Reklama

Media

Czas na dekoncentrację

Niedziela Ogólnopolska 10/2018, str. 38-39

[ TEMATY ]

media

Grzegorz Boguszewski

Najwyższy czas, aby prace nad dekoncentracją mediów w Polsce ruszyły z kopyta

Najwyższy czas, aby prace nad dekoncentracją mediów w Polsce ruszyły z kopyta

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Miłe były złego początki. Kapitał zagraniczny zaczął się interesować polskim rynkiem medialnym już pod koniec lat 80. ubiegłego wieku, kiedy to następowała powolna erozja systemu komunistycznego, w tym systemu prasy państwowo-partyjnej. Już wtedy trzy tytuły prasy lokalnej – „Goniec Pomorski”, „Dziennik Dolnośląski” i „Czas Krakowski” – wydawały spółki z udziałem kapitału obcego (niemieckiego, norweskiego i francusko-włoskiego).

Jednakże prawdziwy ruch w interesie medialnym zaczął się na początku lat 90., gdy dzielono schedę po komunistycznym molochu prasowym RSW „Prasa-Książka-Ruch” i większość jego tytułów wystawiono na sprzedaż. Na młodym polskim wolnym rynku pojawili się wielcy prasowi potentaci – Maxwell, Murdoch, Berlusconi, Bertelsmann, Time Warner. Zagraniczny kapitał przejął wtedy ok. 75 proc. prasy ogólnopolskiej i ok. 1/3 prasy regionalnej.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Dziennikarze wówczas istniejących gazet i czasopism – powstawały już nowe, a stare przekształcały się wewnętrznie i zewnętrznie – z niepokojem wyczekiwali, komu przypadną, jawnie lub skrycie lobbowali na rzecz zagranicznych potentatów medialnych, którzy od razu zaczęli ostro konkurować na łatwym rynku rozsypujących się postkomunistycznych tytułów prasowych. Pewna znana wcześniej – a także później w mediach III RP – publicystka przekonywała kolegów, że nie ma to jak zagraniczny właściciel, który przyniesie nie tylko nowoczesną technologię wydawniczą, ale przede wszystkim nowoczesne treści, czyli ożywczy powiew Zachodu... Podobny zachwyt nad zachodzącymi na rynku medialnym zmianami wyrażali ówcześni medioznawcy. Podkreślano, że wreszcie powstaje konkurencja rynkowa, że polskie media stają się częścią europejskiego systemu mediów.

Trudno dziś zaprzeczyć, że dziennikarska brać, zarówno postkomunistyczna, jak i w dużej mierze solidarnościowa, ochoczo przyjmowała nowych właścicieli. Nie było ani obaw, ani cienia refleksji, że zagraniczny właściciel mediów to jednak coś innego niż obcy właściciel fabryki, że „produkowanie” obcych treści, w przeciwieństwie do produkcji obcego samochodu, może się okazać groźne dla spokoju w kraju. Tego rodzaju refleksje pojawiły się – chyba za późno! – dopiero po bez mała 30 latach, kiedy wyrosło już nowe pokolenie wykarmione byle jaką strawą medialną, dzięki tandetnym tabloidom. Młodzież III RP dawała się ogłupiać czasopismom w rodzaju „Bravo” i „Bravo Girl”, które uczyły wszystkiego „zachodniego”, ale nie życia w społeczeństwie demokratycznym, co przecież było tak potrzebne w kraju ze świeżo odzyskaną wolnością. Można dziś zaryzykować twierdzenie, że tego rodzaju byle jakie pisemka uczyniły spustoszenie w młodych umysłach, większe niż w kraju swego pochodzenia, bo w Polsce trafiły na podatny, wygłodniały grunt.

