechetów korzysta z tej dobrowolnej oferty? „Zwykle na spotkaniu jest od 20 do 30 osób. Gdy temat ciekawszy, bardziej «na topie» - więcej” - odpowiada p. Monika.
„Czy to uciążliwe?” - zadaję z kolei pytanie p. Laga. „Na pewno wymagające, ale osobiście nie żałuję, że poświęcam na to swój wolny czas” - podkreśla świecka katechetka. „Przydaje się na katechezie. Nie chcę, aby źle to zabrzmiało, ale o ile katecheci mają takie zajęcia w dniach wolnych albo po pracy, to ich koledzy uczący innych przedmiotów mają je, tyle, że w trakcie godzin pracy” - dodaje.

Reklama

Problem w gimnazjum

Z rozmów z katechetami, szczególnie duchownymi, bo to oni posmakowali katechizowania w rożnych ośrodkach, wynika, że łatwiej uczy się w szkołach średnich Olkusza, Wolbromia czy Jaworzna niż ścisłego Zagłębia Dąbrowskiego. Jeśli zaś chodzi o gimnazja to nie ma różnicy. Z gimnazjami jest rzeczywiście problem. Narzekają nie tylko katecheci. Cytowana już Monika Laga uczyła poprzednio w gimnazjum. Miała klasę, w której 17 uczniów powinno mieć ze względu na tzw. kłopoty wychowawcze indywidualny tok nauczania. „Jak mogę napisać 17 osobnych programów plus 18 dla reszty klasy i go zrealizować przez dwie godziny w tygodniu?” - pyta retorycznie. „Znam szlachetną nauczycielkę matematyki” - kontynuuje temat gimnazjum ks. kan. Andrzej Stępień, proboszcz parafii Świętej Trójcy w Będzinie. „Była już blisko zrezygnowania z wykonywania zawodu właśnie dlatego, że uczniowie jej dopiekli. Wybite szyby, głuche telefony. Koszmar” - mówi ze smutkiem. Na szczęście dla szkoły i dla uczniów, choć oni pewnie nie zdają sobie z tego sprawy, nauczycielka nie poddała się.

Klucz w rodzinie

„Niektórzy mówią, że młodzież jest wymagająca, ale ja powiedziałbym, słuchając katechetów, że trudniejsza, a przyczynę widzę w kryzysie rodziny” - tłumaczy bp Piotr Skucha. „Katechizowanie to trudny kawałek chleba właśnie z tego powodu. Uczyłem katechetów w Wyższej Szkole Pedagogicznej, spotykałem się z nimi przy różnych okazjach i bardzo cenię ich służbę, bo to nie tylko praca. Próbują przekazać to, co w normalnej sytuacji powinny dać rodziny, które w wielu przypadkach nie dość, że nie dają tego, co jest ich naturalną powinnością, to jeszcze podważają autorytet nie tylko katechety, ale i pedagoga w ogóle” - dodaje. „Kiedy mówimy o skuteczności katechezy w szkole, nie sposób pominąć jej rodzinny kontekst” - tłumaczy ks. dr Andrzej Cieślik, szef Wydziału Duszpasterstwa Rodzin w naszej diecezji, i dodaje: „Dziś, kiedy katecheta pyta dzieci w starszych klasach szkoły podstawowej o udział w niedzielnej Mszy św., twierdząco odpowiada 6-8 osób w klasie. Reszta uzyskuje od swoich rodziców następujący, często niezwerbalizowany, przekaz: «niech tam uczą na religii, że Msza św. jest ważna, a my tu w domu wiemy swoje». I wybieramy hipermarket, w dodatku o wiele atrakcyjniejszy dla dziecka od kościoła. Albo w najlepszym wypadku dziecko jest posyłane do kościoła, podczas gdy rodzice wybierają coś innego. W ten sposób tworzymy etykę, w której ta sama rzecz (udział w Eucharystii) jest dobra dla dziecka, a zła dla dorosłego. A przecież udział w niedzielnej Mszy to tylko jeden, choć bardzo ważny, z wielu przejawów życia religijnego. Na katechezie nie da się nauczyć modlitwy indywidualnej, mając przed sobą trzydzieścioro dzieci. Tego mogą nauczyć tylko rodzice, którzy w domu modlą się z dzieckiem. A jak uczyć uczciwości na katechezie, kiedy do domu tata raz po raz «przynosi» jakieś rzeczy z pracy?” - mówi ks. Cieślik.
Problemy dzieci np. z osobowością, nawiązaniem kontaktów, postawą buntu są często wynikiem chorych relacji panujących w rodzinie, tzn. brakiem miłości, która wyraża się w kłótniach czy bójkach. To wszystko ma później wpływ na postawę dziecka w szkole.

Reklama

Dobro ukryte

„Po co uczyć katechezy, czy to nie syzyfowa praca?” - prowokuję w rozmowie ks. Michalaka. „Pomyśl sobie, co byłoby gdyby nie było katechezy” - odpowiada emocjonalnie. „Bracie, za pięć lat pustynia! Nie, nie mówię o pokoleniach. Mówię o pięciu latach!” A co katechetom daje siły do pójścia do czasem trudnej szkoły? „Jestem księdzu bardzo wdzięczna, bo bardzo mi ksiądz pomógł, gdy miałam kłopoty z 17-letnią córką” - usłyszał niespodziewanie ks. Tomasz od matki swojej byłej uczennicy. „E, pani Doktor przesadza” - odpowiedział i do dziś nie wie co takiego zrobił, że pomógł młodej dziewczynie i jej matce. Statystyka nie uchwyci cudów, czyli dobra, które niezauważalnie dzieje się na katechezie, podpowiada doświadczenie wielu uczących religii. „Czy spotkało takie zdarzenia, którego się nie spodziewałem, a które dało mi «powera» do większego poświęcenia?” - powtarza na głos moje pytanie ks. Michalak i nie zastanawiając się ani chwili mówi: „Do dziś aż mnie dreszcze przechodzą. Przed 20 laty uczyłem w «Koperniku». W jednej z klas była uczennica, która nie mogła patrzeć na księdza, w tym wypadku na mnie i niespecjalnie się z tym kryła. Było mi z tym ciężko, ale cóż miałem zrobić. Po latach, gdy pracowałem w Wolbromiu, spotkałem ją na stacji benzynowej. Poznała mnie. Ja przypomniałem sobie ją. Co słychać? Takie gadki, szmatki. Po półtora miesiąca telefon. Odbieram, to ona. Chce pogadać. Przyjeżdża. Gadamy. Raz, drugi, trzeci. Okazało się, że przyczyna tej agresji wobec Kościoła leżała w kryzysie rodzinnym. Dziś jest szczęśliwą żoną i matką i układa sobie życie po Bożemu, a było to możliwe dzięki katechezie, choć pewnie wtedy wydawało się jej, że to stracony czas”.

Katecheza jest „cool”

„Są tacy uczniowie, którzy twierdzą, że to im się nie przyda w życiu, gdy tłumaczę, że nie możemy całej katechezy poświęcić na poważną lub mniej poważną dyskusję, bo muszę realizować program” - mówi ks. Mirosław Sołtysek z LO im. Wyspiańskiego w Będzinie. Marysia Natkaniec, od tego roku uczennica LO im. M. Konopnickiej w Katowicach, jest zadowolona z lekcji religii i z katechety. „Ksiądz jest na poziomie” - mówi. „Jest czas na realizację programu i na dyskusję. Czasem go atakujemy, ale się nie daje. Dzięki katechezie lepiej rozumiem świat i Pana Boga, oczywiście” - dodaje. Justyna Żurek, tegoroczna maturzystka z LO im. Kopernika w Będzinie też chwali swojego katechetę: „Jest zawsze przygotowany do spotkania z nami. Religia pomaga mi wierzyć” - mówi.
„Katecheza w szkole była dla mnie czasem rozwijania trzeciej (choć właściwie pierwszej) sfery życia - większość przedmiotów rozwijała umysł” - mówi Jarek Ciszek, student politologii na UŚ. WF miał rozwijać ciało, zaś religia była budulcem dla ducha, a zarazem odskocznią od innych zajęć. To także przede wszystkim okazja do rozmów o roli Kościoła we współczesnym świecie. Właśnie takie dyskusje czy wręcz spory na lekcjach mogą dać młodym ludziom - szczególnie tym, którzy praktykują rzadko lub wcale - dużo dobrego, otwierając ich na Boga i wartości dotąd traktowane sceptycznie czy wręcz wrogo.

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Włochy: Premier Meloni przyjęła kardynała Stanisława Dziwisza

2024-04-29 14:22

[ TEMATY ]

kard. Stanisław Dziwisz

Giorgia Meloni

W. Mróz/diecezja.pl

Kard. Stanisław Dziwisz w swoim rzymskim kościele tutularnym - Bazylice Santa Maria del Popolo

Kard. Stanisław Dziwisz w swoim rzymskim kościele tutularnym - Bazylice Santa Maria del Popolo

Premier Włoch Giorgia Meloni przyjęła w swojej kancelarii, Palazzo Chigi, kardynała Stanisława Dziwisza - poinformował rząd w poniedziałkowym komunikacie. Spotkanie odbyło się w związku z obchodzoną w sobotę 10. rocznicą kanonizacji Jana Pawła II.

Rząd w Rzymie podkreślił, że w czasie spotkania szefowa rządu i emerytowany metropolita krakowski wspominali polskiego papieża 10 lat po jego kanonizacji.

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

[ TEMATY ]

św. Katarzyna Sieneńska

Giovanni Battista Tiepolo

Św. Katarzyna ze Sieny

Św. Katarzyna ze Sieny

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Francja: siedmiu biskupów pielgrzymuje w intencji powołań

2024-04-29 17:49

[ TEMATY ]

episkopat

Francja

Episkopat Flickr

Biskupi siedmiu francuskich diecezji należących do metropolii Reims rozpoczęli dziś pięciodniową pieszą pielgrzymkę w intencji powołań. Każdy z nich przemierzy terytorium własnej diecezji. W sobotę wszyscy spotkają się w Reims na metropolitalnym dniu powołań.

Biskupi wyszli z różnych miejsc. Abp Éric de Moulins-Beaufort, który jest metropolitą Reims a zarazem przewodniczącym Episkopatu Francji, rozpoczął pielgrzymowanie na granicy z Belgią. Po drodze zatrzyma się u klarysek i karmelitanek, a także w sanktuarium maryjnym w Neuvizy. Liczy, że na trasie pielgrzymki dołączą do niego wierni z poszczególnych parafii. W ten sposób pielgrzymka będzie też okazją dla biskupów, aby spotkać się z mieszkańcami ich diecezji - tłumaczy Bénédicte Cousin, rzecznik archidiecezji Reims. Jednakże głównym celem tej bezprecedensowej inicjatywy jest uwrażliwienie wszystkich wiernych na modlitwę o nowych kapłanów.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję