Dnia 25 czerwca, późnym wieczorem, w środę, rząd Donalda Tuska uzyskał wotum zaufania w Sejmie. Komentarze ludzi władzy i zaprzyjaźnione media były pełne podziwu dla siły i sprytu politycznego premiera. Bowiem po raz kolejny „uratował” on nas przed... No właśnie, przed czym? Media i ludzie związani z rządem mówią o uratowaniu Polaków przed skandalem, destabilizacją państwa, grupą wysoce niebezpiecznych przestępców, międzynarodową utratą zaufania, różnorakimi konsekwencjami, itd.. Ale tak naprawdę, kogo i przed czym uratował premier uzyskując wotum zaufania dla rządu w Sejmie? Po pierwsze, obronił uwikłanych politycznie i zdyskredytowanych w aferze podsłuchowej ministrów i ludzi władzy. Premier nie ratował więc Polski, ani Polaków, tylko swoich kolegów, czyniąc z nich biedne ofiary podsłuchu i „zagłuszając” treść prowadzonych przez nich haniebnych i częściowo antypolskich rozmów. Wbrew prorządowym opiniom, Donald Tusk nie uratował nas przed destabilizacją państwa i grupą przestępców, ale przed prawdą! Zanim zmierzyć się z treścią rozmów, która wskazuje na partykularne i egoistyczne działania uczestników spotkań, opłacanych za pieniądze obywateli, premier podczas swoich wystąpień odnośnie afery podsłuchowej posługiwał się szeregiem mechanizmów obronnych, takich jak: zaprzeczanie, wyparcie, tłumienie, projekcja, fiksacja, racjonalizacja, izolacja, sublimacja, kompensacja czy wreszcie humor (żart, ironia).
Nie jest też prawdą, że premier i rząd byli w tym czasie szantażowani. Raczej zostali obnażeni, w myśl cytatu „Król jest nagi” z bajki „Nowe szaty króla” Andersena. To nie rząd był szantażowany, ale to ludzie rządu kupczyli stanowiskami i dobrem wspólnym Polaków. Antybohaterowie afery podsłuchowej nie chronili interesów Polski i obywateli, ale własne i do tego w sposób prymitywny i skandaliczny. Uzyskane przez rząd wotum zaufania ze strony „swoich” nie jest wyrazem odpowiedzialność za państwo i sukcesu demokracji. To raczej znak zwykłego partyjniactwa i „kolesiostwa”; traktowania polityki, nie jako roztropnej troski o dobro wspólne, ale jako sztuki zdobycia i utrzymania władzy za wszelka cenę oraz jawna kpina z demokracji i społeczeństwa obywatelskiego. Premier Tusk i rząd uzyskali wotum zaufania od swoich koleżanek i kolegów z Sejmu, ale nie od narodu! Elita rządząca zapomina o prostym fakcie, że mandat do sprawowania władzy uzyskała od narodu, który ma prawo zmienić zdanie nawet w czasie trwania kadencji, o ile dojdzie do wniosku, że rządzący wykorzystują ten mandat tylko i wyłącznie dla własnych korzyści. Nagrania dobitnie ujawniły, że rządzący traktują Polskę jako swój prywatny folwark, a Polaków jako „białych murzynów”. Premier i rząd zapominają jeszcze i o tym, że minęły czasy monarchii absolutnej, kiedy Ludwik XVI Burbon mawiał: „Państwo, to ja!”. Premier i rząd to jeszcze nie państwo, a tylko jego reprezentanci. Obywatele mogą zmieniać reprezentantów, jeśli godzą oni w interesy państwowe i obywatelskie.
A więc przed czym „uratował” nas premier w kontekście afery podsłuchowej? Odpowiedź jest gorzka i pesymistyczna - przed prawdą. A przecież tylko prawda wyzwala.
Pomóż w rozwoju naszego portalu