Reklama

Potencjał masowego rażenia

Lata 90. to wielki wysyp kolorowych periodyków, które spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem czytelników, jako ten prawdziwy „powiew zagranicy”, dający chyba najbardziej wówczas mocne poczucie dołączenia się do tzw. cywilizowanego świata. Oprócz tabloidów oraz magazynów dla młodzieży i kobiet pojawiły się też podobne czasopisma dla mężczyzn, czasopisma tematyczne, różnego rodzaju poradniki. Wszystkie na swój sposób prały mózgi, przerabiały polskich czytelników – ku uciesze zachodnich producentów – na spolegliwych konsumentów wszelakich dóbr materialnych lub rozrywkowych.

Pomyślnie rozwinął się też cięższy kaliber medialnego rażenia – czasopisma opiniotwórcze, wśród których największą nowością był wydawany od 2001 r. przez niemieckie wydawnictwo Axel Springer (od 2010 r. – Ringier Axel Spriger) „Newsweek Polska”. W tym przypadku z biegiem lat okazywało się, jak bardzo nieprawdziwe jest suflowane Polakom uspokajające neoliberalne twierdzenie, że kapitał nie ma narodowości, że jest bezstronny. I coraz bardziej wychodziło na jaw, że jest wprost przeciwnie, a nawet gorzej, bo okazało się, iż tenże kapitał ma nawet swoje poglądy, bynajmniej niesprzyjające polskiej racji stanu. Okazało się też, że media znajdujące się w zagranicznych rękach oraz zatrudnieni w nich dziennikarze wcale nie cieszą się wolnością słowa – są na to liczne dowody – że propagują ideologię wyznawaną przez właścicieli. Często bardzo wprost i bardzo brutalnie. Dzisiejsi badacze polskiego rynku medialnego narzekają na ogromną jego zmienność i nieokiełznanie. Wiadomo, że w maju 2017 r. 42 proc. tytułów prasy przypadało na kapitał polski, 32 proc. – na niemiecki, a 12 proc. – na amerykański. Wiadomo też, że dominują trzej niemieccy gracze medialni: Bauer (34 tytuły), Burda International Polska (21 tytułów) i Ringier Axel Springer Polska (15 tytułów). Trudno jednak dokładnie dziś rozeznać i opisać sytuację własnościową prasy lokalnej, jej uwikłania i zależności oraz skutki tegoż.

Reklama

Trudne do opisania są również historia oraz bieżący stan mediów elektronicznych; z całą pewnością ich siła oddziaływania na opinię publiczną w Polsce z roku na rok rosła.

W 1993 r. powstała pierwsza polska regionalna sieć telewizyjna Polonia 1, jako spółka usługowa, której współwłaścicielem (33 proc. udziałów) był sardyński biznesmen Nicola Grauso. W tym czasie na przyznanie koncesji radiowo-telewizyjnych czekało 400 chętnych. Pierwsze koncesje legalizujące działalność nadawczą zostały przyznane w 1994 r. Obecnie na ogólnopolskim rynku mediów elektronicznych z nadawcami polskimi (z telewizją publiczną TVP i komercyjnym Polsatem) konkuruje kilka międzynarodowych koncernów oferujących za pośrednictwem sieci kablowych i satelitarnych polskie edycje kanałów międzynarodowych, a także ich oryginalne wersje. Mocną pozycję opiniotwórczą zajmuje stacja TVN, ufundowana na kapitale postkomunistycznym, ale z biegiem lat coraz mocniej powiązana z międzynarodowymi konsorcjami medialnymi.

Reklama

Konsekwencje siły rażenia

Nie ma już najmniejszych wątpliwości co do tego, że tak, a nie inaczej ukształtowane media III RP są przyczyną – a może nawet głównym winowajcą? – dzisiejszych zaburzeń polityczno-społecznych, a przede wszystkim niedostatecznej ochrony polskiej racji stanu. Dosadniej mówiąc: zbieramy efekty obcej wrogiej propagandy aplikowanej polskiemu społeczeństwu w atrakcyjny, kolorowy sposób. Jeśli do tego dodać notoryczną słabość mediów publicznych – chyba nie całkiem przypadkową – oraz wieloletni niedosyt mediów drukowanych myślących inaczej niż tzw. główny nurt (konserwatywnych, prawicowych), to trudno mówić o prawidłowym dojrzewaniu polskiej demokracji.

Dr Barbara Fedyszak-Radziejowska w jednym z programów TVP stwierdziła wręcz, że obca własność w mediach doprowadza do zakłócenia demokracji przez takie, a nie inne formowanie świadomości obywateli i kształtowanie korzystnych dla obcego interesu postaw politycznych Polaków.

Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich podejmuje pierwsze próby rozeznania obecnego stanu rzeczy. Podczas niedawnej konferencji pt. „Własność mediów w Polsce. Cz. I: Prasa, radio, telewizja ogólnopolska” przedstawiono badania trójki medioznawców z uniwersytetów w Olsztynie i Toruniu (dr Moniki Szeteli, mgr Karoliny Piech i mgr. Macieja Piecha). Autorzy opracowania zaznaczają, że jest ono wycinkowe – ograniczone do mediów ogólnopolskich – i nie pokazuje całej złożoności tego coraz bardziej komplikującego się problemu.

– Brakuje pogłębionej dyskusji na temat zasięgu i wpływu poszczególnych mediów na opinię publiczną, na sposób myślenia obywateli, na ich deklaracje polityczne i sposób dokonywania wyboru władz – powiedziała podczas konferencji Barbara Bubula, specjalistka w zakresie ekonomiki mediów, poseł na Sejm RP (PiS).

Reklama

Szkody poczynione w ciągu ostatnich 27 lat, których się nie da odrobić – twierdzi poseł Bubula – dotyczą bardzo wąskich kompetencji medialnych polskiego społeczeństwa. Polacy są słabo poinformowani, bardzo niski jest odsetek korzystających z mediów o pogłębionym charakterze. To bardzo groźne zjawisko przekłada się na brak suwerenności polskiej opinii publicznej.

Na kiepski stan tzw. kompetencji medialnych polskiego społeczeństwa – czyli nierozeznanie w źródłach i celach suflowanych mu informacji – oprócz intencji zagranicznych właścicieli mediów składa się notoryczny brak w III RP silnych mediów publicznych.

Repolonizacja, dekoncentracja?

Niezbadane naukowo, ale widoczne gołym okiem zjawiska społeczne i polityczne w dzisiejszej Polsce bez wątpienia w dużej mierze wynikają wprost ze struktury własnościowej mediów, a procesy w niej obecnie zachodzące nie zapowiadają dobrych zmian. Wręcz przeciwnie, zanosi się na to, że z jeszcze większą mocą wpłyną na dyskredytowanie i hamowanie polskiej dobrej zmiany.

Groźna staje się mianowicie koncentracja kapitału medialnego, silne połączenie poszczególnych ogniw łańcucha dystrybucji informacji w ręku jednego właściciela. Przykład – niedawna fuzja Discovery z TVN, największe tego rodzaju przejęcie w Europie. To oznacza zepchnięcie do narożnika polskiego nadawcy publicznego i odpływ odbiorców, bo w ten sposób prywatny międzynarodowy nadawca o wielkiej sile biznesowej może zawsze przelicytować każdą stację w uzyskiwaniu praw do transmisji wielkich imprez.

– Wprawdzie Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów występował w tej sprawie z zażaleniem do Komisji Europejskiej – tłumaczy Witold Kołodziejski, przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji – lecz KE uzasadniła, że dotyczy to większego rynku medialnego, nie tylko polskiego...

Od dwóch lat w Polsce dyskutuje się o potrzebie repolonizacji mediów, ale do dziś nie wiadomo, jak to zrobić i co by to miało oznaczać. Wiadomo natomiast – choćby po doświadczeniach z ustawą o IPN – że każda próba wprowadzenia regulacji prawnych w tym obszarze spotka się z – kto wie, czy nie największą z dotychczasowych – międzynarodową burzą wokół Polski. Stąd zapewne niejakie ociąganie się rządu z rozwiązaniem tego problemu.

Z pewnością zapadła już jedna ważna decyzja: nie można używać niestrawnego dla organów europejskich hasła repolonizacji. Natomiast jak najbardziej w duchu Komisji Europejskiej jest – mimo dziwnej reakcji na fuzję Discovery z TVN – dążenie do dekoncentracji kapitału medialnego. Ponadto różne europejskie instytucje troszczące się o pluralizm idei wręcz namawiają do tworzenia regulacji prawnych, nawet odstępujących od zasady wolnego i wspólnego rynku. Można się jednak obawiać, że jak w każdej sprawie, i w tej będzie obowiązywała przede wszystkim zasada, że Polsce wolno mniej.

2018-03-07 11:09

Ocena: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

O. Lombardi: od 40 lat papieżom towarzyszą kamery watykańskiej telewizji

[ TEMATY ]

media

Adobe.Stock

Watykańskie Centrum Telewizyjne (dziś Vatican Media) obchodzi 40. rocznicę powstania. „To była wielka intuicja Jana Pawła II, który chciał, by Watykan miał narzędzie komunikacji w obszarze wizualnym” – mówi o. Federico Lombardi SJ, wieloletni dyrektor tej instytucji. Jak dodaje, wcześniej Stolica Apostolska polegała na transmisjach przygotowywanych przez włoską telewizję publiczną RAI.

Wieloletni rzecznik dwóch papieży szczególnie wspomina dwie transmisje watykańskiej telewizji. Ostatnią drogę krzyżową, w której uczestniczył cierpiący Jan Paweł II, a potem przelot Benedykta XVI z Watykanu do Castel Gandolfo, co zamykało jego pontyfikat.

CZYTAJ DALEJ

Święty oracz

Niedziela przemyska 20/2012

W miesiącu maju częściej niż w innych miesiącach zwracamy uwagę „na łąki umajone” i całe piękno przyrody. Gromadzimy się także przy przydrożnych kapliczkach, aby czcić Maryję i śpiewać majówki. W tym pięknym miesiącu wspominamy również bardzo ważną postać w historii Kościoła, jaką niewątpliwie jest św. Izydor zwany Oraczem, patron rolników.
Ten Hiszpan z dwunastego stulecia (zmarł 15 maja w 1130 r.) dał przykład świętości życia już od najmłodszych lat. Wychowywany został w pobożnej atmosferze swojego rodzinnego domu, w którym panowało ubóstwo. Jako spadek po swoich rodzicach otrzymać miał jedynie pług. Zapamiętał również słowa, które powtarzano w domu: „Módl się i pracuj, a dopomoże ci Bóg”. Przekazy o życiu Świętego wspominają, iż dom rodzinny świętego Oracza padł ofiarą najazdu Maurów i Izydor zmuszony był przenieść się na wieś. Tu, aby zarobić na chleb, pracował u sąsiada. Ktoś „życzliwy” doniósł, że nie wypełnia on należycie swoich obowiązków, oddając się za to „nadmiernym” modlitwom i „próżnej” medytacji. Jakież było zdumienie chlebodawcy Izydora, gdy ujrzał go pogrążonego w modlitwie, podczas gdy pracę wykonywały za niego tajemnicze postaci - mówiono, iż były to anioły. Po zakończonej modlitwie Izydor pracowicie orał i w tajemniczy sposób zawsze wykonywał zaplanowane na dzień prace polowe. Pobożna postawa świętego rolnika i jego gorliwa praca powodowały zawiść u innych pracowników. Jednak z czasem, będąc świadkami jego świętego życia, zmienili nastawienie i obdarzyli go szacunkiem. Ta postawa świętości wzbudziła również u Juana Vargasa (gospodarza, u którego Izydor pracował) podziw. Przyszły święty ożenił się ze świątobliwą Marią Torribą, która po śmierci (ok. 1175 r.) cieszyła się wielkim kultem u Hiszpanów. Po śmierci męża Maria oddawała się praktykom ascetycznym jako pustelnica; miała wielkie nabożeństwo do Najświętszej Marii Panny. W 1615 r. jej doczesne szczątki przeniesiono do Torrelaguna. Św. Izydor po swojej śmierci ukazać się miał hiszpańskiemu władcy Alfonsowi Kastylijskiemu, który dzięki jego pomocy zwyciężył Maurów w 1212 r. pod Las Navas de Tolosa. Kiedy król, wracając z wojennej wyprawy, zapragnął oddać cześć relikwiom Świętego, otworzono przed nim sarkofag Izydora, a król zdumiony oznajmił, że właśnie tego ubogiego rolnika widział, jak wskazuje jego wojskom drogę...
Izydor znany był z wielu różnych cudów, których dokonywać miał mocą swojej modlitwy. Po śmierci Izydora, po upływie czterdziestu lat, kiedy otwarto jego grób, okazało się, że jego zwłoki są w stanie nienaruszonym. Przeniesiono je wówczas do madryckiego kościoła. W siedemnastym stuleciu jezuici wybudowali w Madrycie barokową bazylikę pod jego wezwaniem, mieszczącą jego relikwie. Wśród licznych legend pojawiają się przekazy mówiące o uratowaniu barana porwanego przez wilka, oraz o powstrzymaniu suszy. Izydor miał niezwykły dar godzenia zwaśnionych sąsiadów; z ubogimi dzielił się nawet najskromniejszym posiłkiem. Dzięki modlitwom Izydora i jego żony uratował się ich syn, który nieszczęśliwie wpadł do studni, a którego nadzwyczajny strumień wody wyrzucił ponownie na powierzchnię. Piękna i nostalgiczna legenda, mówiąca o tragedii Vargasa, któremu umarła córeczka, wspomina, iż dzięki modlitwie wzruszonego tragedią Izydora, dziewczyna odzyskała życie, a świadkami tego niezwykłego wydarzenia było wielu ludzi. Za sprawą św. Izydora zdrowie odzyskać miał król hiszpański Filip III, który w dowód wdzięczności ufundował nowy relikwiarz na szczątki Świętego.
W Polsce kult św. Izydora rozprzestrzenił się na dobre w siedemnastym stuleciu. Szerzyli go głównie jezuici, mający przecież hiszpańskie korzenie. Izydor został obrany patronem rolników. W Polsce powstawały również liczne bractwa - konfraternie, którym patronował, np. w Kłobucku - obdarzone w siedemnastym stuleciu przez papieża Urbana VIII szeregiem odpustów. To właśnie dzięki jezuitom do Łańcuta dotarł kult Izydora, czego materialnym śladem jest dzisiaj piękny, zabytkowy witraż z dziewiętnastego stulecia z Wiednia, przedstawiający modlącego się podczas prac polowych Izydora. Do łańcuckiego kościoła farnego przychodzili więc przed wojną rolnicy z okolicznych miejscowości (które nie miały wówczas swoich kościołów parafialnych), modląc się do św. Izydora o pomyślność podczas prac polowych i o obfite plony. Ciekawą figurę św. Izydora wspierającego się na łopacie znajdziemy w Bazylice Kolegiackiej w Przeworsku w jednym z bocznych ołtarzy (narzędzia rolnicze to najczęstsze atrybuty św. Izydora, przedstawianego również podczas modlitwy do krucyfiksu i z orzącymi aniołami). W 1848 r. w Wielkopolsce o wolność z pruskim zaborcą walczyli chłopi, niosąc jego podobiznę na sztandarach. W 1622 r. papież Grzegorz XV wyniósł go na ołtarze jako świętego.

CZYTAJ DALEJ

#PodcastUmajony (odcinek 16.): Śpij, Jasieńku, śpij

2024-05-15 20:50

[ TEMATY ]

Ks. Tomasz Podlewski

Materiał prasowy

Czy da się zacumować okręt na środku morza? Czy Bóg mówi przez sny? I czy Boże Ciało przypadające w maju to jedyny związek Eucharystii z Maryją? Zapraszamy na szesnasty odcinek „Podcastu umajonego”, w którym ks. Tomasz Podlewski opowiada o roli Matki Bożej według św. Jana Bosko.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję